O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 25 lutego 2014

Pierwsze urodziny

Witajcie Drodzy Goście!

Hhhhurra!
Dziś minął rok od pierwszego wpisu na blogu. Nie będę mówiła o statystykach, wspomnę tylko, że zajrzeli do mnie ludzie z najdalszych zakątków globu, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. I właśnie o tym chcę napisać.
To dzięki Wam, Drodzy Goście, piszę o wspaniałych miejscach, które mogę zobaczyć. Dzięki Waszym komentarzom uczę się i poznaję nowe rzeczy, miejsca oraz przede wszystkim Was. I cieszę się, że nie ważne skąd jesteśmy, pochodzimy czy jaki mamy kolor skóry czy też jaką wiarę wyznajemy, jesteśmy do siebie podobni i razem uważamy, że ŚWIAT JEST CUDOWNY,  a ludzie mogą się dzięki nam zmienić.
Dziękuję za wspólny rok i za to, że czuję się częścią blogowej rodziny. Na kolejny rok życzę sobie i Wam, byśmy odwiedzili nowe miejsca, przypomnieli stare, przetarli nowe szlaki, powrócili na te, które są nam znane. I żebyśmy wspólnie odbywali wirtualne wędrówki, a jeśli los pozwoli, to również te prawdziwe, ramię w ramię.
Przesyłam wszystkim Wam buziaka i do "przeczytania" w kolejnych postach!





P.s. Niebawem pokażę Wam fantastyczne miejsce w Polsce. Do zobaczenia! :)

środa, 19 lutego 2014

Dzikie Tatry Zachodnie




Tatry... Moje miejsce na ziemi. Moja największa pasja.
Tu zwalniam, mogę spokojnie myśleć.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole.
A dlaczego chodzę po górach?
Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu... Bo góry są.


WĄWÓZ KRAKÓW,

CZYLI TROCHĘ DZICZY

BLISKO TŁUMÓW


Kolejny dzień w Tatrach nie zapowiadał się kolorowo. Raczej można było założyć, że jedyny kolor jaki się zobaczy, to szary w każdym jego odcieniu. Perspektywa mało kusząca, jeśli słyszy się w prognozie pogody słowa: zachmurzenie duże z przelotnymi opadami. No właśnie słowo „przelotne” dało jednak promyk nadziei, że nie będzie to wieczne. A skoro nie, to warto jednak wyjść z ciepłej kwaterki. Jednak o długich wędrówkach na szlakach nie mogło być mowy. Wybór padł więc, na spokojny spacerek Doliną Kościeliską.

U wylotu doliny, jak zawsze sporo ludzi, którym zachmurzone niebo w niczym nie przeszkadza. My jednak bardzo szybko, w rejonie Polany Pisanej, odbiliśmy w bok. I wkroczyliśmy w magiczny świat. O ile dla Agi i Grzesia nie była to żadna nowość, przychodzili tu niejednokrotnie, kiedy ich dzieci były małe, o tyle mi się jakoś nigdy nie składało, żeby zobaczyć co jest „tam dalej”.


Obrany kierunek

Tak oto wkroczyliśmy na żółty szlak, by zobaczyć z bliska nieco „dziki” zakątek polskich Tatr.


Początek żółtego szlaku

Nazwę wąwozu, jako Kraków, nadali mu górale, którzy w wąskich przejściach skalnych znaleźli podobieństwo z ciasnymi uliczkami Starego Miasta w Krakowie, do którego to miasta od dawna wędrowali. Wąwóz Kraków uważany jest za jeden z najpiękniejszych wąwozów skalnych w polskich Tatrach Zachodnich. Stanowi boczną odnogę Doliny Kościeliskiej, wcina się głęboko w stoki masywu Ciemniaka i Upłaziańskiej Kopy. Ma łączną długość ok. 3 km i powierzchnię ok 2,3km². Dzieli się na liczne odnogi i wpada do niego kilka żlebów i kotłów.


Wąwóz Kraków. Foto: Agnieszka i Grzegorz

Idąc szlakiem dochodzącym do wąwozu, mimowolnie myślę o tym, że idę w jakieś tajemne miejsce. Nie dziwi mnie fakt, że pierwsze wizyty tu, odnotowano już w XIXw. Swą urodą wąwóz przyciągał ludzi, a także poszukiwaczy skarbów, wszak legendy o ukrytych w górach skarbach były ciągle żywe.


Początek szlaku, zaraz po skręcie z Doliny Kościeliskiej

Sam Wąwóz Kraków zbudowany jest niemal w całości ze skał wapiennych, a powstał w wyniku wietrzenia skał. Najniższa jego część jest udostępniona turystycznie. Dalsza, znacznie większa część wąwozu, objęta jest ochroną ścisłą, co znaczy, że ani turyści ani taternicy nie mają tam wstępu.


Kierunek na Wąwóz Kraków



Wejście do wąwozu

Po paru metrach naszym oczom ukazało się wejście do wąwozu.


Na dnie wąwozu




Kamieniste dno i przewieszone skały


To, co mogliśmy zobaczyć, to wcięty w skałach skalny kanion o pionowych lub przewieszonych skałach. Czym są przewieszone skały? To takie ich fragmenty, które nachylone są w stosunku od poziomu pod kątem przekraczającym 90°. Czasem na takich skałach można zobaczyć jak trenują wspinacze.


Wąwóz Kraków



 Wąwóz Kraków



Wróćmy jednak do naszej wycieczki. Dno tego małego kanionu  ścielą liczne kamienie i głazy. Ta część wąwozu to nic innego, jak pozostałość po dawnej jaskini, a właściwie jej korytarza, gdzie sklepienie uległo zawaleniu. Ze względu na fakt, że boki wąwozu to skały wyrastające w górę, niczym wielki mur, mało jest tam słońca, a  co za tym idzie, często zalega tam śnieg. Tego dnia jednak groziła nam jedynie wilgoć, czyli mżawka. I może przez to wąwóz wydawał się bardziej tajemniczy.


 Przewieszona skała



 Zakątek wąwozu


Tuż po przekroczeniu umownej bramy, po prawej stronie, mogliśmy dostrzec ukrytą w skalnej niszy gipsową figurę Matki Bożej. Podobno została ona ustawiona tu przez rodzinę pasterza, który zginął na pobliskiej turni. Tak, czy siak, świadomość bożej ochrony, usposobiła nas pogodnie na dalsze penetrowanie wąwozu.


Figurka Matki Bożej

Zwyczajem jest, by strome, nachylone bloki skalne podeprzeć patyczkami i gałęziami, co by się nie zawaliły. Wygląda to komicznie, ale jest już stałym elementem, wpisanym w każde zdjęcie z wąwozu.


 "Podpory skał"



 Skalne wywietrzysko, strach zaglądać

Po przejściu jakiś 100m, które jak dla mnie jest po prostu magiczne, wyszliśmy na dużą otwartą przestrzeń. To ostatnie miejsce, gdzie można jeszcze zawrócić do Doliny Kościeliskiej tę samą drogą, którą się przyszło. To również ostatnie miejsce, udostępnione turystycznie, dalej wkraczać nie można.


 Najszersza część wąwozu, udostępniona turystom



 Dalej - zakaz wstępu



 Ostatnie miejsce, gdzie można zawrócić. Foto: Agnieszka i Grzegorz

Jeśli jednak ktoś chce zobaczyć jeszcze jedną atrakcję Wąwozu Kraków, może wspiąć się po lewej stronie drabinką do jaskini – Smoczej Jamy i przez nią dojść z powrotem na Polanę Pisaną.



 Drabinka prowadząca do Smoczej Jamy

Tak też uczyniliśmy to razem z Grzesiem. Aga, której doskwierały nieco kolana, wróciła do Doliny Kościeliskiej i spędziła czas na czytaniu książki w ślicznych okolicznościach przyrody. My w tym czasie wdrapaliśmy się na drabinkę, by chwilkę później podciągać się na łańcuchach. I tu muszę dodać, że jeśli ktoś zdecyduje się kontynuować wycieczkę, idąc Smoczą Jamą, powinien wyposażyć się w latarkę, najlepiej czołówkę, ponieważ wolne ręce bardzo się przydadzą w jaskini.



Początek wspinaczki. Foto: Agnieszka i Grzegorz



 Nowy cel: Smocza Jama. Foto: Agnieszka i Grzegorz



 Między nami jaskiniowcami :) Foto: Agnieszka i Grzegorz



 Ubezpieczenia na podejściu



 Podejście do Smoczej Jamy jest dość strome, dlatego łańcuchy bardzo się tu przydają

Smocza Jama to jaskinia, a  właściwie krótki, ale za to stromy korytarz jaskiniowy, przebijający skałę na wylot, czyli oznaczający, iż owa jaskinia posiada dwa wyloty. Wejście do niej znajduje się na wysokości ok. 1100 m n.p.m., natomiast łączna jej długość wynosi 37m.


 Wejście do jaskini

Smocza Jama od dawna jest znana i użytkowana przez turystów. Pierwsza pisana wzmianka o niej pochodzi z 1876r. Początkowo była zwiedzana w odwrotną stronę, teraz szlak, który tędy biegnie jest jednokierunkowy.


 Ubezpieczenia w jaskini

Wielu ciekawych rzeczy w Smoczej Jamie się nie znajdzie. Samą atrakcją jest przejście tego tunelu, do którego, jak wspomniałam, niezbędna jest latarka. Wewnątrz, jaskinia jest ubezpieczona łańcuchami, bowiem zimą bywa oblodzona. W lato, po opadach deszczu, może być ślisko. I nam przydały się one, kiedy stopy ślizgały się po gładkiej powierzchni skały.


 Bez latarki ani rusz, na dnie leżą głazy i kamienie

Istnieje możliwość obejścia fragmentu szlaku prowadzącego jaskinią. Jest to ubezpieczone łańcuchami wejście po skale. Wariant ten został wytyczony w 1967r.


 Światełko w tunelu - drugi wylot jaskini



 Wyjście z jaskini - tu łańcuchy są bardzo przydatne



 Grześ pokonuje trudniejszy fragment

Po wyjściu ze Smoczej Jamy, ścieżką doszliśmy do Polany Pisanej, która tego dnia tonęła we mgle.


 Szlak po wyjściu z jaskini, prowadzący ku Polanie Pisanej



 Polana Pisana


Jednak przy ładnej pogodzie można stąd zobaczyć pobliskie turnie o wdzięcznych nazwach: Saturn i Ratusz. Saturn ma 1391m n.p.m., dawniej wydobywano pod nim niewielkie ilości rudy ołowiu, a  te wiązali astrologowie z planetą Saturn. Nie prowadzą na niego żadne szlaki turystyczne, ale bywają tam taternicy. Ratusz z kolei ma 1296m n.p.m. Nazwę nadali mu dawni turyści. Na jego ścianach, podobnie jak na Saturnie, znajdują się liczne drogi wspinaczkowe.


 Polana Pisana - widok z 2011r. W centralnym punkcie Saturn, z prawej Ratusz

Polana Pisana położona jest na wysokości 1010-1100 m n.p.m. Dawniej pasterze wypasali tu owce. Obecnie stopniowo zarasta ona lasem. Nazwa polany, najprawdopodobniej pochodzi od tego, iż była opisywana przez kartografów. Pisano o polanie, więc została Polaną Pisaną. Leży w Dolinie Kościeliskiej, do której dotarliśmy z Grzesiem. Tam już czekała na nas zaczytana Agnieszka.


 Zejście ku Dolinie Kościeliskiej



 Fantastyczne kształty natury

Wspólnie przeszliśmy przez mostek, przy którym jest Skała Pisana. To kilkunastometrowej wysokości skała, pod którą znajduje się wypływ wody, stanowiący odwodnienie Wąwozu Kraków. Pisaną jest jeszcze z jednego powodu. Otóż skałę tę pokrywają, dziś już prawie niewidoczne autografy kilku pokoleń turystów, w stylu „tu byłem”.


 Skała Pisana - dziś wyryte napisy są już prawie niewidoczne

Ciekawostką tego miejsca, jeśli można nazwać to ciekawostką, jest fakt, że 21 lutego 1914r zastrzeliła się tu Jadwiga Janczewska, narzeczona S.I. Witkiewicza. Miało to ponoć związek z niespełnioną jej miłością do Karola Szymanowskiego, naszego kompozytora, z  którym Witkiewicz miał zatargi. Choć niepewne są przyczyny śmierci, to faktem jest, że kobieta była chora na gruźlicę, a jeśli spodziewała się dziecka z nie swoim narzeczonym, a takie krążyły plotki, mogło to wszystko skłonić ją do tego desperackiego kroku jakim jest śmierć samobójcza. Jedno jest pewne – Witkiewicz bardzo to przeżył. Historia smutna, jeszcze jedna, jaką kryją w sobie skały Doliny Kościeliskiej.


Skały Raptawickiej Grani

Tak oto zanurzyliśmy się tego dnia w dziką stronę tatrzańskiej przyrody. Czas jaki jest potrzebny do przejścia tej trasy to ok. 50 min. No chyba, że komuś chce się biegać naokoło jaskini i ponownie ją przechodzić.
Nam jeszcze było mało spacerów, więc postanowiliśmy pójść spokojnie do schroniska na Hali Ornak, by tam podelektować się gorącą herbatą i wrócić spacerowym tempem do Kir. Atmosfera schroniska jest dla mnie zawsze przyjemna, tym razem ze względu na pogodę, więcej osób schroniło się w budynku. Ale zawsze znajdzie się miejsce, obok innego wędrowca, by posilić się lub tylko przysiąść i posłuchać gwaru turystów.



 Schronisko na Hali Ornak



 Tabliczka nad wejściem



 Wewnątrz części jadalnianej schroniska



 Tablica poświęcona Waleremu Goetelowi, którego imię nosi schronisko



 A może by tak zrobić herbatkę z prądem? Foto: Agnieszka i Grzegorz


Hej!

sobota, 15 lutego 2014

Słowacja - Orawski Zamek


Z WIZYTĄ W ORAWSKIM ZAMKU,

CZYLI O ZAWIŁEJ HISTORII

WĘGIER, SŁOWACJI I POLSKI

 

Co zrobić, kiedy pogoda w Zakopanem nie pozwala wyjść wyżej w góry? Oj, można dużo. Jest wiele możliwości. Jedną z nich jest sprawdzenie, co słychać po drugiej stronie gór, u naszych sąsiadów Słowaków. Wszak nie raz się zdarzało, że kiedy w Zakopanem lało jak z cebra, to Słowacy cieszyli się słońcem.

Tak też i zdarzyło się pewnego dnia, w czasie mojej wizyty w górach. Prognozy pogody nie zwiastowały nic dobrego, więc obieramy kierunek na Orawskie Podzamcze, gdzie nad brzegiem rzeki Orawy, na 112m skale, wznosi się jeden z piękniejszych zamków na Słowacji. A tych nasi sąsiedzi mają, oj mają, ponad 200…
 

 Orawski Hrad

Zamek Orawski (słowacki Oravský Hrad, węgierski Árva Vára, niemiecki Arwaburg), to średniowieczna twierdza, usytuowana w malowniczym miejscu.


Zamek Orawski i wyjątkowo mętna po deszczu rzeka Orawa
 

Dawniej rejony te należały do Królestwa Węgier. W XIIIw podjęto decyzję o wybudowaniu zamku, głównie, by zabezpieczyć wschodnią granicę kraju i zabezpieczyć drogę, która biegła do Polski.

W 1241r zamek należał do króla węgierskiego Beli IV. W tym czasie istniał już zamek górny i prawdopodobnie średni. Dolny zamek to była zabudowa drewniana. Dziś już dokładnie nie wiadomo kiedy zamek powstał.


Pierwsza brama wejściowa na zamek



 Pierwsza brama - zdjęcie z ulotki reklamowej zamku



Druga brama zamkowa. Nad nią umieszczone herby Jerzego Thurzy i Elżbiety Czoborowej, jego żony. Zdjęcie z ulotki reklamowej zamku
 

Kiedy władcy nie było na zamku, funkcję jego przedstawiciela sprawował kasztelan. Przez lata rządzili zamkiem różni kasztelani i orawscy hrabiowie.

W XVw węgierski możnowładca, polskiego pochodzenia – Ścibor Ściborowic herbu Ostoja, otrzymał twierdzę z rąk króla Zygmunta Luksemburczyka. Wdowa po królu, Elżbieta Luksemburska, w celu zapewnienia korony swemu synowi, Władysławowi Pogrobowcowi, próbowała zdobyć zamek, jednak bez rezultatu.


Na pierwszym dziedzińcu zamkowym. Z lewej strony Pałac Jerzego Thurzy



 Na pierwszym dziedzińcu zamkowym. W tle Pałac Korwina oraz Wieża Mieszkalna



 Sympatyczna kołatka na bramie - uśmiechnięty smok :)
 

Od 1441r znów na zamku jest polski akcent, bowiem włada nim Polak, „hrabia Liptowa i Orawy”, Piotr Komorowski, który po porażce wojsk węgiersko-polskich pod Warną w 1444r, sprzymierza się z Janem Jiskrą, czeskim szlachcicem, który działał na terenach Słowacji w służbie Elżbiety Luksemburskiej i obaj stanęli przeciwko Janowi Hunyadyemu i jego synowi Maciejowi Korwinowi ( o obu wspomniałam w swojej relacji z Rumunii). Kiedy Piotr Komorowski przystąpił do stronnictwa, które obrało polskiego królewicza Władysława Jagiellończyka na króla Węgier i kiedy zamiar pozyskania korony węgierskiej nie powiódł się, Komorowski stracił swe posiadłości na Liptowie i Orawie, a co za tym idzie, również Orawski Zamek.

Nadążacie za historią? Trudne te dzieje…

Od tego czasu zamek przechodził z rąk do rąk w formie darowizn lub jako rekompensaty za straty w innych częściach kraju. Przez  krótką chwilę władał nim w XVIw inny Polak, szlachcic Jan z Dębowca, a po jego śmierci, Wacław Siedlnicki.


Pałac Korwina, pierwotnie późnogotycki obiekt z końca XVw, potem przebudowany w stylu romantyzmu



 Pałac Korwina i Wieża Mieszkalna, która stanowiła część Pałacu Jana z Dębowca i była przeznaczona dla szlacheckich obywateli zamku



 Tu przypomina mi się pewno zdarzenie, kiedy pokazywałam Siostrze zdjęcia, ta wykrzyknęła: Och, jak ja przejechałabym się taką karocą! Wtedy powiedziałam, że ja raczej wolałabym inną :) Taką bez aniołków... To karawan :)
 

Od końca XVIw w skalistej twierdzy rządzili Thurzonowie, węgierski ród szlachecki, który jednak wygasł na początku XVIIw. Kolejni spadkobiercy to już spokrewnione rodziny. Powstaje współwłasność ziemska, tzw. komposesorat.

Jeden z zarządcy zamku oskarżony o udział w spisku przeciw cesarzowi Leopoldowi I i udział w antyhabsburskim powstaniu, musiał salwować się ucieczką. W 1670r zamek zajęło wojsko Franciszka II Rakoczego. Z rąk powstańców odbił zamek cesarski generał, hrabia Johann von Sporck. Jednak już w początkach XVIIIw Węgry ogarnęło kolejne powstanie antyhabsburskie. Na jego czele stanął Franciszek II Rakoczy, którego wojska zajęły tereny dzisiejszej Słowacji, w tym i Zamek Orawski. Po kilku latach, zamek znów wrócił w ręce Thurzonów. Po 1792r stracił charakter obronny, a zyski z posiadłości były coraz mniejsze.


Widok na Zamek Wysoki i Cytedelę - jedną z najstarszych części zamku



 Do zamkowych wnętrz prowadzą liczne schody



 Na jednych schodach usłyszłam za sobą taki tekst: Kochanie, zostało nam tylko 90 zdjęć! Ech, gdzie te czasy kiedy klisza miała co najwyżej 36 klatek i nie wiadomo było, czy coś wyjdzie...
 

W 1800r wybuchł pożar, który strawił wszystkie drewniane części zamku. Ówczesny zarządca – Franciszek Zichy zabezpieczył część zamku dolnego przed postępującą dewastacją i w takim stanie zamek przetrwał ponad 60 lat.

W 1868r za sprawą kolejnego zarządcy Edmunda Zichy’ego, urządzono w zamku jedno z pierwszych na Słowacji muzeów. Udostępniono go publiczności jeszcze w 1868r. Po tym czasie podjęto próby rekonstrukcji zamku oraz jego remontu. I wojna światowa przerwała prace, które na nowo podjęto w latach międzywojennych, kiedy zarządcą zamku było już państwo czechosłowackie. Po II wojnie światowej, polityka światowa i krajowa spowodowała, że zamek przeszedł całkowicie w ręce państwa. Od tego czasu prace rekonstrukcyjno-remontowe wciąż trwają. Zamek jednak funkcjonuje jako muzeum otwarte dla zwiedzających.
 

 Ulotka reklamowa zamku

Na całość zamku składają się trzy kompleksy średniowieczno – renesansowych budowli. Najstarsza jego część to zamek górny. Tę część zamku zauważa się natychmiast, kiedy zbliża się do Orawskiego Podzamcza. Zamek górny pochodzi z pierwszej połowy XIIIw. Jest to wysoka i wąska budowla z przybudówkami, osadzona na skale tak, by była trudną do zdobycia.


Zamek Wysoki z lewej strony



Cytadela. Pochodzi z czasów, kiedy zamkiem władała rodzina Thurzo. Zdjęcie z ulotki reklamowej zamku



 Na parterze cytadeli znajduje się cysterna wyciosana ze skalnego podłoża. Zdjęcie z ulotki reklamowej zamku


Zamek średni stanowią pałace, wzniesione przez Jana z Dębowca i Jana Korwina. Jest tu także czworoboczna wieża oraz studnia głęboka na 90m, wydrążona w litej skale.


Pałac Korwina



 Pałac Korwina, Wieża Mieszkalna Pałacu Jana z Dębowca oraz z lewej zabudowania Pałacu Jerzego Thurzy



 Na dziedzińcu zamkowym



 Sala herbowa w Pałacu Korwina. Zdjęcie z ulotki reklamowej zamku



 Sala rycerska w Pałacu Korwina. Zdjęcie z ulotki reklamowej zamku



 Salonik Myśliwski w Pałacu Jerzego Thurzy



 Salonik Myśliwski w Pałacu Jerzego Thurzy


Najniżej położony jest zamek dolny z pałacem Thurzonów, barokowym kościołem zamkowym i wieżą.


Widok z cytadeli na dziedziniec zamku dolnego



 Z prawej strony kaplica św. Michała, zbudowana przez Jerzego Thurzo i przylegający do niej pałac. Kaplica stała się miejscem pochówku Jerzego Thurzy i jego rodziny.



Ołtarz główny kaplicy św. Michała, wytworzony około połowy XVIIIw. W centralnej części postać św. Michała Archanioła. Po obu stronach i nad obrazem są umieszczone rzeźby św. Anny, św. Joachima, aniołów i grupa posągów koronujących św. Marię Pannę. Zdjęcie z ulotki reklamowej zamku
 

Trzy bramy wejściowe połączone są tunelem, pod którym znajdują się podziemne korytarze.


W tunelu bramy wejściowej wystawione są różne karoce i powozy
 

W pomieszczeniach zamku ma swoją siedzibę Orawskie Muzeum z wieloma ekspozycjami. W górnym zamku jest dział archeologiczny. W zamku średnim umieszczono ekspozycję przyrodniczą (z wypchanymi zwierzątkami), a także etnograficzną i historyczną.


 Widok na wieżę kaplicy św. Michała
 

Jak każdy szanujący się zamek, także i ten ma swoją legendę.

Otóż w miejsce, gdzie dziś stoi Orawski zamek, przybył Marek na Orawę. Tu zatrzymawszy się, postanowił wznieść zamek, nawet jeśli pomoże mu w tym sam diabeł. Jak tylko o tym pomyślał, rzeczony diabeł zjawił się obok Marka. Oczywiście z propozycją pomocy przy budowie. Ale nie za darmo. Czart w zamian za wybudowanie twierdzy w siedem dni i siedem nocy, chciał duszę Marka po upływie lat 70. Kiedy budowla zaczęła powstawać i z każdym dniem było jej więcej, Marek bardzo się bał, ze jednak pójdzie do piekła. I wiadomo: jak trwoga, to do Boga. Zaczął więc, prosić Boga o pomoc. W tym czasie diabeł tocząc ciężkie głazy na budowę zamku, już zacierał ręce na kolejną duszę w swym posiadaniu. Jednak z ostatnim głazem, zastało diabła pianie koguta, zwiastujące ranek ósmego dnia. Tak, oto umowa nie została dotrzymana, a zły czart cisnął ostatni głaz do rzeki, gdzie jest do dziś, a miejscowi ludzie zwą go Markową Skałą.


Legenda, legendą, ale orawska twierdza na skale, niczym „gniazdo orła”, jest dziś bezsprzecznie jedną z największych atrakcji turystycznych północnej Słowacji. Od granicy z Polską to tylko jakieś 35km. Samo zwiedzanie zamku przewidziane jest na ok. 2 godziny.



Orawski zamek
 

Jeszcze słów kilka o samej miejscowości, z której wyruszyliśmy w zawiłą historię trzech państw, połączonych w jednych zamkowych murach. Orawski Podzamok znajduje się na wysokości 520 m n.p.m. i powstał z założonego w XVIw folwarku, w którym mieszkali rzemieślnicy, służba i urzędnicy pracujący na zamku. Przez kilka wieków była to tętniąca życiem miejscowość, która jednak w XXw straciła na znaczeniu.


Orawski Podzamok


Miejscowość jest uznawana za jedną z najstarszych na Orawie. Nigdy nie otrzymała praw miejskich, choć była uważana za ważny ośrodek administracyjny całego regionu. W XVIIw była gminą – znajdowała się tu karczma, młyn, tartak, a także browar i manufaktura sukna. W 1637r powstała we wsi samodzielna parafia, co podniosło rangę miejscowości. Z czasem rozwinęło się tu pszczelarstwo.


Widok na zamek z poziomu parkingu


W Orawskim Podzamoku jest klasycystyczny kościół św. Jana Nepomucena. Świątynia została wybudowana w XVIIIw jako kapliczka na cmentarzu i była pierwotnie w stylu barokowym, lecz później spłonęła i odbudowano ją w obecnym stylu w 1831r. W samej miejscowości zachowały się jeszcze zabytkowe budynki.



 Kościoł św. Jana Nepomucena w Orawskim Podzamoku
 

Pora powrócić na polską stronę gór. A tam deszcz… Co więc robić następnego dnia? To już temat na inną opowieść J.

 

KONIEC