Moje kąty na planecie Ziemia:

wtorek, 27 stycznia 2015

Spokojne miejsce... 70 lat od wyzwolenia obozu w Oświęcimiu

Tam, gdzie skończyły się marzenia i nawet życie,
a zaczęło piekło…

Dziś mija 70 lat od wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. To kawałek naszej tragicznej historii, którą przez lata zapominano, wypaczano, a dziś dla następnego pokolenia jest historią zamierzchłą, zupełnie nierozumianą, choć trzeba przyznać, że na nowo odkrywaną.
Dziś chciałabym zabrać Was tam, gdzie miało być spokojnie, a miejsce to stało się piekłem dla ludzi. Chcę podzielić się z Wami podróżą osobistą niejako, bowiem Oświęcim, to miejsce, które mocno wdarło się w moją głowę. Wdarło się z powodu mojego biologicznego Tatusia, który trafił tam jako młody chłopiec i miał to szczęście, że udało mu się przeżyć. Oto miejsce, do którego  4 września 1944r transportem z Warszawy,  trafił numer 192783 – mój Tatuś…
Trudno jest dziś patrzeć na niespełna 12 letnie dziecko, oznaczone w dokumentach jako uczeń, a zaraz w kolejnej kolumnie jako więzień polityczny. Kłóci się pojęcie ucznia i więźnia politycznego. 


Przykładowe oznaczenie więźnia politycznego, zwykle był to czerwony trójkąt z oznaczeniem pochodzenia oraz numerem. Źródło: www.pamiec.pl


Jest dla mnie jak zgrzyt w historii, którą nie tylko tworzył mój Tatuś. Takich dzieci, które musiały szybko wydorośleć, zapominając o dzieciństwie, radościach dnia codziennego, było przecież mnóstwo. I pewnie każdy z Was może się taką historią podzielić. Moi prawdziwi Rodzice nie żyją już od ponad 30 lat… Szkoda, bo teraz chciałabym zadać im mnóstwo pytań. Może gdyby nie ta wojna, dziś może jeszcze by żyli.
Kiedyś postanowiłyśmy z moją drugą Mamą, która była jednocześnie moją straszą o 19 lat Siostrą (tak, tak, ja późno pojawiłam się na świecie, nie było mnie nawet w planie 5-letnim), że odwiedzimy Oświęcim, by zobaczyć to miejsce, które z dziecka stworzyło dorosłego…  Niestety los bywa okrutny i zabrakło mojej drugiej Mamy. Dlatego zebrałam się na odwagę i pojechałam tam sama, bez Niej.


Początek mojej osobistej wędrówki przez jedyny obóz koncentracyjny wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 


Stałam przed bramą z ironicznym napisem „Arbeit macht frei” – „Praca czyni wolnym”…  Tak, mnóstwo ludzi odzyskało tam wolność… Jedni w komorach gazowych, inni rzucając się na druty pod napięciem, jeszcze inni z głodu i skutków eksperymentów medycznych. Tak, oni mieli już swoją wolność…


Druty pod napięciem otaczały cały obóz. Więźniowie, którzy czuli, że wariują lub tracą nadzieję, załamani psychicznie, często wybierali śmierć poprzez łapanie za druty. Napięcie wystarczało do uśmiercenia człowieka.


I oto stałam pod tą bramą i wręcz czułam kroki tych, co codziennie pod tym napisem przechodzili. Wierzcie mi, nie potrafię nie płakać, kiedy widzę ten cyniczny napis. Wtedy patrzyłam na ten napis i myślałam, > Oto jestem tu Tato<. 


Cyniczny napis na bramie, którą codziennie przemierzały ludzkie istnienia























Tego dnia padał deszcz... Zastanawiałam się, czy kiedy w tym miejscy był mój Tatuś, było równie mokro...


Całą moją wizytę tam odchorowałam. Ale chcę Wam pokazać miejsce, które budzi emocje nie tylko u ludzi starszych, którzy to przeżyli, ale także u młodych ludzi, którzy odwiedzają obóz w ramach wycieczek. Tu nikt nie wstydzi się łez… Obrazy, jakie się tu widzi, na długo zapadają w pamięć i niech będą ku przestrodze, by nigdy więcej ludzie ludziom nie zgotowali takiego losu. Konzentrationslager Auschwitz, KL Auschwitz - obóz koncentracyjny, którzy założyli Niemcy na terenie Polski, choć administracyjnie Oświęcim był wcielony do III Rzeszy z rozkazu Hitlera. Powstał już w 1940r. Przez prawie pięć lat działalności pochłonął wiele istnień różnych narodowości. Oprócz Polaków, ginęli tu Ormianie, Jugosłowianie, Żydzi różnego pochodzenia, Romowie, Czesi, Węgrzy, jeńcy radzieccy i inni.














Prycze w bloku kobiecym, na lichych siennikach wyłożonych sianem lub słomą leżało po kilka ściśniętych ze sobą kobiet, które ogrzewały się ciepłem własnych ciał. To nawet trudno nazwać spaniem. To trudno nazwać miejscem do spania...




 Wymowny napis, który i tak nie powstrzymywał ludzi...















Ściana Straceń w Auschwitz, przed nią plac, na którym odbywały się apele


W obozie koncentracyjnym nie mówiono po imieniu, tam obowiązywały numery tatuowane na przedramionach. Ci pierwsi je mieli, tak zwani „milionowcy” już nie, oni prawie od razu tracili życie…
Codzienne życie wyznaczały apele, często w chłodzie, deszczu, gdzie jedynym okryciem była bielizna i cienkie „pasiaki”. 





















Druty pod napięciem były podwójne. Między nimi przechadzali się wartownicy z psami.


Selekcja odbywała się często w sposób naturalny. Ludzie padali z wychłodzenia, wycieńczenia oraz chorób. Innym sposobem na eliminację „numerów” było gazowanie Cyklonem B, który początkowo służył jedynie do dezynfekcji. Tu w komorach gazowych ofiarą padło najwięcej Żydów, którym wmawiano, że idą na kąpiel i odwszenie. Najpierw zabierano im wszelkie dobra, z jakimi przyjechali, kosztowności, walizki, ubrania. A potem nagich, upokorzonych stłaczano w komorze z natryskami, co dawało im nadzieję na prawdziwy prysznic. I czasem z natrysków leciała woda. Ale w przeważającej części z otworów leciał gaz…


  Puste puszki po cyklonie B...















Krematorium na terenie obozu - Niemcy ewakuując obóz, wysadzali krematoria w powietrze, palili dokumenty, słowem zacierali ślady swej zbrodniczej działalności


Osobne miejsce zajmują w historii obozu eksperymenty medyczne, których dokonywano w przerażających warunkach. Kobiety były poddawane sterylizacji, zdrowych ludzi zarażano tyfusem i durem brzusznym, na bliźniętach wykonywano doświadczenia z zakresu genetyki. Siłą rzeczy tylko najbardziej odporni ludzie mogli to przeżyć, co oczywiście odbiło się echem w ich późniejszym życiu. Płacili zdrowiem i życiem.






















Wystawa w dawnym bloku więziennym, zwanym Blokiem Śmierci, patrzy się w oczy tych, co odeszli...



Kiedy się słyszy o takich rzeczach, człowiek chwyta się za serce i łzy same lecą z oczu. Dlatego początkowo świat nie chciał w to uwierzyć. Przecież to było nienormalne… A co w czasie wojny było normalne? Oczywiście bunt i opór. Zaczynano przenosić wiadomości za druty. Organizowano samopomoc więźniarską i ucieczki pojmanych. Część przeżyła i przenosiła tragiczne wiadomości, choć okupant odpłacał masowymi rozstrzelaniami. Świat się dowiedział…





















Na terenie obozu - świat zza drutów nie był cudowny, ale przynajmniej żył...






















Budka wartownicza, jedna z wielu


Dziś wiemy co się stało, możemy obchodzić kolejne rocznice, choć w tym przypadku nie można chyba mówić o świętowaniu. Bo słowo to niesie za sobą radość, a pamięć o Auschwitz, czyli Oświęcimiu właśnie, przywodzi na myśl ból, cierpienie  i rozpacz. No chyba, że mówimy o radości życia. Z tego, że się przeżyło. Numerowi 192783 się udało. 16 lutego 1945r został osadzony w kolejnym obozie koncentracyjnym, tym razem w Mauthausen, gdzie dostał kolejny numer i gdzie zastało go wyzwolenie. Dziś też jest wolny, a ja zostałam bez odpowiedzi na moje pytania…






















Szubienica, na której po procesie norymberskim oprawców, powieszono pokazowo pierwszego komendanta obozu Rudolfa Hößa. Szubienica jest oryginalna. Znajduje się tuż obok krematorium, gdzie stracono mnóstwo ludzi z polecenia komendanta.


Pamiętajmy o ludziach, którzy w Oświęcimiu stracili swe marzenia, nadzieje, w końcu życie, gdzie trafili jako dzieci, a jeśli wyszli to jako mali dorośli – nie ważne kim byli i jakiego byli pochodzenia. To przecież byli ludzie, tacy jak my dzisiaj…


6 komentarzy:

  1. Duśka, brak mi słów. Łza za łzą...Kiedyś odwiedziłam to miejsce, lata temu, chyba jeszcze w liceum. Pamiętam, że po zobaczeniu stosów butów, bucików i innych rzeczy codziennego użytku, wyszłam na zewnątrz i nie miałam siły na kontynuację zwiedzania. Schowałam się gdzieś za jakimś budynkiem i musiałam się wypłakać. Tylko człowiek jest zdolny do takiego okrucieństwa, zabijania dla przyjemności, a postawił się na szczycie piramidy ewolucji...
    pozdrawiam Cię ciepło
    Bernadette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Tak, to prawda, ja też nie mogłam powstrzymać łez, bo dla mnie było to takie bliskie mi miejsce... Oglądałam tam film i w każdym dziecku widziałam mojego Tatusia. Za każdym razem nie potrafię myśleć o tym, że to miało być takie spokojne miejsce... Wczoraj mój Siostrzeniec skończył 5 lat. Oby jego pokolenie mogło mieć radosne dzieciństwo. Ściskam Cię mocno!

      Usuń
  2. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym aby jego rodzina, dzieci a nawet on trafił do obozu. Jest to straszne miejsce, na mnie osobiście wywarło bardzo dużo łez, bo nie wiem jak można być aż tak okrutnym, bez serca ani grama litości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że to już tylko historia, który nigdy się nie powtórzy. Pamiętajmy o przeszłości, żyjmy jednak teraźniejszością, by wpłynęła ona dobrze na naszą przyszłość. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Byłam w obozie jeden raz jako bardzo młoda dziewczyna,poświęciłam krótki czas na pobyt tam,wiadomo,że miałam świadomość w jakim byłam miejscu,jaki ogrom zbrodni miał miejsce,tragedii ludzkich ale w miarę zagłębianie się w historie poprzez czytanie książek,wszechobecnego internetu,materiałów filmowych czuje ogromną potrzebe ponownego pojechania tam,żeby przede wszystkim oddać hołd tym wszystkim ludziom,wiadomo,że życie toczy się dalej ale wszyscy musimy pielęgnować pamięć ofiar,przebywając na terenie obozu niestety z przykrością musze stwierdzić,że młodzi ludzie nie są przygotowani na taką wizyte,słyszałam nietaktowne sarkastyczne komentarze obok pieców do palenia zwłok,jestem osobą bardzo szczupłą-usłyszałam za sobą słowa-a ta co,uciekła z obozu....Duża rola przede wszystkim rodziców w uświadamianiu dzieci,zagłębianie w historie,dużo ludzi nie ma podstawowej wiedzy na temat historii Polski,na terenie obozu ludzie odwiedzający powinni zachować największy szacunek do tego miejsca szczególnie młodzi bo jeśli traktują wizyte w obozie jak spacer po galerii handlowej niech dorosną,zaznajomią się z historią i dopiero przyjadą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj (choć nie wiem Kogo?) :) Tak, to prawda. Wiele zależy od wychowania Rodziców i tego, co przekazuje szkoła. Ale nie oszukujmy się, dla młodego pokolenia czas II wojny światowej, to jak dla mojego pokolenia czas Powstania Styczniowego. Choć nie trafiłam na taką rozwrzeszczaną grupę, raczej na młodych mocno wstrząśniętych tym, co zobaczyli, ale przyznaję Ci rację, że takie miejsce - nie ważne, kiedy się wydarzyły fakty - zasługuje na poszanowanie. Mądre wychowanie w tym pomaga, ale jeśli następne pokolenie wychowują ludzie, którzy takie rzeczy ignorują? Ciężko wtedy wymagać, by młodzi zachowywali się odpowiednio. Pozdrawiam Cię ciepło :)

      Usuń