Moje kąty na planecie Ziemia:

wtorek, 11 czerwca 2024

Apetyt na Norwegię cz. 7.

                                           NORWEGIA PO RAZ SIÓDMY, 

CZYLI JĘZYK TROLLA I INNE HECE


Termin: 02 - 09 września 2023 r.

Uczestnicy: Mira i Duśka

Trasa opisana w poście:

09 września: Bratland Camping - lotnisko w Bergen Flesland - Gdańsk - Warszawa

Nocleg: własne łóżko w domu ;)

Pokonana trasa 09 września: ok. 16 km autobusem i tramwajem ( 1 przesiadka), ok. 1039 km samolotem, ok. 18 km taksówką, ok. 4 km pieszo, ok. 340 km pociągiem, ok. 20 km samochodem (Mira), ok. 8 km autobusem (Duśka)


Dziennik z wyprawy, dzień 8:

Budzę się z myślą, że to ostatni nasz wspólny dzień. Obok Mira szykuje się do opuszczenia namiotu. Ja jeszcze przymykam oczy. Jeszcze dosypiam... 


Zwolniłam i marzenia senne jeszcze się trzymają :)


Kiedy się budzę, obok mnie nie ma już materaca Miry. Choć nie musimy się dzisiaj śpieszyć, to Mira zerwała się jak skowronek, a ja siadam "na łóżku" i próbuję pojąć jak to się stało, że tak szybko minął tydzień. Idę do kuchni połączonej z pokojem wypoczynkowym, w którym poznałyśmy Carlosa. Tym razem nie widać Jego uśmiechniętej twarzy. 
Za to Mira w środku przepakowuje swój bagaż. Okazuje się, że bez karty nie miała jak wejść do pokoju, a nie wiedziała, gdzie położyłam naszą. Z ratunkiem przyszedł jakiś inny ranny ptaszek ;) 
No dobra, zaraz i mnie czeka bałagan. 


Recepcja w Bratland Camping


Zajmujemy dwie skórzane kanapy, żeby przepakować nasz majdan i odpowiednio rozłożyć ciężar. Całe szczęście, że nikt ich wtedy nie potrzebował. Idzie mi sprawnie, choć nie przepadam za pakowaniem. Po godzinie oba plecaki spakowane, resztę dopakuje się w małe. Tym razem Mircia dźwiga nasz przenośny dom, bo zabierze go do swojego ogródka, co by sobie wysechł. 
Idę na poranne ablucje i siadamy razem do śniadania. Na spokojnie, bez pośpiechu, bo autobus dopiero koło południa. Jak na złość przy wyjeździe mamy piękną pogodę. No aż prosi się, żeby zostać dłużej... Ale to twarda gra. Jutro chwila oddechu i w poniedziałek znów do pracy. Nie ma lekko.
Wreszcie następuje ta chwila, której wcale nie chcę. Idziemy na przystanek i ponownie wsiadamy w autobus nr 90, potem przesiadka na Nesttun Terminal w tramwaj nr 1 i jesteśmy znów na lotnisku. I na chwilę przenosimy się w czasie, patrząc na sporych rozmiarów pomnik lotnika...


A na lotnisku pomnik Kapitana Pera Hysing - Dahla (31.07.1920 - 07.04.1989), który pochodził z Bergen. Przez większą część wojny służył w 161 Eskadrze Do Zadań Specjalnych Królewskich Sił Powietrznych. Eskadra wspierała brytyjskie służby wywiadowcze, które prowadziły tajne operacje przeciwko wrogowi. Jako pilot bombowców Halifax, wykonał 30 lotów bojowych nastawionych na zrzucanie niezbędnych zapasów, broni i agentów grupom pracującym w Ruchu Oporu. Wiele misji przeprowadzono nad Norwegią w bardzo trudnych warunkach. Uczestniczył w większości z nich. Podczas jednej z nich został zestrzelony nad Kanałem La Manche. Lekceważąc własne bezpieczeństwo, umiejętnie wylądował samolotem na kanale, ratując życie dwóm agentom, którzy byli na pokładzie. Po niemal 12 godz. spędzonych w wodzie, uratował ich amerykański okręg wojenny. Per Hysing - Dahl został odznaczony Norweskim Krzyżem Wojennym z Mieczem, Norweskim Orderem św. Olava i innymi odznaczeniami za jego odważną walkę o wolność.



 Per Hysing - Dahl przy swoim samolocie. Żródło: https://www.bt.no/folk/i/GMpoEJ/krigshelten-per-hysing-dahl-hedret-i-frankrike  
Bohater wojenny w 1969 r. został wybrany na posła do norweskiego parlamentu. Przewodniczył Stałemu Komitetowi d.s. Obrony od 1973 r. do 1981 r. i był przewodniczącym  parlamentu od 1981 r. do 1985 r. Na tabliczce pamiątkowej na pomniku napisano : " Per Hysing - Dahl jest mocnym przykładem determinacji wszystkich Norwegów, którzy walczyli w wojnie powietrznej nad Europą podczas II wojny światowej. Nasza wolność to zasługa ich poświęcenia, za co jesteśmy im niezmiernie wdzięczni".


Ot, taka ciekawostka lotniskowa...
Chwila rozeznania gdzie jest nasza bramka, ale jakoś jej nie widzimy. Okazuje się, że na tanie linie samodzielnie trzeba zdać bagaż, uprzednio drukując sobie kody w jednej z wielu maszyn, stojących po środku. Ja to jednak mam starą duszę, bo wolę obsługę człowieka. Mam obawy, czy nadam swoje rzeczy tam, gdzie i ja chcę dolecieć. Na szczęście z pomocą przychodzi młody pracownik lotniska, którego z miłym uśmiechem zaczepiam prosząc o przysługę. Ok, bagaże nadane, teraz my. Znowu wyjmowanie rzeczy z plecaka, znowu rozbieranie, ale tym razem przechodzę bez niespodzianek.
Po drugiej stronie terminala chcę sobie kupić gofra, ale znowu nigdzie ich nie ma, więc zadowalam się bułeczką pistacjową. Ależ pyszna!
Czekamy chwilę siedząc na podłodze w kąciku, ludzi multum. Przyleciał samolot, więc morze ludzkich głów przelewa się przez pomieszczenie, w którym siedzimy. Zaraz potem wywołują nas do odprawy paszportowej. Mała chwila i już siedzimy w samolocie. Żegnam z żalem Norwegię. Jak zawsze... I jak zazwyczaj, apetyt na nią jest coraz większy. W głowie mam już koleje pomysły na urlop w krainie fiordów. 


Jedni czekają na start, inni właśnie lądują



Jednak gdzieś pada... ;)



Żegnaj Norwegio! (Po środku zdjęcia widoczny lodowiec)


Tymczasem o czasie dolatujemy do Gdańska. Wita nas żar z nieba. Jest pięknie i bardzo ciepło jak na wrzesień. Odbieramy bagaże i idziemy na zewnątrz. Przez chwilkę zastanawiamy się co robić. Autobus nam już odjechał, pociągu nie ma, stać tu kolejną godzinę nie ma sensu. Ustalamy, że szarpniemy się na taksówkę. Tym sposobem docieramy do dworca głównego PKP, na którym odnajdujemy szafki bagażowe i zostawiamy bagaże. Znów na lekko idziemy w miasto ;)


Po tygodniu, całe i zmęczone, ale szczęśliwe, z powrotem w Gdańsku



Dworzec kolejowy Gdańsk Główny



Pomnik dzieci żydowskich, które w 1939 r. wyjechały do Anglii bez swoich rodziców i tym samym uniknęły zagłady w obozach koncentracyjnych. Niestety w większości przypadków, po wojnie nie odnalazły się ze swoimi rodzinami... Jak się o tym pomyśli to był to dramat wielu ludzi i tych co oddawali swe dzieci w celu ocalenia i tych co wieźli je do Anglii, dramat dzieci, w sumie maluchów jeszcze i tych co przygarnęli nie swoje dzieci pod dach. Tak, to niewinne ofiary każdej wojny...



Dworzec kolejowy Gdańsk Główny to bardzo ładny budynek


Na zwiedzanie Gdańska i jego zakamarków nie mamy czasu, ale na porządny obiad na Długim Targu już tak. Marzy mi się schabowy ;) Szukamy przyzwoitej knajpki, gdzie dają kotleta. Mira zadowala się pierogami z rokitnikiem. Po tygodniu wcinania liofilizowanej żywności, obiad podany na talerzu smakuje o wiele lepiej. Nad głowami przelatują samoloty. Mimowolnie stwierdzam, że ten to na pewno leci do Bergen, a ten to na bank do Oslo ;) Już tęsknię...


Średniowieczny budynek ratusza w Gdańsku



Jeden z symboli Gdańska - pomnik Neptuna



Rzeka Motława. Po lewej stronie na końcu, kolejny symbol miasta - Stary Żuraw



Tak jak w średniowieczu, tak i dziś, życie kwitnie nad rzeką



Kolorowe kamieniczki nad rzeką



Wejście w ulicę Mariacką - najbardziej znaną ze sklepików z bursztynami



Ulica Mariacka



W średniowieczu także były wystawiane towary na sprzedaż, nie inaczej jest obecnie. Bursztyn to bezsprzecznie rzecz kojarzona z polskim morzem i Gdańskiem



Kamienica Gotyk z 1451 r. na ulicy Mariackiej, tuż obok Bazyliki Mariackiej. To najstarsza kamienica w Gdańsku (obecnie hotel) 



Ul. Długa w Gdańsku


Wracamy po nasze bagaże. Obok grupa kobiet nie może otworzyć swojej szafki, pomimo posiadanego do niej klucza. Robi się nerwowo. Jak dobrze, że nasze się otworzyły i możemy pójść na peron.
Siadamy w pociągu do Warszawy, w którym podróż mija szybko. Rozmawiamy, trochę przymykamy powieki, na koniec stwierdzam, że tak jesteśmy zgrane, że nawet wzdychamy w tym samym momencie. Śmiejemy się obie. Mnie przepełnia wdzięczność, że Mira była ze mną w tej podróży. 


Gnamy już pociągiem do Warszawy


Jest już ciemno, choć w Norwegii dopiero się zmierzchało o tej porze. Dojeżdżamy do Warszawy. Mira wysiada na stacji Warszawa Wschodnia, skąd Córka zawiezie Ją samochodem do domu, do Wołomina. Żegnamy się nieco zmęczone, ale uśmiechnięte i to liczy się najbardziej. Ja jadę stację dalej i wysiadam na Centralnej. Stąd łapię autobus do domu i pół godziny później otwieram z klucza moje mieszkanko. 
Tym samym podróż dobiega końca. 
Czy było warto? Oczywiście, że tak! Co zobaczyłyśmy, co przeżyłyśmy, tego nam nikt nie odbierze. Już szykujemy się do następnej wyprawy. 
Poniżej podsumowanie naszego wyjazdu. Sami oceńcie, czy było warto ;)

Podsumowanie wyprawy - statystyka:

1.       Czas: 8 dni, od soboty 02.09.2023. do soboty 09.09.2023.

2.       Transport:  ogólnie ciężko. Niby są połączenia, ale… albo sezonowe, albo jeden autobus na dzień 😊 Dojedziesz, ale możesz nie wrócić szybko. Z pomocą przychodzi autostop, ale nie ma pewności, że ktoś od razu się zatrzyma. Więc jeśli jest jakiś plan przemieszczania się i łapania kolejnych transportów, może być to ryzykowne. Z tego powodu zrezygnowałyśmy z Mirą z dwóch wodospadów i jednej urokliwej farmy. Trochę szkoda, ale gdybyśmy utknęły w jednym punkcie, nie zobaczyłybyśmy innych atrakcji. 

Transport w pokonanych odległościach:

Samolotem – ok. 2068 km

Pociągiem – ok. 758 km

Koleją historyczną – ok. 20 km

Kolejką linową – ok. 844 m

Promem – ok. 5,2 km

Autobusem – ok. 520 km

Tramwajem – ok. 38 km

Kamperem – ok. 31 km

Samochodem – ok. 93 km

Taksówką – ok. 27,3 km

Pieszo – ok. 43 km.


 

Samolotem...


Promem...



Miejskim autobusem...



Historyczną kolejką...



Górską kolejką szynową...



3.
       Noclegi: 7 nocy, w tym:

a.       5 nocy w namiocie na kempingach

b.       1 noc w hyttcie

c.       1 noc na dziko też w namiocie



Wszystkie (poza jedną) noce spędzone w naszym przenośnym domu na kempingach




Jedna nocka w hyttcie razem z naszymi dwoma kompanami - nasi dżentelmeni oddali nam zamykany pokoik :)




Nocleg na dziko przy Języku Trolla - teren nieco twardy, skalny, ale udało się znaleźć małą półkę z trawą, choć wbijanie szpilek było ciężkie



4.       4 kempingi: Bratland Camping (niedaleko Bergen), Trolltunga Camping (Odda), Kjærtveit Camping (Eidfjord)  i Vang Camping (Gudvangen)

 

a.       Bratland Camping:


PLUSY +


+ dobry dojazd z lotniska (przystanek autobusowy w obie strony tuż przy kempingu)
+ najbliższy kemping w okolicach Bergen (wcześniej jest jeszcze jeden, ale nie wzbudził sympatii)
+ miła obsługa
+ duża kuchnia
+ pokój do konsumpcji, wypoczynku, spotkań, telewizji
+ sklepik z podstawowymi artykułami spożywczymi, w tym bułeczkami cynamonowymi, które wieczorem, niesprzedane, właściciel stawia na stole w pokoju obok kuchni z miłym uśmiechem – jedzcie 😊


MINUSY –


- brak wyposażenia kuchennego (z wyjątkiem czajnika)
- pokój wspólny zamykany od 22.00 do 8.00, bez karty trudno wejść
- 4 minuty na gorącą wodę, po użyciu karty, na której jest opłata za prysznic
- pierwszej nocy chodził gdzieś wyżej w domkach agregat, więc był hałas nocą, ale do wytrzymania


 
Bratland Camping - nocleg na dzień dobry i na do widzenia



Nasza miejscówka na kempingu. Miejsce pod namiot można sobie samemu wybrać, a zarejestrować po rozbiciu maneli :)

 

b.      Trolltunga Camping:


PLUSY +


+ obsługa w języku polskim, angielskim, norweskim i hiszpańskim – bardzo fajne i pomocne Dziewczyny z Polski!!! :) , recepcja do późnych godzin wieczornych
+ baza wypadowa na Trolltungę, skąd można załatwić sobie komfortowy dojazd na Język Trolla i powrót nawet na następny dzień (jak my)
+ baza wypadowa na lodowiec Buerbreen, Jezioro Bondhusvatnet oraz wodospad Låtefossen, pod który nie dotarłyśmy ze względu na kiepski transport
+ ciche obozowisko nad wodą, w otoczeniu gór
+ stosunkowo blisko do centrum Oddy, jeśli mowa o spacerze, z ciężkimi bagażami warto rozważyć autobus do centrum
+ suszarnia – pralka, suszarka bębnowa i suszarka linkowa do rozwieszenia ubrań, ręczników

MINUSY –


- mała kuchenka, w porze obiadokolacji kolejka
- brak pomieszczenia na zjedzenie posiłku, stoją jedynie 4 stoły pod zadaszeniem, ale w momencie zimna czy deszczu nie ma ochrony od wiatru czy opadów. Kemping raczej nastawiony na kampery, gdzie każdy po przyrządzeniu sobie posiłku, je w swoich wozach.
- żetony na 4 minutowy prysznic, choć da się z tym żyć 😉

 


Otoczenie ma znaczenie :) Kemping w Odda ma urokliwe położenie.



Sandvevatnet - widok z namiotowego "okna"

c.       Kjærtveit Camping :

PLUSY +


+ położenie kampingu w Eidfjord a nie gdzieś daleko na obrzeżach
+ dobry kontakt mailowy – mimo braku rezerwacji, wystarczył mail, że spędziłyśmy jedną noc w namiocie i zostawiłyśmy pieniądze i kartę meldunkową w skrzynce. Odpowiedź przyszła dość szybko, że wszystko jest w porządku.
+ ciepła woda pod prysznicem w cenie kempingu, dodatkowa opłata była tylko do mycia naczyń w części kuchennej ze zlewami

MINUSY –


- brak recepcji po 18.00
- brak jadalni (a przynajmniej my nie widziałyśmy takowej)
- wciskanie prysznica co sekundę, żeby leciała woda
- możliwość zagotowania wody – dostęp do gniazdka, ale w łazience. W kuchni gniazdko umiejscowione wysoko.

 


Wjazd na kemping Kjærtveit w Eidfjord. Foto: Mira



Nocleg na kempingu Kjærtveit nad spokojnymi wodami Hardangerfiordu


d.      Vang Camping:

PLUSY +


+ super obsługa
+ domek w cenie namiotu, na co miały wpływ termin po sezonie i pogoda oraz dobroć człowieka meldującego nas na kempingu
+ bajkowa okolica Gudvangen
+ czysty domek, wyposażony w lodówkę i kuchenkę oraz naczynia i sztućce oraz wygodne łóżka
+ blisko do atrakcji w postaci Viking Valley oraz kolejki Flåm, ok 25 km do punktu widokowego Stegastein

MINUSY –


- brak zlewu w domku
- wciskanie prysznica co sekundę, żeby leciała woda

 

Fantastyczny nocleg w Vang Camping i nasz domek :)


 

Salono-kuchnio-sypialnia w naszym domku - miejsce, gdzie śmiech rozbrzmiewał do północy :)


5.       Ok. 8 żetonów/kart na ciepłą wodę po 4 minuty, dodatkowo płatne

6.       7 zjedzonych liofilizatów i wypitych hektolitry herbat



Posiłki zalewane wrzątkiem w kuchniach kempingowych lub zagotowanym na małej butli z gazem


Liofilizaty - wybór ich jest spory, co kto lubi. My ograniczyłyśmy się do posiłków obiadowych, ale śniadaniowe też są. Oczywiście nie mogło zabraknąć mojego ulubionego soku z malin z cytryną (firmy jedynie słusznej czyli Herbapol) do herbaty ;)


7.       Odwiedzonych miejsc: 12 (Bratland, Odda, Bondhusvatnet, Buerbreen, Trolltunga, Eidfjord, Vøringfossen, Voss, Gudvangen, Flåm, ,Myrdal, Bergen)


Grimevatnet - widok spod Bratland Camping



Małe domki w Odda



Absolutnie urokliwy Bondhusvatnet z obowiązkową żółtą łódeczką zacumowaną na jego wodach



Droga do jęzora lodowca Buerbreen


Najsłynniejsza skalna półka, czyli Język Trolla o zachodzie słońca



Eidfjord



Niesamowity Vøringfossen



Spokojne chwile w Gudvangen



Flåm, skąd wyruszyłyśmy w podróż historyczną kolejką



I wreszcie Bergen - gwarne miasto z super widokiem ze szczytu Fløyen


8.       Jakieś półtora tysiąca zdjęć – kiedy to obrobię? 😊 ( a jednak, po prawie roku, udało się )

9.       Niezliczona ilość zachwytów 😊

10    Ludzie: przede wszystkim i może powinni być na miejscu pierwszym, bo najważniejsi w tym aktywnym tygodniu – w kolejności pojawiania się 😉:

 Mira – wspaniały kompan w podróży, nie chrapie, nie kręci się, jest z Nią masa radości. Mireczko, dziękuję Ci za ten wariacki i cudowny tydzień. Byłaś bardzo dzielna w drodze na Język Trolla i jestem z Ciebie bardzo dumna! I dziękuję Ci za wszelką pomoc, tę ręczną i tę komórkową 😉 No i za rozmowy – o wszystkim i o niczym, bo dzięki temu wspólny czas był tak bogaty w pozytywne emocje. Pozostaję z nadzieją, na kolejne wspólne wyrypy norweskie. Z taką osobą, jak Ty, to choćby na koniec świata. A na początek na Nordkapp 😊. (A to już niebawem)

 Mateusz – dzięki Tobie opóźnienie lotu nie dłużyło się tak bardzo, bo rozmowa z Tobą na lotnisku dała nam dużo informacji o podróżowaniu po Norwegii. Nasze mega szybkie spotkanie w Voss było rekordowe, trwało chyba z minutę, ale dało dużo uśmiechu, za co bardzo Ci dziękuję. Także za stały kontakt i chęć pomocy w razie co. Wiedz też, że misy tybetańskie w samolocie zrobiły nam dzień 😊

I bardzo cieszę się, że wciąż mamy ze sobą kontakt i jest o czym rozmawiać. I oby tak było. I co byśmy spotkali się ponownie, może nawet szybciej, niż myślimy ;) 

Carlos – mega otwarty i pozytywny podróżnik z Chile. Jesteś pierwszą osobą, którą poznałam z tego kraju. Nasze rozmowy były zawsze wypełnione śmiechem. Rozmawialiśmy o życiu, o naszych krajach, języku, o historii, o rodzinie, o najważniejszych członkach rodziny, czyli psach 😉 Wspólny czas był dla mnie niezłym ćwiczeniem angielskiego, za co bardzo Ci dziękuję. I za nieustanny uśmiech na twarzy, mimo bolącego nadgarstka. Jak przyjedziesz do Polski, dostaniesz dużo kabanosów (bez sera, obiecuję 😉)

 Cedrik – prawie dwa metry faceta z Belgii 😊 I tyleż samo dobroci, optymizmu i dystansu do siebie. Zasiliłeś naszą małą ekipę i sprawiłeś, że wspólny czas obfitował w dużą dawkę radości, cieszę się, że Cię poznałam. Szczególnie zapamiętam wspólne gotowanie i zabawę w tłumaczenie słów – głośny śmiech rozbrzmiewał w domku do północy. Wielka szkoda, że nasze drogi rano się rozchodziły, ale mam nadzieję, że dalsza podróż obfitowała Ci w same dobre przygody i doznania.

 Iza – przecudna kobieta, która normalnie pracuje w aptece, a hobbystycznie w Wiosce Vikingów. No i chwila rozmowy zaowocowała wspólnym przejazdem na punkt widokowy, który odrzuciłam ze względu na brak dojazdu. Nie masz facebooka, ale może kiedyś trafisz tu na bloga i przeczytasz – jestem Ci mega wdzięczna za Twój kojący głos, propozycję mikrowycieczki i wspólny czas. Także za to, że mogliśmy wspólnie spędzić czas z Rodzeństwem z Olsztyna. 7 osobowa grupa, zasilona dodatkowymi Hiszpanami, to przepis na fantastyczne chwile. 😊

 Norwegowie i inne narodowości – kierowcy autobusów, ludzie z recepcji na kempingach, kierowcy samochodów, kamperów, konduktorzy w pociągach, sklepikarze, napotkani przechodnie, backpackerzy na szlakach i kempingach – dzięki Wam ta podróż była cudowna! I dzięki Wam nie tracę wiary w dobroć ludzi. Zawsze znajdzie się pomocna dłoń, uśmiech czy nawet kamper, który podwiezie :) Bo wedle starej zasady - dobro się mnoży, kiedy się go dzieli. 

 

Norwegia - to jest to! :)


Wierzę, że kolejne wyprawy będą obfitować w pozytywne doznania, a każdy wyjazd do Norwegii wzmocni mnie bardziej i sprawi, że będę silniejsza w pokonywaniu przeciwności. W końcu mam duszę nomada, a charakter po wikińskich przodkach. Bo, że tacy byli, jestem tego prawie pewna. Skądś musiało się wziąć u mnie uwielbienie do surowych klimatów Norwegii :) 



                                      Koniec

2 komentarze:

  1. Przeżyłaś wspaniałą przygodę w otoczeniu cudownej przyrody i w towarzystwie fajnych, pozytywnych ludzi. Takie wspomnienia zostają na długo. Chciałem tylko zapytać czy nie masz tak, że w momencie powrotu do domu cieszysz się na swoje łózko i swoją łazienkę? A po kilku dniach już się planuje nowe wyzwania. My tak mamy. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że tak! Wygodne łóżko z własnym dołkiem to jest to... na kilka dni, a potem, masz rację, znów planuje się wyjazd gdziekolwiek. Ja nawet będąc na miejscu już mam w głowie zarys kolejnej wyrypki :) Bo w tydzień czy dwa, nie da się zobaczyć wszystkiego, co by się chciało, a chciałoby się wszystko :) :) :) Ściskam Was oboje z nadzieją, że może dacie się namówić w przyszłym roku na zwiedzanie Oslo ze mną :)

      Usuń