Moje kąty na planecie Ziemia:

sobota, 13 grudnia 2014

Beskid Żywiecki: Jałowiec


BESKIDZKICH PRZYGÓD

DUŚKI I TUŚKI

CIĄG DALSZY,

CZYLI O WYPRAWIE NA JAŁOWIEC

 

Już trzeci dzień spędzamy z Tusią swój wolny czas w Zawoi. I kolejnego poranka odbieram telefon od Bliskich, którzy martwią się, czy przypadkiem nie zmoczyło nam tyłków. Nam? Wyglądam przez okno i widzę niebieściutkie niebo, wobec tego pytam skąd takie przypuszczenie, jakoby miało być nam mokro tam, gdzie kończą się plecy? Ano, bo w Warszawie ciągle leje i przetaczają się burze. A w Zawoi miło się spędza czas i do tego wędruje w pięknych plenerach. Uspokoiwszy zatroskanych, pakujemy swoje podręczne plecaki i wyruszamy obie na kolejny szlak Beskidu Żywieckiego. Tym razem obieramy za cel Jałowiec (1111 m n.p.m.).
Z Zawoi Policzne łapiemy busika, który zawozi nas do Zawoi Trybały. Z żółtej drogi o nr 957, skręcamy w lewo i po przejściu mostu nad Skawicą próbujemy zorientować się czy jeżdżą tędy jakieś busy do Zawoi Wełczy. Na mapie to cztery przystanki, a także 4 km asfaltu. Słońce praży, nie ma co czekać i tracić cenne minuty. Zaopatrujemy się z Tuśką w dobry humor i dużą dawkę cierpliwości i w słońcu pokonujemy drogę. Z każdym przejeżdżającym autem rośnie nadzieja, że może z za zakrętu wyłoni się busik. Nic z tego. Dziś hartujemy swego ducha. I nogi.
Mniej więcej koło 9.30 dochodzimy do Wełczy. Tu robimy sobie krótki odpoczynek i zaglądamy do murowanego kościółka, a właściwie kaplicy pw. św. Andrzeja Boboli.


Zabytkowa kaplica pw. św. Andrzeja Boboli


Ta budowla z kamienia, wzniesiona na planie prostokąta, z trójkondygnacyjną wieżą od frontu, zawiera w ołtarzu obraz św. Andrzeja Boboli, pędzla M. Sabatowicza.


Wnętrze nieużywanej obecnie kaplicy


Kaplica to najważniejszy zabytek Wełczy, pochodzący z początku XXw. Obecnie jest nieużywana, obok wybudowano nowy kościół p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Sama Wełcza jest jedną z najstarszych przysiółków Zawoi.


Wełcza - stara i nowa świątynia


Troszkę kluczymy po ulicy, bowiem choć odnalazłyśmy właśnie szlakowskaz, to nikt z miejscowych nie potrafi nam powiedzieć, gdzie on się zaczyna. Ot, niespodzianka. Wreszcie znajduje się jeden człowiek, który nam wskazuje drogę i już widzimy namalowany niebieski szlak. Bardzo dobrze. Taki właśnie jest nam potrzebny.


Szlakowskaz przy głównej drodze


Przedzieramy się przez zarośla i próbujemy nie wywinąć orła na grząskim gruncie. Deszcze poprzedniego tygodnia nieco rozmoczyły nam drogę, ale przecież co to dla nas?


Początek szlaku, nieco mokry


 
 W leśnym tunelu :) Foto: Marta


Od wsi do szczytu mamy jakieś 2h drogi. Nieśpiesznym krokiem, mozolnie pod górkę, zwiększamy z Martą wysokość.
Po drodze odnajdujemy smak lata, a szlak wiedzie nas a to jakby w wysuszonym korycie rzeki, a to po wąskiej ścieżynie z zaroślami po bokach. Krótki przystanek na złapanie oddechu wykorzystujemy by natrzeć się sprayem na komary i meszki.


Smak lata :)



 Mniam :) Foto: Marta



 Jak w wysuszonym korycie rzeki...



 Na szlaku



 Ktoś tu nam pokazał swoje cztery litery... :)


Po pewnym czasie otwiera nam się widok w stronę pasma Policy. Wczoraj tam właśnie byłyśmy. Teraz widzimy jak byłyśmy daleko. Prawie jak za siódmą górą, za siódmą rzeką…


Pierwsze prześwity na szlaku



 Beskid Żywiecki



 Pasmo Policy



 Na szlaku. Foto: Marta


Nasz wzrok biegnie ku polanie, gdzie pasą się owce, zapewnie należące do bacy z Hali Barankowej. I wreszcie ją widzimy – Babią Górę. To będzie cel na kolejny dzień.


Owce na polanie



 Pasmo Babiogórskie



 Babia Góra - widok ze szlaku na Jałowiec, z prawej widoczna Przełęcz Brona



 Błotnisty fragment szlaku
 

Znów telefon kontrolny. Słyszę w słuchawce: - Pada już w was? – Nie, skąd, ładna pogoda. – To uważajcie, bo u nas już pada, to i u was zaraz będzie. – Ale przecież Warszawa jest tyle kilometrów stąd! Patrzę na Tusię, a ona na mnie. Wzruszamy ramionami i dalej pokonujemy wysokość.


Mokro, grząsko, ale fajosko :)
 

Wreszcie dochodzimy do połączenia szlaku niebieskiego z żółtym. Tu robimy krótki odpoczynek. Mamy stąd przepiękny widok na Beskid Makowski, a także na dalszym planie Beskid Mały. Krajobraz wynagradza nam trud wspinaczki.

 
Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie



 Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie



 Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie, dalej w prawą stronę zaczyna się pasmo Policy



 Chwila odpoczynku z pięknymi widokami :)


Stąd zboczem Jałowca idziemy szerokim szlakiem przez las, prosto ku szczytowi. Znajdujemy się na Leśnej Ścieżce Przyrodniczej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na szlaku nikogo nie ma. Cisza i spokój.


Na Leśnej Ścieżce Przyrodniczej na zboczu Jałowca



 Jedna z tablic ścieżki przyrodniczej


 Jeszcze kilka kroków i już jesteśmy na szczycie Jałowca, na którym znajduje się rozległa Hala Trzebuńska. To najwyższy szczyt Pasma Jałowieckiego. Rozciąga się z niego wspaniały widok, począwszy od najbliższego Lachów Gronia, poprzez Beskid Śląski i Żywiecki, na Babiej Górze kończąc.

 
Na szczycie Jałowca 1111 m n.p.m., z prawej szczyt Pilska



 Na szczycie Jałowca, najbliższy szczyt z prawej to Lachów Groń



 Pasmo Babiej Góry



 Szlakowskaz na szczycie Jałowca


Padamy z Tusią na trawę i tu zarządzamy dłuższy odpoczynek. Na szczycie kilkoro ludzi już wypoczywa.


Odpoczynek na szczycie Jałowca


Kiedy już wymościłyśmy sobie miejsce, zaczęłyśmy rozglądać się po okolicy. Najbliżej nas znajduje się drewniany krzyż, upamiętniający piesze wędrówki Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz jeszcze wtedy Kardynała Karola Wojtyły.


Krzyż upamiętniający obu kardynałów postawiony w 2000r przez ludność Stryszawy


Dalej mamy zadaszoną wiatę oraz tablicę z opisanymi szczytami.


Tablica  z opisem panoramy i załamanie pogody nad Pilskiem
 

Jest południe. Parno. Spoglądam w kierunku Pilska, a tam… nie do wiary, błyska się! Chwilę potem słyszymy grzmot. No to szybko ta burza przeleciała z Warszawy… Postanawiamy jednak zwinąć się z przepięknego szczytu, żałując, że pogoda nas pogania. Zdecydowanie nie chcemy być mokre.


Za nami Beskid Żywiecki i coraz groźniejsze chmury, z których co i rusz się błyska

 
Znów ciche pomruki od strony Żywca. Posiliwszy się i po obowiązkowej sesji foto schodzimy z Jałowca żółtym szlakiem poprzez Halę Trzebuńską. Mamy piękny widok na Babią Górę. Byłoby sielsko i anielsko, gdyby nie te grzmoty co i rusz przeszywające powietrze.


Jałowiec i widoczna Hala Trzebuńska



Przed nami Babia Góra


Zagłębiamy się w las i zmieniamy szlak, tym razem na zielony. Miejsce to nazywa się Las Czerniawa. Stąd można się dostać na Lachów Groń w jakieś 2h.


Wchodzimy w Las Czerniawa



Na szlaku tuż przed Przełęczą Klekociny


My jednak kierujemy się w lewo na Przełęcz Klekociny. Tu myślałyśmy, że zobaczymy sezonowe schronisko Zygmuntówka, jednak okazało się, że obiektu już nie ma. W każdym razie nie ma go dla turystów. Poinformowała nas o tym miła rodzina, która także wybrała się na spacer na przełęcz.

 
Przełęcz Klekociny



 Prawdopodobnie ten domek to dawna Zygmuntówka, ale tabliczki i kierunkowskazu tam nie ma :(


Wobec powyższego dziękujemy i ochoczo ruszamy dalej. Po kilku minutach wspinania się, coś mi nie pasuje. Mówię do Tusi, żeby dała mapę, bo coś mi nie gra. Oczywiście intuicja mnie nie zawodzi. Jeszcze chwila i doszłybyśmy na Magurkę. Wracamy więc, z powrotem na Klekociny i jeszcze raz pytamy tej samej rodziny, gdzie tu zaczyna się szutrowa droga, tyle, że nie biegnąca do Koszarawy, a do Wełczy. Po raz drugi uprzejmie nas informują i po chwili, po przedarciu się przez krzaki, jesteśmy na Drodze Koło Zakrętów.


Droga Koło Zakrętów


Początkowo utwardzona droga szutrowa daje nam wytchnienie od dzisiejszego błota, pagórków i ogólnego zmęczenia. Po pewnym czasie mamy możliwość pójścia skrótem, by dostać się do Zawoi Wilcznej i stamtąd bocznymi uliczkami przedostać się do Policznego. Nie znamy jednak terenu, nadciąga burza, a skrót wiedzie nas w ciemny las i w dodatku stromo się zaczyna. Spoglądamy na siebie i już wiemy, że jednak zostaniemy na drodze.
 
 
Droga Koło Zakrętów
 
 

Po drodze napotykamy stado motyli, które obsiadły pobliskie kwiaty, tu jedna z motylich stołówek :)

 
Noga za nogą, śpiewając sobie różne piosenki, zataczamy dzisiejszego dnia pętelkę, bowiem około 14.30 znów jesteśmy przy kaplicy w Wełczy. Należy nam się chwila odpoczynku. Przed nami znów 4 km do głównej drogi, a tam nawet nie wiemy, czy jakiś busik będzie jechał. Siadamy więc, na schodkach przy kościele. Zjadamy ostatnie banany, wrzucamy po kawałku czekoladki i chwilkę rozmawiamy o dzisiejszej wędrówce.
 
 
A tak w ogóle to jesteśmy na Małopolskim Szlaku Owocowym, na którym wcinamy banany :)
 

I po raz kolejny tego dnia Opatrzność nad nami czuwa. Po raz trzeci na naszej drodze staje ta sama rodzina, z którą ucięliśmy sobie miłą pogawędkę na Przełęczy Klekociny. Proponują nam podwózkę. Jesteśmy szczęśliwe i oczywiście korzystamy z okazji, bo w ten sposób zaoszczędzimy nudną wędrówkę asfaltem.  Jednak okazuje się, że przemili Państwo zawożą nas aż do Policznego! Szczęście bez granic. Dziękujemy pięknie, nie bardzo mając się jak odwdzięczyć. W tym miejscu chcę jeszcze raz bardzo podziękować i pozdrowić Rodzinę, którą zesłały nam dobre anioły.
Chwilę po tym, jak Rodzina odjechała, a my zadowolone weszłyśmy do karczmy, by zjeść obiadek, z nieba lunął właśnie deszcz. Mamy szczęście. Tyłki pozostały suche. Mam nadzieję, że również dobrzy ludzie dojechali cało i zdrowo do swego celu. Jednak pójście  drogą a nie skrótem było nam pisane. Siedzimy z Tuśką w karczmie, kiedy słyszę telefon. W słuchawce:  - Już u was pada?... Kocham moją Rodzinkę J


Już bezpieczne w karczmie Zbójnicka :) Foto: Marta


Do zobaczenia!

 
Hej!

10 komentarzy:

  1. Ech, tak mi się przypomniało to tegoroczne lato... Gdzie nie wyszliśmy, to zwiewaliśmy przed błyskami i pomrukami burz :) Piękne zdjęcia i jak zwykle miło się czytało. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, w tym roku rzeczywiście lato było kapryśne. Ale i tak udało się coś zobaczyć. Najgorzej kiedy cały czas pada i nie można nigdzie wyjść. Miejmy nadzieję, że przyszły rok będzie bardziej słoneczny. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  2. Lato może i było kapryśne, ale jak dla mnie podróże na ostatnich wakacjach były bardzo intensywne, no i oczywiście autostop :) miałem również sporo szczęścia w październiku, gdy zszedłem ze Smerka w Bieszczadach i za bardzo nie wiedziałem jak znaleźć się przynajmniej w Ustrzykach Dolnych nie mówiąc już o moim Przemyślu. O tej porze roku w Bieszczadach i dodatkowo w niedzielę bardzo ciężko złapać autobus, a w okolicach Wetliny to już masakra. Stałem na wielkiej obwodnicy bieszczadzkiej i drugi zatrzymywany pojazd zatrzymał się. Ucieszyłbym się gdybym przynajmniej do Ustrzyk Górnych dotarł, okazało się jednak że kierowca jedzie do brata który mieszka w Przemyślu ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, i nad Tobą Opatrzność czuwała :) Zawsze powtarzam, że jeśli samemu jest się w porządku, to zawsze na drodze stanie nam dobry człowiek, taki co np. jedzie do brata w miejsce, do którego pragniesz się dostać najbardziej w danym momencie albo lituje się nad kobitkami i odwozi niemalże pod drzwi kwatery :) Z rok temu podarowałam wodę trzem panom na Jarząbczym Wierchu w Tatrach a potem spotkaliśmy się ponownie na Kozim Wierchu i usłyszałam od jednego z nich, że jestem dla nich dobrym aniołem, bo ciężko im było bez wody i dzięki temu, że dałam im nieco płynu, dziś mogliśmy znów się spotkać. To było miłe :) Uściski :)

      Usuń
    2. Co do poczęstowania wodą w górach to dwa lata temu w Rumunii w Górach Fogaraskich, pewna Niemka odstąpiła mi butelkę wody. Podratowała nas wtedy naprawdę mimo że zapytałem tylko o łyka dla kumpla który bardziej niż ja potrzebował.

      Usuń
    3. Jedno jest pewne Tomku, w takich chwilach widać, że nasze Anioły Stróże nie próżnują :) Choć przeżywa się chwile lęku i niepewności, czasem bezradności, to wystarczy jeden gest, czasem tylko słowo, by nam było lepiej. I to jest najlepsze co możemy dać drugiemu człowiekowi - po prostu siebie.

      Usuń
  3. Ho,ho. Chyba ze trzydzieści lat temu tam wędrowałem. Bardzo fajna relacja ze szczęśliwym zakończeniem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to przecież jakby wczoraj było :) Fajnie jest po latach zobaczyć okolicę, po której się dreptało. Serdeczności :)

      Usuń
  4. Ale mi się beskidzkiego lata zachciało... Piękną miałyście wycieczkę :) W tamtych okolicach jeszcze nie byłam, toteż czuję się zachęcona, żeby to nadrobić :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Hemli, przejdź się koniecznie. Gdyby nie ta burza to pewnie dłużej siedziałybyśmy na szczycie, bo tam jest magicznie. Ech, do beztroskiego lata jeszcze tak długo... Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń