Moje kąty na planecie Ziemia:

sobota, 15 sierpnia 2015

72. Tour de Pologne 2015r - etap w Zakopanem

PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ…


Nigdy nie byłam fanką kolarstwa, choć wyrastałam w kulcie Wyścigu Pokoju. To było przeżycie. Okna otwarte, a przez nie krzyczał spiker, że Ryszard Szurkowski znów jest liderem. Minęły te czasy, po latach zupełnie przypadkiem bawiłam się z tym Panem na Sylwestrze, ale wciąż fascynacja dwoma kółkami była mi obca. Teraźniejszość również nie przyniosła zmiany, ale... no właśnie. Emocje mi się udzieliły w Zakopanem, gdzie był jeden z etapów Tour de Pologne. Sprawdziłam więc, sens powiedzenia "idź, zobacz, czy kolarze nie jadą". Poszłam i zobaczyłam.
Najpierw było oczekiwanie... Co chwila słychać było: jadą! Ale nie, jeszcze nie...










Potem na zakręcie wyłonili się pierwsi w peletonie, przywitani gromkimi brawami. Przybyli, śmignęli i tyle ich widziano...

















Powoli kierowałam się do swojej kwatery na odpoczynek, a tu jeszcze kolejni wyłonili się na horyzoncie...










W sumie zrobili trzy okrążenia po Zakopanem, w związku z czym, zamknięte były ulice i przejazdy. Dla turystów dodatkowa atrakcja, dla mieszkańców zmora.













Im bliżej mojej kwatery tym spokojniej, choć po trasie wszędzie zbierali się ludzie w oczekiwaniu na cały peleton. Bardzo duże oklaski dostawali pojedynczy kolarze, którzy choć zmęczeni to okazywali uśmiech.

I tak się skończyło. Kolarze przemknęli dalej. Emocje były, choć krótkie. A ja na spokojnie planowałam kolejne wyjście w góry. Niebawem pokażę, gdzie byłam i co widziałam. Zatem do zobaczenia wkrótce! :)

8 komentarzy:

  1. Fanem kolarstwa również nie jestem, choć oczywiście postać p. Szurkowskiego czy Piaseckiego jest mi znana z dzieciństwa. Ostatnio byliśmy kilka dni w Rabce i żona namówiła mnie na wypad do Zakopanego. Pogoda była fatalna więc poszliśmy do aquaparku - tam tylko chwilami odsłaniał się Giewont. Na koniec dnia przejechaliśmy się bryczką, tak jak na Twoim ostatnim zdjęciu. Najważniejsze że żona z córka miały mega frajdę :)
    Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet przy złej pogodzie ważne, że byłeś ze swoimi najbliższymi kobietami i wspólnie spędziliście czas. Mam wrażenie, że poznawanie miasta z poziomu bryczki, przypomina dawne przedwojenne czasy, kiedy w ten sposób przemieszczało się po zalążku miasta. Super. A co do kolarstwa, to u mnie się nic nie zmieniło, ale coraz bardziej myślę o zakupie dwóch kółek dla siebie ;) Serdeczności dla Ciebie i Twoich Kobietek :)

      Usuń
  2. To Ci się trafiło. Długo mieszkałem w Prudniku, skąd pochodził Szozda i był dobry klub kolarski. Nawet myślałem o ściganiu się, ale po kilku treningach zrezygnowałem. Za to turystycznie zjeździłem sporo Polski i dalej lubię wycieczki rowerowe.
    Czekam na relacje z Tatr, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że kiedyś te polskie nazwiska częściej się słyszało, mieliśmy osiągnięcia w tym sporcie. Dawni bohaterowie pootwierali sklepy z rowerami i sprzętem, a było to jeszcze w czasach, kiedy nie można było kupić roweru w hipermarkecie. Mieć taki wehikuł od Czesława Langa czy Ryszarda Szurkowskiego to było coś ;) I ja myślę o zakupie roweru, by móc poznawać Polskę również z siodełka. A relacje z Tatr będą, cierpliwości, bo muszę się ogarnąć. Dopiero co wróciłam z Katowic ;) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Dodatkowa atrakcja w Zakopanym taki wyścig. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla turystów na pewno. Emocje, radość, ogólna wrzawa. Ale dla mieszkańców, którzy tego dnia nie mogli dostać się do pracy z powodu zamknięcia ulic, spore utrudnienie. Ja sama zrezygnowałam tego dnia z wyjścia w góry, obawiając się, że nie będę miała jak wyjechać, albo potem jak wrócić. W tym roku zamiast Folkloru Ziem Górskich miałam Tour de Pologne. Coś za coś ;) Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  4. Domyślam się, że dla miejscowych niekoniecznie musi być to atrakcja, a bardziej chwilowe utrudnienie życia ;) Mam nadzieję, że dużo pięknych rzeczy zobaczyłaś w górach podczas wędrówek... Czekamy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, podobnie mam w Warszawie, jak odbywają się wszelkiej maści maratony. Nagle cała Polska zaczęła biegać, a ja nie miałam jak przedostać się przez miasto. A jeśli chodzi o góry, to fakt, udało mi się przejść kilka tras i po drodze spotkać sympatyczne niespodzianki. Moje 20 lat w górach zostało uhonorowane spotkaniem... a nie, jeszcze potrzymam w niepewności ;) Ściskam!

      Usuń