Tatry... Moje miejsce na ziemi. Moja największa pasja.
Tu zwalniam, mogę spokojnie myśleć.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole.
A dlaczego chodzę po górach?
Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu...
Tu zwalniam, mogę spokojnie myśleć.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole.
A dlaczego chodzę po górach?
Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu...
Bo góry są.
O tym, jak marudziłam w
górach,
czyli jakiego szlaku
będę unikać…
Trasa zielonym szlakiem:
Wierch Poroniec –
Rusinowa Polana – Gęsia Szyja
– Polana Waksmundzka –
Dolina Pańszczyca
– Schronisko Murowaniec
Nie
sądziłam, że to powiem. Jestem w moich ukochanych górach. Mam spontaniczny
urlop. Pogoda lepsza, niż w zeszłym roku, choć akurat tego dnia jakoś tak
słońce mną wzgardziło i nie zamierzało się uśmiechać. Jest pięknie, słychać
brzęczące owady w gęstwinie zarośli, a moje uszy słyszą to, co powiedziały moje
usta: nienawidzę tego szlaku! ?????? Czy ja to naprawdę powiedziałam? Sama
sobie nie wierzę. Jest na to tylko jedna odpowiedź - mam kryzys. Ale po
kolei.
Po
bardziej męczących wędrówkach poprzednich dni, postanowiłam odpocząć od gór
wysokich i zrobić sobie spacer "leśny". Zamierzałam spędzić na szlaku
jakieś 5 godzin, by potem spokojnie przekąsić co nieco w Murowańcu i iść
spokojnie znanym mi już szlakiem żółtym czy niebieskim do Kuźnic. Czyli dzień
rozplanowany, humor w miarę jest, można dawać plecak na plecy i w drogę. Start
przy drodze Oswalda Balzera w punkcie o nazwie Wierch Poroniec, czyli jednym z
najwyżej położonych punktów wejścia do TPN.
Szlak prowadzi jednym z najstarszych traktów pasterskich prowadzących
na Rusinową Polanę. I do niej jest lekkim i przyjemnym szlakiem, bez zbędnych
wysiłków i odpoczynków.
Nazwa Wierch Poroniec pochodzi od
rzeki Poroniec, która tu właśnie ma swoje źródła. Płynie sobie w kierunku
Poronina, gdzie łączy się z Zakopianką i daje początek Białemu Dunajcowi.
Widok z drogi: z lewej widoczny Hawrań z Muraniem, dalej w środku zarys Jagnięcego Szczytu oraz Kołowego Szczytu
Widok z Gołego Wierchu (1202 m n.p.m.) na Rusinową Polanę. Ścieżka prowadząca wysoko w górę, to część dalsza mojego szlaku. Powyżej grzbiet Wołoszynów z nadciągającą chmurą
Idąc szlakiem trawersuję Goły Wierch, nawet nie czując, że osiągam
jego wysokość. Nie ma tam żadnej tabliczki. Jest za to coraz więcej ludzi i ta
płynąca za mną stara znajoma - chmura. Uparła się na mnie, czy może stęskniła i
cieszy na mój widok łażąc za mną krok w krok?
Marudzenie I:
Pada deszcz. No żesz... Czy to
nie może zaczekać aż ja wyjadę? Nie lubię zimna, mżawki wkradającej się za
kołnierz, wiatru oraz błota na szlaku. A to będzie, na bank. Pada... ciągle
pada....
No dobra, przestało padać. No to w drogę. Jeszcze tylko chwilka na
Rusinowej Polanie, gdzie do bacówki ustawiła się już spora kolejka po oscypki.
Oj, baca ma dziś dużo pracy.
No to natchnienie złapane, pora zmierzyć się z trasą na Gęsią
Szyję. To dość uciążliwa trasa, bo aż pod sam szczyt biegnie po ułożonych
stopniach. Ale wciąż jest spacerową.
Jedno, co trzeba przyznać, to fakt, że trudy wspinania się po tych
schodach wynagradza widok, jaki roztacza się po osiągnięciu pewnej wysokości.
Rusinowa Polana: zalesione stoki to Wierch Poroniec oraz Goły Wierch, dalej z lewej Cyrhla nad Białką i poniżej jej Głodówka a za pasmami Gorce, słabo już widoczne
Marudzenie II:
Rany, znowu pada... Za mocno,
żeby iść bez peleryny. I po co to tak leje? Nie może sobie padać w nocy, skoro
już musi?
Marudzenie III:
Matko, jakie te schody są
śliskie. I strome. I bez końca. Zadyszka. Wychodzi brak przygotowania do
wyjazdu.
Wreszcie docieram na Gęsią Szyję
(1489 m n.p.m.). Szczyt ten ma trzy rozgałęziające się ramiona. Jedno z nich,
to, które łączy się z Rusinową Polaną, a którym przyszłam, jest wygięte na
kształt gęsiej szyi i stąd nazwa tego masywu. Wierzchołek całego grzbietu to wapienne
skałki, mające około 15 m wysokości.
Panorama z Gęsiej Szyi: na ostatnim, czwartym planie od lewej: Jagnięcy Szczyt, Kołowy Szczyt w chmurach, potem same chmury ;), dalej na trzecim planie od lewej: masyw zakończony Szeroką Jaworzyńską. Plan drugi od lewej: Czerwona Skałka, Golica, Zadnia Kopa, Horwacki Wierch i Spismichałowa Czuba i na pierwszym planie z prawej fragment masywu Wołoszynów
Pora na schodzenie. Łatwo nie
będzie, bo po opadach deszczu jest dość ślisko. Trzeba uważać. I pod nogi i na
przybywających z drugiej strony turystów. Zielony szlak jest bowiem
dwukierunkowy.
Szlak nadal jest tu dogodny do spacerów. Schody ustępują
korzeniom, ale idzie się dobrze, tyle, że chwilami ślisko.
Po jakimś czasie otwiera się przestrzeń na Waksmundzką Rówień
(1407 m n.p.m.)
I zaczynają się mniej przyjemne aspekty tego szlaku. Wkraczam w
dzicz. Jakaś dobra dusza odrzuciła powalone drzewa na bok ścieżki.
Po
przedarciu się przez pierwsze chaszcze docieram do Polany Waksmundzkiej. Kiedyś
stał tu pasterski szałas, obecnie już go nie ma. Jest cisza, bowiem większość
turystów na Równi Waksmundzkiej skręca na czerwony szlak prowadzący do Psiej
Trawki i dalej do Toporowej Cyrhli.
Na
Polanie dominuje kwitnąca wierzbówka kiprzyca. Fioletowe połacie wyglądają
przepięknie.
Idealna górska polana - kolorowa od kwiatów, brzęcząca od owadów. Nad nią widać stok Suchego Wierchu Waksmundzkiego (1485 m n.p.m.)
Marudzenie
IV:
Rety
jakie błoto. Na pewno tędy biegnie ten szlak? Mam iść przez te mokre paprocie?
Znowu błoto, ślisko i mało przyjemnie. Zaraz wywinę orzełka na tych mokrych
kamulcach...
Wkraczam
w Dolinę Pańszczycy, ciemną, przypominającą dzikie leśne ostępy. Od razu rusza
moja wyobraźnia: tam za drzewem, chyba widziałam rysia... a może to był jednak
jeleń? No przecież nie miś... A.L.E O.N.E T.U
P.R.Z.E.C.I.E.Ż S.Ą Słyszę dziwny odgłos to z lewej, to z prawej.
Przyśpieszam. Strach ma wielkie oczy.
Tak, tędy właśnie biegnie zielony szlak, po deszczu mokre paprocie i inne krzewy zostawiają mokry ślad na moich spodniach
Wreszcie
docieram do rozstaju dróg przy Wolarczyskach. Tu odbiega szlak czarny, który
potem łączy się z żółtym, biegnącym na Przełęcz Krzyżne. Stąd jeszcze jakaś
godzinka do schroniska. Zaczynam czuć nogi.
Zielony szlak jest w tym miejscu bardzo malowniczy, bo stąd rozpościera się otwarta przestrzeń na Dolinę Suchej Wody i wkrótce potem na Dolinę Gąsienicową
Marudzenie V:
Długo jeszcze? Kiedy to
schronisko będzie? Znów pod górkę? Jak to? Czy ja kiedyś wyjdę z tego boru?
Czemu ten szlak tak kluczy?
Wreszcie
docieram do złączenia szlaków żółtego z zielonym. Stąd już blisko do tego
schroniska. Ale zanim tam dotrę muszę pokonać znowu kilka wzniesień, potok,
przedrzeć się przez mokre trawy.
Jestem.
Docieram do Murowańca. Czuję zmęczenie i jakieś poddenerwowanie. I po co? Sama
nie wiem, taki dzień.
Marudzenie
VI:
Jejku,
ile tu luda. A czemu te naleśniki takie drogie? Kolejka do damskiej toalety -
idę do męskiej krzycząc "uwaga, kobieta na pokładzie!", po co te
babki tak stoją, skoro obok pusta, męska kabina...
Tak,
to zdecydowanie był mój wredny dzień. Nie zawsze szczęście przebija przez
wszystko, kiedy jestem w górach. Czasem człowiek musi, bo inaczej się udusi...
musi pomarudzić. I ja właśnie zrobiłam to na zielonym szlaku. Na wszelki wypadek
postanawiam, że szybko na niego nie wrócę. Ale moje przyrzeczenie nie trwa
długo, bo już na koniec pobytu wracam na kawałek tego szlaku. I tak właśnie
jest z górami, mówisz: nie, nigdy więcej, a i tak po roku robisz to samo. Nawet
jak się nie wspinasz :)
Zatem
do następnej górskiej wędrówki!
Hej!
Ha, ha :) Też czasami tak mam, że idę i jęczę, że po co, że na co, że co ja sobie znowu wymyśliłam. A potem się z tego śmiejemy. :D Ale deszcz, fakt, wredoctwo galopujące. Zawsze pada wtedy, gdy nikt go nie chce.
OdpowiedzUsuńGeneralnie mało marudzę a przynajmniej staram się zawsze widzieć tę pozytywną stronę sytuacji. Tego dnia jednak miałam jakiś wredny dzień, przełączył mi się pstryczek na marudzenie, a deszcz tylko to spotęgował. Ale przecież taki stan nie trwa wiecznie i znów można się cieszyć Cudownym Światem :)
UsuńPiękna trasa,lecz my gdy maszerowaliśmy mieliśmy ładniejszą pogodę:)
OdpowiedzUsuńSzczęściarze :) To już wiem kto zabrał mi słoneczko ;) Pozdrawiam cieplutko.
UsuńZdarza się, że wszystko jest wkurzające, a zwłaszcza deszcz. On wkurza zawsze gdy jesteśmy w górach, niezależnie od nastroju ;-)
OdpowiedzUsuńTo prawda, a tuż za nim plasuje się wiatr, który chłoszcze po twarzy. Też jest wnerwiający. I też niezależnie od nastroju ;-) Pozdrawiam serdecznie.
UsuńKocham góry , więc z przyjemnością wędrowałam na szlaku ;)
OdpowiedzUsuńA siąpanie przyjemne nie jest zwłaszcza w górach przy wspinaczce, ale....pomarudzić wtedy można, aby ulżyć sobie ;)
Witaj :) Tego siąpania najbardziej nie lubię. To już wolę duży deszcz, który spadnie i przestanie. A wolę sobie tak ulżyć, niż wyżywać się z powodu pogody na Bogu ducha winnych ludziach czy zwierzętach. Niektórzy tak wolą. Po deszczu zawsze świeci słońce, więc to marudzenie nie tak znów często u mnie, czasem i deszcz ziemi potrzebny. Pozdrawiam Cię serdecznie :)
UsuńWitaj wpadłam przypadkiem ale jest u Ciebie fajnie, choć ja po górach nigdy nie chodziłam i już nie będę. Zdjęcia lubię oglądać a Twoje są śliczne. Pozdrawiam i zapraszam do mnie Zosia.
OdpowiedzUsuńWitaj Zosiu :) Zapraszam Cię serdecznie do zagoszczenia na stałe w moim kąciku. Twój kącik zapisałam sobie do zakładek, bo już widzę (tak na szybko), że jest tam mnóstwo niesamowitych dzieł i będę zaglądać w poszukiwaniu piękna. Pozdrawiam Cię ciepło :)
UsuńA te "bacusie" to dotykalskie są? :) Ja czasami marudze na nudne, monotonne podejścia, zanim zacznie się dziać jakaś "akcja". Ale staram się to kontrolować. Ostatnio nawet nieciekawa pogoda nie powoduje u mnie takiego marudzenia jak kiedyś. W sumie to od czasu spotkania kamzików na mylnej przełęczy. Znasz historię :)
OdpowiedzUsuńZnam tę historię, znam :) Wiesz, na wszelki wypadek nie podchodziłam, bo pieski mają zęby :P Ale popatrzeć zawsze można, bo mają takie uśmiechnięte pyski :) Serdeczności :)
UsuńIle ja bym dał, by móc sobie tak pomarudzic :-) Na szczęście w przerwach zrobiłaś bardzo fajne zdjęcia
OdpowiedzUsuńTrzy lata minęły, jak byłem w Tatrach, więc chociaż sobie pooglądałem, jak tam ładnie.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Troszkę pomarudzić nie jest źle, pod warunkiem, że nie stanie się to regułą ;) A że szlak na wpół dziki, to i niewiele osób wiedziało, że idąc marudzę. No, teraz już wiedzą... :) Serdeczności :)
UsuńBardzo fajna trasa widze po zdjęciach :) chociaż ja osobiście nie lubię takich budowanych przez człowieka tras z tych bali drewnianych , wole leśne kamieniste ścieżki i szlaki:) mnie pogoda raczej nigdy nie przeszkadza w wędrówkach , no chyba że naprawdę mocno pada:) a na razie z braku czasu wędrujemy po górach które mamy najbliżej - po Beskidzie Niskim . Zapraszam do poczytania naszego bloga :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitajcie :) Rzeczywiście taka "sztuczna" droga jest nawet bardziej męcząca, niż naturalne nierówności i przeszkody na szlaku. Czasem jednak jest to konieczne, by nie niszczyć podłoża. Ja również mało marudzę na pogodę, bo jak wiadomo, nie ma złej pogody, są tylko ludzie nieodpowiednio ubrani :) Podróżuję także zimą - zdarza się, choć wolę ciepłe, słoneczne dni. A na bloga chętnie zajrzę, bo Beskid Niski jest mi mało znany. Pozdrawiam przedświątecznie :)
UsuńCzesc, Bardzo sympatyczny opis trasy.
OdpowiedzUsuńTylko zrob prosze mala poprawke. Owszem kwiat popularny ale i popularnie mylony, to nie jest "rumianek" tylko "rumian polny".
Pozdrawiam
Slawek
Witaj :) Rzeczywiśce, masz rację. Już poprawiłam w tekście. Łatwo pomylić oba kwiaty. Do tego jeszcze dochodzi maruna... Co tylko dowodzi jaki świat kwiatów jest bogaty. Dzięki i zapraszam do lektury innych wpisów. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMaruna to juz w ogole jest nie odrozniana od rumianku, taka podobna. Na szczescie nie trzeba sie na tym znac wystarczy powachac. Rumianek pachnie rumiankiem ;-) a maruna nie. Rumian jest natomiast duzo wyzszy i ma inne kwiaty ale za to ma podobne wlasciwosci do rumianku tylko slabsze. Caly swiat jest niezliczony nie tylko roslinny. Znam dobrze kilkaset ziol a mimo to wstyd sie przyznac ale na pierwszej lepszej lace rozpoznaje kilka najwyzej kilkanascie a reszty albo nie znam albo nie jestem pewien, podobnie mam z ptakami czy owadami.
OdpowiedzUsuńDzieki za zaproszenie juz kilka przeczytalem. Dobrze sie czyta a zdjecia powoduja ze od razu chce sie tam isc. Kazdy z nas widzi swiat ciut inaczej i akurat Twoje zdjecia pokazuja góry jakbym sam tam byl.
Wszystkiego dobrego
Slawek
Nawet nie wiesz ile ja się czasem nasiedzę w poszukiwaniu dokładnych nazw kwiatków a i tak kilka fotografii jest bezimiennych. Liczę na jakiegoś botanika, może mnie oświeci :) Staram się, aby opisy były rzetelne i zgodne z prawdą, ale zawsze może pojawić się jakiś błąd. Dobrze, że są tacy, co moje spojrzenie naprostują :) Dzięki za dobre słowo. Miłego popołudnia! :)
UsuńNo i się narobiło. W tatrach rośnie jeszcze bardzo podobny jastruń właściwy. W naturze rozpoznam a po zdjęciu samych kwiatów nie mam pewności choć wydaje się że jastruń ma więcej płatków. Raczej to rumian ale ... trzeba by porównać jeszcze łodyżki które się bardzo różnią.
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru
Sławek
Pozostańmy przy rumianie 😀 Miłego wieczoru.
UsuńOK, za to w nagrodę za cierpliwość chyba znalazłem podejrzanego w sprawie ładnych kwiatków. Niestety nie widać dobrze reszty rośliny żeby mieć pewność. Stawiam na to że wystąpiła "wierzbownica wzgórzowa" - epilobium collinum.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy.
Slawek
Może to i ona, choć nie jestem przekonana, co do pąków. Na moim zdjęciu są podłużne, a w necie występują bardziej kuliste... Ale może to jakaś odmiana tej rośliny. W każdym bądź razie, pierwszy raz słyszę tą nazwę, a jest to jakiś trop. Dzięki.
UsuńJa mam właśnie podłużne pąki na fotkach. Czterodzielny biały słupek, cztery podwójne płatki zdradzają tą właśnie a nie inną roślinę i właśnie te pąki. Niestety brak liści, łodyg a najlepiej jeszcze całego pokroju siedliska będzie zawsze utrudniał a nawet uniemożliwiał odgadnięcie. Na 99% to co napisałem a ten 1% ze jakieś inne epilobium, może montanum?.
OdpowiedzUsuńJa tez nie słyszałem tej nazwy jak i większości które są w atlasach ale uparłem się że znajdę i żadna inna nie jest nawet ciut podobna.
Miłego wieczoru
Sławek
Czytam pilnie Twój opis, bo ta trasa zamierzam przemierzyć w maju razem z córką. Fajnie piszesz. Boje się że w maju może być tam błoto ale cóż, juz postanowione.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj! Jeśli mówimy o całej przebytej trasie, to rzeczywiście maj może być z błotem i nawet resztkami śniegu. Początek bardzo spokojny, nie wiem, ile córcia ma lat, ale do Gęsiej Szyi na pewno dacie radę. Potem na samą Gęsią prowadzą schody i to w sensie dosłownym, co męczy. Ale i tu dziecko powinno bez problemu wejść. Problematyczny jest odcinek przez Dolinę Pańszczycy, bo choć nie ma tu jakiś spektakularnych przepaści czy sztucznych ułatwień, to zarośnięty szlak, do tego mokry, nie jest fajny. Ale oczywiście maj z błotem nie jest regułą, może akurat traficie na super pogodę, czego życzę. Zapraszam do pozostania na blogu i inspirowania się do wyjazdów czy wędrówek. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń