Tam, gdzie krzyżują się
górskie grzbiety
cz. II
Wędrówka
Doliną Roztoki a potem ostro pod górę ku Przełęczy Krzyżne nie była specjalnie
trudna, obfitowała w widoki, kazała przystawać co chwila i zachwycać się tym,
co natura nam daje.
Po dotarciu
do celu, zaległam w trawie by chwilę pobyć sam na sam z górami. Dookoła mnie na
równi w paśmie Wołoszynów nie było nikogo. Nikt mi nie zakłócał spokoju. Pode
mną kolejni zdobywcy cieszyli się z wejścia na przełęcz. A ja siedziałam i
kontemplowałam zarówno widoki jak i ciszę.
Biegłam
wzrokiem po Granatach odgrażając się w myślach, że jeszcze je dopadnę.
Przyciągały jak magnes. Kiedyś zgram swoje plany z pogodą ;)
Poprzednią część tej wędrówki skończyłam na tym, że poszłam na mały rekonesans okolicy. A oto co tu zastałam. Z początku, z daleka myślałam, że to ktoś ułożył krąg z kamieni, by chronił przed wiatrem. Jednakże murek ten to dawne pozostałości po chatce. Tak, tak, dobrze czytacie.
Poprzednią część tej wędrówki skończyłam na tym, że poszłam na mały rekonesans okolicy. A oto co tu zastałam. Z początku, z daleka myślałam, że to ktoś ułożył krąg z kamieni, by chronił przed wiatrem. Jednakże murek ten to dawne pozostałości po chatce. Tak, tak, dobrze czytacie.
Wspomniałam
o tym, że pierwszego wejścia na Krzyżne dokonano w 1838r. A już od 1865r.
masowo turyści zaczęli odwiedzać to miejsce. Było to dogodne przejście między
dolinami, Roztoki i Pańszczycy.
Towarzystwo
Tatrzańskie najpierw w Dolinie Waksmundzkiej, a potem właśnie tu na równi, na
wysokości 2135 m n.p.m., wybudowało kamienną chatkę coś koło 1880 r. Chatka
nazwana imieniem Maksymiliana Nowickiego, zoologa, badacza flory i fauny
tatrzańskiej, służyła turystom podczas modnych wycieczek połączonych z
oglądaniem wschodów słońca i podziwianiem panoramy z Krzyżnego oraz Wołoszyna.
Do dziś zachowały się jedynie fragmenty chatki, przy których stałam. Szkoda, że chatki już nie ma, nie wróci też radosna atmosfera wyjazdów na wschody słońca, przeżywane na przełęczy czy na zamkniętym obecnie paśmie Wołoszynów.
Dookoła otaczała mnie fantastyczna panorama. Mogłabym tak długo stać i się cieszyć widokami, ale z tyłu głowy tliła się myśl, że przecież dochodzi już 15.00 i czas najwyższy opuścić grań. Zeszłam więc, znów na przełęcz. Wiało. Ale jeszcze patrzyłam w kierunku tych najwyższych szczytów. Myśli moje tam podążały. Wracały wspomnienia z gór zdobytych.
Do dziś zachowały się jedynie fragmenty chatki, przy których stałam. Szkoda, że chatki już nie ma, nie wróci też radosna atmosfera wyjazdów na wschody słońca, przeżywane na przełęczy czy na zamkniętym obecnie paśmie Wołoszynów.
Dookoła otaczała mnie fantastyczna panorama. Mogłabym tak długo stać i się cieszyć widokami, ale z tyłu głowy tliła się myśl, że przecież dochodzi już 15.00 i czas najwyższy opuścić grań. Zeszłam więc, znów na przełęcz. Wiało. Ale jeszcze patrzyłam w kierunku tych najwyższych szczytów. Myśli moje tam podążały. Wracały wspomnienia z gór zdobytych.
Panorama z Krzyżnego: Na ostatnim planie: od lewej - Kołowy Szczyt (2418 m n.p.m.), czubeczek Łomnicy (2632 m n.p.m.), największy dwuwierzchołkowy Lodowy Szczyt (2628 m n.p.m.), za nim Mały Lodowy (2461 m n.p.m.) oraz Jaworowe Szczyty (2417 i 2385 m n.p.m.) i dalej Gerlach (2665 m n.p.m.) Tuż przed Gerlachem na planie: Rysy, Żabie Turnie i Mięguszowieckie szczyty. Na pierwszym planie z prawej - stoki Opalonego Wierchu
Panorama z Krzyżnego: Od Gerlacha, poprzez Rysy, Żabie Turnie i Mięgusze do Koprowego Szczytu i całkowicie z prawej do Hrubego Wierchu. Na pierwszym planie Opalony Wierch, Przełęcz Marchwiczna, grań Miedzianego. W dole Dolina Piątki
Panorama z Krzyżnego: Najdalej Mięguszowieckie Szczyty, Mur Hrubego, potem Przełęcz Marchwiczna, Miedziane, Szpiglasowa Przełęcz, Szpiglasowy Wierch i Liptowskie Mury. Najniżej Przedni i Wielki Staw Polski z widoczną Wielką Siklawą
Przedni Staw Polski ze schroniskiem nad jego wodami oraz Wielki Staw Polski, z którego wypływa wodospad Wielka Siklawa
I jeszcze jedno spojrzenie na Liptowskie Mury, Mur Hrubego oraz wystający czubek narodowej góry Słowaków - Krywania
Wreszcie
skierowałam swój wzrok ku Dolinie Pańszczycy. Wydaje się zimna i nieprzystępna.
Cała w białym piargu, który przywodzi na myśl środowisko nieprzychylne
jakiemukolwiek życiu. A potem dopiero przeważa zieleń, dająca kojący obraz.
Dolina ma 5,8 m² oraz 6,5 km długości. Nazwa jej pochodzi od nazwiska
właścicieli, góralskiego rodu Pańszczyków. Dawniej wypasano na niej owce, dziś
co najwyżej wypasają się na niej turyści J.
Na środkowym planie wyłania się wielka Żółta Turnia, z lewej strony Wierch pod Fajki, a z prawej na horyzoncie Mała i Wielka Kopa Królowej
Kręta dróżka
ułożona z kamieni wyprowadziła mnie w środek doliny, wzdłuż grani Koszystej z
prawej strony. Z lewej wyrastała ściana Granatów, Zadnia, Skrajna Pańszczycka
Czuba, Pańszczycka Przełęcz, także dobrze stąd widoczny, charakterystyczny
Wierch pod Fajki i wreszcie majestatyczna Żółta Turnia.
Za sobą zostawiałam Buczynowe Turnie, turnię Ptak, Krzyżne i część Granatów. Przede mną na horyzoncie majaczyły zarysy Wielkiej Królowej Kopy, Nosala oraz Małego i Wielkiego Kopieńca.
Kawałek Wierchu pod Fajki a za nim Kasprowy Wierch, potem Czerwone Wierchy i z prawej masyw Giewontu
Za sobą zostawiałam Buczynowe Turnie, turnię Ptak, Krzyżne i część Granatów. Przede mną na horyzoncie majaczyły zarysy Wielkiej Królowej Kopy, Nosala oraz Małego i Wielkiego Kopieńca.
Powoli krok
za krokiem schodziłam z wysokości. W dolinie zaległa cisza. Nikogo po drodze.
Tylko ja i góry. Aż dziwne, że szlak nie taki trudny, sam środek sezonu a ja
mogę na koniec mojego pobytu obcować z przyrodą sam na sam.
No
wspaniale, jednak sama nie byłam. Po drodze napotkałam wylegującą się kozicę.
Leżała na stoku Wielkiej Kopki. Chyba też raczyła się ciszą.
Mniej więcej
w połowie drogi doszłam do Czerwonego Stawu. Takie małe urozmaicenie dna
doliny. Jest to małe jeziorko tatrzańskie położone na wysokości 1654 m n.p.m.
Ma 108 m długości, 46 m szerokości i 0,9 m głębokości. Przy suszach jeziorko
albo zanika całkowicie albo dzieli się na dwa mniejsze. Nazwa stawu wzięła się
od występującej w nim sinicy, która kamienie wokół stawu oraz na jego dnie, zabarwia
na czerwony kolor właśnie. Przy nim też
spotkałam odpoczywające małżeństwo. Pan siedział i delektował się widokami, a
pani biegała z aparatem i fotografowała motyle. Tak też można odpoczywać.
Przystanęłam i ja, na chwilę złapałam oddech, uspokoiłam nogi.
Jeszcze rzuciłam ostatnie spojrzenie na górne piętro doliny i wypiłam kropelkę wody. Zadowolona ruszyłam znów przed siebie.
Jeszcze rzuciłam ostatnie spojrzenie na górne piętro doliny i wypiłam kropelkę wody. Zadowolona ruszyłam znów przed siebie.
I jeszcze raz górna część Doliny Pańszczycy - z lewej grzbiet Koszystej, Przełączka pod Ptakiem, Turnia Ptak i Granaty
Grzbiet Koszystej i jej najwyższy punkt Wielka Koszysta 2192 m n.p.m. W dole piętro kosodrzewiny w Dolinie Pańszczycy i widoczny szlakowskaz przy Wolarczyskach
Niedługo
potem doszłam do rozstaju dróg na tzw. Wolarczyskach. Tu znajduje się czarny
szlak, będący łącznikiem między zielonym szlakiem biegnącym doliną Pańszczycy z
Waksmundzkiej Równi a żółtym szlakiem idącym z Krzyżnego. Ja jednak pozostałam
tego dnia wierna żółtemu szlakowi.
Teraz już szłam pomiędzy kosodrzewiną, nieraz wyższą ode mnie. Przedzierałam się wąską dróżką, obchodząc Żółtą Turnię, która zwykle jako pierwsza wyłania się, kiedy wychodzi się na Halę Gąsienicową. W dole szumiały drzewa w Dolinie Suchej Wody. Przed sobą, na otwartej przestrzeni, kiedy zaświeciło słońce, zobaczyłam lśniący wyciąg prowadzący na Kasprowy Wierch. W oddali zauważyłam mały zielony daszek, należący do schroniska Murowaniec. Ale do niego było jeszcze daleko.
Teraz już szłam pomiędzy kosodrzewiną, nieraz wyższą ode mnie. Przedzierałam się wąską dróżką, obchodząc Żółtą Turnię, która zwykle jako pierwsza wyłania się, kiedy wychodzi się na Halę Gąsienicową. W dole szumiały drzewa w Dolinie Suchej Wody. Przed sobą, na otwartej przestrzeni, kiedy zaświeciło słońce, zobaczyłam lśniący wyciąg prowadzący na Kasprowy Wierch. W oddali zauważyłam mały zielony daszek, należący do schroniska Murowaniec. Ale do niego było jeszcze daleko.
Po drodze
minęłam Żółty Potok, który daje przyjemny chłodek dla zmęczonych słońcem ust. I
szumi spadając po śliskich kamieniach.
Piętro kosodrzewiny
ustąpiło sferze lasu. Doszłam do tej najbardziej tajemniczej części Doliny
Pańszczycy. Choć nie była już ona taka tajemnicza, bo kilka dni wcześniej
przeszłam ją zielonym szlakiem z Wierchu Porońca i Gęsiej Szyi. Opis tego, jak
marudziłam sobie na szlaku możecie przeczytać TUTAJ.
Dlatego skupiłam się już tylko na myśli, by dotrzeć do złączenia szlaków, przejść mostek i dojść do Murowańca.
Dlatego skupiłam się już tylko na myśli, by dotrzeć do złączenia szlaków, przejść mostek i dojść do Murowańca.
W schronisku
chwilę odpoczęłam i przed 18.00 rozpoczęłam wędrówkę do Kuźnic przez Dolinę
Jaworzynki. Czyli wciąż tego dnia trzymałam się żółtego szlaku. Dolinę
Jaworzynki opisywałam już w kilku relacjach z tatrzańskich wpisów, więc celowo
ją pominę teraz. Tyle razy ją przemierzałam, więc znałam już każdy zakręt,
każdą prostą i każdy świerczek niemalże.
W centrum
Zakopanego zjadłam obiadokolację i wróciłam na swoją kwaterę. Musiałam się
jeszcze spakować, co zawsze przychodzi mi z trudem. Żal wyjeżdżać, kiedy jest
tak dobrze człowiekowi. Ale urlop dobiegał końca i trzeba było wrócić do pracy
i nowych obowiązków. W głowie zostały piękne wspomnienia, którymi z Wami się
dzielę. Jak zawsze…
Hej!
Piękna wyprawa,miło ją wspominamy my szliśmy w odwrotnym kierunku.Widoki z Przełęczy uważamy za najpiękniejsze w caluśkich Tatrach.Serdecznie Pozdrawiamy:)
OdpowiedzUsuńKtórędy by się nie szło, to zawsze widoki są super ;) A z tym określeniem, który widok najpiękniejszy, to ja zawsze mam problem, bo dla mnie każdy jest wspaniały. I tak naprawdę nie umiem powiedzieć, który znajduje się na miejscu pierwszym. Uściski :)
UsuńNajchętniej to ja bym wcale stamtąd nie wychodził.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze Cię rozumiem :)
UsuńKoniecznie musimy się wybrać na wędrówkę tą trasą :) piękne widoki i piękna przyroda :) wstyd się przyznać ale jeszcze w Tatrach nie bylismy , nie licząc Gubałówki ... Pozdrawiamy :)
OdpowiedzUsuńTo żaden wstyd, kiedyś nadrobicie. A szlak jest stosunkowo łatwy, tyle, że długi. No i macie ściągawkę na przypomnienie, jakby co, jak już postanowicie się wybrać ;) Uściski!
UsuńŁadne te widoczki z Krzyżnego. Ja jeszcze nie miałem okazji tam stanąć, ale może w tym roku...
OdpowiedzUsuńJa też dopiero w tym roku stanęłam pierwszy raz na przełęczy. A po górach chodzę już od 20 lat :) Oby tylko dobra pogoda Ci się trafiła. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńPiękne wspomnienia, tak jak i Twoje zdjęcia. Cały urok blogowania to właśnie ta różnorodność miejsc, do których zabierają nas autorzy. Raz oglądamy widoki z nad Morza Śródziemnego, by za chwilę być pośród pięknych tatrzańskich szczytów. Tego nie zapewnia najlepszy kanał telewizyjny. Tylko czasu jakby mniej, by te wszystkie posty móc przeczytać.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za te chwile przyjemności. Pozdrawiam serdecznie :)
To prawda. Możemy podróżować dzięki blogerom za darmo i bez wysiłku. A przy okazji zdobywać wiedzę i poszerzać swoje horyzonty. Tylko ta doba... zawsze ma tylko 24h :) Żeby tak móc ją rozszerzyć to i wszystkie posty by się przeczytało :) :) Uściski serdeczne!
Usuńi znowu ożyly wspomnienia,,,,,,,,,,,, sliczne fotki
OdpowiedzUsuńpozdr,...
Dziękuję. Mam nadzieję, że wspomnienia są miłe :) Pozdrawiam.
Usuń