Poczuj
w sobie dziecko…
Jesteśmy
dorośli. Przynajmniej tak nam mówią. A my oczywiście wierzymy w to, no bo jakby
inaczej. Codziennie zmagamy się z nowymi wyzwaniami w życiu, cieszymy z fajnych
sytuacji i płaczemy, gdy coś nie wychodzi. No właśnie, płaczemy… a czy nie jest
to przeznaczone tylko dziecku? Otóż nie tylko, bo tak się dzieje, gdy odezwie
się w nas wewnętrzne dziecko. Podobnie jak szalejemy z wygranej swojej drużyny
czy z wygranej na loterii. Zachowanie niegodne dorosłego? Nie, jeśli dopuści się
do siebie wewnętrzne dziecko. Współczuję osobom, które nie potrafią uruchomić
tej funkcji w sobie. Przecież to takie proste…
Ja też co
jakiś czas odrzucam tę swoją dorosłość i choć przez chwilę chcę być dzieckiem i
tak reagować. Podczas pobytu w Zakopanem, nie zawsze pogoda sprzyja mi na
górskie wędrówki. Wtedy z ochotą rzucam się w penetrowanie zakątków tego miasta
i zawsze coś nowego dla siebie odkrywam. Tym razem odkryłam ciekawe i jakże
wspaniałe muzeum. Zapraszam Cię dziś Drogi Gościu do Muzeum Misiów.
Tak, dokładnie przeczytałeś… Poczuj w sobie dziecko.
Muzea Misiów
powstają wszędzie tam, gdzie pluszowe zwierzątko jest kultową maskotką, czy
wręcz postacią. Wywodzą się one z pasji zbierania misiów. Często są to całe
kolekcje, związane z konkretnym bohaterem lub po prostu ulubione misie z
dzieciństwa.
I tak mamy tu przedstawicieli różnych zawodów, misie z minionego wieku, misie reklamowe, wizerunki tych sympatycznych zwierząt na banknotach, planszach czy talerzach.
Jedno jest pewne. Przekraczając drzwi tego muzeum, Wasze buzie będą się uśmiechać jak u dzieci. Bo dla naszych milusińskich patrzenie na misie to jak spojrzenie na nowe zabawki, natomiast dorośli w niejednym misiu odkryją swoich najlepszych przyjaciół z dzieciństwa. Mój zakończył swój żywot śmiercią tragiczną. Spłonął żywcem w piwnicy, kiedy któregoś dnia ktoś podłożył mi ogień. To, że mój posag przygotowany do wywózki poszedł z dymem, jakoś mnie obeszło, ale nie mogłam przeboleć czerwonego misia z kratką na brzuszku…
Miś Weteran Misji Zagranicznych Wielkiej Brytanii, z lewej to chyba lotnik :) Pod nimi znajdowała się pusta półeczka, na której położono jedynie karteczki z opisem dwóch misiów: Colargola i Yogi. Okazuje się, że oba miśki to znak zastrzeżony i powielanie ich w jakiejkolwiek formie jest przestępstwem. Jakoś nigdy nie przepadałam ani za Colargolem ani za Yogim...
Za to uwielbiałam Misia Uszatka. Bo klapnięte uszko miał... a poza tym był mądry, miał fajne ubranka, przyjaciół wokół i machał łapką na dobranoc
Miś Paddington, postać stworzona przez angielskiego pisarza Michaela Bonda. Miś ten urodził się w Peru, a do Anglii trafił przypadkiem. Na stacji metra Paddington (stad nazwa misia), znalazła go rodzina Brownów.
Miś Maciuś z Gniewa. Z nim wiąże się legenda: kiedy w XVII w. król szwedzki Gustaw II Adolf zajmował miasta takie jak Frombork, Elbląg, Malbork czy Gniew, na przeciw niemu ruszył król polski Zygmunt III Waza. Doszło pod Gniewem do bitwy, w której uczestniczyli wszyscy ludzie. Kiedy zabiły dzwony na mszę w kościele św. Mikołaja, nikt z ludzi nie przybył do świątyni. Z pobliskich lasów wyszły wystraszone zwierzęta, które schroniły się w świątyni. A prowadził ich Miś Maciuś. I zwierzęta zaczęły się modlić za ludzi. Wojna polsko-szwedzka zakończyła się kilka lat później, ale do dziś słychać ponoć, jak Miś Maciuś i inne zwierzęta modlą się o zgodę między ludźmi i o ich przyjaźń z przyrodą...
I tak mamy tu przedstawicieli różnych zawodów, misie z minionego wieku, misie reklamowe, wizerunki tych sympatycznych zwierząt na banknotach, planszach czy talerzach.
Nie tylko niedźwiedź Wojtek, wędrujący z Armią Andersa w czasie II wojny światowej, był znany. Również w historii zapisała się niedźwiedzica Baśka Murmańska, która z dalekiego Archangielska przypłynęła wraz z wojskiem i żyła w Twierdzy Modlin
Jedno jest pewne. Przekraczając drzwi tego muzeum, Wasze buzie będą się uśmiechać jak u dzieci. Bo dla naszych milusińskich patrzenie na misie to jak spojrzenie na nowe zabawki, natomiast dorośli w niejednym misiu odkryją swoich najlepszych przyjaciół z dzieciństwa. Mój zakończył swój żywot śmiercią tragiczną. Spłonął żywcem w piwnicy, kiedy któregoś dnia ktoś podłożył mi ogień. To, że mój posag przygotowany do wywózki poszedł z dymem, jakoś mnie obeszło, ale nie mogłam przeboleć czerwonego misia z kratką na brzuszku…
Śpiąca Królewna ze swoim czerwonym misiem :) Zabawne, ale miś nie miał miękkiego tułowia, w środku miał trociny, ale i tak był dla mnie najkochańszy ;) Widzicie jak się przytulał?
Misie w gablocie ruszały się i śpiewały. Urzekła mnie karteczka przy jednym z nich: Jestem chory, poczekaj, aż zagra kolega :)
No i co?
Nadal czujecie się tylko dorosłymi, czy odezwało się w Was to wewnętrzne
dziecko?
W muzeum funkcjonuje sklepik, gdzie można zakupić gadżety, oczywiście z misiami w roli głównej. Ja dla moich Siostrzeńców kupiłam zeszyty z naklejkami z popularnej ostatnio, rosyjskiej bajki "Masza i Niedźwiedź". Nawiasem mówiąc, uwielbiam te małe historyjki.
W muzeum funkcjonuje sklepik, gdzie można zakupić gadżety, oczywiście z misiami w roli głównej. Ja dla moich Siostrzeńców kupiłam zeszyty z naklejkami z popularnej ostatnio, rosyjskiej bajki "Masza i Niedźwiedź". Nawiasem mówiąc, uwielbiam te małe historyjki.
Jeśli
chcecie doświadczyć swoistej radości, to "pakujcie misia w teczkę i jedźcie na wycieczkę" a konkretnie zapraszam do Zakopanego, na ulicę
Kościuszki (to ta biegnąca od Krupówek do Dworca PKP), tuż przy Krupówkach, w
boczną bramę kamienicy. Poczujcie się dziećmi.
Wszystkiego
najlepszego dla wszystkich dużych i małych
Dzieci na świecie
z
okazji Waszego małego święta!
Ale fajne miśki:) Super
OdpowiedzUsuńFajne miejsce, żeby się odstresować ;)
UsuńNie sposób się nie uśmiechnąć oglądając te zdjęcia. Wróciłam wspomnieniami do krainy szczęśliwego dzieciństwa i swojego dużego misia z tych czasów. Dziękuję
OdpowiedzUsuńChyba prawie każdy miał jakiegoś misia...Cudowne czasy :)
UsuńWspaniały post, idealny na Dzień Dziecka. Też się uśmiechałem oglądając zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Kiedyś przestaliśmy obchodzić to święto... Pora wrócić do tego :) W końcu tak po cichu jesteśmy dziećmi ;) Serdeczności :)
UsuńMisie bez dziecięcych rączek, w gablotach za szybami... smutne.
OdpowiedzUsuńA kiedyś też miałem taką samą fryzurę jak na zdjęciu... takie to czasy były...
Zawsze cięto mnie od garnka. Na tym zdjęciu to jeszcze jakoś wyszłam... :) Ech, czasy, które już nie wrócą, nawet pod kątem fryzury ;)
UsuńSuper, zabiorę tam dzieciaki na wakacjach. Synek jeszcze troszkę za mały by się zachwycać, ale córeczka jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie :)
Zawsze to jakiś pomysł na deszczową pogodę. A ile wspomnień... Dzieciaki na pewno będą piszczeć z zachwytu, jak jeszcze poopowiadasz im kilka historyjek. Nawet synek będzie zadowolony, bo przecież misie kocha się od najmłodszego :)Ściskam mocno (na misia) :)
UsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuńDziękuję, choć tego Muzeum chyba już nie ma... A po więcej postów zapraszam w kąciki bloga. Pozdrawiam serdecznie ☺️
Usuń