Ciekawostki środka kraju
Tak się
złożyło, że w zeszłym roku, podążając do Spycimierza na Boże Ciało, odwiedziłam
po drodze dwa miejsca. Oczywiście w obu otarłam się o obchody tego religijnego
święta. Ale oprócz wymiaru duchowego, poznałam też walory turystyczno-architektoniczne
tych miejsc.
Pierwszym z nich była miejscowość Góra Świętej Małgorzaty.
Pierwszym z nich była miejscowość Góra Świętej Małgorzaty.
Wieś, będąca dziś siedzibą gminy o tej samej nazwie, jest bardzo stara. Jej
rodowód wywodzi się najprawdopodobniej z czasów Średniowiecza. Tereny te, pod
nazwą Góra pod Łęczycą, należały do książąt mazowieckich: Mieczysława,
Bolesława, Henryka i Kazimierza. W 1145 r. przekazali oni górę klasztorowi
Kanoników Laterańskich. Opactwo nie było założeniem fundacyjnym, a o
zakonnikach, jako właścicielach, świadczy tzw. „falsyfikat trzemeszeński”. Jest
to pierwszy dokument, w którym wspomina się Górę Świętej Małgorzaty, wtedy
jeszcze pod pierwotną nazwą.
Nasuwa się
tu pytanie (i całkiem słusznie) skąd wzięła się taka nazwa. Wiąże się to z
legendą. Posłuchajcie… Patronka wsi, Małgorzata
Antiocheńska, była chrześcijanką, która w dobie prześladowań chrześcijan, nie
wyparła się swej wiary i za to była więziona, torturowana a w końcu ścięta. Już
jako święta, wędrowała po świecie. Pewnego dnia, pod wieczór, kiedy była już
bardzo zmęczona, doszła do pewnej wsi, w której szukała schronienia na noc. Ale
tam przepędzono ją. W międzyczasie zapadła noc, rozpętała się burza. Święta
Małgorzata poszła więc do sąsiedniej wsi. Poprosiła o nocleg i okazało się, że
tu mieszkali bardzo gościnni ludzie. Zorganizowali przybyłej nocleg, zaprosili
też na spotkanie, na którym miano podjąć decyzję, gdzie wybuduje się nowy
kościół. Choć spotkanie było nieco burzliwe a mieszkańcy co i rusz podawali
nowe lokalizacje, ostatecznie nie doszło do porozumienia i mieszkańcy udali się
na spoczynek. W nocy święta Małgorzata zastanawiała się jak mogłaby odwdzięczyć
się za gościnę. Wraz z nastaniem dnia wyszła w pole i zaczęła usypywać ziemię.
Kiedy wieś się obudziła i ludzie pojęli, że na usypanej górze mogą wybudować
świątynię, ochoczo zabrali się za tworzenie góry. Od tego czasu wieś nazwano
Górą Świętej Małgorzaty. Natomiast niegościnna wieś otrzymała nazwę Piekiełko.
A sama święta? No cóż… Powędrowała dalej w świat. Mówi się też, że okoliczne
piaskowe wydmy to efekt usypującego się piasku z worków przy formowaniu kopca,
lub też piasku, który otrzepała święta Małgorzata ze swego fartucha.
Ładna
legenda, ale prawdą jest, że na górze stanął kościół.
Jest to świątynia
jednonawowa, w stylu klasycystycznym, pod wezwaniem – a jakże – świętej
Małgorzaty. Wcześniejszą świątynię, wybudowaną przez kanoników w stylu
romańskim, zastąpiła obecna z XIX w. Sama parafia, podlegająca pod diecezję
łowicką, erygowana była w 1145 r. Kościół jest zorientowany ku wschodniemu
kierunkowi. Przy przeprowadzanych pracach konserwacyjnych odkryto fragmenty
romańskiej budowli. Choć z zewnątrz nie wyróżnia się jakoś szczególnie, to
wnętrze kryje w sobie liczne polichromie, które po odnowieniu, może rozjaśnią
bardziej wnętrze kościoła.
Czarna Madonna w ołtarzu bocznym, z przodu figurka Matki Boskiej Fatimskiej a w medalionie postać św. Barbary, patronki dobrej śmierci i opiekunki trudnych zawodów m.in. górników, hutników, marynarzy itp.
Niewątpliwie samo usytuowanie świątyni jest jej
największym atutem, wznosząca się na wzgórzu o wysokości 136 m n. p. m. budowla
przyciąga nie tylko wiernych.
Drugie
miejsce na mojej trasie okazało się niesamowitą sakralną perełką. Już od
pierwszej chwili zachwyt mieszał się z niedowierzaniem. Jak to, w takiej małej
miejscowości taka świątynia?
A jednak. W niedalekiej odległości od Góry Świętej
Małgorzaty, jest Tum. I właśnie tego dnia moje usta
składały się w jedno słowo: WOW!
Stałam na
parkingu i patrzyłam na jeden z najlepszych budynków romańskich w Polsce. A
konkretnie na Archikolegiatę Najświętszej Maryi Panny i św. Aleksego.
Pierwsza
myśl, jaka przyszła mi do głowy to kościół warowny przypominający swym wyglądem
zamek. I myśl ta nie była pozbawiona sensu.
Ale po
kolei. Początki świątyni wiążą się z wczesnym średniowieczem, kiedy istniała na
tych terenach osada. Z fundacji Bolesława Chrobrego oraz późniejszego Świętego
Wojciecha, powstało przy grodzie pierwsze opactwo oo. Benedyktynów, które w XII
w. zostało przeniesione do Mogilna. Kiedy postanowiono budować kolegiatę, tego
do końca nie wiadomo. Faktem jest, że konsekracja kościoła nastąpiła 21 maja
1161 r. a uczestniczyli w niej wszyscy duchowni wyższej rangi.
Budynek
wzniesiono z granitu, piaskowca oraz polnego kamienia. Oprócz funkcji
sakralnych miał też pełnić funkcję obronną. Czyli moje skojarzenie było całkiem
dobre i trafne.
Niestety poza najazdem Tatarów w 1241 r., kiedy kościół oparł
się najeźdźcy, to większość ataków przechylała się na korzyść wroga. Kościelną
warownię zdobyli Litwini, a w XIV w. dwukrotnie Krzyżacy. Przez lata stała i
niszczała. Potem zaczęto ją odbudowywać i przebudowywać. I kiedy już wydawało
się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, Polskę najechali Szwedzi. A ci,
wiadomo, po sobie zostawiali zgliszcza. W późniejszych latach XVIII w.
obudowano kolegiatę, ale w stylu klasycystycznym.
Przebudowano zarówno nawę
główną, jak i boczne, wieże, nawet okna. W XIX w. za panowania cara Rosji
Aleksandra I Romanowa, który nakazał kasatę łęczyckiej kapituły, kościół
stracił na znaczeniu. Dalsze lata nie przyniosły poprawy. Nastąpił okres II
wojny światowej, który nie był łaskawy dla kolegiaty. We wrześniu 1939 r., w
czasie walk nad Bzurą, w północnej wieży zaszył się niemiecki żołnierz, który z
tego miejsca kierował ostrzałem artylerii niemieckiej. To był bardzo dobry
punkt obserwacyjny i dawał szeroki pogląd na okolicę. Polska artyleria nie
pozostała bierna, ostrzelała wieżę, likwidując ten punkt dowodzenia, ale w
zamian spowodowała uszkodzenie wieży i pożar w kościele. Kolejny wywołało
zbombardowanie budynku przez wojsko Luftwaffe. Dach zapadł się do środka, a
kiedy wojsko niemieckie wkroczyło między stojące mury, spod gruzów wyniesiono
wszystko, co znaleziono i dało się wynieść.
Dopiero w
1947 r. przystąpiono do odbudowy kościoła i w tym samym roku odprawiona została
pierwsza msza. Odbudowana kościelna warownia utrzymana została w stylu
romańskim z domieszką gotyku. Strop wykonano z betonu, obłożonego deskami, co
spełnia też funkcję stabilizującą wielowiekowe mury.
Dach kolegiaty to dziś proste, betonowe sklepienie, obłożone deskami, dekoracyjne pozostają arkady w formie łuków
Ze względu na koszty,
przez lata kościół nie mógł być wykończony. Nawet dziś sprawia wrażenie
surowego i pustego. Przy pracach archeologicznych dokopano się do fundamentów
dawnego opactwa oo. Benedyktynów.
W 1999 r.
sprowadzono tu z Gniezna relikwie św. Wojciecha, jako godnego miejsca dla
świętego, który przyczynił się do powstania kolegiaty.
Z dawnych
wnętrz zachowało się trochę malowideł, kamienny portal wejściowy czy też płyta
nagrobna rycerza z przełomu XII i XIII w.
Niewątpliwie
sama bryła kolegiaty robi wrażenie. Obraz jej na długo pozostaje w pamięci.
Obchodząc ją dookoła można zauważyć wiele interesujących i ciekawych rzeczy
zapisanych w kościelnych murach.
Coraz bardziej niewidoczne napisy - to nazwiska zmarłych, pochowanych wokół kolegiaty, ponieważ dawniej chowano ludzi wokół kościoła. Zwyczaj ten zaczął zanikać pod koniec XVIII w.
Wśród nich pewne małe, czarne i tajemnicze
kropeczki. Związane są one z legendą i wiążą się z postacią Diabła Boruty,
który za swoją siedzibę obrał sobie pobliską Łęczycę. Otóż kiedy postanowiono wybudować w Tumie
kościół, Boruta wpadł we wściekłość i postanowił przeszkodzić w budowie nowej
świątyni. Powiada się, że te wgłębienia na murze, to ślady jego pazurów, kiedy
chciał przewrócić wieże. Jak widać słabo mu poszło, wieże po
zniszczeniach odbudowano.
Mimo
obchodów Bożego Ciała, wokół kościoła panował spokój i cisza. Procesja przeszła
i skryła się we wnętrzu kolegiaty.
Ja za to skierowałam swe kroki do
pobliskiego, zabytkowego, drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Mikołaja.
Pochodzi on z czasów przebudowy kolegiaty w XVIII w. Kościółek kryty jest
gontem, na dachu posiada wieżyczkę z sygnaturką.
W ołtarzu znajduje się barokowy
XVII w. obraz w typie ikony, przedstawiający św. Mikołaja. Można tu zobaczyć
też kolekcję obrazów trumiennych z XVIII w. Niestety budynek pozostał
zamknięty, więc nie dane mi było zobaczyć go w środku.
W ogrodzie obok kościółka postawiono dzwonnicę, a za nią zasadzono dąb poświęcony Świętemu Wojciechowi
Czas biegł
nieubłaganie a ja przecież jechałam na uroczystą procesję po dywanach
kwiatowych w Spycimierzu. O chwilach tam spędzonych pisałam TU. W tym roku
prawdopodobnie też tam będę, ale poprzedzę to wizytą w pewnym miejscu. Ale
jakim, to na razie tajemnica ;)
Zatem do
zobaczenia w Boże Ciało 2016 r. lub kiedy indziej w zakątkach naszej pięknej
Polski…
Rzeczywiście, kolegiata naprawdę robi wrażenie, trudno o lepszy przykład budowli romańskiej. Szkoda, że wojny nie omijają takich wiekowych zabytków i kolegiata ucierpiała... Całe szczęście, że kościół odbudowano. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKolegiata i mnie się spodobała i myślę, że jej, chwilami dramatyczne, dzieje czynią ją bardziej niesamowitą. Serdeczności :)
UsuńPraktycznie nieznane mi tereny - jakoś tak wyszło. Szlak romański obiecuję sobie przejechać od ćwierćwiecza i zawsze mi "schodzi", ale ciekawostka przednia.
OdpowiedzUsuńŻe się warownia nie oparła Krzyżakom o to pretensji do budowniczych mieć nie można, inna epoka inne metody oblężnicze/. To tak jak by mieć pretensje do twierdzy Modlin że nie zatrzymała Niemców w 39 - ale ją budować zaczął jeszcze Napoleon zatem szans na obronę żadnych nie miała.
Na czas swojego powstania była nowoczesna i nie do zdobycia.
Natomiast będę polemizował z tymi śladami ostrzenia mieczy - jestem niezłym szermierzem, zabawiam się szermierką rekonstrukcyjną a poza tym otrzymałem solidne wyszkolenie ślusarskie i jestem pewien ze żadna mechanika ostrzenia czegokolwiek by takich śladów nie dała. Natomiast wydaje mi się że ten kamień to piaskowiec? A jeśłi tak to zarówno otworki jak i szramy powstają pod wpływem czynników atmosferycznych bo piaskowiec nawet drobnoziarnisty to bardzo niejednolita skała.
Takie informacje otrzymałam od przewodnika, ale kto tam wie... Kolegiatę zbudowano z granitu, piaskowca oraz polnych kamieni. Oczywiście obróbka, podobnie jak metody budowy ( o czym wspomniałeś) dawniej bardzo się różniły od dzisiejszych technologii.
UsuńPretensji o to, że kościół nie oparł się najeźdźcy nie mam, nie wiem skąd takie wysunąłeś przypuszczenie.
A jeśli chodzi o szlak romański, jak i inne tego typu szlaki, warto się przejść czy przejechać, bo takich ciekawostek mamy w kraju naprawdę dużo. Pozdrawiam serdecznie :)
Tak mi się zdawało po przeczytaniu "Niestety poza najazdem Tatarów w 1241 r., kiedy kościół oparł się najeźdźcy, to większość ataków przechylała się na korzyść wroga."
Usuńpozdrowienia.
Aaa... pisałam raczej w kontekście tego, że sam budynek stał się ofiarą ataków i smutnej historii (m.in. spalono tam żywcem ludność, która się skryła przed wrogiem)choć miała to być świątynia obronna. Ale przecież to nie wina budowniczych. Cóż, czasem i tak pisze się historia. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńCieszę się, że nam pokazałaś ten ten kościół w Tumie. kilka razy planowałem go zobaczyć wracając z nad naszego morza, ale potem zwyciężały takie miejsca jak Malbork, Chełmno czy Gniew. Może jeszcze kiedyś tam zawitam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Drogi Wkraju, w zasadzie to poza tymi kościołami, to w tych miejscowościach nic nie ma. Ale jeśli zawitać w takie mało znane miejsce, to może się okazać, że skrywają one małe perełeczki. No i właśnie Tum mnie zaskoczył taką budowlą. Warto czasem zjechać z głównej drogi... Uściski! :)
UsuńTo zdecydowanie dla mnie Polska nieznana. Mam nadzieję, że mnie to wszystko jeszcze czeka.
OdpowiedzUsuńPewnie, że czeka :) Całe szczęście, że takie miejsca się nie przemieszczają i można je wkomponować w swój grafik wypraw. A ja z przyjemnością poczytam o nich na Twoim blogu. Pozdrawiam :)
Usuń