Prowansja w Polsce,
czyli dzień pachnący
lawendą…
Arkady Fiedler pisał o Kanadzie pachnącej żywicą. Dziś ja opowiem Wam o krainie pachnącej lawendą. I wcale nie będzie to miejsce odległe.
Każdemu lawenda kojarzy się raczej z polami w Prowansji. Długie, fioletowe zagony tej rośliny o wonnym, kojącym zapachu, pięknie wyglądają nie tylko na zdjęciach. Wielkie pola ścielące się na fioletowo robią wrażenie nawet na najbardziej znudzonych turystach.
Tak naprawdę lawenda przywędrowała do Francji z Anglii. Ale tam, w zimniejszym klimacie nie przyjęła się tak dobrze, jak w ciepłym, śródziemnomorskim.
Pierwsze skojarzenie z Prowansją: zioła prowansalskie. Potem lawenda. A na koniec wystrój kuchni czy wręcz całego domu. No to skupmy się na tej lawendzie. Aby przyjrzeć się jak rośnie, pachnie i wygląda to fioletowe cudo, wstałam wcześnie rano i udałam się na Warmię.
Po drodze minęłam fioletowe pole. Ale to mała zmyłka. To nie lawenda. To miododajna roślina zwana facelią. Przyciąga pracowite pszczółki, toteż nie dziwi fakt stojących obok uli.
Można powiedzieć, że ciągła jazda nuży, więc zaszła potrzeba zatrzymania się w jedym z pobliskich zajazdów. Warto czasem rozprostowac nogi, napić się kawy czy herbaty, odetchnąć powietrzem i skorzystać z toalety, by znów wyruszyć w dalszą drogę.
Zajazd pod czujnym okiem Jagiełły i Juranda ze Spychowa :)
Po wielu kilometrach, niezliczonych zakrętach, wąskich dróżkach Warmii, przybyłam do celu. Oto Nowe Kawkowo. Wieś w okolicach Olsztyna. To tu znajduje się Lawendowe Pole.
Miejsce to powstało z wielkiej pasji jednej, drobnej kobiety, Pani Joanny, która pewnego dnia poczuła w sobie odwagę i porzuciła pracę w zabieganej Warszawie, by stworzyć coś, o czym zawsze marzyła - miejsce, gdzie człowiek żyłby w zgodzie z naturą. I myślę, że jej się to w 100% udało. Wymagało to wielu wyrzeczeń, ciężkiej pracy, rzucanych kłód pod nogi i papierkowej nerwówki. Ale jest. Zatem witajcie w Lawendowym Muzeum Żywym im. Jacka Olędzkiego.
Jacek Olędzki (1933-2004) to był profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wybitny etnograf i antropolog, który także propagował życie w zgodzie z przyrodą, badał życie na wsi i kulturę ludową na polskiej wsi. Nadanie muzeum jego imieniem to taki hołd złożony temu człowiekowi.
Jeszcze podczas wjazdu na plantację lawendy nie mogłam oprzeć się robieniu zdjęć. Co prawda wyobrażałam sobie, że będą to mocno fioletowe poletka, a wśród nich białe żwirowe alejki. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że tak naprawdę lawenda ma tyle odmian! Od białych kwiatów po ciemną purpurę. A wszystko to zależne od sadzenia i gatunku.
Przechadzka między kępkami, które z daleka wyglądają tak akasamitnie, była bardzo przyjemna. Lawenda nie występuje w Polsce w stanie dzikim. Jest jednak rośliną, którą da się uprawiać, czego pola w Nowym Kawkowie są żywym dowodem.
Lawenda, z łac. Lavandula, jest rośliną o szerokim zastosowaniu. Powszechnie znamy ją z doniczek, jako roślinkę ozdobną, oraz z suszonych kwiatków, które wsypujemy do płóciennych woreczków i zawieszamy w szafach, by odstraszyć mole oraz odświeżyć zapach ubrań. Jednak roślina ta, ma też inne zadania. Przede wszystkim działa kojąco na nasz system nerwowy, m.in. ułatwia zasypianie. Działa na układ trawienny, wspomaga żołądek i pracę jelit. W kosmetologii stosuje się ją do kremów, mydełek, a jej naturalny ekstrakt dorzuca się do perfum, szamponów i innych produktów. Również w kuchni daje się wykorzystać. Stosuje się ją do pieczenia chleba, ciast, ciasteczek, do herbatek i naparów. Jednym słowem - fioletowy lekarz i do tego smaczny i pachnący.
Po przyjeździe zostałam poczęstowana lawendową herbatką oraz jeszcze gorącym ciasteczkiem w formie serduszka. Serwowała je gospodyni i pomysłodawczyni Lawendowego Pola, Pani Joanna.
Moje lawendowe ciasteczko, jeszcze gorące i prawie wypita lawendowa herbatka, która bardziej przypominała mi orzeźwiający, choć słodki napój
Lawendowe Pole to nie tylko fioletowe kępki roślin. W swojej nazwie jest to muzem żywe, a więc życie tu kwitnie. Rozwija się ciągle, nie ma tu stałych wystaw, filcowych kapci i pań kustoszek. Są za to ludzie z pasją, którzy chętnie odpowiedzą na każde pytanie. Tu organizowane są różne warsztaty, od ścinania lawendy (koniecznie nożycami), przez układanie bukiecików i kompozycji, po warsztaty z dziedziny alchemii, a więc z produkcji własnych kremów i olejków.
A wszystko to dzieje się pod dachem łemkowskiej chyży, która została sprowadzona aż z Rymanowa w Beskidzie.
Był to dom do kupienia bez ziemi, do rozebrania i przeniesienia. I tak też się stało. Był to dom pochodzący z pogranicza, z bojkowskim, czterospadowym dachem oraz łemkowsko-polskim parterem. Nowi właściciele starali się wprowadzić niewiele zmian. Choć dawniej na jednym poziomie i pod jednym dachem ludzie żyli ze zwierzętami, dziś pomieszczenia te są zaadaptowane na potrzeby muzeum. Między innymi można tu zobaczyć film o Lawendowym Polu, o jego właścicielce, o marzeniach, pasji i ciężkiej pracy ponad siły. I jest to jednocześnie film dyplomowy młodego człowieka, Pana Michała Kupisza. Bardzo ciekawy i wciągający.
We wnętrzu znajduje się także biblioteczka
Choć na Warmii istniało inne budownictwo, zupełnie różniące się od łemkowskiego, to jest to pewne nawiązanie do Łemków, których w dużej ilości wysiedlono właśnie w okolice Olsztyna. Dziś Lawendowe Pole twierdzi, że "w pewnym sensie dom przywędrował za ludźmi". Piękny związek, choć sama Warmia to zupełnie osobna historia kulturowa. Ale dzięki Lawendowemu Muzeum Żywemu, będzie można poruszać się w obszarach "swój-obcy", "kultura-natura" czy "mieć czy być" (za informacją z muzeum). Jakże często sami zadajemy sobie takie pytania, zwłaszcza jeśli żyjemy nie w swoim kraju, miejscu urodzenia, wybieramy dobra cywilizacyjne, zapominając o naturalnym biegu rzeczy lub odwrotnie, rzucamy wszystko i wybieramy nową drogę, zgodnie z cyklem natury.
Tuż obok łemkowskiej chyży jest sklepik, gdzie można dokonać zakupu lawendowego miodu czy rękodzieła w postaci biżuterii. Troszkę zabrakło mi gadżetów typu świeczki, zakładki, podkładki czy nawet długopisy. Nie wiem, czy trafiłam na taki czas, gdzie w zasadzie nic nie było, czy jest tak zawsze, ale mam nadzieję, że jednak to pierwsze. Liczyłam na zakup lawendowych ciasteczek, niestety spróbowałam tylko jednego i natychmiast się one rozeszły w buźkach przybyłych do tego magicznego miejsca.
Nie ma się co denerwować, wszak lawenda koi nerwy. Działa relaksacyjnie a do tego jest taka ładna. Dlatego większość czasu spędziłam między kępkami fioletowej śliczności. I cieszyłam się jak dziecko.
Na polu co i rusz stoją tabliczki z prośbą o nie zrywanie lawendy. Wiecie jak to jest, nie ma alarmu, nikt nie widzi, to niektórzy próbują coś zerwać dla siebie. Ja swój bukiecik mam dzięki Pani Joasi, która spacerowała ze mną po polu. Jeśli ktoś poprosił, dostawał. Zamiast wyrywać roślinkę, ścina się ją nożycami i dostaje za zwykłe "dziękuję".
Tuż obok Lawendowego Pola znajduje się nowo powstały Tajemniczy Ogród, czyli Mini-Ogród Botaniczny Roślin Zapomnianych. Na razie jest w fazie zasiania, wzrastania i udoskonalania. Na chwilę obecną trzeba użyć swojej wyobraźni, żeby zobaczyć jak to będzie wyglądało za jakiś czas. Mnie osobiście spodobała się furtka do tego ogrodu: budki dla ptaszków wyglądają świetnie.
Niestety wszystkie drzewka głogu zostały zaatakowane przez (chyba?) szkodniki, których rozwój można było tu prześledzić od jajeczka aż po ruszające się larwy - widok mało ciekawy
Lawenda ma silną moc przyciągania. Po wyjściu z Tajemniczego Ogrodu, znów poszłam na pole lawendy. Tym razem na drugą stronę drogi. Tu było ciszej, bardziej romantycznie. Nie mogłam oprzeć się wąchaniu łodyszek z mojego bukieciku. Te pachniały najbardziej. Kwiaty dopiero w domu, jak troszkę podeschły. Teraz wiszą w kuchni i dają niesamowity zapach.
Właściciele dbają o atrakcje na Lawendowym Polu. Wymyślili lawendowy labirynt, w którym tylko pozornie człowiek zbliża się do środka. Za jakiś czas kępki będą bardziej rozrośnięte. Spacer między nimi to zabawa dla dużych i małych.
Labirynt z lawendy dobrze widoczny jest z pola po drugiej stronie drogi
Stojące ławeczki zachęcały do siadania i zwolnienia swego rytmu. Taki czas na chill out. Totalny reset duszy. No i ten kojący fioletowy kolor w różnych odcieniach...
Każda przyjemność musi się kiedyś skończyć. Nadszedł czas pożegnania. Pani Joasia biegała co i rusz do nowo przybyłych, ale znalazła chwilkę by podejść i się pożegnać. To mega pozytywnie zakręcona osoba. Bardzo skromna, uśmiechnięta, przy czym pracowita kobieta. Lubię poznawać nowych ludzi, zwłaszcza jeśli mają pasję i tak pięknie o niej potrafią opowiedzieć. Pani Joanno, serdecznie Panią pozdrawiam.
Z Nowego Kawkowa wyjechałam z lawendą pod nosem. Krajobrazy po drodze urzekały. Podążałam już w inne miejsce. Równie spokojne i relaksowe. Tego właśnie mi było trzeba przed czekającym mnie remontem łazienki.
Po drodze napotkałam piękne żółte dywany na polach. Pierwsze skojarzenie: rzepak. Przecież kwitnie na żółto. Kolejna zmyłka tego dnia. To łubin żółty. Stosowany jako pasza a także jako naturalny nawóz, bowiem zawiera w sobie azot. No i dodatkowo jest to także roślina miododajna.
To tylko część spędzonego przeze mnie dnia na Warmii. Ale gdzie jeszcze mnie nogi zaniosły, opowiem kiedy indziej. Musicie mi wybaczyć, że czasowo kuleję. W chwili obecnej przechodzę ten nieszczęsny remont łazienki a za momencik wyjeżdżam na tydzień w Karkonosze. Zatem do zobaczenia za jakiś czas!
Koniec
Bardzo urocze miejsce.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOj, tak! I do tego tak pachnące. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńCudnie, że atmosferę Prowansji mozna poczuć nie wyjeżdzajac z kraju, lubię zapach lawendy i dlatego zapisuję to miejsce na liście miejsc do odwiedzenia w Polsce. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrawda? Mamy w Polsce tyle cudownych kącików, że każdy znajdzie coś dla siebie. A Lawendowe Pole wciąż się rozwija, więc za jakiś czas będzie inaczej wyglądać. Ale równie wspaniale. Ściskam! :)
UsuńTu jest nawet piękniej niż w Prowansji. Z daleka lawenda wygląda bardzo puszyście :). Podobnie jak Ty uwielbiam poznawać fajnych i ciekawych ludzi, a Ci którzy z wielkim zapałem realizują swoje marzenia są dla mnie wielką inspiracją.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Czasem wystarczy jeden impuls, by coś zmienić w swoim życiu. Tylko nie można się bać... A lawenda w kępkach wygląda tak puszyście i aksamitnie, że człowiek chciałby się na niej położyć, by było mu miękko :) Pozdrawiam :)
UsuńPoproszę taką kępę do siebie na balkon. :) A tak swoją drogą, próbowałaś lawendowego miodu? Ja uwielbiam.
OdpowiedzUsuńA sadzonki można tam kupić :) Kiedyś miałam na swoim balkonie małą lawendkę, ale pojedynczo nie wygląda tak efektownie jak w kępie. Z miodów uwielbiam wielokwiatowy, bo taki zbierał mój tata pszczelarz z zamiłowania ;) Niestety tam, gdzie stały jego ule nie rosła lawenda :)Ale muszę kiedyś się skusić na taki miód.
UsuńCiekawe miejsce, do zapamiętania, jak znów będę na Warmii.
OdpowiedzUsuńw takich chatach, gdzie z jednej strony ludzie a z drugiej zwierzęta sam sypiałem jeszcze.... no jakiś dłuższy czas temu, na Pogórzu. Wystrój oczywiście był tam wtedy mniej malowniczy a bardziej prozaiczny.
Wiadomo, tu pomieszczenia spełniają inną rolę. Ale bardziej pasuje tu taka łemkowska chyża, niż super nowoczesny, multimedialny pawilon. Za jakiś czas wszystko będzie inaczej wyglądać. Pozdrawiam :)
UsuńPrawdziwy lawendowy zawrót głowy :)
OdpowiedzUsuńWidzę tę Twoją radość z pobytu w tym tajemniczym miejscu. Nie dziwię się, bo i miejsce niezwykłe i właścicielka kipi humorem. Miejsce wspaniałe na odreagowanie "po przejściach". Bardzo lubię zapach lawendy, pewnie i mnie by się tam bardzo podobało.
Piękna relacja, pozdrawiam i życzę miłego pobytu w Karkonoszach :)
Dzięki śliczne :) Mam nadzieję trochę odetchnąć od tego pyłu i kurzu remontowego. A jeśli chodzi o Lawendowe Pole to rzeczywiście miejsce na reset duszy. No i rozwija się, a to znaczy, że za jakiś czas będzie jeszcze inaczej. Warto też otaczać się pozytywnymi ludźmi, choćby tylko na chwilę. A do takich zaliczam Panią Joannę. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMnie się czasem zdaje, że jest ze mną coś nie tak. Mi lawenda niczym nie pachnie, wącham ją i nic, jak trawa :(
OdpowiedzUsuń:) :) Wszystko jest w porządku, zapewniam. Lawenda jak rośnie w kępce to też nie czuję, żeby tak mocno pachniała, ale jak się ją zetnie i powącha, to najbardziej na początku czuć łodyszki, a dopiero potem kwiaty. W zasuszoną trzeba włożyć nos, żeby czuć, ale to bardzo urokliwa i pożyteczna roślina. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPachnące, piękne, klimatyczne miejsce :) Podejrzewam, że z tej ławeczki na lawendowym polu to ciężko wstać :)Można siedzieć, podziwiać i wdychać. Ach...
OdpowiedzUsuńA miody uwielbiam, ale lawendowego jeszcze nie próbowałam. Na okres jesień-zima może uda mi się kupić. Uściski!
Oj tak... trudno było wstać, bo człowiek by tak siedział i siedział... Miodu z nutą lawendy także nie miałam okazji spróbować, ale wszystko przede mną :) Uściski!
UsuńP.s. Dziś wieczorem wsiadam do pociągu i mknę w Karkonosze - liczę, że przepędzisz tam chmury, bo w końcu masz bliżej ;)
A na ile dni jedziesz w te Karkonosze? Może bym osobiście na szlaku przepędziła te chmury razem z Tobą? :) Mycha też jedzie? :)
UsuńDroga Skadi, nie miałam okazji już dosiąść do komputera. Wczoraj wróciłam. Pogoda była super, więc jeśli to Twoja zasługa, to pięknie dziękuję ;) Szkoda, że się wcześniej nie zgadałyśmy, ale nic to, kiedyś się uda. Serdeczności :)
UsuńAcha, Mycha oczywiście była ze mną, dzielnie wytrzymała 11 godzin w pociągu, gdzie absolutnie rządziła w przedziale ku uciesze wszystkich odwiedzających nasz przedział :)
UsuńNo nie! Przegapiłam okazję spotkania z Mychą! :( Ale tak myślałam, że już wyjechałaś i nie masz dostępu do neta. Ciesze się, że pogoda dopisała no i mam nadzieję że wypoczynek w Karkonoszach był udany. Czekam oczywiście na relację z tego wyjazdu, bo jestem ciekawa jakie zakątki wpadły ci w oko.
UsuńA już myślałam, że to ze mną chciałaś się spotkać... :) :P Nic straconego, jeszcze taki czas nadejdzie, że szlaki nam się przetną ;) A relacje będą, tyle, że chwilowo jest u mnie remontowo i czas pochłania mi kurz i brud. Chwila cierpliwości, wszystkim się podzielę ;)
UsuńNie miałam pojęcia o tym miejscu, a ono stworzone dla mnie:)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, już wiesz gdzie możesz się odstresować ;) Taka mała namiastka Francji, choć tej masz ostatnio dosyć :) Uściski.
UsuńNie miałam pojęcia,że coś takiego istnieje :) Jak tam musi ładnie pachnieć.... :)
OdpowiedzUsuńWitaj na blogu :) Myślę, że najbardziej tam pachnie właśnie teraz, kiedy zbiera się lawendę, bo ta po ścięciu najbardziej wydziela olejki eteryczne. A swoją drogą to klimatyczne miejsce z cudowną właścicielką. Polecam. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńWspaniałe miejsce, a jak tam cudownie musiało pachnieć, może dane mi będzie kiedyś pojechać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Droga Avelino, wszystko przed Tobą! A miejsce jest wspaniałe na to, by zdystansować się do smutków i trudów dnia codziennego. Choć na chwilę. Ściskam Cię bardzo mocno.
UsuńBoże, Duśka jak tam cudnie!!!
OdpowiedzUsuńHa! Bo i cudni ludzie to stworzyli :) Lubię odwiedzać miejsca, które powstały z czyjejś pasji, marzenia. Lawendowe Pole takie właśnie jest...
Usuń