W mieście wielkiego budowniczego
Polski murowanej, czyli wizyta
w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą
Jestem już
drugi raz w Kazimierzu. Przyjechałam na Bożonarodzeniowy Jarmark, ale tak
naprawdę to chciałam przekonać się, czy wykrzesam z siebie zachwyt nad tą osadą
nad Wisłą. Pierwszy raz miasto pozostawiło mnie obojętną. Przybyłam, zobaczyłam
i wyjechałam. Veni, Vidi i Do widzenia.
Tylko, że
teraz wędrując po uliczkach Kazimierza, zdałam sobie sprawę, że za pierwszym
razem tak naprawdę nie zobaczyłam tego miasta. Pora spojrzeć na niego innymi
oczami i na koniec przekonać się, czy jest coś, co mnie w nim ujęło.
Wędrówkę
rozpoczynam bulwarem nad Wisłą.
Rzeką to spławiano towary, drewno, zboże itp. Nic więc dziwnego, że z małych osad usytuowanych nad rzeką, powstawały duże miasta z portowymi przystaniami oraz spichlerzami. Początek Kazimierza datuje się na XI w. Ale jego rozbudowę oraz budowę obronnego zamku przypisuje się temu, co zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, czyli Kazimierzowi Wielkiemu.
Kolejny król – Władysław Jagiełło nadał miastu lokację na prawie magdeburskim. Wtedy to wytyczono ulice, powstał rynek oraz kolejne budowle. W XVI w. miastem opiekował się magnacki ród Firlejów. To właśnie oni przyczynili się do rozwoju miasta, również do uprzywilejowania miasta w handlu zbożem, spławianym Wisłą do Gdańska. Na zbożu wzbogaciło się kilka rodów, których pamiątki można odnaleźć w mieście.
Rzeką to spławiano towary, drewno, zboże itp. Nic więc dziwnego, że z małych osad usytuowanych nad rzeką, powstawały duże miasta z portowymi przystaniami oraz spichlerzami. Początek Kazimierza datuje się na XI w. Ale jego rozbudowę oraz budowę obronnego zamku przypisuje się temu, co zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, czyli Kazimierzowi Wielkiemu.
Kolejny król – Władysław Jagiełło nadał miastu lokację na prawie magdeburskim. Wtedy to wytyczono ulice, powstał rynek oraz kolejne budowle. W XVI w. miastem opiekował się magnacki ród Firlejów. To właśnie oni przyczynili się do rozwoju miasta, również do uprzywilejowania miasta w handlu zbożem, spławianym Wisłą do Gdańska. Na zbożu wzbogaciło się kilka rodów, których pamiątki można odnaleźć w mieście.
I właśnie
teraz spacerując sobie nadwiślańskim bulwarem, patrzę na jeden ze spichlerzy,
utrzymany w stylu renesansowym. To Spichlerz Ulanowskich, Mikołaja Przybyły.
Obecnie znajduje się w nim Muzeum Przyrodnicze.
Tuż obok,
naprzeciwko, wystawiono mały zabytek starej techniki. To koła łopatkowe do
napędu parostatku wiślanego „Traugutt”. Dopiero tu widać, jak duża część
przyczyniała się do transportu wiślanego.
Nade mną
wciąż góruje baszta oraz ruiny zamku, ale o nich potem.
Tymczasem idę w stronę miasta.
Pierwsza napotkana budowla przystrojona świątecznie to dawna łaźnia. Budynek jest z 1921 r. i jest projektu Jana Witkiewicza Koszyca. Mieści się tu Stowarzyszenie Filmowców Polskich oraz restauracja. Dawniej mieścił się tu zakład kąpielowo-dezynsekcyjny.
Tymczasem idę w stronę miasta.
Pierwsza napotkana budowla przystrojona świątecznie to dawna łaźnia. Budynek jest z 1921 r. i jest projektu Jana Witkiewicza Koszyca. Mieści się tu Stowarzyszenie Filmowców Polskich oraz restauracja. Dawniej mieścił się tu zakład kąpielowo-dezynsekcyjny.
Idąc dalej
widzę Kamienicę Białą, wybudowaną w 1640 r.
Tuż obok kamienice, które jeszcze czekają na odrestaurowanie.
W szeregu wyróżnia się jedna – Kamienica Celejowska. Została przebudowana przez Bartłomieja Celeja w 1630 r. Trzy okna od frontu oznaczają, że dwa obok siebie to okna od salonu, natomiast jedno pojedyncze to okno od sypialni. Obecnie mieści się tu oddział Muzeum Nadwiślańskiego, którego jednak tym razem zwiedzać nie będę.
Tuż obok kamienice, które jeszcze czekają na odrestaurowanie.
W szeregu wyróżnia się jedna – Kamienica Celejowska. Została przebudowana przez Bartłomieja Celeja w 1630 r. Trzy okna od frontu oznaczają, że dwa obok siebie to okna od salonu, natomiast jedno pojedyncze to okno od sypialni. Obecnie mieści się tu oddział Muzeum Nadwiślańskiego, którego jednak tym razem zwiedzać nie będę.
Kamienica Celejowska - w zwieńczeniu attyki od lewej: postać św. Jana Chrzciciela, w środku z lewej: postać Chrystusa, w środku z prawej: postać Matki Boskiej, z prawej: postać św. Bartłomieja z nożem w ręku, gdyż został obdarty ze skóry, obecnie jest też patronem rzeźników
Dalej mamy
Kamienicę Górskich, wzniesioną w 1607 r. przez kupca i burmistrza Wawrzyńca
(Laurencjusza) Górskiego. Została ona spalona w 1915 r. Odrestaurował ją w
latach 1926-27 Jerzy Siennicki. Na dzień dzisiejszy urzędują tu włodarze
miasta. To na tej budowli można zobaczyć dawne freski robione metodą sgraffiti,
które jednak zostały nieumiejętnie odnowione i tym samym zniszczone. Nawet
przykrycie ich neonowym napisem Wesołych Świąt, nie zakrywa tego, co próbowano
zamaskować tynkiem.
Spacerując jedną ulicą zauważam, że Kazimierz galeriami stoi. Może właśnie dlatego jest to miejsce ulubione wśród ludzi wolnych zawodów jak malarzy, architektów, rzeźbiarzy czy aktorów, słowem wrażliwych artystycznych dusz.
Spacerując jedną ulicą zauważam, że Kazimierz galeriami stoi. Może właśnie dlatego jest to miejsce ulubione wśród ludzi wolnych zawodów jak malarzy, architektów, rzeźbiarzy czy aktorów, słowem wrażliwych artystycznych dusz.
Pora
wkroczyć na rynek. Jest mały, choć zwie się Rynkiem Wielkim. Dziś zastawiony
jest świątecznymi kramami. Trwa jarmark, który gromadzi i dużych i małych, a o
którym pisałam przed Świętami. Moją uwagę przykuwa wyróżniająca się kamienica.
Wydaje się jednością, ale to tak naprawdę dwa różne budynki. To Kamienice
Przybyłów, renesansowe z 1615 r.
Właścicielami ich byli bracia: Krzysztof i Mikołaj, pochodzący z zamożnej rodziny Przybyłów. Obie kamienice są bogato zdobione płaskorzeźbami na elewacji frontowej. Oczywiście zawierają patronów: św. Mikołaja w stroju biskupim z pastorałem oraz św. Krzysztofa z Dzieciątkiem Jezus na ramieniu. Obiektywnie trzeba powiedzieć, że autorowi tej płaskorzeźby święty nieco nie wyszedł. Nie ma zachowanych proporcji.
Fara kazimierska rozświetlona słońcem, na tle deszczowego nieba, ulotna chwila, gdyż w kilka sekund później niebo już było mniej spektakularne
Właścicielami ich byli bracia: Krzysztof i Mikołaj, pochodzący z zamożnej rodziny Przybyłów. Obie kamienice są bogato zdobione płaskorzeźbami na elewacji frontowej. Oczywiście zawierają patronów: św. Mikołaja w stroju biskupim z pastorałem oraz św. Krzysztofa z Dzieciątkiem Jezus na ramieniu. Obiektywnie trzeba powiedzieć, że autorowi tej płaskorzeźby święty nieco nie wyszedł. Nie ma zachowanych proporcji.
Kamienice
pełne są symboli. Jak choćby ten przedstawiający zwierzęta. Jest to odniesienie
do cech, jakie powinien posiadać dobry kupiec, a więc: być silnym jak lew, ale
mądrym jak gryf, który z nim walczy, być sprytnym jak lis, ale upartym jak
kozioł. Obok siebie występują tu motywy biblijne, antyczne oraz roślinne. Taki
swoisty misz-masz.
Ale ciekawym rozwiązaniem były tu dachy, które spadziście schodziły do środka. Było to zabezpieczenie przed ewentualnym zaprószeniem ognia, by nie przenosił się na inne budynki. To widoczne jest od strony Małego Rynku, bowiem front kamienic to wysokie, nieco nienaturalne attyki, bogato zdobione, które zasłaniają dachy. Niewątpliwie te kamienice są najbardziej rzucającymi się w oczy na Rynku.
Ale ciekawym rozwiązaniem były tu dachy, które spadziście schodziły do środka. Było to zabezpieczenie przed ewentualnym zaprószeniem ognia, by nie przenosił się na inne budynki. To widoczne jest od strony Małego Rynku, bowiem front kamienic to wysokie, nieco nienaturalne attyki, bogato zdobione, które zasłaniają dachy. Niewątpliwie te kamienice są najbardziej rzucającymi się w oczy na Rynku.
Obok
Kamienicy Przybyłów znajduje się Kamienica Gdańska. Powstała ona w 1795 r. i
została nazwana tak dla przypomnienia, że dawniej Kazimierz nazywano „Małym
Gdańskiem”, a oba miasta łączyły kontakty handlowe. Kamienica posiada
podcienia, w których znajdują się sklepiki.
Między
kamienicami braci Przybyłów, a Kamienicą Gdańską znajduje się wąski przesmyk,
którym zmierzam właśnie na Mały Rynek. O jego istnieniu nie wiedziałam, kiedy
pierwszy raz odwiedziłam Kazimierz. A to dość ciekawe miejsce, bowiem wiąże się
ze społecznością żydowską, która niegdyś w większości zasiedliła to miasto.
Mały Rynek,
którego nazwa pojawiła się dopiero w latach międzywojennych, pełnił funkcję
gminy żydowskiej. Tu kwitło życie społeczne i kulturalne. I trwało ono aż do
zagłady Żydów w czasie II wojny światowej. Kazimierscy Żydzi z tego placu
zostali w ramach „Akcji Reinhard”, wywiezieni do hitlerowskich obozów zagłady,
głównie do Sobiboru.
Pozostałością
po życiu żydowskim jest budynek synagogi oraz żydowskie jatki. Synagoga,
nazwana Wielką Synagogą powstała w drugiej połowie XVIII w. Zbudowana, jak
większość budynków w Kazimierzu, z wapienia i dachu krytego gontem. Niestety
budynek został zniszczony w czasie wojny.
W 1953 r. zrekonstruowano synagogę według projektu architekta Karola Sicińskiego. Wówczas umieszczono w niej… kino. Na początku XXI w. budynek został własnością gminy żydowskiej w Warszawie.
W 1953 r. zrekonstruowano synagogę według projektu architekta Karola Sicińskiego. Wówczas umieszczono w niej… kino. Na początku XXI w. budynek został własnością gminy żydowskiej w Warszawie.
Na przeciwko
synagogi znajduje się drewniany budynek jatek koszernych z przełomu XVIII i XIX
w. To tu sprzedawano mięso ze zwierząt zabijanych zgodnie z religijnymi obrzędami
żydowskimi.
Teraz na
Małym Rynku w czasie świąt czy weekendów krzątają się sprzedawcy starociami,
tworząc mały targ staroci.
Kontynuuję
wędrówkę po Kazimierzu. Docieram do kościoła św. Anny, powstałym w 1670 r. W
XVI w. znajdował się w tym miejscu kościół drewniany pod wezwaniem św. Ducha.
Przebudowano go nadając renesansowy rys na wzór kazimierskiej fary, do której
niebawem dotrę.
Bardzo mądre tablice obok wejść do kościołów, może one będą nakłaniały do zachowań i ubiorów godnych w domach bożych, bo nie zawsze ludzie to respektują i szanują
Tuż obok,
nawiązujący stylem do kościoła budynek, to dawny szpital oraz przytułek dla
osób ubogich i starszych, który powstał w 1635 r. Obecnie to siedziba
Kazimierskiego Ośrodka Kultury, Promocji i Turystyki.
Pora wreszcie dotrzeć do kościoła farnego, którego bryła wznosi się nad rynkiem. Kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja został ufundowany przez Kazimierza Wielkiego ok. 1325 r.
Drewniany dom Karola Sicińskiego - architekta, którego projekty odbudowy Kazimierza po wojnie znaleźć można w każdym zakątku miasta
Pora wreszcie dotrzeć do kościoła farnego, którego bryła wznosi się nad rynkiem. Kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja został ufundowany przez Kazimierza Wielkiego ok. 1325 r.
Niestety nie mam szczęścia by zajrzeć do środka. Za pierwszym razem trwa nabożeństwo. Widzę niebywale smutny ślub. Oprócz pary młodej, tylko świadkowie i nikogo w ławkach… Albo to tylko odnowienie ślubu, albo tajny ślub, albo pomysł chwili… W każdym razie białej sukni nie widziałam. Ale wydaje mi się, że to powinien być uroczysty dzień dla młodych, tymczasem ogarnia mnie smutek, że nie ma przy nich nikogo…
Potem, kiedy znów chcę zobaczyć kościół od środka, jest on już zamknięty. Trudno, zaglądam więc, tylko przez szybkę. To najstarsza ze świątyń w Kazimierzu Dolnym. Posiada też najstarsze w Polsce organy, choć tych nie mogę zobaczyć. Osłona przedniej części ołtarza wykonana jest z XVII i XVIII w. kurdybanów (czyli wygarbowanych skór). Wielka szkoda, że nie mogę przyjrzeć im się z bliska.
Sama świątynia, choć powstała w stylu gotyckim, została przebudowana w stylu renesansowym. Jest jednonawowa z kilkoma kaplicami po bokach.
Stąd już
tylko kilka kroków do zespołu zamkowego. Kiedyś spora warownia, dziś malownicze
ruiny na wzgórzu. Zespół zamkowy tworzy stojąca osobno baszta, a właściwie
wieża obronna, wzniesiona zapewne u schyłku XVIII w. oraz ufundowany w połowie
XIV w. przez Kazimierza Wielkiego zamek, który potem w kolejnych wiekach był
przebudowywany.
Najpierw
wdrapuję się do zamku. To monumentalna, ostatnio odnowiona,
rezydencjalno-obronna budowla, siedziba starostwa niegrodowego. Średniowieczne
mury stapiają się tu z renesansowymi detalami architektonicznymi. Teren
zamkowy, choć mocno prześwietlony przez archeologów, historyków i badaczy, nie
jest jeszcze do końca odkryty. Kto wie, co ziemia jeszcze kiedyś nam odsłoni. W
każdym razie dziś zamek jest ruiną trwałą, zabezpieczoną.
Pierwsza
wzmianka o kazimierskim zamku pochodzi z 1359 r. Mury zamkowe są wysokie na
siedem metrów. Otaczały dziedziniec o wymiarach 56 x 22 m, od południa zamknięty
parterowym budynkiem mieszkalnym. Wjazd usytuowany był po stronie północnej, w
wieży bramnej.
Na środku dziedzińca znajdowała się studnia, przy której prawdopodobnie usytuowano łaźnię. W wieży południowo-zachodniej znajdowała się kaplica, dostępna z części mieszkalnej. Kolejne lata i wieki przynosiły rozbudowę i przebudowę zamku. Kres świetności warowni położył najazd Szwedów i pożar w 1657 r. Od wieku XVIII zamek popadł w ruinę.
Odtąd stał się malowniczym zakątkiem, który przyciąga artystów.
I ponownie ja przenoszę się w czasie i przechadzam się po zamkowych komnatach. To nic, że mocno wieje i co chwila pada mały deszcz, bo komnaty nie mają dachu. Ważne, że widzę zakole rzeki i mam o czym myśleć. Ponoć Kazimierz Wielki kochał Żydówkę Esterkę. Był w niej bardzo zakochany a ta wypraszała u niego coraz to nowsze łaski dla swych rodaków i krewniaków. Choć to tylko legenda, to jednak pewnych aspektów historycznych można się w niej dopatrywać.
Na środku dziedzińca znajdowała się studnia, przy której prawdopodobnie usytuowano łaźnię. W wieży południowo-zachodniej znajdowała się kaplica, dostępna z części mieszkalnej. Kolejne lata i wieki przynosiły rozbudowę i przebudowę zamku. Kres świetności warowni położył najazd Szwedów i pożar w 1657 r. Od wieku XVIII zamek popadł w ruinę.
Odtąd stał się malowniczym zakątkiem, który przyciąga artystów.
W dawnym lochu ubranko z epoki :) Jest to damski strój dworski z połowy XIV w. Był to typowy damski ubiór wierzchni - surcot, charakteryzował się brakiem rękawów i dużym wycięciem po bokach. Pod spodem suknia zielona, luźna, poszerzana od bioder klinami
I ponownie ja przenoszę się w czasie i przechadzam się po zamkowych komnatach. To nic, że mocno wieje i co chwila pada mały deszcz, bo komnaty nie mają dachu. Ważne, że widzę zakole rzeki i mam o czym myśleć. Ponoć Kazimierz Wielki kochał Żydówkę Esterkę. Był w niej bardzo zakochany a ta wypraszała u niego coraz to nowsze łaski dla swych rodaków i krewniaków. Choć to tylko legenda, to jednak pewnych aspektów historycznych można się w niej dopatrywać.
Na
dziedzińcu zastaję wystawę rzeźby chyba całkiem współczesnej, która nijak ma
się do historii zamku. Nie za bardzo rozumiem tego typu sztukę, więc nie będę
się nad tym rozwodzić. Idę więc popatrzeć na miasto z baszty.
Wieża jest
jedną z najstarszych budowli obronnych w Polsce, a w zasadzie jedyną tego typu
wysuniętą na wschód. Trwa tu od przeszło 700 lat. Jest cylindryczna, zbudowana
z końcem XIII i początkiem XIV w. w najwyższym punkcie wzgórza.
Mury wieży mają 4 m i na kilku kondygnacjach mieszczą się poszczególne pomieszczenia użytkowe, bowiem baszta miała kilka funkcji. I tak mamy tu część obronną, mieszkalno-gospodarczą, obserwacyjną oraz loch, który służył za więzienie.
Mury wieży mają 4 m i na kilku kondygnacjach mieszczą się poszczególne pomieszczenia użytkowe, bowiem baszta miała kilka funkcji. I tak mamy tu część obronną, mieszkalno-gospodarczą, obserwacyjną oraz loch, który służył za więzienie.
Drewniane schody prowadzące do wejścia do wieży, dawniej wspinano się po drabinie, którą następnie wsuwano do środka
Gdy już
drewniane umocnienia zamku padły, wróg nacierał, to właśnie wieża stanowiła
ostatni punkt obrony. Wejście do niej znajdowało się 6 metrów nad ziemią.
Masywne mury chroniły mieszkańców przed pociskami, strzałami czy kulami
wyrzucanymi z katapulty. Wąskie otwory strzelnicze umożliwiały rażenie wroga
strzałami z kuszy i łuku, rzucanie kamieniami czy oblewanie wrzącą wodą lub
smołą.
Kamienne
stołpy nie służyły do wygodnego mieszkania, było to przecież miejsce obrony
ostatecznej. Ale mimo tego w wieży znajdowały się magazyny i pomieszczenia
mieszkalne dla załogi zbrojnej, wyposażone w kuchnie, najczęściej złożone z
małego paleniska z kominkiem, które w zimnych murach dawały ciepło.
Na samym
dole znajdowało się więzienie dla pojmanych jeńców, zaś na samej górze
znajdował się punkt obserwacyjny.
Ze zwieńczenia wieży rozciąga się panorama na okolicę tak po tej samej stronie Wisły, co zamek, jak i na drugą stronę, gdzie za zakolem rzeki znajdują się ruiny zamku Firlejów w Janowcu.
To tylko legenda, bo sam przywódca powstania rycerskiego skonał śmiercią głodową ale w wieży zamku Olsztyn na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej
Ze zwieńczenia wieży rozciąga się panorama na okolicę tak po tej samej stronie Wisły, co zamek, jak i na drugą stronę, gdzie za zakolem rzeki znajdują się ruiny zamku Firlejów w Janowcu.
Znak chorągiewek, które smagał wiatr, mówił jasno: albo poddaj się, albo spadaj, bo cię wywieję z tej wieży ;)
Willa Tadeusza Pruszkowskiego - artysty malarza, nauczyciela, piewcy Kazimierza Dolnego, bardzo barwnej postaci czasów przedwojennych - widok z zamkowej wieży
Zakole Wisły z zamkowej baszty - widok na Puławy i dymiące na horyzoncie kominy zakładów azotowych zlokalizowanych w tej miejscowości
Kazimierz, zamek i za nim bryła kościoła Zwiastowania Najświętszej Marii Panny i klasztor oo. Reformatów
Wieje wiatr,
który przegania mnie z wieży. Schodzę w dół do rozstaju dróg, by podążyć znów
pod górę. Zmierzam na Górę Trzech Krzyży. Jest to wzniesienie, na którym
postawiono w 1708 r. trzy krzyże na wzór Golgoty.
Miały one upamiętniać ofiary zarazy morowej, czyli cholery, która w owym czasie dziesiątkowała mieszkańców tych terenów. Ze wzgórza rozciąga się panorama na Kazimierz, chyba najbardziej malownicza i najbardziej rozpowszechniona. Cieszę się, że mogę ją podziwiać grudniową porą przy niepewnej pogodzie. Chmury dodają klimatu.
Pora zejść na rynek i pooglądać wreszcie jarmarkowe różności. Po drodze mijam studnię. Usytuowana z boku, prawie niewidoczna, ustępuje miejsca tej najbardziej znanej, znajdującej się po środku rynku. To dawne zdroje uliczne, którym drewniane zadaszenie zaprojektował w 1913 r. architekt Jan Koszyc Witkiewicz.
Miały one upamiętniać ofiary zarazy morowej, czyli cholery, która w owym czasie dziesiątkowała mieszkańców tych terenów. Ze wzgórza rozciąga się panorama na Kazimierz, chyba najbardziej malownicza i najbardziej rozpowszechniona. Cieszę się, że mogę ją podziwiać grudniową porą przy niepewnej pogodzie. Chmury dodają klimatu.
Na pierwszym planie kościół św. Anny, dalej w prawo Mały Rynek i na dalszym planie kościół oo. Reformatów
Pora zejść na rynek i pooglądać wreszcie jarmarkowe różności. Po drodze mijam studnię. Usytuowana z boku, prawie niewidoczna, ustępuje miejsca tej najbardziej znanej, znajdującej się po środku rynku. To dawne zdroje uliczne, którym drewniane zadaszenie zaprojektował w 1913 r. architekt Jan Koszyc Witkiewicz.
Jedna mała
rzeźba przyciąga mój wzrok – to pies z brązu z wyświeconym noskiem. Kundelek
nazywał się Werniks i przewodził innym psom, które przybywały do Kazimierza z
handlarzami, a potem zostawały w mieście. Zaadoptował go malarz, Zbigniew
Szczepanek. I razem wyjechali do Gdańska. Teraz ma swój pomnik w Kazimierzu,
gdzie zwykle siadał patrząc na kawiarnię pełną ludzi. A tam przebywali zwykle
artyści, którzy uwieczniali na swych pracach takie psiaki. Historii psa
Werniksa jest kilka wersji i zawsze są wypowiadane jako dodatek do tej
turystycznej atrakcji.
Nie bez przyczyny znajdujący się za pomnikiem kebab, nazwano „Pod psem” J. Ciekawostką jest, że pomnik tego sympatycznego kundelka jest pierwszym pomnikiem psa w Polsce.
Nie bez przyczyny znajdujący się za pomnikiem kebab, nazwano „Pod psem” J. Ciekawostką jest, że pomnik tego sympatycznego kundelka jest pierwszym pomnikiem psa w Polsce.
Zanim
zanurzę się w jarmarkowe szaleństwo i bożonarodzeniowy klimat, idę coś zjeść.
Wybór pada na mijaną wcześniej Knajpę Artystyczną.
Zanim jednak rozgrzeję się nad ciepłym posiłkiem, wpadam do najbardziej znanej piekarni i cukierni w Kazimierzu Dolnym, założonej przez Mistrza Piekarskiego Cezarego Sarzyńskiego.
Tu oczywiście zakupuję symbol miasta - kazimierskiego koguta.
Ta drożdżowa pamiątka z Kazimierza ma swoją legendę. Oto i ona:
Zanim jednak rozgrzeję się nad ciepłym posiłkiem, wpadam do najbardziej znanej piekarni i cukierni w Kazimierzu Dolnym, założonej przez Mistrza Piekarskiego Cezarego Sarzyńskiego.
Tu oczywiście zakupuję symbol miasta - kazimierskiego koguta.
Ta drożdżowa pamiątka z Kazimierza ma swoją legendę. Oto i ona:
„Dawno, dawno temu, kiedy na terenach wokół
Kazimierza mieszkali ludzie, którzy zajmowali się rolnictwem, zadbali oni o
żyzną glebę. Okolica była przepiękna i bardzo kusząca. Nie oparł się jej
urokowi przelatujący nad nią diabeł. Postanowił osiedlić się tu na dłużej.
Zamieszkał w norze pod miastem. Aby przeżyć, musiał się czymś żywić.
Najbardziej smakowały diabłu koguty. Nie gardził żadnymi. Jadł i jadł, aż został
tylko jeden czarny kogut, który wraz ze swoją kurą skrył się przed diabłem.
Kogutowi na pomoc przyszli mnisi, którzy w czasie, kiedy czart przeszukiwał okolicę,
poświęcili norę diabła. Jak wiadomo przysłowie mówi, że „diabeł święconej wody się boi”, kiedy
właściciel jamy wrócił do swego lokum, poczuł wodę święconą i niepyszny uciekł”.
Od tego
czasu w Kazimierzu wypieka się koguty z ciasta drożdżowego. Powiada się, że jak
ciasto się przypali, tym bardziej przypomina czarnego koguta ;)
Wreszcie
zadowolona, z pełnym brzuszkiem mogę iść pobuszować między choinkowymi
ozdobami. Teraz Kazimierz jest miastem, który bardziej przypomina letnisko,
żyje z turystyki, więc takie festyny czy jarmarki przyciągają podróżnych i
klientów zarazem.
Zapada zmierzch. Do domu, w torbie oprócz nowych wspomnień, zawiozę także smacznego kulebiaka.
Budynek wzorowany na pokładzie statku "Batory" - niepasujący do zabudowy miasta ani trochę. Był to typowy przykład, kiedy po wojnie chciano wprowadzić nowoczesność, czyli blok, do zabudowy parterowej jednorodzinnej, która dominowała w przedwojennej panoramie Kazimierza
Zapada zmierzch. Do domu, w torbie oprócz nowych wspomnień, zawiozę także smacznego kulebiaka.
Jakie są
moje odczucia z miasta wielkiego budowniczego Kazimierza Wielkiego? Nadal nie
czuję przesadnego zachwytu nad tym miejscem. Choć przyznaję, że więcej
widziałam i więcej się dowiedziałam. Jak na tak małe miasto, ma ono zaskakująco
bogatą historię. Oczywiście ma swój niepowtarzalny klimat, drewniane, stare
domy, brak pośpiechu, prowincjonalną atmosferę, ale dla mnie akurat to chyba
zbyt mało, by mówić WOW! Mimo wszystko cieszę się, że pojechałam tam drugi raz.
I wcale nie jestem pewna, czy na dwóch razach się skończy. Bo może właśnie tak
działa magia Kazimierza Dolnego nad Wisłą? Kto wie…
KONIEC
Bardzo szczegółowa relacja z Twojego pobytu w Kazimierzu Dolnym. Chyba odwiedziłaś każdy zakątek tego miasta. Byłem tam też dwa razy, kilka lat temu, akurat podczas powodzi, gdy jego bulwary były zalane wodą. Na mnie miasto zrobiło duże wrażenie, ale może to zależy od pogody, bo byłem w środku lata w słoneczny dzień. Też odwiedziłem sporo miejsc, wiele z tych, które nam dzisiaj pokazałaś, ale w przypadku Kazimierza nie jest to takie trudne. Latem atmosferę miasta tworzą jeszcze stoiska z obrazami czy malarzami wykonującymi na życzenie portrety turystów. Tak więc polecam Ci Kazimierz letnią porą, może wtedy inaczej je odbierzesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Wiesz, za pierwszym razem byłam w maju, więc też inaczej odbierałam to miasto. Teraz zdecydowanie wiem więcej i widziałam więcej. Artyści malarze ze sztalugami faktycznie dodają uroku, bo Kazimierz ma swój klimacik, nie zaprzeczam. Choć - nie uwierzysz - wszystkich zakamarków nie zobaczyłam :) Jak sama zauważyłam, nie mówię słowa "nigdy" w przypadku Kazimierza ;) Serdeczności :)
UsuńWidzę że w Kazimierzu jest tyle ciekawych zabytków i miejsc że spokojnie kilka dni można tam spędzić i zwiedzać :) a nie byliśmy tam jeszcze :( Super że to miasto tak dba o własne zabytki bo widzę że wszystko pięknie oznaczone , opisane i zadbane :)
OdpowiedzUsuńJako miejsce na weekendowy wypad za miasto jak najbardziej. Można go wtedy połączyć z przeprawą promową do Janowca lub odwiedzić Mięćmierz i zagubić się w lessowych wąwozach. Ostatnio miasto wyremontowało zamek (co zważywszy na rozmiar było niemałym wydatkiem) a teraz odbudowują szkołę po wybuchu gazu. Ale czuć zmiany w samym mieście i to na dobre. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNiesamowicie precyzyjna relacja. Jestem pod wrażeniem. Byłam 2 razy... Dosyć dawno i stwierdzam, że bardzo mało w porównaniu z Tobą widziałam.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia. A Ty z pieskiem - cudna fotka. :)
Moc ciepłych pozdrowień posyłam. :)
Ja też Basieńko nie widziałam jeszcze wszystkiego :) Zawsze musi być jakiś powód, żeby wrócić. A piesio, no cóż... jest przeuroczy nawet z brązu, jak to kundelki ;)Ściskam mocno!
UsuńJa znam Kazimierz pobierznie a tu jest szwajcarska dokładnośc i precyzja a zdjęcia sam miód.Gratulacje
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i zapraszam do innych kącików na blogu ;) Serdecznie pozdrawiam.
UsuńWitaj Droga Dusiu, jak zawsze piękny opis i zdjęcia. Kazimierz jest magiczny o każdej porze roku, ale nie w sobotę i niedzielę. O nie. Jak dla mnie za dużo wtedy turystów, a ja lubię spokój i ciszę tych magicznych miejsc. Dusia, mam tylko jedną małą uwagę, być może się mylę, ale pomnik kundelka Werniksa, bo tak się nazywał ten wspaniały psiak - nie był pierwszym pomnikiem psa w Polsce. Z tego co mi wiadomo to pierwszym pomnikiem był pomnik z 1903 r autorstwa Czesława Makowskiego przedstawiający śpiącego psa rasy wyżeł na nagrobku XIX pisarza i pedagoga Adolfa Dygasińskiego na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie - drugi egzemplarz - odlew tej rzeźby znajduje się również w Łazienkach za Pomarańczarnią.
OdpowiedzUsuńDrugim pomnikiem był pomnik psa Kowelina w Białymstoku. Pomnik powstał w 1936 roku i stał w pobliżu Pałacu Branickich. W 1944 r rzeźba zaginęła. Ten obecny jest repliką przedwojennego Kowelina, (Autor:Małgorzata Niedzielko).
Następnym pomnikiem był pomnik Werniksa w Kazimierzu Autor. Bogdan Markowski(2000 r.)
Inne pomniki psów w Polsce to:
Pomnik Psa Dżoka w Krakowie na Bulwarze Czerwieńskim nad Wisłą w pobliżu Wawelu i Mostu Grunwaldzkiego Autor: Bolesław Chromy (2001r)Planowane jest jego niewielkie przesuniecie.
Pomnik w Bieruniu niebieskiego Psa Sznupka ( w gwarze śląskiej - szukanie). Sznupek jest maskotką lokalnej policji. Pomnik ma 3m wysokości.(2003 r).
Pomnik Szczęśliwego Psa w Warszawie na Polu Mokotowskim. Pozował pies "Lokat" Projekt: Bogna Czechowska (2004 r)
Pomnik w Toruniu psa Fafika, którego Panem był prof.Filutek (postacie fikcyjne)(2005 r)
Pomnik Reksia (głównego bohatera serialu animowanego)wykonany z brązu w Bielsku-Białej. Pomnik-fontanna. Autor: Jerzy Mikler (2009 r)
Pomnik Ferdynanda Wspaniałego (postaci fikcyjnej)w Łodzi na tzw.Szlaku Łodzi Bajkowej.(2015 r).
W Poznaniu przy ul. Dąbrowskiego znajduje się rzeźba leżącego psa z napisem "pamięci przyjaciół" Widnieją tu imiona psów, które mieszkały w tej kamienicy od 1900 r. Autor: Alina Kasprowicz.
Droga Dusiu,
w Warszawie jest Pomnik Kota Niezależnego Cyryla na Gocławiu w Parku Nad Balatonem, projektu Bogny Czechowskiej, (2011r) To symbol szacunku i miłości człowieka do zwierząt oraz symbol bezdomnych kotów. Cyryla trzeba koniecznie pogłaskać po nosku i wypowiedzieć życzenie - spełni się na 100%
W Łodzi stanął przy pl. Zwycięstwa nr 1 - pomnik kotów Filemona i Bonifacego - na Szlaku Łodzi Bajkowej
A przy pomniku Haliny Poświatowskiej - wielkiej poetki i miłośniczki kotów - po 41 latach od jej śmierci w 2008 r usiadł brązowy kocur.
Droga Dusiu, myślę, że te informacje będą stanowiły pewnego rodzaju ciekawostki. Mam nadzieję że nie wkradł się w nie żaden błąd. Gdyby tak było proszę mnie poprawić.
Jak widzisz zaglądam i buszuję po Twych ścieżkach tak bardzo ciekawych, że trudno się oderwać.
Pozdrawiam Cię jak zawsze serdecznie i cieplutko i do miłego na szlaku. Buziolki!!!! Bietka
Być może jest jak piszesz, choć pewnie nagrobki z rzeżbami ( w tym psów) nie były brane pod uwagę, bo nie stanowią oddzielnych pomników. Że kazimierzowski psiak był pierwszy, to taką informację otrzymałam od człowieka, który był mi przewodnikiem po mieście, bo stamtąd pochodził. Ale nie ma to znaczenia, grunt, że tak, jak napisałaś, takie pomniki są wyrazem naszej miłości i przywiązania do zwierząt.
UsuńO pomniku kota w Warszawie wiem, ale jeszcze nie miałam okazji wybrać się nad warszawski Balaton. A Łódź, no cóż, wszak to tam powstały najlepsze bajki na świecie ;)
Kochana, buszuj sobie do woli i jak długo chcesz. Już niedługo kolejna porcja widoków z Tatr. Ściskam mocno! :)
Droga Dusiu, wybacz tak obszerny wpis, ale to takie moje zawodowe "statystyczne" zboczenie. Temat pomników czworonogów - przyznaj - intrygujący. Ale to tak na marginesie. Dusia, Twe foty z Tatr są niesamowite. Masz świetne wyczucie i tak pięknie chwytasz promień słońca i załamanie światła. Już nie mogę się doczekać nowych obrazów. Twoje zdjęcia z Tatr to uczta dla oka i duszy. Ściskam Cię mocno. Buziolki Pa. Bietka
OdpowiedzUsuńBietko Kochana, co Ty robisz przy komputerze o tej porze? :) A poważnie, to jeszcze momencik i będą nowe zdjęcia z gór i będą promienie słońca :) Jakże przydatne w ten pochmurny dzień... Dobrze, że choć w duszy nam gra ; Pozdrawiam Cię jak najserdeczniej.
UsuńOj Dusiu Kochana - leczę bezsenność - Twe foty dają spokój i takie ciepło z nich bije. Wiesz jak to pomaga :)! Pozdrowionka naj, naj... i buziaki. Czekam zatem na następną dawkę leku. :) PA. Bietka.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie radują takie słowa, to potwierdza tylko, że moja praca nie idzie na marne :) I cieszę się, że moje posty pomagają i sercu lżej. Ściskam.
UsuńI’m really happy to say it was an interesting post to read. I learned new information from your article, you are doing a great job.
OdpowiedzUsuńThank You! Best regards :)
UsuńTo miasto ma bardzo piękną okolicę. Miejsce idealne na spacery i na codzienny odpoczynek. My zatrzymaliśmy się w http://villabohema.pl/kontakt/ i odpoczywamy pełną parą :)
OdpowiedzUsuńPrawda to, najprawdziwsza, choć ja wolę na wypoczynek zupełnie inne miejsca. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń