Moje kąty na planecie Ziemia:

piątek, 1 kwietnia 2016

Pan kotek był chory... a raczej Pani kotka...

Kocie chorowanie

Witajcie, to ja Mycha. Już dziś z pomocą mojej Pani, mogę do Was coś napisać, bo zebrałam już potrzebne siły. Źle się u mnie ostatnio działo…. Ale po kolei.

To, że miałam cukrzycę i strasznie wysoki poziom glukozy to wiedzieliście. Na całe szczęście pokonałam ją, bo nie wiem, czy wiecie, ale u kotów tą chorobę da się wyleczyć, natomiast u psów i ludzi już nie.

- Ty ją masz?
- Co?
- No cukrzycę?
- Nie Myszko, nie mam.

No tak, tylko ja musiałam codziennie dostawać te bolesne zastrzyki rano i wieczorem. Niesprawiedliwe. Bardzo. Na całe szczęście udało się i już nie muszę ich brać. Codziennie jem chrupki cukrzycowe, bo jestem wciąż na diecie i tak chyba zostanie. Lubię je i żadne inne już mi nie smakują.

- A czy jest wątróbka w formie chrupek?
- Nie spotkałam się z czymś takim.
- Szkoda…


No i wpisali mi to w książeczkę - cukrzyca stwierdzona

Jak już skończyła się u mnie ta cukrzyca, to mam coś tam z tarczycą.

- Co ja mam z tą tarczycą?
- Nadczynność tarczycy.
- Acha.

No właśnie to mam i dlatego teraz dla odmiany muszę jeść tabletki, które mi Pani wkrusza do jedzonka i myśli, że ja tego nie wiem i dam się nabrać.

- Wiem, że one tam są.
- Fajnie, a jeszcze fajniej, jakbyś to zjadała, a nie, ja potem muszę wyrzucać.
- Nie jem, bo te proszki są niesmaczne. Są gorzkie.
- Ale pomagają, już spadły ci hormony o cztery jednostki. Ale wciąż jest ich za dużo.
- A nie ma takich o innym smaku? Jakieś mięsne na ten przykład?
- Pan doktor powiedział, że to najlepsze lekarstwo.
- Nie za bardzo lubię doktora.
- Wiem, ale on cię bardzo lubi.

Nie znoszę chodzić do kliniki. Co prawda tam mnie już wszyscy znają. Ale zawsze mam wielkiego stracha. Siedzi we mnie gdzieś w środku. Próbuje ze wszystkich sił schować się w torbie, żeby mnie nie zauważyli, ale nigdy to się nie udało...

Okropnie gorzkie tabletki - bllleee  :(

Miewam też migreny. Jak każdy mam lepsze i gorsze dni. Czasem to nawet trzęsę się z zimna i wtedy rozpaczliwie domagam się koca.

- Dlaczego ty zawsze składasz ten koc i kładziesz na oparciu kanapy? Ciężko mi samej go zdjąć.
- Nie przesadzaj, wiem, że potrafisz. Ale jak zawsze boli cię głowa to zwykle nakrywam cię kocykiem bez gadania.
- No czasem ci się zdarza…

No i wtedy śpię sobie zakopana w koc, nic nie widzę, nic nie słyszę, odpływam i czekam aż głowa przestanie boleć.

I znów położony na oparciu koc... a mnie głowa boli


Nie hałasować - migrena!


Boli, bardzo boli...

Ponieważ sprawdzam wciąż tę glukozę a teraz tą tarczycę, to od czasu do czasu muszę robić badania krwi. Mieliście to kiedyś? To boli. Ściskają mi łapkę, a potem mam plasterek. Próbuję go potem wylizać, ale nie jest smaczny.

- Nie chcę już tego pobierania krwi, na co im ta moja krew?
- Żeby mogli zrobić badania i powiedzieć, czy jeszcze masz brać te niedobre proszki.
- A nie mogą bez tego?
- Nie.

Nie lubię tego i już. Zawsze potem jestem strasznie wystraszona. No ok, ty mnie zawsze przytulasz potem.


Nie lubię tych plasterków


W zeszłym roku wypadł mi ząb. Został na umywalce. To nie pierwszy raz, kiedy musiałam iść do dentysty. Głupie uczucie, nie mam już kłów. A Pani mówi, że nie jestem już wampirkiem. Bardzo śmieszne.

- Wypadł mi ząbek, ale jakoś Wróżka Zębuszka nie przyniosła mi pieniążka...
- A co byś zrobiła z tym pieniążkiem?
- Kupiłabym moje smakołyki na ten przykład.
- Acha.

Moja karta od dentysty - nawet moja Pani takiej nie ma :)

A ostatnio coś miałam…. Coś okropnego! Nie uwierzycie, że to właśnie mnie się przytrafiło. Jakoś tak  nie wiedziałam, że mi się to zrobiło, ale w końcu zaczęło mi przeszkadzać. I kiedy leżałam pod Pani komputerem wyciągnęłam łapkę i rozciapirzyłam palce na całą szerokość. Prosto przed Jej nos. Wtedy Ona to zauważyła i się zaczęło…



Włókniakomięsak - to właśnie miałam na tylnej łapce


Choć to nowotwór złośliwy, mamy nadzieję, że już nie wróci

Jestem chora... z tej perspektywy ten POTWÓR nie wygląda tak okropnie

- Prawda, że miałam nowego potwora?
- Miałaś nowotwór, zwany włókniakomięsakiem.
- ???
- No tak się ten twój POTWÓR nazywa.
- Mówiłaś, że on jest złośliwy. To znaczy, że będzie mi robił na złość, czy że on się wciąż gniewa i złości?
- Nie, to taki rodzaj choroby. Ale nie martw się, u Ciebie jest troszkę inaczej.
- To znaczy jak?
- Nie daje przerzutów tylko się odradza w tym samym miejscu…
- Znów się odrodzi????
- U Ciebie nie, bo masz przecież amputowany paluszek w łapce. Potwór już nie wróci, bo nie ma gdzie odrosnąć.

No właśnie. To miałam. Amputację palca. A.M.P.U.T.A.C.J.A. to straszne słowo. Pojechałyśmy do kliniki i nie wiedziałam co mi tam zrobią, ale z pewnością nic co mi się spodoba. No i tak było. Nagle dostałam zastrzyk, który mnie zaszczypał. Pisnęłam. A potem było jeszcze gorzej. Zrobiło mi się niedobrze i zwróciłam śniadanie z tym okropnym proszkiem. O św. Franciszku, jak mi było wtedy źle. Świat mi wirował. I czułam, że powieki mi ciążą…

- Uśpili mnie!
- Nie, tylko dali narkozę.
- Wcale nie chciało mi się spać.
- Ale na żywca chyba nie chciałabyś mieć ucinanego palca?
- No nie, bo by bolało.
- No właśnie, dlatego na chwilę musiałaś zasnąć.


Dali mi coś bolesnego...


Dziwne uczucie - ten kosz wiruje... O rany jak mi niedobrze...


No i śpię. Wyłączona całkowicie

Ja naprawdę śpię, ale w narkozie koty śpią z otwartymi oczami, nieźle, co? 

I tak bolało. Potem. Miałam zawiniętą całą tylną łapkę. Wiecie, jak ciężko się z tym chodziło? Kulałam bardzo. Skakać też mi nie wolno było, a przecież ja zwykle skaczę na umywalkę, żeby napić się wody. Dostałam znów jakieś proszki….

- Co ja znów dostałam?
- Antybiotyk i lekarstwa przeciwbólowe.
- I tak bolało.
- Wiem, ale mniej.
- Ten opatrunek na łapce był wielki!
- Ale za to dostałaś ładne plasterki. Najpierw miałaś czarny, potem niebieski a na koniec błękitny w granatowe rybki.
- I tak mi się nie podobało…
- Ty do tych swoich chorób dorzuć jeszcze totalne marudzenie i kocie ADHD, bo wszędzie cię pełno…
- Pan doktor mi tego nie stwierdził.

Wracam już do domu - tu w sali pooperacyjnej na oddziale szpitalnym. W tych boksach leżeli inni pacjenci i niektórzy płakali...


W domu najlepiej. Pobrali mi znów krew i dali plasterek z wzorkiem. Widzicie tą czarną skarpetkę? To mój kulfonik, który mi strasznie przeszkadzał w chodzeniu

Czarny opatrunek - nawet pasuje mi pod kolor futerka


Po zmianie opatrunku dostałam niebieski plaster

Chyba wtedy przestały działać te tabletki i bolało tak, że chowałam się za kanapę...


Kolejna zmiana opatrunku i tym razem miałam plaster w kolorze nieba :)


Na plasterku były rybki. I wiecie co? Tego plasterka nie kupicie w żadnej aptece, bo on nawet nie jest dla dzieci. Był dla mnie.

Tak wygląda moja łapka po zdjęciu szwów. Odrastają mi już włoski, więc wygląda coraz ładniej. Nie czuję braku paluszka i brykam jak dawniej.

I tak właśnie się u mnie ostatnio działo. Miałam nowotwora i teraz nie mam jednego paluszka, więc jestem niepełnosprawną kotką. Czy istnieje taka instytucja jak koci ZUS? Może mi się należy jakaś renta? Idę to sprawdzić.

Moja stara książeczka zdrowia - teraz mam kartę elektroniczną i w komputerze wszystko zapisują

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy wspierali duchowo mnie i moją Panią (Ona strasznie to przeżywała). Chętnie Wam zamruczę kiedyś.

To do następnego MIAU!

12 komentarzy:

  1. Trzymaj się Mycha!!! Masz bardzo kochaną i odpowiedzialną właścicielkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, będziemy się razem trzymać ;)Pozdrawiamy cieplutko.

      Usuń
  2. Podziwiam Twoją miłość i przywiązanie do tego kotka. Oby całkowicie wyzdrowiał i dał Ci wiele chwil radości z jego obecności.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam tylko ją, to moja najlepsza przyjaciółka :) Już od 17 lat. Pozdrawiamy :)

      Usuń
  3. Zdrowia życzę i mam nadzieję, że będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Grunt to pozytywnie myśleć, dlatego nie dopuszczamy innej myśli, jak tylko tej, że dobrze będzie :) Pozdrawiamy :)

      Usuń
  4. Biedna Kicia, tyle musiała wycierpieć.
    Na szczęście ma cudowną panią. :)
    Wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki piękne. Kicia ma szczęście, że ma mnie, a ja, że mam ją. Jest wyjątkowa ;) Uściski!

      Usuń
  5. Jaki piękny kotek. Mam nadzieję że już ma się dobrze. Super. Uwielbiam koty. To mądre i zarazem tajemnicze istoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, Myszka odeszła w styczniu 2017 r. Bardzo mi jej brakuje, ale wierzę, że za Tęczowym Mostem jest już jej lepiej...

      Usuń
  6. Jestem zdania, że kociaki jako zwierzaki są bardzo przyjacielskie. Tym bardziej, iż ja również mam u siebie ciekawego kotka. Strasznie podoba mi się to co napisano w http://koty-birmanskie.pl/koty-o-umaszczeniu-szylkretowym-co-nalezy-o-nich-wiedziec/ i moim zdaniem, faktycznie tak jest często. W sumie koty są całkiem popularnym zwierzęciem domowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myszka nie była kotem birmańskim ani szylkretką. Proszę nie wpisywać w swój komentarz nachalnej reklamy innych stron. W przeciwnym razie komentarze nie będą zamieszczane.
      Pozdrawiam.

      Usuń