Skarby
Poznania,
czyli opowieść z koziołkami w tle
Część 1
Listopad 2015r.
Z cyklu
„Poznań swój kraj” – dziś przechadzka po tym mieście. Choć głównym celem mojego
wyjazdu do Poznania, była festa związana z obchodami Dnia Niepodległości oraz
imieniny ulicy św. Marcin ( o czym pisałam TUTAJ), to jednak udało mi się
pobiegać troszkę po mieście, by zapoznać się z kilkoma miejscami godnymi
pokazania. Dziś zapraszam na spacerek po stolicy Wielkopolski.
Wjeżdżamy do
miasta i okrążamy jezioro w środku miasta. To sławetna Malta. Jak to możliwe,
żeby Malta znalazła się w Poznaniu? Ano dlatego, że utworzono tu sztuczny
zbiornik wodny w 1952 r. Nazwa nawiązuje do Zakonu Kawalerów Maltańskich.
Jezioro zajmuje tereny, które dawniej należały do kościoła św. Jana
Jerozolimskiego za murami, przy którym kiedyś mieścił się zarząd zakonu. Zakon
przeniósł się na Maltę a jezioro obecnie służy sportom wodnym oraz odpoczynkowi
mieszkańców miasta.
Kościół św. Jana Jerozolimskiego za murami. Wyrażenie "za murami" oznaczało, że świątynia znajdowała się już poza murami miasta. W zwieńczeniu dachu widoczny krzyż maltański
Nie
zatrzymujemy się tu jednak, zawracamy na rondzie, by rzucić okiem na Ostrów
Tumski. Ważne miejsce dla naszej państwowości. Tu, na jedynej pozostałej na
Warcie wyspie, spoczywają szczątki pierwszych władców Polski (choć niektórzy
poddają to w wątpliwość) w Bazylice Archikatedralnej śśw. Apostołów Piotra i Pawła.
To jeden z najstarszych kościołów oraz jedna z najstarszych katedr w Polsce.
Prawdopodobnie to tu, Mieszko I przyjął chrzest. Niestety dziś nie przyjrzymy
się bliżej temu miejscu.
Jesteśmy na
Starówce miasta.
Sanktuarium Krwi Pana Jezusa. W tym miejscu w 1399 r. odnotowano najstarszy cud eucharystyczny w Polsce. Wedle przekazów trzy sprofanowane hostie, z których wyciekła krew, nie dały się ani utopić ani zakopać.
Wejście do sanktuarium, gdzie odnaleziono studnię z czystą wodą, a w której to wodzie próbowano zatopić hostie. Do dziś wierni przychodzą tu, by czerpać ze studni cudowną wodę.
Rynek został wytyczony ok. 1253 r. i stanowił centrum miasta
lokacyjnego.
Fontanna Apolla. Stoi w miejscu, gdzie już od czasów Średniowiecza aż po XIX w. mieszkańcy miasta zaopatrywali się w wodę.
Tabliczka na budynku kamienicy przy Starym Rynku 50, upamiętniająca największą w dziejach miasta powódź. Jednocześnie pokazuje ona wysokość fali. Między 9 a 13 lipca 1736r. po ulewnych deszczach, wylała rzeka Warta, wdzierając się do wnętrz budynków, zrywając mosty i niosąc w swym nurcie fragmenty zabudowań. Zaraz po powodzi nastały epidemie, związane ze skażeniem wód i ziemi. Był to trudny czas dla mieszkańców Poznania.
Kamienica przy Starym Rynku 50 należała od 1510r. do pochodzącego ze zubożałej szlachty Jana Wyleżyńskiego, zwanego Reszką. Osiągnął on najwyższe godności we władzach miejskich a jego majątek pozwolił jego synom wrócić do stanu szlacheckiego. Wyleżyński znany jest też z prowadzenia pierwszej kroniki rodzinnej w kraju, bowiem notował kiedy jakie dziecko mu się urodziło :)
Kamienica przy Starym Rynku 41. Fasada z XVIII w. Od 1564 r. mieściła się tu Apteka Pod Białym Orłem. Obecnie swą siedzibę ma Rogalowe Muzeum założone w 2014 r., w którym można zobaczyć jak powstaje słynny świętomarciński rogal robiony według starej receptury.
Obok kolorowych kamieniczek, to budynek Ratusza przyciąga wzrok.
Ten piękny, renesansowy budynek kiedyś pełnił funkcję ratusza, obecnie jest to
Poznańskie Muzeum Narodowe, a dokładniej jego filia, która mieści Muzeum Historii
Miasta Poznania.
Ratusz
pojawił się w słowie pisanym w XIV w. Jego budowa została ukończona ok. 1300
roku, zaś w kolejnych latach następowała rozbudowa obiektu. Na przełomie XV i
XVI w. wybudowano wieżę, ale wkrótce wybuchł w mieście pożar, który także
dotknął ratusza. Działo się to w 1536 r. Wobec tego zaplanowano rozbudowę,
przebudowę i unowocześnienie budynku. Zlecenie powierzono włoskiemu
architektowi Janowi Babtyście di Quadro z Lugano.
Prace trwały do 1560 r. W tym czasie ratusz został podniesiony o jedną kondygnację, dodano attyki i loggie. W tym samym czasie zamówiono nowy zegar u mistrza ślusarskiego Bartłomieja Wolfego. Zegar jak zegar, ale został on wyposażony dodatkowo w tak zwane „urządzenie błazeńskie – koziołki”. A wiąże się to z taką oto legendą: „Kiedy po pożarze miasta odbudowywano ratusz i wyposażano go w zegar, postanowiono to wydarzenie hucznie uczcić. Wydano więc wielkie przyjęcie. Na ucztę sproszono same znamienite osobistości. Służba i zatrudnieni do pracy ludzie mieli pełne ręce roboty. Główny kucharz przyrządzał pieczony sarni udziec, ale że musiał wszystkiego doglądać, poprosił o pomoc młodego kuchcika Pietrka. Miał on obracać na rożnie mięso, by to równo się upiekło. Młody chłopak był jednak zafascynowany mechanizmem zegara, a ponieważ mięso obracało się powoli, postanowił na chwilę wyrwać się i spojrzeć na mechanizm. Ale w tym samym czasie mięso spadło z rusztu i wpadło do ognia. Tym samym spaliło się, a gdy młody chłopak to odkrył, wystraszył się kary. Pobiegł więc, na pobliską łąkę, gdzie ludzie wypasali swoje zwierzęta. Porwał ze sobą dwa małe koziołki i zabrał do kuchni. Małe zwierzaczki wyrwały się mu i pobiegły na wieżę. Tam, na oczach rozbawionego tłumu gości zaczęły się bóść różkami. Burmistrz darował chłopcu winę, zwrócił koziołki właścicielce i polecił też, by mistrz zegarmistrz wyposażył zegar w taki mechanizm, by każdego dnia uruchamiał dwa małe koziołki. I tak też się stało”. Dziś, w samo południe, gdy trębacz gra hejnał Poznania, wysuwają się dwa białe koziołki i trykają różkami ku uciesze gawiedzi zebranej pod ratuszem.
Kamienica, która należała do Jana Babtysty di Quadro z Lugano. Postać twórcy ratusza poznańskiego znajduje się w niszy na rogu kamienicy.
Prace trwały do 1560 r. W tym czasie ratusz został podniesiony o jedną kondygnację, dodano attyki i loggie. W tym samym czasie zamówiono nowy zegar u mistrza ślusarskiego Bartłomieja Wolfego. Zegar jak zegar, ale został on wyposażony dodatkowo w tak zwane „urządzenie błazeńskie – koziołki”. A wiąże się to z taką oto legendą: „Kiedy po pożarze miasta odbudowywano ratusz i wyposażano go w zegar, postanowiono to wydarzenie hucznie uczcić. Wydano więc wielkie przyjęcie. Na ucztę sproszono same znamienite osobistości. Służba i zatrudnieni do pracy ludzie mieli pełne ręce roboty. Główny kucharz przyrządzał pieczony sarni udziec, ale że musiał wszystkiego doglądać, poprosił o pomoc młodego kuchcika Pietrka. Miał on obracać na rożnie mięso, by to równo się upiekło. Młody chłopak był jednak zafascynowany mechanizmem zegara, a ponieważ mięso obracało się powoli, postanowił na chwilę wyrwać się i spojrzeć na mechanizm. Ale w tym samym czasie mięso spadło z rusztu i wpadło do ognia. Tym samym spaliło się, a gdy młody chłopak to odkrył, wystraszył się kary. Pobiegł więc, na pobliską łąkę, gdzie ludzie wypasali swoje zwierzęta. Porwał ze sobą dwa małe koziołki i zabrał do kuchni. Małe zwierzaczki wyrwały się mu i pobiegły na wieżę. Tam, na oczach rozbawionego tłumu gości zaczęły się bóść różkami. Burmistrz darował chłopcu winę, zwrócił koziołki właścicielce i polecił też, by mistrz zegarmistrz wyposażył zegar w taki mechanizm, by każdego dnia uruchamiał dwa małe koziołki. I tak też się stało”. Dziś, w samo południe, gdy trębacz gra hejnał Poznania, wysuwają się dwa białe koziołki i trykają różkami ku uciesze gawiedzi zebranej pod ratuszem.
W 1675 r. w
wieżę trafił piorun, który uszkodził zarówno zegar jak i koziołki. Powróciły
one w 1913 r. Obecny mechanizm koziołków jest z połowy XX w.
A sam
ratusz? Jego wygląd jest z lat 1781-1784. Wieżę wieńczy klasycystyczny hełm, na
szczycie którego umieszczono białego orła. Na wschodniej elewacji namalowane są
wizerunki królów z dynastii Jagiellonów. Pod wieżyczką znajduje się kartusz z
królewskimi inicjałami SAR ( czyli: Stanislaus Augustus Rex). Cała frontowa
fasada skierowana jest na wschód, w kierunku Warty.
Między
łukami arkad parteru namalowane są alegorie cnót: cierpliwość z owcą i
roztropność z lustrem, miłość z dwojgiem dzieci i sprawiedliwość z wagą i
mieczem, wiara z kielichem i mieczem i nadzieja z kadzielnicą i słońcem, męstwo
ze złamaną kolumną i umiarkowanie przelewające wodę z dzbana do misy. Ostatnia
para to Lukrecja – ze sztyletem wymierzonym we własną pierś oraz Kleopatra z
wężami oplatającymi ramiona.
Pomiędzy
parterem a pierwszym piętrem biegnie sentencja po łacinie, będąca przestrogą
dla sędziów: „Czyńcie sąd i sprawiedliwość siłą uciśnionego i uwalniajcie z
ręki oskarżanych. Przybysza źrenicami nie zasmucajcie. Ani władzą, ani strachem,
ani okrucieństwem nie sprawujcie właściwego sądu”. Ponad pierwszym piętrem
znajdują się medaliony z postaciami wielkich mężów Starożytności. A są wśród
nich m.in. Archimedes, Wergiliusz, Homer, Horacy czy też Spartakus.
Na ścianach
ratusza wypisane są łacińskie cytaty, niektóre z nich ponadczasowe jak np. „Nic
nie jest trudniejsze w sprawach ludzkich, jak dobrze rządzić”, lub też „Pięknem
miasta jest zgoda”, albo „Prawdomównemu wierzy się i gdy kłamie, temu, który
zmyśla, nie uwierzą nawet pod przysięgą”.
Z poznańskim
hejnałem też wiąże się legenda. Posłuchajcie: „ Syn trębacza, Bolko, pewnego dnia znalazł kruka z przestrzelonym
skrzydłem. A że był dobrego serca, wziął ptaka do siebie i go pielęgnował.
Którejś nocy chłopca obudził karzełek w koronie i purpurowym płaszczu. Był to
Król Kruków. Podziękował za okazane mu dobro i w zamian podarował złotą trąbkę,
nakazując jej użycie w razie niebezpieczeństwa. Po tych słowach karzełek znów
zamienił się w kruka i odleciał. Po wielu latach Bolko przejął funkcję ojca i
sam stał się trębaczem. I wtedy Poznań zaatakowała wroga armia. Bolko
przypomniał sobie o trąbce, wbiegł na wieżę ratusza i zaczął grać hejnał. Po
pewnym czasie nad miasto nadciągnęła ciemna chmura, która jednak okazała się
wielkim stadem kruków, które zaatakowało najeźdźcę, zmuszając go do ucieczki. W
ten sposób miasto zostało ocalone”. I choć trąbka nie zachowała się do
naszych czasów to hejnał pozostał. A dodatkowo wszystkie poznańskie jednostki
lotnicze, mają w swych znakach symbol kruka.
Fontanna Prozerpiny przed Ratuszem. Powstała w miejscu XVII w. studni. Przedstawia scenę porwania Prozerpiny przez Plutona, władcę podziemi.
Nie wiem jak
Wam, ale mnie obie legendy bardzo się podobają.
Tuż przed
Ratuszem stoi dawny pręgierz. Jest to postać kata w stroju rycerskim z
uniesionym mieczem, stojącego na kolumnie. Uniesiony miecz symbolizuje prawo do
wydawania wyroków śmierci, nadane Poznaniowi przez króla Łokietka w 1298 r.
Żelazne obręcze w kolumnie, służyły do przywiązywania skazanego. Pręgierz
wzniesiono w 1535 r. z datków pochodzących z grzywien nałożonych na służące,
mamki, kobiety niższego stanu, które obnosiły się z bogatym ubiorem. A trzeba
pamiętać, że strój służącej regulowała uchwała miejskich rajców a także
regulowała ona kary finansowe za naruszenie jej zapisów: od kilku groszy, aż po
konfiskatę eleganckiej odzieży i
wypędzenie z miasta na zawsze.
Spacerując
po Starym Rynku trudno nie zauważyć kolorowych małych kamieniczek. To domki
budnicze. Pochodzą z pierwszej połowy XVI w. Domki te należały do biedniejszych
kupców. W ich podcieniach handlowano rybami, świecami a także solą. Stąd też
ich dawna nazwa : budy śledziowe. Obecna nazwa nawiązuje do Bractwa Budników,
którzy mieli swoją siedzibę w jednej z kamieniczek. Kim byli budnicy? Była to
grupa zawodowa, zajmująca się pozyskiwaniem dóbr leśnych i ich gospodarką. W
odróżnieniu od chłopów, byli to ludzie wolni. Przenosili się z miejsca na
miejsce, głównie tam, gdzie były puszcze i lasy. Mieszkali w kurnych chatach,
sklejanych szybko, a zwanych budami właśnie.
Pora jednak
przemieścić się w boczną uliczkę. Po lewej stronie mijamy budynek Muzeum
Archeologicznego. Mieści się on w Pałacu Górków, dawnej renesansowej rezydencji
tego rodu. Na zwiedzanie muzeum dziś nie mamy czasu, ale warto zwrócić uwagę na
bok budynku, na którym widać mapę Poznania z XVII w.
Idąc uliczką
na wprost dochodzimy do Kościoła Farnego. Jest to Bazylika Matki Boskiej Nieustającej
Pomocy i św. Marii Magdaleny. Świątynia stała się kościołem farnym w 1798, po
kasacie zakonu Jezuitów, dla których przeznaczony był kościół. Fasada jest bogato
dekorowana, dwukolorowa: biały z różem przeplata się harmonijnie. Nad głównym
portalem wejściowym znajduje się wnęka, w której umieszczono postać św.
Ignacego Loyoli, założyciela zakonu. Święty trzyma w ręku gorejące serce, a u
jego stóp widać orła – symbol Chrystusa, który walczy z wężem, symbolem zła. Poniżej
znajduje się medalion z łacińską inskrypcją „Domus Domini porta coeli”, co
oznacza „Dom Boga i Brama do Nieba”. Obok swoje miejsce w mniejszych niszach znaleźli
święci kościoła, m.in. św. Wojciech, św. Stanisław Kostka, św. Stanisław
biskup, św. Alojzy Gonzaga. Powyżej zaś św. Franciszek Borgiasz oraz św.
Franciszek Ksawery.
Wnętrze
świątyni jest barokowe. Główny ołtarz to obraz „Wskrzeszenie Piotrowina przez św.
Stanisława biskupa” autorstwa Szymona Czechowicza. Po lewej stronie znajduje
się rzeźbiarskie powtórzenie obrazu, po prawej zaś św. Stanisław Kostka odtrąca
siedmiogłową bestię. Ołtarze boczne zrobione są na wzór ołtarzy z kościoła św.
Ignacego w Rzymie. Dekoracja sztukatorska, bardzo ładna zresztą, pochodzi z
1700 r. Jest to dzieło Jana Bianco. Na szesnastu kolumnach wykonanych ze
sztucznego marmuru, służących jedynie dekoracji, stoją figury 12 Apostołów oraz
4 Ojców Kościoła.
Oczywiście
nie można pominąć tu organów, które powstały w latach 70. XIX w. Zaprojektował
je i wykonał mistrz z Saksonii, Friedrich Ladegast. Połowę sumy na ich
wykonanie dała anonimowa kobieta, która ponoć, od czasu do czasu, ukazuje się
jako zjawa w czarnym ubraniu, blisko organów właśnie. Ot i kolejna legenda
Poznania.
Z Bazyliki
bocznym wyjściem przedostajemy się na dziedziniec wspaniałego Zespołu
Pojezuickiego. Dawniej klasztor, potem uczelnia, jedna z największych i najważniejszych
w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Na jej kanwie wyrósł Uniwersytet im. Adama
Mickiewicza w Poznaniu. Absolwentami uczelni jezuickiej byli m.in. ksiądz
Augustyn Kordecki, obrońca Jasnej Góry czy Stanisław Staszic, pisarz, historyk
i działacz społeczny. Obecnie w budynkach, kolorystycznie nawiązujących do
Bazyliki, mieści się Urząd Miejski.
Tablica poświęcona Hipolitowi Cegielskiemu, przemysłowcowi, który wdrażał pozytywistyczny program pracy organicznej
W budynku obecnej siedziby Urzędu Miejskiego był Fryderyk Chopin, był Napoleon Bonaparte, byłam i ja :) (tzn. przed, ale też się liczy)
Wychodzimy
przez główną bramę Urzędu Miejskiego i tym samym znajdujemy się na Placu
Kolegiackim. Plac ten powstał w 1802 r. po rozebraniu ruin Kolegiaty św. Marii
Magdaleny. Był to swego czasu jeden z największych gotyckich kościołów w Polsce,
jednakże strawiły go całkowicie liczne pożary.
Ale to, co znajduje
się na placu, budzi uśmiech na twarzy nie tylko dzieci. Są to bowiem dwa
trykające się koziołki. Pomnik powstał w 2002 r. i jest autorstwa Roberta Sobocińskiego.
Te dwa milusie koziołki, licznie oblegane przez turystów, nawiązują oczywiście
do koziołków z Ratusza na Rynku Starym.
Wróćmy zatem
na Rynek, bo przyszła pora, by zobaczyć co kryje się na tyłach Ratusza i domków
budniczych. Ale o tym, jakie skarby skrywa jeszcze Poznań, dowiecie się z
kolejnej części. Zatem nie odchodźcie za daleko, niebawem powrócimy do miejsca,
w którym dziś skończyliśmy naszą wędrówkę.
Koniec części
1
C.d.n. J
Byłam w Poznaniu dawno temu, zapamiętałam ten ratusz, koziołki i rynek, tylko wtedy było tak jakoś mniej kolorowo... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak każdy z nas zapamiętuje co innego z danego miejsca :) Ja z kolei z pierwszego wypadu do Poznania (lat temu kilkanaście) zapamiętałam koziołki, które chciałam zobaczyć oraz jakąś ulicę, której teraz pewnie bym nie rozpoznała :) Warto było wrócić. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńW Poznaniu byłam wiele lat temu jeszcze w czasach podstawówki, ale pamiętam, że miasto zrobiło na mnie dobre wrażenie. Wiadomo jak to dla takich maluchów największa atrakcją były te koziołki wychodzące o 12 ;) Z chęcią bym wróciła do Poznania przyjrzeć mu się tym razem "dorosłym" okiem :)
OdpowiedzUsuńWitaj :) Ja właśnie tak zrobiłam - przyjrzałam się "dorosłym okiem", ale w sercu poczułam się małą dziewczynką, której uśmiech nie schodził z ust, jak dwa koziołki się boćkały :) A uśmiech był jeszcze większy, jak spróbowałam słynnego świętomarcińskiego rogala :) POzdrawiam Cię serdecznie :)
UsuńPoznań trochę poznałem 3 lata temu, będąc na szkoleniu z pracy. Miasto z pewnością niezwykłe i warte powrotów. Niestety ta odległość ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię :)
No właśnie, te odległości... Żeby tak można było się teleportować... Serdeczności :)
UsuńPo Poznaniu to można by miesiącami spacerować i zawsze by człowiek coś nowego znalazł, bogate miasto w tradycje i pamiątki.
OdpowiedzUsuńKościoły jezuickie odróżnić można na pierwszy rzut oka i ... wcale nie jestem pewien czy to komplement pod adresem "Żołnierzy Chrystusa".
W drugiej części jeszcze odkryję kilka zakamarków Poznania. A co do kościołów jezuickich, to dla mnie są jak każde inne, jedne ładniejsze, inne mniej. Nie rozkładam ich na czynniki pierwsze ;) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMają szczególną formę, znaczy te barokowe, bo współczesne to już nie tak bardzo - ale barokowe są jedyne w swoim rodzaju.
OdpowiedzUsuńW Poznaniu pierwszy raz jadłem małże popijane Ouzo w restauracji Pireus... rany jak to dawno temu było...
Czekam na dalsze relacje, bo dawno już tam nie byłem.
O, proszę jakie wspomnienia! Choć małże próbowałam raz w życiu, to zdecydowanie nie jest to to, co zjadłabym po raz drugi ;) Ani w Poznaniu, ani gdzie indziej na świecie :) Relacja się już pisze, jeszcze chwilkę potrzebuję.
UsuńPiękne te kamieniczki na Rynku. Poznań miło wspominam, żałuję tylko, że nie byłem tam już ponad dwadzieścia lat. Na pewno miasto wypiękniało i jest wielką atrakcją turystyczną. Miło się spacerowało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam wrażenie, że sporo miejsc w Polsce wypiękniało, ale to dobrze. Mamy przecież czym się chwalić. Pozdrawiam bardzo serdecznie ;)
Usuń