O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

czwartek, 30 maja 2024

Apetyt na Norwegię cz. 6.

                                                           NORWEGIA PO RAZ SIÓDMY, 

CZYLI JĘZYK TROLLA I INNE HECE


Termin: 02 - 09 września 2023 r.

Uczestnicy: Mira i Duśka, Carlos ( i rano przez chwilę Cedric)

Trasa opisana w poście:

08 września:  Gudvangen - Flåm - Myrdal - Voss- Bergen

Nocleg: Bratland Camping w pobliżu Bergen

Pokonana trasa 08 września: 20 km kamperem, ok. 20 km zabytkową koleją,  ok. 38 km pociągiem, ok. 107 km autobusem, ok. 10 km tramwajem, trochę na pieszo po mieście


Dziennik z wyprawy, dzień 7:

Noc w suchym i ciepłym łóżku... Jak niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia. Choć po prawdzie to i namiot pasuje mi bardzo. Wstajemy powoli, ociągamy się, bo łóżko ma magiczną siłę przyciągania.
Siadamy do śniadania, na stole lądują zapasy wszystkich. Wyciągam brunost, czyli brązowy ser, który można nabyć jedynie w Norwegii. Cedric stwierdza, że smak specyficzny, a Carlos oznajmia, że woli ten drugi ser, czyli nasz polski ser topiony z szynką :) Ależ nie chce się wyjeżdżać z Gudvangen!
Po śniadaniu następuje pierwsza smutna chwila na wyjeździe. Rozstajemy się z Cedrickiem, który postanawia zostać jeszcze w dolinie i załapać się na kajaki na rzece Nærøydalselvi. Życzymy mu powodzenia, wyrażając nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie. Zostawiamy też zapas kabanosów. :) To jest niesamowite, że człowiek może się tak zżyć z drugim, zaledwie po spędzonej razem dobie...
Tym razem będziemy łapać stopa w trójkę. Idziemy do wyjścia z kempingu, machamy Panu z recepcji. Jeszcze na dobre nie wyszliśmy z terenu obozowiska, jak patrzę, że wyjeżdża z niego kamper. Siłą rzeczy musi się koło nas zatrzymać, żeby wyjechać na drogę. Pytam więc, czy mili Państwo jadą do Flåm (czyt. "Flom"). Kiedy pada twierdząca odpowiedź, przyoblekam moją twarz w promienny uśmiech i pytam, czy nas podrzucą. Nas, czyli trzy osoby, sześć plecaków i dwa namioty :) Oczywiście, że podrzucą. Nie ma sprawy, wsiadajcie! Dla Niemców mieszkających w Danii, jesteśmy atrakcją samą w sobie. Pani pyta czy może nam zrobić zdjęcie. Czujemy się jak gwiazdy ;) Jedzie z nami mały pies rasy york, który strasznie szczeka, ale surowy głos jego Pana, każe mu siedzieć cicho. To był chyba rekordowo szybki stop w Norwegii :) :) :) 


Jeszcze razem we trójkę z Carlosem


Dojeżdżamy do turystycznej miejscowości Flåm. W zasadzie do zwiedzenia nic ciekawego w niej nie ma, może poza Muzeum Kolejnictwa, którego jednak nie zdążyliśmy obejrzeć. Ale jest stacją początkową (albo końcową) dla zabytkowej kolei Flåmsbana. Bilety na pociąg już mamy, do odjazdu trochę czasu, więc buszujemy w sklepie z pamiątkami. 


Tu można nabyć bilety na podróż zabytkową kolejką Flåmsbana


Rogi Vikinga ;) Foto: Mira



Zobacz Norwegię, weź pociąg - jakie to proste :) 

Flåmsbana to jedna z najbardziej stromych linii normalnotorowych na świecie. Ciągnie się na 20 km i przebiega w 20 tunelach. Budowę kolei rozpoczęto w 1923 r. a skończono w 1940 r. W ciągu godziny można przemieścić się z poziomu morza przy Auralandsfjord we Flåm, do górskiej stacji w Myrdal, położonej 867 m n.p.m. Z powodu swojej zabytkowości i mijanych po drodze krajobrazów przejazd koleją nie należy do najtańszych. Bilet w obie strony kosztuje 680 NOK (czyli ok. 340 zł, stan na wrzesień 2023 r.). Jeśli chcecie jechać z Flåm, po wejściu do wagonu polecam zająć miejsce po prawej stronie, jeśli z Myrdal, to po lewej. Wtedy można zobaczyć więcej ładnych krajobrazów. My niestety mieliśmy już miejsce po złej stronie ;)


Flåmsbana



Wagony mają narysowaną trasę i przystanki po drodze



Wnętrze wagonu to drewniany sufit i siedziska starego typu



Ekipa z górnej półki gotowa na kolejną przygodę w czasie tej wyprawy ;)


Wewnątrz pociągu wyświetlane są wiadomości o danych miejscach, również spiker opowiada o mijanych stacjach. Foto: Mira


Obie z Mirą decydujemy się na jazdę tylko w jedną stronę. Z Myrdal będziemy kierować się już do Bergen. Carlos wraca do Flåm, skąd będzie płynął do Stavanger promem. Na razie pociąg sunie wolno, a my biegamy co chwila do okna. Wyczytałam, że jest to dosyć spektakularna trasa, piękna widokowo i w ogóle same zachwyty nad nią. Tymczasem nasze odczucia są na poziomie normalnego zachwytu. I to całej trójki. Czujemy się jak w normalnym pociągu, a i widoki bywają czasem dużo ładniejsze, zważywszy, że tu spora część wiedzie tunelami. Za to nie byle jakie to tunele, bo 18 z 20 wydrążono ręcznie! Grunt to choć raz przejechać się Flåmsbaną i w zasadzie można na tym poprzestać. 


Spokojne, ciche życie na wsi... chyba, że akurat mknie obok pociąg z turystami ;)



Wioska Flåm nad Flåmselvi



Część osób wybiera jazdę pociągiem do Myrdal, a stamtąd wraca do Flåm rowerami, z górki na pazurki...



Widoczny z okien pociągu wodospad Rjoandefossen



Im wyżej w góry, tym większe chmury



Flåmsbana na zakręcie ;)



Kiedy usilnie starasz się, żeby w szybie nie odbijały się ludzkie twarze i wybierasz odbicie lamp z wagonu...  ech....



Mijanka dwóch zabytkowych pociągów to jak nasze wagoniki na Gubałówce, muszą zgrać się idealnie w czasie, żeby się wyminąć i dalej jechać jednym torem



Zygzakiem w dół...



To samo ujęcie z dalszej perspektywy. Foto: Mira


To, co jest dodaną do trasy niespodzianką, to kilkunasto minutowy postój przy pięknym wodospadzie Kjosfossen, którego całkowity spadek wynosi 225 m. Można wysiąść na chwilę z pociągu, podziwiać siły natury, a przy odrobinie szczęścia spotkać Huldrę... Ten żeński odpowiednik trolla, zazwyczaj bytuje w lasach i przy wodospadach. Ma postać kobiety z lisim lub krowim ogonem i jest ludziom raczej przychylna. Jej śpiew podobnie jak u syren, może zwabić niejednego człowieka, czytaj faceta. Mamy to szczęście, że przy ruinach dawnego domu pojawia się Huldra w czerwonej sukni i zaczyna swój taniec. Jest magicznie! Jesteśmy oczarowani. Każdy chce wierzyć w legendy, a tych w Skandynawii nie brakuje. W rzeczywistości jednak Huldra to studentka lub też dwie studentki norweskiej szkoły baletowej. Istnieje jednak podanie mówiące, że w ruinach domu mieszkała kiedyś piękna kobieta, która okazała się huldrą. Wielu mężczyzn zabiegało o jej względy, ale ona choć mogła wyjść za mąż za zwykłego człowieka, nie widziała w żadnym z nich partnera na życie. Poza tym nie chciała opuścić swoich rodzinnych stron. W zamian za to mieszkańcy okolicy zapewnili jej spokój i długowieczność. I tak żyje sobie tam po dzień dzisiejszy...


 Wodospad Kjosfossen



Mircia w czerwonej bluzce robi konkurencję Huldrze :) :) :) 


Przy wodospadzie Kjosfossen



A oto i wspomniana Huldra, która pojawia się i znika przy ruinach 



Wodospad huczy, ale pomimo to słychać pieśń Huldry



Huldra tym razem w ruinach dawnego domostwa


Wodospad Kjosfossen. Foto: Mira





                                         





Kiedy spektakl dobiega końca, wszyscy podróżni znów wsiadają do kolejki i już tylko chwilka dzieli nas od stacji docelowej w Myrdal. I na tej małej górskiej stacyjce znów mamy smutny moment, bo rozdzielamy się z Carlosem. Ściskamy się mocno, obiecujemy być w kontakcie. Carlos wsiada ponownie do Flåmsbana, a my zostajemy na peronie. Chwilę potem pociąg odjeżdża i znów jesteśmy tylko we dwie z Mirą. Smuteczek, ale przecież jesteśmy jeszcze w Norwegii. 


Do zobaczenia Carlos!



Schemat jazdy pociągów na stacji Myrdal


Mamy bilet na pociąg do Bergen, ale na późniejszą godzinę. Na stacji stoi wcześniejszy pociąg. Kalkulujemy, że zamiast łazić bez celu w okolicy stacji, jedźmy szybciej do stolicy fjordów. Pytam zatem konduktora, czy możemy wsiąść w ten pociąg, chociaż bilet jest na inną godzinę. Możemy. I za to kocham Norwegię :)
Gdy pociąg rusza z Myrdal, dowiadujemy się, że zerwana jest linia kolejowa na trasie Voss - Bergen, więc ten odcinek pokonamy w autobusie zastępczym. No to przygód ciąg dalszy.


Zaśnieżone szczyty po drodze - ale jest pięknie!


Mijany po drodze widoczek


W Voss przesiadamy się do autobusu, obok nas siada "nasz" miły konduktor. Po drodze będą przystanki, żeby każdy mógł wysiąść w dogodnym miejscu. Niektórzy nie będą musieli już czekać na transport z Bergen. Dla nas jednak czas się nieco wydłuży. I tak to sobie przyśpieszyłyśmy...
W autobusie teoretycznie ekspresowym przysypiamy. Po południu jesteśmy już w Bergen...
Jakiż kontrast do tych cichych i spokojnych okolic! Tu mamy gwar, miasto tętni swoim życiem, ludzie się śpieszą, korki na ulicy się tworzą... Muszę się chyba na nowo przyzwyczaić. Do tego jest pełne słońce i wysoka jak na ten region i miesiąc  temperatura. Ok. 28 stopni i czuję, że w tych trekach to nogi mi się ugotują. Innych butów poza klapkami pod prysznic nie mam. 


Mural w Bergen


Szukamy przez dobrą chwilę skrytek bagażowych. Żeby choć "liznąć" miasto, lepiej to robić tylko z butelką wody w ręku. Bagaże niech idą odpoczywać ;) W końcu udaje się nam znaleźć takowe w podziemiach centrum handlowego. Teraz to dopiero wyzwanie! Rozkmina jak to działa też zajmuje nam trochę czasu, ale ostatecznie bagaże lądują w dwóch szafkach. Jesteśmy debeściary! Idziemy zatem jak pańcie w miasto, zupełnie na lekko. 


Skrytki bagażowe w podziemiach centrum handlowego

Proponuję, żeby zacząć krótkie zwiedzanie od wjazdu kolejką szynową na górę i zobaczyć miasto z perspektywy ptaka, skoro jest taka piękna pogoda. Mira się zgadza i pędzimy do dolnej stacji kolejki Fløibanen, która za opłatą w jedną stronę, wwozi nas w wagonach jak na naszą Gubałówkę, na wzgórze Fløyen. 


Dolna stacja kolejki na wzgórze Fløyen


Wagonik jak na Gubałówkę



I siup! W górę, spojrzeć na miasto z lotu ptaka
















Jesteśmy na 320 m n.p.m. Patrzymy z góry na drugie, co do wielkości, miasto w Norwegii. Zgodnie stwierdzamy, że mamy mało czasu na kompleksowe odkrywanie miasta, więc powstaje plan przyjechania osobno tylko do Bergen. W głowie już mi się zarysowuje plan wycieczki. Będzie na pewno super. Póki co patrzę na panoramę miasta. Czuję w sobie radość, że trafiłam tu w końcu. I choć wiem, że w dwie godziny raczej dużo nie zobaczę, ale jednak jestem zadowolona. 


Na szczycie Fløyen są tarasy widokowe


Trzeba przyznać, że panorama miasta ze szczytu jest fantastyczna, zwłaszcza przy tak pięknej pogodzie



Bergen jest otoczone z każdej strony wzgórzami, które mają trasy spacerowe czy też trekkingowe. Myślę, że aby zejść je wszystkie zabrakłoby tygodnia.


Zdecydowanie Bergen trzeba zwiedzić jako odrębną wycieczkę. Foto: Mira



Ten cypelek to Nordnes, czyli także centrum miasta, niestety penetrowanie zakamarków tej części Bergen musiałyśmy odłożyć na tzw. kiedy indziej...



Na pierwszym planie Lille Lungegårdsvannet, naturalne jezioro w kształcie ośmiokąta z fontanną po środku



Kolejka na wzgórze Fløyen 



Kolejka jeździ dosyć często, więc nie ma problemu, żeby się na nią załapać. Można kupić bilet w jedną stronę lub w obie. My wybrałyśmy tylko w jedną stronę, a schodziłyśmy ze wzgórza spacerem. Foto: Mira



Dalej za miastem to już Morze Północne, które wcięło się w ląd


Bergen - najbardziej znany widok. Foto: Mira



Bergen z lotu ptaka :)



Stałam i patrzyłam jak spełniam właśnie kolejne moje norweskie marzenie...


Uchwycona przez Mircię ;) Foto: Mira

Na górze pełno ludzi, siedzą i piknikują, spotykają się ze znajomymi, część ludzi robi zdjęcia, rodziny z dziećmi skupiają się przy placach zabaw. Szczyt Fløyen to jak osobne miasteczko. I do tego buszują tu kozy, z których jedna nazywa się Waldemar. Niestety żadnej nie widziałam, gdzieś sobie poszły. W planie był spacer nad jezioro Skomakerdiket położone na szczycie. Ale jednak czas jest nieubłagany. Zostawiamy więc, wycieczkę po górce, podobnie jak przejście z drugiego szczytu Ulriken. Musi być coś na następny raz. 


Kierunkowskaz na szczycie Fløyen z subtelnym zaznaczeniem solidarności wobec Ukrainy



Ze szczytu Fløyen dobrze widać szczyt Ulriken (ten z masztem), na który z kolei wiedzie kolejka jak u nas na Kasprowy Wierch



Widok na drugą stronę miasta



Gdzie jest Waldemar, ja się pytam?



Duży budynek restauracji na szczycie, na którym jest gdzie odpocząć


Sam na sam ze swoimi myślami


Obowiązkowo ściskamy przyjaznego wielkiego trolla i idziemy zerknąć na Las Trolli położny tuż obok. Kilka rzeźb, wszak trolle mogą przybierać różne postacie, nie robią klimatu baśniowego, chyba lepiej byłoby zlokalizować go gdzieś w głębszym lesie.


Hei! Jeg er Troll :) Cześć! Jestem Troll :)



Fotka z trollem - to jednak poczciwe stworzenia ;)



Podoba mi się ten koleżka ;) Foto: Mira



Mówią, że trolle mogą być pod różnymi postaciami, np. drzewa...



Jakaś taka dziwna ta wilczyca, co karmi swe młode...



Czyżby leśna Huldra?



W Lesie Trolli. Foto: Mira



Może to sam Odyn? Foto: Mira


Schodzimy na piechotę do miasta. Przyjemnie idzie się parkowymi alejkami. Zejście nawet strome, widać wysiłek na twarzach wchodzących.


Baśniowo w tym lesie...



Okienko na inną część Bergen



Dawna remiza strażacka, zbudowana w 1901 r. po wielkim pożarze miasta, przewidziana na jeden wóz i jednego konia, biuro pracy oraz mieszkanie komendanta straży pożarnej, a na wieży stanowisko stróża. Remizę zamknięto w 1969 r.


Jest las to i jeleń się znajdzie...


Kierujemy swe kroki na nadbrzeże portowe, zwane Bryggen, z wizytówką Bergen, czyli kolorowymi, drewnianymi domami, będącymi tu od czasów zawiązania się sojuszu kupieckiego, tzw. Hanzy, czyli czasów średniowiecznych. Tu obowiązkowo zaglądamy pomiędzy budynki dawnych kupieckich kamienic, w których dziś także sprzedaje się różny towar, od rękodzieła po tzw. "masówkę", od obrazów lokalnych artystów po magnes na lodówkę. Gdzie nie gdzie widać jeszcze haki, na których podwieszało się towar i transportowało wyżej do budynku. Ponieważ kamienice są z drewna obowiązuje surowy zakaz palenia. Na niektórych budynkach widać ślady pożarów, które co i rusz trawiły miasto.


Bryggen i kolorowe drewniane kamienice


Wejście na tyły kamienic to jak przejście do innego świata...


W zakamarku domów i uliczek można natknąć się na prawdziwe cacko... :)


Dawne domy, spichlerze z widocznymi częściami do składu towarów


Stare drewniane domy wyglądają jak doklejone do magazynów


Ten stary dom ma w sobie tyle uroku... Mieści się w niej galeria lokalnej artystki, ilustratorki książek Gunvor Rasmussen



Dziś Bryggen jest miejscem wielu sklepików z rękodziełem i małych, klimatycznych knajpek


Uliczki dzielnicy portowej były bardzo ciasne, nic więc dziwnego, że liczne pożary przechodziły płynnie z jednej kamienicy na drugą...


Stare pojazdy, które potem zastąpiły samochody



Widoczny łańcuch na haku do podciągania towarów



Wizytówka Bergen - kolorowe domki - tu w wydaniu rękodzielniczym



Co tu dużo mówić, jest klimacik



Mała rzeźba nawiązująca do hanzeatyckich czasów



Kolorowe domki na nadbrzeżu w rzeczywistości

Idziemy jeszcze zerknąć na twierdzę Bergenhus z XIII w., która zlokalizowana jest na końcu Bryggen. Zdecydowanie następnym razem trzeba będzie odwiedzić ten przybytek. Póki co powoli słońce schodzi w dół, więc trzeba myśleć o powrocie na kemping. Spędzamy jeszcze chwilę na nadbrzeżu, chłonąc atmosferę miasta. Jest tak ciepło, że aż trudno uwierzyć, że to już wrzesień. Kawiarnie pełne ludzi, gra uliczna orkiestra, atmosfera wakacyjna wokoło. 


Twierdza Bergenhus z XIII w.



Część portowa miasta i dzielnica Nordnes z Nykirken, kościołem protestanckim z XVIII w.


Widok na centrum Bergen



Widoczne wieże dwóch kościołów: z lewej katedry w Bergen, z prawej wieża Korskirken (Kościoła Krzyżowego) z 1100 roku, zamkniętego z powodu remontu aż do grudnia 2024 r. Nad miastem góruje szczyt Urliken.



Jeszcze chwila na Bryggen...


Przemieszczamy się urokliwymi uliczkami w kierunku domu handlowego, w którym mamy bagaże. Po drodze trafiamy na zamknięte wprawdzie Muzeum Trądu, ale otwarte jego podwórze. Tak tu też chcę zajrzeć następnym razem. Myślę, że może być ciekawie.


Na jednej z uliczek Bergen



Taki malutki domeczek - akurat dla mnie :)



Budynek Hanseatic Museum



Remontowany kościół Korskirken. Kościół jest sceną muzyczną, a z powodu zamknięcia, teren wokół został zaanektowany przez narkomanów, bezdomnych i nadużywających alkoholu, co przekłada się na liczne śmiecie wokół.


Patrząc na napotkane murale, od razu przypomniała mi się moja wizyta w Stavanger :)


Kolejny mural miejski



Katedra św. Olava w Bergen



I znów mural... coś czuję, że także w tym mieście, jak się w nim pojawię po raz kolejny, to zaplanuję polowania na murale...


Muzeum Trądu, Leprosy Museum St. Jørgens Hospital


Jest to dość dobrze zachowany XVIII w. zespół szpitalny z pomieszczeniami i wystawami na temat trądu w Norwegii



Na terenie leprozorium mieści się także kościół św. Jerzego


Myślę, że to będzie obowiązkowy punkt do ponownych odwiedzin

Chwilę chodzimy po domu towarowym, bo zachciało mi się typowo norweskiego gofra. No nie do wiary, nigdzie ich nie ma! Są bułki, ciastka, nawet kawałki pizzy i parówki, ale nie ma gofrów! Trudno, obchodzę się smakiem. Wreszcie idziemy odebrać swój bagaż. Wpisujemy tajne kody z kwitka i znów obładowane jak wielbłąd idziemy na przystanek tramwajowy. I podobnie, jak tydzień wcześniej jedziemy tramwajem nr 1 do Nesttun Terminal, by przesiąść się w autobus nr 90, który dowiezie nas pod sam kemping, znany z pierwszego noclegu. 


Budynek dworca głównego w Bergen


Hala z peronami, przy jednym z nich stoi pociąg Vy, czyli kolei norweskich, przemianowanych tak w 2019 r. ze skrótu NSB (Norges Statsbaner)


Wyjście z peronów na miasto



Kaplica starego klasztoru dla kobiet - Nonneseter, który w średniowieczu znajdował się na wjeździe do miasta


Wewnątrz kaplicy znajduje się jedynie rzeźba stojąca po środku



I na koniec rzeźba chłopca


Tym razem wybieramy sobie miejsce na przeciwko pryszniców i jadalni. Wiemy też, że jutro dłużej pośpimy, bo już czeka nas jedynie droga na lotnisko. Trochę mi smutno, że to tak szybko zleciało. Póki co, poddajemy się codziennej rutynie, obiadokolacja, toaleta i spanko. Zatem do zobaczenia jutro...

Na koniec jeszcze uchwycone przeze mnie studzienki :)











                                     Ciąg dalszy nastąpi...