Atomowa wycieczka,
czyli ciężki temat
w wakacje
Wakacje, urlop, relaks... Kto by zagłębiał się w trudny temat, jakim niewątpliwie jest okres Zimnej Wojny? No ja... A wszystko przez to, że jak się jest już na wyspie Wolin, to chce się zajrzeć wszędzie. To znaczy, ja chcę. I jakoś tak wyszło, że nogi zaprowadziły mnie do Zapasowego Stanowiska Dowodzenia z czasów PRL. A dokładnie do Podziemnego Miasta, czyli bunkrów niemieckiej Baterii Artylerii Nadbrzeżnej Vineta. Chodźcie i Wy...
Dzień piękny, ciepły, słoneczny. Las wokół szumi jak oszalały. Komary chcą mnie pożreć żywcem. Nie dam się, dziady jedne. Czekam grzecznie pod wartownią wraz z innymi ludźmi. Przed chwilą został wykonany telefon, że przy bramie czeka grupa ludzi, być może pasjonatów, a być może tylko zwykłych turystów i koniecznie chcą zobaczyć, co jest za bramą. No i dawajcie tu jakiegoś kaprala, bo oni czekają. Kaprala, czyli w sensie przewodnika, bo za bramę wejść można ino z żołnierzem, który opowie, pokaże i pouczy co wolno a czego nie.
Po chwili zjawia się żołnierz, który wcale nie wita nas kwiatami i ciepłymi słowami. A za to dostajemy prawdziwą, żołnierską musztrę. No cóż, sami chcieliście, to macie... Nikt nie protestuje, wszyscy potulnie wykonują polecenia. Nawet jeśli nie było się w wojsku, to już się ma namiastkę wojskowego życia. Ale wszyscy jakoś się przy tym cieszą, padają żarciki, więc chyba nie będzie tak ciężko, jak to mówią. Zostajemy uprzedzeni, że jeśli ktoś skręci nie w tę stronę co reszta i się, mówiąc wprost, zgubi, to to już nie jest problem wojska. Ostatni rekruci, którzy nie odróżniali strony lewej od prawej, zostali znalezieni po dwóch tygodniach. Więc... Od teraz idziemy kompanią w głąb lasu. A tam... czysta historia bez ściemy. I komary. Te wlatują bez przepustek i obowiązkowej musztry.
Historia tego leśnego kompleksu zaczęła się w latach 30. ubiegłego wieku. Niemcy postanowili wybudować tu baterię artylerii nadbrzeżnej, która chroniłaby morską bazę Kriegsmarine. Dokładnie działo się to w 1936 roku. Świnoujście było wówczas największą bazą niemieckiej marynarki wojennej nad Bałtykiem. Począwszy od 1939 roku podziemna forteca zaczęła funkcjonować. Sprowadzono tu artylerzystów, przeprowadzono próbne ostrzały. Wojsko rozlokowało się w siedmiu żelbetonowych schronach i barakach. Wybudowano też drogi dojazdowe i rozwinięto infrastrukturę techniczną. Najważniejsze były cztery schrony bojowe, które pełniły też funkcje koszar. Na szczycie każdego z nich znajdowały się specjalne stanowiska, na którym ustawiano armaty kalibru 15 cm, a zasięgu około 20 km. Dwukondygnacyjny schron przykryty był kopułą pancerną, która skrywała przyrządy optyczne (jak dalocelowniki, dalomierze itp.). Na wschodnim skraju baterii ulokowano schron maszynowni i magazyn amunicji. Kompleks wyposażony był w najnowocześniejszy radar do kierowania ogniem artyleryjskim.
Kiedy powstała nowa Bateria Vineta w Holandii, zdemontowano działa i przeniesiono je do nowej bazy. Na Wolin trafiły starsze działa, na których szkolili się artylerzyści lądowi Kriegsmarine. Prowadzono tu ostrzał, który wspierał niemieckie jednostki w walkach o przesmyk Dziwnów - Dziwnówek. Dziś, kiedy wszystko otacza las, trudno to sobie wyobrazić. Ale wówczas teren w stronę morza był pozbawiony zadrzewienia. Drzewa pojawiły się w późniejszym okresie i pełniły funkcję maskującą.
Rok 1945 przyniósł kapitulację Niemiec w II wojnie światowej. Żołnierze musieli zwinąć swoje zabawki i uciekać z tej piaskownicy, do której 5 maja tryumfalnie wkroczyli Sowieci. No, a ta armia, wiadomo, zanim cokolwiek oddała polskiemu narodowi, najpierw rozkradła, co mogła. Trwało to aż do grudnia, a dopiero w styczniu 1946 roku przekazała obiekt polskiej armii.
Halo? Problemy? Jakie problemy, mamy tu regularny ostrzał, ale nic się nie dzieje, spokojnie, jak to na wojnie ;) Żarty żartami, ale linia telefoniczna to był ważny łącznik ze światem zewnętrznym, więc kawałek drutu był tu niesamowicie ważny.
Ludowe Wojsko Polskie przystosowało bunkry do zapasowego stanowiska dowodzenia dla najwyższych władz wojskowych polskiej armii. Działo się to dopiero w latach 50. XX w. Kompania budowlana Marynarki Wojennej ufortyfikowała teren, budując 6 Kompanijny Rejon Umocniony, który połączono z 11 Batalionowym Rejonem Umocnionym. Cały kompleks został wyposażony w fortyfikacje polowe i stanowiska artylerii przeciwlotniczej, moździerze, stanowiska dla ckm-ów (ciężkich karabinów maszynowych) oraz schrony dla czołgów. Całość kompleksu poddano remontowi, wykorzystano pozostawiony przez Sowietów niemiecki sprzęt i przygotowano pod stanowisko dowodzenia obrony przeciwdesantowej zachodniego wybrzeża.
To stąd jednostki Wojska Polskiego miały być dowodzone w czasie ataku na zachód. I to właśnie w tym miejscu miał być wydany rozkaz, który mógł zakończyć się atomową zagładą. Jakie szczęście, że do tego jednak nie doszło...Poza wojną życie miało swoje prawa. Tu niemieckie Boże Narodzenie zdaje się w 1941/42 r. w koszarach i sztuczne ognie na choince
W 1965 roku całość założenia połączono setkami korytarzy podziemnych. Zmodernizowano wyposażenie i założono centralę telefoniczną. Umieszczono tu Radiowe Centrum Odbiorcze, Obiekt Ochrony Przeciwchemicznej a nawet Kasyno. Tym samym powstało całkowicie autonomiczne podziemne miasto, wyposażone w systemy łączności i to podwójne, na wypadek awarii lub zniszczenia na skutek ataku. Całość kompleksu podzielono na pięć stref bezpieczeństwa, a do każdej można było dostać się tylko za okazaniem przepustki. Służbę pełnili tam żołnierze zawodowi, co zabezpieczało w jakiś sposób wyciek informacji w niepowołane ręce. Dziś już wiemy, że jednak do końca się to nie sprawdziło. Głośna jest sprawa pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, który okazał się agentem wywiadu amerykańskiego i w latach 1971 - 1981 przekazał na Zachód ponad 40 tysięcy stron dokumentów dotyczących PRL-u, ZSRR oraz Układu Warszawskiego, w tym sowieckich planów inwazji na kraje Europy Zachodniej a także planów użycia przez ZSRR broni jądrowej, sprzętu, rozmieszczenia jednostek, a także planów wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. (Przy okazji polecam film Jack Strong z kapitalnym Marcinem Dorocińskim w roli pułkownika. A Jack Strong to pseudonim Ryszarda Kuklińskiego).
W latach 80. XX w. zmieniał się świat, zmieniła się polityka, zmieniło się także przeznaczenie obiektu. Tym razem było to Zapasowe Stanowisko Dowodzenia Dowódcy Marynarki Wojennej, potem Stanowisko Dowodzenia Dowódcy 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. O tym, że w lesie znajduje się takie stanowisko, wiedzieli tylko wtajemniczeni, głównie najwyżsi rangą oficerowie Ludowego Wojska Polskiego. W czasie Zimnej Wojny była to jedna z największych tajemnic, pilnie strzeżona. Osobą, która nadzorowała, wizytowała umocnienia, a nawet kierowała z niej ćwiczeniami był nie kto inny, jak sam generał Wojciech Jaruzelski. Dawną Baterię Artylerii Nadbrzeżnej Vineta odwiedził kilkukrotnie. I samego generała spotkałam w podziemnych tunelach. Nie mnie osądzać jakim był człowiekiem i czy dobrze czy źle się stało, że wprowadził stan wojenny. Od polityki trzymam się z daleka. Ale trudno jest wybaczyć fakt, że przez jego odezwę do narodu, nie mogłam obejrzeć w niedzielę Teleranka ;( I mu to nawet wygarnęłam! Tam, pod ziemią...
Z punktu widzenia nowoczesnych narzędzi nawigacyjnych, to papierowa mapa jest przeżytkiem, ale nie w wojsku i nie u mnie ;)
Kiedyś te monitory były wynalazkiem ułatwiającym życie, a tablica z mapą wydaje się, że żywcem przeniesiona ze współczesnych filmów akcji
Stanowisko dowodzenia, tylko zamiast wyświetlacza dotykowego były flamastry jak sądzę. Tu fragment mapy z polskim wybrzeżem.
Wychodzę z chłodnych tuneli na spiekotę dnia. Jestem żywą stołówką dla komarów. Staczam tu swoją prywatną walkę z armią latającą. Te komarze messerschmitty zaciekle atakują. Przydałyby się tutaj dzielne chłopaki z Dywizjonu 303. No ale oni nad Anglię latali, wybaczam i sama muszę bronić swojej twierdzy, czyli niczym nie osłoniętych przyczółków mojego ciała. Mimo wszystko jestem zadowolona.
Od 31 grudnia 2013 roku gospodarzem Podziemnego Miasta jest Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Warto jest więc, wybrać się do, już dziś, zabytkowych tuneli. Oto garść przydatnych informacji.
Zwiedzanie jest tylko z przewodnikiem, o wyznaczonych porach, więc najlepiej jest zaplanować sobie tam wizytę w tych godzinach. Godziny bywają różne w sezonie i poza nim, więc najlepiej sprawdzać u źródła. Niestety zwiedzanie indywidualne nie wchodzi w rachubę, więc jeśli ktoś spóźni się na oznaczoną godzinę, nie ma możliwości "dobiegnięcia" do grupy, która już weszła do kolejnej strefy bezpieczeństwa. Taki maruder musi odczekać karnie do kolejnej wizyty. A przez ponad dwie godziny zwiedzania poprzedniej grupy, będzie musiał się czymś zająć sam, w przeciwnym razie wojsko zadba, co by się delikwentowi nie nudziło ;) Także, uprzedzam tylko...
Za to Bateria Artylerii Nadbrzeżnej Vineta to teren przyjazny pieskom. Można z nimi zwiedzać bunkry. Oczywiście na smyczy.
Opłatę za wstęp uiszcza się jedynie gotówką. Wiecie, żadnych dowodów w tajnym mieście ;)
No i trzeba się ciepło ubrać, bo temperatura pod ziemią to około 10 stopni. No, chyba, że wiecie, że będziecie tyrać fizycznie, to się wtedy rozgrzejecie. Ale generalnie wojsko samo tam tyra, więc kadet nie musi ;)
Słuchanie poleceń wojskowych to w tym przypadku przywilej nie obowiązek, jeśli nie chce się utknąć na wieki w poniemieckich bunkrach. Zresztą chodzenie z przewodnikiem jest tu nazywane ładnie, szkoleniem.
Zwiedzanie jest tylko z przewodnikiem, o wyznaczonych porach, więc najlepiej jest zaplanować sobie tam wizytę w tych godzinach. Godziny bywają różne w sezonie i poza nim, więc najlepiej sprawdzać u źródła. Niestety zwiedzanie indywidualne nie wchodzi w rachubę, więc jeśli ktoś spóźni się na oznaczoną godzinę, nie ma możliwości "dobiegnięcia" do grupy, która już weszła do kolejnej strefy bezpieczeństwa. Taki maruder musi odczekać karnie do kolejnej wizyty. A przez ponad dwie godziny zwiedzania poprzedniej grupy, będzie musiał się czymś zająć sam, w przeciwnym razie wojsko zadba, co by się delikwentowi nie nudziło ;) Także, uprzedzam tylko...
Za to Bateria Artylerii Nadbrzeżnej Vineta to teren przyjazny pieskom. Można z nimi zwiedzać bunkry. Oczywiście na smyczy.
Opłatę za wstęp uiszcza się jedynie gotówką. Wiecie, żadnych dowodów w tajnym mieście ;)
No i trzeba się ciepło ubrać, bo temperatura pod ziemią to około 10 stopni. No, chyba, że wiecie, że będziecie tyrać fizycznie, to się wtedy rozgrzejecie. Ale generalnie wojsko samo tam tyra, więc kadet nie musi ;)
Słuchanie poleceń wojskowych to w tym przypadku przywilej nie obowiązek, jeśli nie chce się utknąć na wieki w poniemieckich bunkrach. Zresztą chodzenie z przewodnikiem jest tu nazywane ładnie, szkoleniem.
Ponieważ to bunkry, a nie współczesny kompleks rozrywkowy, ciężko jest poruszać się tu osobom niepełnosprawnym ruchowo. Korytarze są wąskie, nierówne, a do pokonania na trasie są też schody. Osoby cierpiące na klaustrofobię także mogą mieć tu pewne problemy. Zwłaszcza, jeśli do tego dochodzą problemy z ciśnieniem i sercem (te sercowe do przejścia ;)).
Na terenie placówki nie ma żadnych punktów gastronomicznych typu zapiekanki, gofry, lody czy piwo. O grochówce wojskowej można pomarzyć. Także, jeśli już, to w kieszeń należy wziąć pancerne suchary albo kanapkę do zjedzenia w przelocie.
I choć temat militarny nie jest łatwy w czasie wakacyjnych odprężeń, to jednak polecam Wam wizytę w Baterii Artylerii Nadbrzeżnej Vineta przy okazji pobytu w Świnoujściu i okolicach. Bo wyspa Wolin nie jedną skrywała tajemnicę...
Na terenie placówki nie ma żadnych punktów gastronomicznych typu zapiekanki, gofry, lody czy piwo. O grochówce wojskowej można pomarzyć. Także, jeśli już, to w kieszeń należy wziąć pancerne suchary albo kanapkę do zjedzenia w przelocie.
I choć temat militarny nie jest łatwy w czasie wakacyjnych odprężeń, to jednak polecam Wam wizytę w Baterii Artylerii Nadbrzeżnej Vineta przy okazji pobytu w Świnoujściu i okolicach. Bo wyspa Wolin nie jedną skrywała tajemnicę...