J e d e n d z i e
ń
w n i e m
i e c k i m
S p r e e w a l d z
i e ,
c z y l i c o ś
o s e z o n i e
o g ó
r k o w y m
Zeszły rok obfitował w wiele fajnych, krótkich wyjazdów, w miejsca całkowicie mi nieznane. Ostatnio brakuje mi czasu na to, by siedzieć i wszystko na bieżąco opisywać, ale robię, co mogę, by nadrabiać zaległości.
Jednym z takich miejsc, odwiedzonych w czerwcu 2023 r. był raj ogórkowy, czyli Spreewald w niemieckiej Brandenburgii. Co tu dużo mówić, Duśka kocha ogórki w każdej postaci. I naturalną koleją rzeczy było, że prędzej, czy później dotrze tam, gdzie można wcinać ogóry bez ograniczeń. No dobra, z jednym ograniczeniem, tym, co się nazywa euro.
Spreewald to niemiecka nazwa na dolnołużyckie Błota. Ulokowany jest niedaleko naszej granicy, jakieś 100 km od Berlina. Na co dzień zamieszkuje go ok. 285 tysięcy osób, a w sezonie liczba ta zwiększa się o letników, którzy spędzają tam swoje urlopy oraz jednodniowych turystów, spragnionych wyrwania się z domu. Z mieszkańców stałych, spora ilość to Łużyczanie, czyli Słowianie, którzy zamieszkiwali tereny Dolnych Łużyc w dorzeczu Sprewy i Nysy Łużyckiej, dlatego nie dziwi podwójny język na tych terenach.
Spreewald powstał w wyniku ruchu lodowca, który pociął rzekę na liczne jej odnogi. Tu na terenie nizinnym o powierzchni 75 km długości oraz 16 km szerokości, drogi, czy też kanały wodne tworzą ciągi komunikacyjne przez blisko 1000 km. Trochę śmiesznie to wygląda, kiedy tworzą się skrzyżowania wodne, są kierunkowskazy do poszczególnych domów, ba, nawet kierunki na najbliższe miejscowości, ale nie ma sygnalizacji świetlnej. Tak poza tym, to jakby było się na normalnej drodze, z tym, że zamiast aut mija się łodzie, z których każdy się pozdrawia. Pozdrawiają i machają także mieszkańcy z gospodarstw położonych na szlaku wodnym. Choć w ciepłe i słoneczne dni to spokoju oni nie mają.
Wśród bujnej roślinności widać z gondoli jedynie dachy domów, co stanowi dla gospodarzy formę osłony przed ciekawskimi spojrzeniami
Ja również trochę zaburzyłam spokój tego zakątka świata i ze stolicy regionu Lübbenau wyruszyłam w tradycyjnych łodziach Kahn do miejscowości Lehde. Spływ kanałami to niesamowity relaks. I żeby nie było, choć łodzi kursuje wiele, na wodzie panuje względna cisza. Bo zamiast gadać i się przepychać, każdy grzecznie siedzi na siedziskach i kontempluje przyrodę. Po drodze wzrok biegnie do zadbanych prywatnych domów, "przybrzeżnych" barów, przy których można zatrzymać się na kawę lub zakupy od miejscowych. Wzrok podąża też za ptactwem wodnym, które czasem zrywa się do lotu. No i za uśmiechniętymi ludźmi.
Królestwo zwierząt latających, niestety zdjęcie nie odda odgłosów wydawanych paszczą, tzn. dziobami :)
Otoczenie przed frontem jednego z domostw - każdy tu stara się ozdobić tę małą przestrzeń przed lub wokół domu
Nie wiem, może to te ogórki tak na nich wpływają? Bo Spreewald słynie z uprawy i przetwarzania tego warzywka. Ogórasy robi się tu na wiele sposobów, na kwaśno, na słodko, na ostro, na łagodnie, na dużo i na mało. Ogórki są tu pod każdą niemal postacią. Nawet jako bombki na choinkę!
Spreewald słynie z ogórków w zalewie octowej, musztardowej i z chili, ale każdy jeden smakuje wybornie
Rejs łodziami przypomina nieco gondole w Wenecji, ponieważ "kierowca" odpycha łódź od brzegu za pomocą dużego drąga. Ale tu nie ma muzyczki "o sole mio" ani żadnego jodłowania. Tu jest cisza i spokój. Czasem przewodnik łodzi coś opowie, podpowie w którą stronę spojrzeć. Słychać chlupot uderzanego drąga o wodę i szum liści na mijanych drzewach. Człowiek mimowolnie się rozluźnia.
I kiedy już pierwsze wrażenie zaspokojone, przybija się do gwarnego miejsca, jakim jest Lehde.
Lehde to osada, w której krzyżują się szlaki nie tylko kajakowe, ale też rowerowe. Stanowi punkt turystyczny, gastronomiczny, w którym życie toczy się po swojemu. Do 1931 r. do Lehde nie prowadziła żadna droga utwardzona. Do domostw można było się dostać tylko łodziami, a zimą po zamarzniętych kanałach. Dziś, w dobie ocieplenia klimatu raczej jest to niemożliwe.
Domy wynajmowane na czas urlopu to z pewnością niezły wybór na spokojny odpoczynek bez pośpiechu i porannego zrywania się z łóżka
To tu miałam godzinę przerwy. Jedni ludzie szli od razu na piwo do okolicznych knajpek, inni niepewnie krążyli pomiędzy budynkami. Ja wybrałam się do skansenu architektury tego regionu, czyli Freilandmuseum. Przeniosłam się w czasie.
Podczas zwiedzania jednej z chałup dopadł mnie lekki i na szczęście krótki letni deszczyk. Zagłębiałam się w życie Łużyczan, w ich stroje, dawne życie, a kiedy deszcz przestał padać, podziwiałam starą architekturę.
Na takim łóżku spało kilka osób razem, o intymności można było raczej zapomnieć... Owalny przedmiot leżący na wysuwanym łóżku to pojemnik do ogrzewania łóżka
Łodzie to dla mieszkańców Spreewaldu podstawowy środek lokomocji. Jeszcze w XIX w. wykorzystywano drzewa topoli i dębów i drążono z nich dłubanki. Z biegiem czasu wykwalifikowali się stolarze i cieśle i zaczęto budować lepsze łodzie. Od 1884 r. do 1930 r. Carl Richter prowadził w Lehde swój warsztat szkutniczy. Około 50 lat później, jego prawnuk Karl Koal, poszedł w jego ślady, a w swojej pracy używał narzędzi pradziadka, które przez te wszystkie lata przechowała jego babcia Johanna.
27.01. 1904 r. powstała w Lehde ochotnicza straż pożarna. Ponieważ do większości domów można było dostać się jedynie drogą rzeczną, do miejsca pożaru, strażacy transportowali pompę ręczną na wózku na łodzi lub na saniach, jeśli zdarzenie miało miejsce zimą. Aż do lat 50. XX w. nad ostrożnym obchodzeniem się z ogniem czuwał nocny stróż. Kontrolował piece, piekarnie i kominki, wydawał zarządzenia o gaszeniu pożaru oraz wieczorem dawał sygnał do gaszenia świateł.
Życie w Speewaldzie zmieniało się wraz z nadejściem XX w. Uprzemysłowienie kraju i coraz większe wpływy miast, przełożyły się na życie, czemu sprzyjał handel i turystyka. I choć chaty były kryte strzechą, to wewnątrz już następowały zmiany.
Wielu Łużyczan przenosiło się do miast takich jak nieodległe Berlin czy Chociebuż, gdzie mężczyźni zatrudniali się jako robotnicy, a kobiety jako mamki. Przenosili oni te wpływy i modę, w strojach chociażby, do swoich wiosek.
Kuchnia w jednym z domostw. Generalnie około 1800 r. stawiano w Spreewaldzie piekarnie przeznaczone do wspólnego użytku. Stawiano je na uboczu, alby ograniczyć ryzyko pożaru. Mieszkańcy piekli proste placki z mąki gryczanej, jaglanej, żytniej i czasem też pszennej. Pieczono te placki, które zastępowały chleb, tylko co 2 do 4 tygodni. Po wystygnięciu placki suszono nad piecem w izbie i potem przy konsumpcji maczano w kaszy, zupie lub oleju lnianym.
Zmiany wewnątrz domów widoczne są w wyposażeniu domostw, pojawiły się nowoczesne meble, porcelana no i oczywiście elektryczność
Skansen w Lehde jest najstarszym muzeum na świeżym powietrzu w Brandenburgii. Daje obraz życia Serbołużyczan na tych terenach, prawie 100 lat temu. Drewniane chałupy pochodzą z różnych stron Spreewaldu. Choć skansen zwiedza się samemu, to podczas odwiedzin można zobaczyć kustoszy ubranych w stosowne stroje, którzy pokazują namiastkę codziennych czynności.
Warzywniak w skansenie. Typowy ogród uprawny w Spreewaldzie położony był za domem mieszkalnym i rozciągał się aż do rzeki. Uprawiano len, grykę oraz warzywa. Najczęściej uprawiano tu ogórki, cebulę, marchew, kapustę i dynię, a czasami też tytoń i chrzan. Ponadto można tu było znaleźć zioła do wekowania ogórków, takie jak koper czy tymianek, rośliny lecznicze jak rumianek, mięta, melisa czy piołun. Największym zagrożeniem dla zbiorów były częste powodzie.
Przykład z czego składa się chałupa, czyli jak używano gliny i słomy do ocieplania drewnianej konstrukcji
Czarna kuchnia to centralny komin odprowadzający dym z kuchenki, pieca w izbie i kominka. Kuchenka to tak naprawdę murowany podest na jedzenie lub paszę dla bydła, które przygotowywano nad otwartym paleniskiem. Nad nią wędzono ryby, mięso i kiełbasy. Piec kaflowy opalany był również z kuchni. Dzięki niemu utrzymywano ciepło i podgrzewano jedzenie w rurach piecowych, a także wodę w żelaznym pojemniku. Po prawej stronie rozpalano kominek, aby zapewnić dodatkowy ogień do gotowania, szybkiego ogrzania i oświetlenia izby.
Starsi ludzie doczekiwali w takich izbach swoich dni. Z prawej strony stoi krzesło z otworem, służące za toaletę.
Piec kaflowy z kafli miskowych ładowano od tyłu kuchni, dzięki czemu w izbie nie było dymu. W małej klatce nad piecem trzymano gąsiątka
Tutejszy strój ludowy to pozostałość feudalnych zasad ubioru i zewnętrzy znak rozpoznawczy Łużyczan. W Spreewaldzie, ale i w innych miejscach noszono strój dolnołużycki.
Dziś w okolicach Lübbenau nosi się już tylko stój świąteczny i niedzielny. Obejmuje on czepek, który około 1880 r. zastąpił okazałe nakrycie głowy. Po określonych elementach stroju oraz jego kolorach można było ocenić wiek kobiety oraz okazję, na jaką założyła strój. Kolor czerwony oznacza dzieciństwo, młodość i radość, zaś zielony odpowiada życiu i obowiązkom.
Zdecydowanie byłam tu za krótko. Czas biegł jak szalony, kiedy akurat ja chciałam zwolnić. Nie zdążyłam zajrzeć do Muzeum Ogórka, który tam jest, co mnie nie zadowoliło. Ale może to jest powód, by kiedyś jeszcze tam wrócić?
I znowu siedziałam na łodzi i płynęłam wolno do miasta na stałym lądzie. Plątanina kanałów przyprawia o dezorientację, gdzie się właściwie jest. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Ponownie otoczyła mnie cisza. Świeże powietrze spowodowało senność.
I wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć. Przyszedł czas, że wyskoczyłam z łodzi i miałam jeszcze czas wolny na poszwędanie się po Lübbenau.
Lübbenau, w języku dolnołużyckim Lubnjow lub Błota. W źródłach pisanych pojawia się w XIV w. W latach 1364 - 1635 miasto znajdowało się w granicach Królestwa Czech, następnie przeszło pod panowanie Elektoratu Saksonii. Na mocy postanowień kongresu wiedeńskiego na przełomie lat 1814/1815, większa część Łużyc, właśnie z Lübbenau, została włączona do Królestwa Prus, które w XIX w. stało się częścią Cesarstwa Niemieckiego. Tak poza tym to całkiem miłe i porządne miasto.
Stalowe rzeźby autorstwa Michaela Rotha przedstawiają bohaterów legend Spreewaldu. Łużyczanie wierzyli, że takie ludziki to duchy ich przodków. Zazwyczaj były one przyjazne i sympatyczne, ale lubiły coś pożyczać od ludzi. Kiedy to zwracały, zostawiały też jakiś podarunek. Dziś stalowe ludziki nie tylko przypominają o legendach, lecz są też ozdobą miasta.
Kościół św. Mikołaja to świątynia protestancka, stojąca w centrum Lübbenau. Ciekawostką jest fakt, że fundamenty świątyni opierają się częściowo na drewnianych palach, a częściowo na polnych kamieniach. Kościół powstał na miejscu dawnego, który pochodził w XV w.
Kościół św. Mikołaja stoi przy placu, który jednocześnie jest rynkiem miasta. Świątynia uchodzi za jedną z najcenniejszych barokowych kościołów w Brandenburgii. Wieżę zbudowano w XVIII w., ma 60 m wysokości, dzięki czemu jest punktem orientacyjnym dla ludzi, bo widać ją z większości miejsc.
Zamek w Lübbenau w stylu klasycystycznym, który wzniósł duński dyplomata graf Rochus zu Lynar w XIX w. Po upaństwowieniu terenu po 1945 r. urządzono tu szkołę...
... a po upadku NRD, ród Lynar odzyskał obiekt i urządzono tu hotel. W jednym z barokowych budynków, wchodzących w skład założenia, znajduje się Muzeum Spreewaldzkie, którego niestety nie zdążyłam w czasie wolnym odwiedzić.
I oczywiście na lokalnym targu, przy przystani łodzi, zakupiłam ogórki. No bo jak tu wrócić do domu z ogórkowego raju bez takowych zakupów? Niewątpliwie są to smaczne pamiątki, które teraz, po roku czasu, są już tylko miłym wspomnieniem.
Jeśli więc, nie macie pomysłu na wakacyjne wojaże, to podrzucam Wam pomysł na spędzenie urokliwych chwil w Spreewaldzie. A uwierzcie mi, na tych terenach jest co zwiedzać. I z pewnością nie będziecie się nudzić! Polecam :)
Zrobiło się wakacyjnie, miło i relaksująco. Bardzo lubimy wszelkie wodne wycieczki czy to statkiem czy kajakiem. Spreewald już od pewnego czasu chodzi mi po głowie, ale u nas też nie wszystko sprzyja wyprawom, żona po niedawnej operacji kolana musi dojść do sprawności by się można było wybrać gdziekolwiek. Fajnie było zobaczyć i poczuć u Ciebie klimat wyprawy łodzią w otoczeniu zieleni i pięknych domków na szlaku. Ogórkami też bym nie pogardził. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia życzę dla Małżonki. Wierzę, że wszystko się wyprostuje i już za moment ruszycie gdzieś w atrakcyjne miejsca. Żona teraz daje Ci czas na opisywanie wycieczek, które czekają na swoje relacje ;) Polecam leniwy i spokojny Spreewald, tam naprawdę można odpocząć, mimo turystów, których znowu aż tak dużo nie ma. No i ogórki... z pewnością wrócilibyście z jakimiś do domu. Ściskam Was oboje! Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNie słyszałem o tym miejscu wcześniej, mimo że to blisko Polski i dosyć oryginalne miejsce - pływanie kanałami między domami i ogrodami. Taka Wenecja.
OdpowiedzUsuńCiekawe, dzięki że mogłem poznać to miejsce :)
No to jak? Pakujesz plecak i ruszasz do Spreewaldu! Polecam, od Ciebie nie jest tak daleko, więc nawet w jeden dzień da się ogarnąć wycieczkę. Co więcej, można tam rowerami poszaleć, bo jest szlak rowerowy. Ale chyba przyjemniej jednak na łodzi bez spiny, bez pośpiechu i wysiłku. Taki leniwy dzień sobie zrób ;) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń