TAM, GDZIE DUŚKA
ZAWRACA,
CZYLI O WĘDRÓWCE
NA ŚWINICĘ PRZEZ ZAWRAT
1
1
***
Część I: Kuźnice-Dolina Jaworzynki-Dolina Gąsienicowa-Czarny
Staw Gąsienicowy-Zawrat
Czas przejścia: ok. 5,5 h (czas mojej wędrówki)
Szlaki: żółty przez Dolinę Jaworzynki, niebieski od
Przełęczy między Kopami aż do Zawratu
***
Mój
dzisiejszy cel to Świnica przez Zawrat. Trasę tę wymyśliłam sobie w zeszłym
roku, ale dopiero w tym, postanawiam ją zrealizować. Kiedyś, w czasach
studenckich, przeszłam ją w odwrotną stronę, tyle, że wtedy zeszłam za Małym
Kozim Wierchem, z powodu załamania pogody. Dzisiejsze prognozy pogody
zapowiadały się wspaniale, więc jak postanowiłam, tak też uczyniłam.
Wstaję
wcześnie rano, bo dzień ma być dla mnie długi. Pakuję prowiant na drogę i po
cichu zamykam drzwi. Na łóżku pozostawiam rozespaną Miśkę, która już nawet
przestała zwracać uwagę na moje wczesne pobudki. Ponieważ rozkład jazdy busów
mi nie pasuje, z buta idę na przystanek ze Skibówek do Al. 3 Maja. Tam łapię
busika do Kuźnic.
Postanawiam
przejść się Doliną Jaworzynki. Czyli wkraczam na dobrze znany mi szlak żółty,
który początkowo idzie prawie po płaskim dnie doliny, by potem stromo wznosić
się na Przełęcz Między Kopami. Dolina jeszcze śpi, pogrążona w porannej
mgiełce. Choć kilka osób już wędruje ścieżką, panuje wokół cisza. Korzystają z
niej sarny i jeleń, które pod lasem skubią sobie śniadanko. Niektórzy nawet ich
nie zauważają, pogrążeni w rozmowach w czasie marszu. I dobrze, bo dzięki temu
ja delektuję się ich widokiem.
Kolejne
wzniesienia doliny pokonuję dość szybko i po pewnym czasie jestem już na
przełęczy. Tu jak zwykle przysiadam na chwilę, by rzucić okiem na świat, który
otwiera się z tej perspektywy.
Łyk ciepłej herbaty, kawałek kanapki i podążam dalej, ku schronisku w Dolinie Gąsienicowej. Murowaniec kusi szarlotką, ale tym razem sobie daruję. Mijam je, obchodząc skrótem i podążam ku niebieskiemu szlakowi, który kamienną ścieżką wyprowadzi mnie wprost do Czarnego Stawu Gąsienicowego.
Płochacz Halny, przez niektórych zwany wróbelkiem, choć nim nie jest :) Wiele razy towarzyszył mi w wędrówkach, bo wbrew pozorom nie jest z niego taki płochacz :)
Łyk ciepłej herbaty, kawałek kanapki i podążam dalej, ku schronisku w Dolinie Gąsienicowej. Murowaniec kusi szarlotką, ale tym razem sobie daruję. Mijam je, obchodząc skrótem i podążam ku niebieskiemu szlakowi, który kamienną ścieżką wyprowadzi mnie wprost do Czarnego Stawu Gąsienicowego.
Tu jak
zawsze muszę na chwilę przystanąć, by popatrzeć w toń stawu, nasycić oko
panoramą od Żółtej Turni po Kościelec. No i przywitać się z kaczkami, stałymi
mieszkańcami tej okolicy. Choć przy wejściu wisi znak zakazu dokarmiania tych
ptaków, nie brakuje chętnych do rzucenia im kanapek. Wiem, że litość w sercu
podskakuje, żeby im coś dać, ale zanim się to zrobi, pomyśleć należy o ich
żołądkach, które niekoniecznie tolerują szyneczki i serki w tychże kanapkach.
Panorama znad Czarnego Stawu Gąsienicowego od lewej: Wierch pod Fajki, Skrajny Granat, Pośredni Granat, Zadni Granat, Kozi Wierch, Kozie Czuby, Kozia Przełęcz i Zamarła Turnia
Ciąg dalszy panoramy znad stawu: Kozi Wierch, Kozie Czuby, Kozia Przełęcz, Zamarła Turnia, Zamarłe Czuby, Mały Kozi Wierch, z prawej Zadni Kościelec i Kościelec
Okrążam
Czarny Staw Gąsienicowy i kieruję się niebieskim szlakiem ku Zawratowi. Jest
pięknie. I tak ma być. Mozolnie zaczynam się wspinać, zwiększając tym samym
wysokość. Przede mną masa kamieni. Skalne ściany zdają się czasem piętrzyć
ponad miarę. Pokonuję je kamień po kamieniu. Za mną za to rysuje się kleks
Czarnego Stawu z każdym krokiem coraz mniejszy.
Wchodzę w Zawratowy
Żleb, więc teraz nie ma zmiłuj, wciąż pod górkę. Po malutku dochodzę do
rozstaju dróg. W tym miejscu odbija szlak żółty ku Koziej Przełęczy. Ja jednak
pozostaję na niebieskim. Wciąż mozolnie pokonuję kolejne wzniesienia, to
przystając na odsapnięcie, to znów by zrobić zdjęcie.
Mijam z lewej strony, w kotle skalnym pod ścianą Małego Koziego Wierchu, Zmarzły Staw. To jeziorko o długości 77m, szerokości 50m i głębokości 3,7m znajduje się u wylotu Koziej Dolinki. W zimie zamarza i przez większość roku pozostaje pod lodem, zwykle pokazując swe wody w okresie od czerwca do września.
Staw ten był przedmiotem wielu opisów przez zapuszczających się w te rejony poetów i pisarzy. Również o nim pisał w 1865r., polski pisarz, komediopisarz i publicysta Michał Bałucki. Rozsławiał Tatry w swych nowelach, powieściach, opisach wycieczek. Opisywał górali bez zachłystywania się ich kulturą, patrząc na nich krytycznym okiem, doceniał ich zalety, widział wady. A oto krótki jego opis drogi na Zawrat i Zmarzłego Stawu (pisownia oryginalna):
Podążający ku Zawratowi turyści. Widoczny tak zwany Stary Zawrat, czyli żleb, którym dawniej wiódł szlak
Mijam z lewej strony, w kotle skalnym pod ścianą Małego Koziego Wierchu, Zmarzły Staw. To jeziorko o długości 77m, szerokości 50m i głębokości 3,7m znajduje się u wylotu Koziej Dolinki. W zimie zamarza i przez większość roku pozostaje pod lodem, zwykle pokazując swe wody w okresie od czerwca do września.
Z każdym krokiem staw jest coraz mniejszy, a wokół pojawia się obsypujący się spod nóg, rumosz skalny
Staw ten był przedmiotem wielu opisów przez zapuszczających się w te rejony poetów i pisarzy. Również o nim pisał w 1865r., polski pisarz, komediopisarz i publicysta Michał Bałucki. Rozsławiał Tatry w swych nowelach, powieściach, opisach wycieczek. Opisywał górali bez zachłystywania się ich kulturą, patrząc na nich krytycznym okiem, doceniał ich zalety, widział wady. A oto krótki jego opis drogi na Zawrat i Zmarzłego Stawu (pisownia oryginalna):
„…Pochyłość bowiem tego przejścia jest bardzo
stroma, a cały bok góry zasypany jest drobnemi kawałkami granitu, niby cukru
porąbanego, który usuwa się ciągle z pod nóg, że nie można na nim pewnie
stanąć. W niektórych miejscach płachty zmarzłego śniegu przecinają drogę.
Przewodnicy wtedy robią toporkami karby, po których jak po schodkach wchodzi
się w górę. Droga na Zawrat prowadzi koło tak zwanego Zamarzłego. Jest to
jeziorko małe, po brzegach grubą skorupą lodu okryte i stąd jego nazwa. Lód ten
przez całe lato nie ginie. Groźno, cicho i martwo tutaj. Skały żółtawym mchem
porosłe wznoszą się, niby ławy w amfiteatrze, na których tu i owdzie bieleją
płachty śniegu. Zresztą żadnej roślinności nie ma w tej granitowej pustyni,
żadnego ptaka ani stworzenia…” (Michał Bałucki „Zaklęte pieniądze. Opowiadanie
z życia ludu górskiego”, źródło: www.wolnelektury.pl)
Przyznać
muszę, że i dziś opis ten nie stracił na swej aktualności. No może poza tym, że
cicho tak do końca nie jest, bo tabuny turystów ciągną na to magiczne miejsce.
Ale i tak ma się poczucie, że tu wszystko wokół zamarło. Granit zdecydowanie tu
rządzi.
Kiedy już
nasycam oczy widokiem, jaki mam za plecami, przychodzi pora, by zmierzyć się z
najtrudniejszym fragmentem szlaku. Zaczynają się łańcuchy, klamry i wysokie
progi, gdzie nie tylko nogi zadrzeć wysoko w górę trzeba, ale i sprawdzić
wytrzymałość naszych dłoni, na których sile przyszło nam opierać swe ciało (jak
to ładnie poetycko zabrzmiało i nawet się zrymowało J ).
Pomału
pokonuję każdy kamień na ścieżce, uważnie stawiam stopy, choć w niektórych
miejscach przychodzi mi to z trudem. Osoby niskie (jak ja), mogą mieć tu
malutki problem. Na szczęście zawsze jest ktoś, kto poda pomocną dłoń. Tak też dzieje
się i w moim przypadku. Schodzący szlakiem pan podaje dłoń, bym mogła wspiąć
się na skałę i zręcznie się z nim wyminąć. Wielkie dzięki raz jeszcze.
Wchodzę w
nowo wytyczoną trasę, tzw. Nowy Zawrat w ścianie Małego Koziego Wierchu. Stara
trasa biegła niegdyś żlebem, który teraz mam po swojej prawej stronie.
Jeszcze
chwila i w polu widzenia dostrzegam figurkę Matki Boskiej. To nie zmęczone oczy
robią mi figla. Ta figurka jest tam naprawdę. To Matka Boska Zawratowa, wysoka
na 1,2 m, stojąca w ścianie Zawratowej Turni. To chyba najwyżej położony punkt
kultu maryjnego w Polsce. Umieścił ją tam ksiądz Walenty Gadowski w 1904r,
kiedy wytyczał szlak Orlej Perci. Uczcił w ten sposób 50. Rocznicę ogłoszenia
Dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Figurka wykonana jest
z piaskowca z Pińczowa. Teraz czuwa nad tymi, co idą na szlak Orlej Perci czy
też zapuszczają się w rejon Świnicy. Czuję, że i mnie dziś otoczy swą opieką.
Kilka kroków
i już jestem na Przełęczy Zawrat (2159 m n.p.m.) Wieje niemiłosiernie. Po
drodze już zdążyłam ubrać cieplejszą odzież. Teraz siadam i zarzucam na siebie
polar.
Ciepły łyk herbaty dobrze mi zrobi. Pochłaniam też kanapkę, delektując się smakiem nie tyle jej samej, co panoramy jaką mam przed oczami. A jest na co popatrzeć… W dole widać stawy Doliny Piątki tak zwanej, w tym zwykle nie widziany spod schroniska, Zadni Staw Polski.
Wyżej nad nim wystają ostre zakończenia Walentkowej Grani, potem piętrzą się Liptowskie Mury. Wzrok biegnie ku Krywaniowi, a chwilę później do Szpiglasowego Wierchu z dobrze widocznym zygzakowatym szlakiem na Szpiglasową Przełęcz.
Z lewej widzę szlak niebieski prowadzący do Piątki tuż obok Kołowej Czuby (2105 m n.p.m.) A za nią stoki Miedzianego i dalej szczyty Tatr Wysokich. Przejrzystość powietrza w miarę dobra, więc i panorama przednia.
Siedzę i się gapię. Tak po prostu. To stąd właśnie, z Zawratu, zaczyna się najtrudniejszy szlak w Polskich Tatrach – Orla Perć. I jest to szlak jednokierunkowy, aż do Koziego Wierchu.
Ale stąd można jeszcze zawrócić, jak sama nazwa wskazuje i zejść do Doliny Pięciu Stawów Polskich lub też iść na Świnicę.
Ciepły łyk herbaty dobrze mi zrobi. Pochłaniam też kanapkę, delektując się smakiem nie tyle jej samej, co panoramy jaką mam przed oczami. A jest na co popatrzeć… W dole widać stawy Doliny Piątki tak zwanej, w tym zwykle nie widziany spod schroniska, Zadni Staw Polski.
Widok z Zawratu. Idąc od dołu, pierwszy plan: Kołowa Turnia z Czarnym Stawem Polskim oraz z prawej - Zadni Staw Polski. Drugi plan: Szpiglasowa Przełęcz (2110 m n.p.m.), Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.), Czarna Ławka (1969 m n.p.m.), Kotelnica, Gładki Wierch (2065 m n.p.m.). Trzeci plan: Mięguszowiecki Szczyt Wielki (2438 m n.p.m.), Cubryna (2376 m n.p.m.), Koprowy Wierch (2367 m n.p.m.). Czwarty plan: Hlińska Turnia (2330 m n.p.m.), Szczyrbski Szczyt (2385 m n.p.m.), Solisko (2404 m n.p.m.), Hruby Wierch (2428 m n.p.m.). Piąty plan: Krywań (2494 m n.p.m.)
Wyżej nad nim wystają ostre zakończenia Walentkowej Grani, potem piętrzą się Liptowskie Mury. Wzrok biegnie ku Krywaniowi, a chwilę później do Szpiglasowego Wierchu z dobrze widocznym zygzakowatym szlakiem na Szpiglasową Przełęcz.
Walentkowy Wierch (2156 m n.p.m.) oraz Walentkowa Grań oraz Tatry Zachodnie. Na drugim planie Wielka Kopa Koprowa.
Z lewej widzę szlak niebieski prowadzący do Piątki tuż obok Kołowej Czuby (2105 m n.p.m.) A za nią stoki Miedzianego i dalej szczyty Tatr Wysokich. Przejrzystość powietrza w miarę dobra, więc i panorama przednia.
Panorama z Zawratu: pierwszy plan: Miedziane (2233 m n.p.m.), drugi plan: Gerlach (2655 m n.p.m.), Niżne Rysy (2430 m n.p.m.), Rysy (2499 m n.p.m.), Wysoka (2560 m n.p.m.), Kończysta (2535 m n.p.m.), trzeci plan: Staroleśny Szczyt (2476 m n.p.m.), Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.) i Świstowy Szczyt z trzema wierzchołkami (2383 m n.p.m.)
Siedzę i się gapię. Tak po prostu. To stąd właśnie, z Zawratu, zaczyna się najtrudniejszy szlak w Polskich Tatrach – Orla Perć. I jest to szlak jednokierunkowy, aż do Koziego Wierchu.
Ale stąd można jeszcze zawrócić, jak sama nazwa wskazuje i zejść do Doliny Pięciu Stawów Polskich lub też iść na Świnicę.
Ponieważ mam
dziś iść na Jej Wysokość Świnicę, muszę się zbierać w dalszą drogę. Bo choć szlakowskaz mówi,
że mam tylko 50 minut do szczytu, to ja zakładam, że potrwa to nieco dłużej. No
bo jak tu się śpieszyć, kiedy wokół takie widoki.
Ale o tym,
jak wygląda ścieżka na szczyt, który wdziera się w prawie każde moje zdjęcie,
opowiem w następnym poście. Zatem do ponownego spotkania na Zawracie.
Hej!
A ja takiego pięknego Płochacza Skaknego jeszcze w Tatrach nie spotkałam! Czekam na ciąg dalszy wycieczki :)
OdpowiedzUsuńSkadi droga, ja ciągle z nimi chodzę, czy raczej one ze mną :) Są śliczne i różne w swym umaszczeniu. Ciąg dalszy nastąpi już niebawem :) Uściski!
UsuńDrobny ptaszek i drobne sprostowanie. Płochacz halny /Prunella collaris/. Przystojniak z niego. Pozdrawiam - szuwarek wiślany.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, masz rację, już poprawiłam w tekście. Choć spotkałam się w kilku publikacjach z wersją, że jest to Płochacz Skalny, może dlatego, że zamieszkuje skalne szczeliny. Dodatkowo zdziwiłam się kiedy przeczytałam pierwszy raz, że to niezwykle rzadkie ptaki i trudno je spotkać, bo ja widuję je bardzo często zwłaszcza w wyższych partiach gór :) I zawsze budzą mój uśmiech. Dzięki za uwagę. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńLubię panoramę z Zawratu! :) Czekam na ciąg dalszy, ciekawa jestem, jak też Cię ta Świnka ugościła :):)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
Och, na tą panoramę to można patrzeć i patrzeć.... a Świnka była dla mnie bardzo przyjemna tego dnia, nawet specjalnie nie chmurzyła się i co najdziwniejsze i najfajniejsze, była prawie pusta! W ogóle szlak był "przejezdny", dopiero na Beskidzie i Kasprowym jak zwykle mrowie ludzi. Ściskam mocno :)
UsuńGratuluję wędrówki - Widzę, że moje róże u M.B.Z. trzymają się :-)
OdpowiedzUsuńGratuluję sierpniowej wędrówki. Widzę, że moje róże u M.B.Z. trzymały się trochę :-)
OdpowiedzUsuńWitaj :) Nie wiem kiedy były zostawione, ale stały :)
Usuń