Kaj mnie ciepnęło,
czyli ślonsko godka
CZĘŚĆ I KATOWICKIEJ PRZYGODY
Piątek, 14
sierpnia 2015r – nieoczekiwany dzień wolny za święto przypadające dzień
później, w tym roku w sobotę. Wobec takiego daru nie mogę przejść obojętnie.
Pomysł jednodniowego wypadu tlił się w mojej głowie już od dłuższego czasu.
Teraz mógł zostać zrealizowany.
Robię mały
eksperyment: pytam kilku znajomych o kolor jaki się kojarzy im z Katowicami.
Mają odpowiedzieć szybko i bez zastanowienia. Domyślasz się zapewne Drogi
Gościu, że ciągle padał jeden i ten sam kolor: czarny. Bo Katowice = Kopalnie =
Węgiel = Czarny kolor. Proste. Tymczasem
miasto to szczyci się zielonymi parkami, skwerami oraz lasami. Ale dla mnie
będzie się od tego dnia wiązał z kolorem czerwonym. Czerwonym jak cegła z
górniczych familoków jednej z dzielnic stolicy Górnego Śląska. Zapraszam Cię
dziś na spacer po Nikiszowcu.
Nie wiem,
czy ktoś pamięta jeszcze taki serial „Blisko, coraz bliżej”. Choć większość
zdjęć zrobiona była we wsi Paniowy, gdzie powstała wioska filmowa, to jednak
kilka ujęć zrobiono na Nikiszu, jak o tym osiedlu mówią Ślązacy. Mam w domu
cztery części książki Albina Siekierskiego z fotosami z filmu i wyraźnie widać
na nich budynki z czerwonej cegły. Książkę czytałam już chyba tyle razy, ile było Powstań Śląskich i zawsze powtarzałam sobie, że kiedyś chciałabym pojechać
w to miejsce. I oto jestem, by odkryć
dla siebie cząstkę dawnego życia górniczego.
Ok. 10.00
wysiadam w Katowicach z pociągu relacji Warszawa Centralna – Wiedeń. Jestem
sama, bo każdy, kogo zapytałam, czy jedzie ze mną, pukał się w czoło i mówił:
Katowice? Ale co tam ciekawego? Aaaa…. No właśnie, niewiedza. To chyba ona
pchnęła mnie do tego, by wstać tak rano i jechać ponad dwie godziny na Śląsk.
Szybko
odnajduję stanowisko odjazdu autobusu, który ma mnie dowieźć do Nikiszowca.
Zakupuję bilet i już jadę w stronę nieznanego.
Nazwa
osiedla pochodzi od szybu „Nikischschacht” (teraz Poniatowski) i spolszczonej
wersji niemieckiej nazwy. Nazwa szybu z kolei wywodzi się od nazwiska przedstawiciela
spółki „Georg von Giesches Erben” – barona Nickisch von Rosenegk. Zanim doszło
do budowy Nikisza, najpierw powstało inne osiedle – Giszowiec. O nim
przewrotnie napiszę w kolejnym poście. Tak, czy siak, kiedy na początku XX w.
okazało się, że liczba mieszkań dla górników i ich rodzin jest
niewystarczająca, podjęto decyzję o wybudowaniu nowego osiedla. Wybór
lokalizacji padł na fragment dzielnicy Janów. Do jego zaprojektowania
zaproszono twórców Giszowca – Emila i Georga Zillmannów z Charlottenburga. Między
1908r. a 1918r. z inicjatywy spółki powstaje nowe osiedle górnicze. Pierwszy
blok mieszkalny zostaje oddany do użytku w 1911r. W sumie powstanie ich kilka.
Wszystkie trzykondygnacyjne, połączone w czworoboki z zamkniętymi podwórzami.
Górnicy i ich rodziny mieli do dyspozycji komórki, chlewiki a nawet piece
chlebowe. Do tego pralnię, suszarnię i magiel. Oczywiście plany obejmowały
także kościół i szkołę a także łaźnie.
Twórcom chodziło o typowe patronackie osiedle, które zapewniałoby
komfort życia i wszelkie potrzeby ludzi zatrudnionych w „grubie”, czyli w
kopalni. Typowe mieszkanie miało ok. 63m² i składało się z kuchni, w której
zazwyczaj koncentrowało się życie, dwóch pokoi – jednego sypialnianego,
drugiego na kształt salonu. Jedyną wadą był brak łazienki, a ubikacja była
zwykle na półpiętrze i przypadała na dwa mieszkania. Mimo tych warunków ludziom
żyło się tu całkiem dobrze aż do wybuchu I wojny światowej. Wówczas mieszkańcy
odczuwali dotkliwy brak żywności. Zdrowych mężczyzn wysyłano na front, więc nie
było komu wydobywać węgla. Kopalnia zatrudniała więc kobiety i młodych chłopców
od 14 roku życia a także jeńców wojennych. Po zakończeniu działań wojennych na
Nikiszowcu wybuchła epidemia tyfusu.
A potem
wcale nie było lepiej. Przyszło I Powstanie Śląskie(16 -26 sierpnia 1919r.). Po
wojnie większość mieszkańców liczyła na przyłączenie Górnego Śląska do Polski.
Zaczęły się strajki. Doszło do masakry robotników w kopalni, część Ślązaków
chwyciła za broń. Rząd powstania nie poparł, więc ono upadło. Powstańcy
uciekali przed represjami w głąb kraju. Potem było II Powstanie Śląskie(19/20 –
25 sierpnia 1920r.). Celem jego było usunięcie niemieckich organów
bezpieczeństwa i wprowadzenie mieszanej polsko-niemieckiej policji. I choć rząd
w Warszawie nie poparł powstania, bo był zaangażowany w bitwę warszawską,
postulaty udało się wywalczyć. I wreszcie wybuchło III Powstanie Śląskie (2/3
maja – 5 lipca 1921r.). To była już walka o przyłączenie Górnego Śląska do
Polski. A miała ona związek z fałszywymi wynikami plebiscytu, w którym podano,
że większość Ślązaków chciała być przyłączona do Niemiec. Górny Śląsk miał być
podzielony a ludność obawiała się ponownego terroru niemieckiego. W efekcie
odnotowano rozejm, w wyniku którego Polska otrzymała większość obszaru spornego,
a ponad 60% ludności opowiedziało się za polskojęzycznym pochodzeniem. Również
i od tego powstania odciął się rząd.
Kolejne lata
to strajki górników, którzy domagali się zaprzestania redukcji stanowisk pracy
oraz zmniejszania im pensji. O wydarzeniach sprzed II wojny światowej
opowiadają dwa znane filmy Kazimierza Kutza – „Sól ziemi czarnej” oraz „Perła w
koronie”. Oba nagrywane w magicznych plenerach Nikiszowca.
W czasie II
wojny światowej całe osiedle zajęli Niemcy, wiadomo jak się wtedy żyło. Niemcy
zdejmowali wszystkie polskie symbole. Przeprowadzili też akcję spisu ludności,
zwaną „palcówką”, gdzie zamiast zdjęcia w dowodzie był odcisk palca. W obawie
przed represjami, mieszkańcy podawali jako język ojczysty – język śląski,
wskutek czego byli wciągani na volkslistę. Masowo wcielano też Ślązaków do
Wermachtu. Znów brakowało rąk do pracy w kopalniach. Powtórzyła się sytuacja, w
której pracującymi stały się kobiety, dzieci i wycieńczeni jeńcy. Po wojnie
przyszedł czas odbudowy całego kraju. Nikiszowiec nie ucierpiał w czasie wojny.
Dziś stanowi atrakcję turystyczną i jest wpisany na listę Pomników Historii.
Ale osiedle
to jest przede wszystkim domem dla wielu familii. Z pokolenia na pokolenie żyją
tu kolejni górnicy, ale też ci, którzy wolą zasiłki dla bezrobotnych. Jak wiele
innych miast, dzielnic czy osiedli, również Nikiszowiec boryka się z problemami
natury społecznej. Mówią, że to niebezpieczna dzielnica. Mnie na szczęście nie
stało się nic złego. Powiem więcej, jakieś bajtle, czyli dzieci, obsypały mnie
płatkami kwiatków, wprawiając mnie w osłupienie, a potem w radosny nastrój.
Wróćmy więc
do spaceru po Nikiszu. Swoją wędrówkę zaczynam od nikiszowieckiego rynku, czyli
od Placu Wyzwolenia. To centralny plac całego założenia urbanistycznego.
Powstał razem z budową całego osiedla. Skupiał wokół siebie budynki
użyteczności publicznej. Dziś przejeżdżają przez niego tylko autobusy. Ruch
kołowy jest wyłączony (no chyba, że jest się mieszkańcem), więc jest tylko możliwy „szłapcug”, czyli jak
żartobliwie określają na Śląsku – chodzenie pieszo.
Uskuteczniam "szłapcug" na Nikiszu. Tu na Placu Wyzwolenia na tle Urzędu Pocztowego. Z lewej strony budynek z dużymi oknami to dawny magiel
...znajdują się lokale użyteczności publicznej jak sklep, piekarnia i cukiernia a także Centrum Zimbardo - miejsce spotkań i edukacji młodzieży pod patronatem samego prof. Philipa Zimbardo, amerykańskiego psychologa światowej sławy
Mój wzrok
przyciąga od razu budynek dawnej gospody, dziś Urzędu Pocztowego. Jako jedyny
ozdobiony jest mozaiką w róże. Jest to motyw często powtarzany na wszelkich
ulotkach, biletach, reklamach Nikiszowca. Nic dziwnego, dekoracja budynku jest
bardzo ładna. I jedyna taka efektowna na tym osiedlu.
Urząd Pocztowy - widok spod kościoła św. Anny, z lewej strony widać budynek dawnego magla, obecnie Działu Etnologii Miasta
Niewątpliwie
największą budowlą, przy której zresztą wysiadłam jest Kościół św. Anny. To
spory, neobarokowy budynek również projektu panów Zillmannów. Powstał w miejscu
dawnej kotłowni w 1914r. Jego poświęcenie nastąpiło dopiero w 1927r., bowiem
budowę przerwał wybuch I wojny światowej. Sam kościół jest zbudowany na planie
krzyża.
Pod wielką na 25m kopułą wymalowane są postacie świętych i
błogosławionych. Po środku wisi wielki i zapewne ciężki, metalowy żyrandol.
W
nawach bocznych znajdują się ołtarze Matki Bożej i patronki górników św.
Barbary. Tu także można odnaleźć figurę św. Anny oraz relikwie świętej oraz
Ojca Pio.
Parafia posiada też organy, które powstały w 1927r. Ołtarz, który
można obejść dookoła, utrzymany jest w tonacji czarno-złotej.
Wychodzę
przed kościół. Jest upalnie. Straż pożarna ustawiła wodną kurtynę. Postanawiam
zagłębić się w uliczki górniczego osiedla.
Na pierwszy
rzut oka, każdy budynek jest taki sam. Każda ulica identyczna.
Tu można odnaleźć izolatory prądu, starego typu na wysięgnikach metalowych wraz z antycznymi już lampami ulicznymi
Ale to tylko
pozory. Tu wcale nie jest monotonnie. Jak się dobrze przyjrzeć, to każdy blok
ma inne dekoracje. Różnią się od siebie jakimś detalem architektonicznym.
Zadziwiają mnie czyste okna w budynkach. Obowiązkowo każde obramowane czerwonym
kolorem.
Ponieważ jest ciepło, sporo okien jest otwartych, a z nich dochodzą do
mnie kuchenne odgłosy: stukanie garnków, brzęczące sztućce. Mimowolnie
skojarzam świąteczny obiad typowo śląski: rolada z kluskami z dziurką oraz
modra kapusta. Moje ślinianki zaczynają działać, a przecież jeszcze nie ma pory
obiadowej.
Chodzę
między budynkami, przechodzę przez podwórka. Uśmiech z mojej facjaty nie znika.
Myślę sobie, że ja też wychowywałam się na takim osiedlu. Tylko było mniej
zabytkowe. Gdzie tam, wcale nie było zabytkowe, było niby nowoczesne. Czuję się dobrze wśród czerwonej cegły, gdzie
tradycja i historia idą razem pod rękę.
W pewnym
momencie wyłania mi się znajomy obrazek. Nad podwórkiem górują kominy Kopalni
„Giesche” obecnie „Wieczorek”. Ja też z okien widzę kominy tyle, że
Elektrociepłowni Siekierki. Znów widzę jakieś podobieństwo.
Widok na typowe podwórko nikiszowieckiego osiedla oraz kopalniane kominy z poddasza jednej z kamienic
Postanawiam tam
podejść. „Gruba” czyli kopalnia wydobywa węgiel kamienny. Powstała w 1826r. I
pracuje nieprzerwanie do dziś. Na listę zabytków wpisano szyb „Pułaski”, przy
którym stoję i czytam tablice informacyjne. Dołączono też nadszybie, a więc
budynek łączący szyb z innymi funkcjami, np. transportem ludzi lub urobku a
także wieżę szybową, czyli konstrukcję, na której umocowane są obracające się
koła kierownicze lin wyciągu szybowego. Na liście zabytków znalazły się też inne
pomieszczenia kopalni.
Atrakcją
turystyczną są, stojące przed kopalnią, dwa wagoniki kolejki wąskotorowej „Balkan”.
W 1914r koncern Georg von Giesches Erben (czyli inaczej „Spadkobiercy Georga
von Giesche”) dostali pozwolenie na połączenie prywatnej linii wąskotorowej z
ruchem osobowym. Kolejka służyła do przewozu pracowników kopalni Giesche,
mieszkających w Giszowcu. Ponieważ była bezpłatna służyła także mieszkańcom
innych dzielnic jak Nikiszowiec, Szopienice czy Janów. Nazwano ją żartobliwie
„Balkan” od uruchomionej w 1916r. linii ekspresowej łączącej Berlin z
Konstantynopolem. Kolejka miała się dobrze aż do 31 grudnia 1977 roku, kiedy to
odbył się jej ostatni kurs. Dziś odrestaurowane wagoniki są świadectwem
przeszłości.
Wracam na
Plac Wolności, przechodząc znów przez podwórka i ulice Nikiszowca.
Tu odwiedzę
jeszcze jedno miejsce, ale zanim je opiszę, najpierw zabiorę Cię Drogi Gościu
na chwilę do Giszowca, o którym wciąż wspominam. Ale to następnym wpisem.
Obiecuję, wrócimy jeszcze do robotniczego osiedla z czerwonej cegły. Zatem nie
odchodź daleko.
C.d.n.
Pamiętam Twój komentarz pod moim postem, że bardzo chciałaś odwiedzić to miejsce. Jak widzę, marzenie się spełniło. Bardzo obszerna relacja zawiera wiele faktów z historii osiedla jak i całego Górnego Śląska. Mam wrażenie, że wszędzie byłaś co najmniej dwa razy. Podziwiam zmysł obserwacji, sam się dowiedziałem kilku ciekawych rzeczy o tym osiedlu. Miło się z Tobą wędrowało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To się nazywa upór :) Albo konsekwencja :) Marzenia się czasem spełniają. Wrażenie bycia dwa razy w tym samym miejscu to zaleta tego osiedla. Niby wciąż to samo, a jednak inaczej. Bardzo sympatycznie spędziłam czas na Nikiszowcu, spacerując uliczkami, między podwórkami, wchodząc z jednej ulicy, wychodząc na innej. Sama świadomość, że chodzę wśród stu letnich budynków była niesamowita. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńCudna relacja. Przeczytałam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńZnam te miejsca, ale tylko pobieżnie. Pięknie to pokzałaś i opisałaś, szczerze podziwiam. :)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Dziękuję bardzo. Ja też znałam Nikiszowiec tylko ze zdjęć innych osób, ale to nie to samo, co przeżyć i zobaczyć to samemu. Miejsce wyjątkowe. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńZ wielkim zaciekawieniem obejrzałam tradycyjne śląskie miasto, budynki z czerwonej cegły, familoki. To miejsce leży dosyć daleko ode mnie i takie obrazki znane mi są jedynie z telewizji. Ciekawa wycieczka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Inko :) Nikiszowiec też znałam jedynie z filmów, zdjęć i opowiadań innych. Aż przyszedł taki moment, że chciałam się przekonać jak jest naprawdę. I oto efekt mojej wyprawy. Już dziś zapraszam Cię na część II, która ukaże się niebawem. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńDużo pięknych zdjęć! Właśnie uświadomiłam sobie że to tak blisko mnie a jeszcze tam nie byłam, pora to zmienić! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj :) Zawsze jest dobra pora na nadrobienie zaległości. A Nikiszowiec to urocze miejsce na np. niedzielny spacer. Albo osobną wycieczkę. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń