Chichot
losu,
czyli o tym
jak znaleźć
się
w czarnej
dziurze…
Rok temu świat mi zawirował. Życie ze stabilnej taśmy praca-dom, zerwało się niczym lina w górach pod ciężarem wspinacza. Albo gorzej: dyndało na linie jak na bungee. A ja, choć nie skakałam, czułam mdłości, strach i panikę co teraz ze sobą pocznę. Utrata pracy to zawsze przykra sprawa i ogromny stres, choćby się mówiło, że w zasadzie to dobrze, bo mnie zmotywuje do innych rzeczy itp, itd. Choć takie niespodzianki od losu już przerabiałam, teraz poczułam całkowitą niemoc. Choć wiedziałam co się szykuje i znałam karty w tym rozdaniu, to jednak do końca wierzyłam, że ta karta akurat odwróci się na moją korzyść. Niestety ostateczna decyzja spadła na mnie w pewien pochmurny dzień, podczas pobytu w Zakopanem. Wyszłam na mały spacer, bowiem wysoko nie sposób było pójść, od rana kapało z nieba z przerwami. I poczułam jak nogi się pode mną ugięły. Pomyślałam o tym, że oto właśnie znalazłam się w jednej, wielkiej, czarnej dziurze. To dlaczego mam nie iść do niej? O smutkach związanych z pracą, niczym Scarlett O'Hara, pomyślę jutro. Bo jutro też jest dzień.
Od swojej kwatery do Drogi pod Reglami mam bardzo blisko, toteż wyszłam na nią i skierowałam się ku Dolinie ku Dziurze. Tuż za mosteczkiem natknęłam się na miejsce pamięci o Bartusiu Obrochcie. Ten znany podhalański muzykant, zakochany w skrzypkach i muzyce spod smyczka wychodzącej, zmarł właśnie w tym miejscu w 1926 r. Urodził się w Zakopanem w 1850 r. Początkowo zajmował się kłusownictwem, by potem przejść na jaśniejszą stronę mocy i zostać przewodnikiem, strażnikiem i gazdą w schronisku w Starej Roztoce. Lecz to miłość do muzyki wiodła prym w jego życiu i z gęślikami w ręku zakończył swój żywot.
Chwilę przystanęłam przy Jezusku Frasobliwym. Moje myśli akurat kierowały się w stronę niepewnej przyszłości. Czy jak Bartusiowi Obrochcie przyszłość zarysuje się jaśniej? Los bywa przewrotny i to co mamy, możemy w sekundę stracić. Ale też i to, co początkowo wydaje się nam końcem świata, może być początkiem znacznie lepszego życia. Tam, gdzie ktoś postawił kropkę, ja dostawiłam kolejne dwie. Z takim rozważaniem spacerem poszłam dalej Drogą pod Reglami.
Sama Droga pod Reglami nazywa się Żelazną Drogą. Łączyła Kuźnice, gdzie znajdowały się hutnicze piece z Kościeliskiem. W XIX w. pozyskiwano z gór rudę żelaza. Tędy właśnie ją transportowano. O wydarzeniach tych przypomina mała tablica, którą wielu turystów pomija w czasie spacerów.
Spacerowym tempem podążałam w kierunku doliny. Od mojej lewej strony do moich nozdrzy dotarł dym, znak nieomylny, że w bacówce "robią" się oscypki.
Co chwila miałam szerokie okna na stoki Gubałówki. Po niebie przepływały obłoki niczym białe owieczki i te bardziej ciemne także. Z nich w każdej chwili mógł spaść deszcz. Owieczki pasące się na ziemi jakby nie dostrzegały tego zagrożenia.
Wkrótce dotarłam do Doliny Strążyskiej. Tu, jak zwykle masa ludzi. Tego dnia nie miałam ochoty na radosny gwar. Wolałam ciszę.
Po kilku minutach znalazłam się u wylotu Doliny ku Dziurze. Tym razem wiódł mnie szlak niebieski. Czy końcowa niebieska kropka znajduje się w dziurze, jak ja? Głupie myśli krążyły mi po głowie. Zaczęłam szybciej maszerować, może wysiłek fizyczny odgoni te przykre i natrętne myśli.
Wkroczyłam na szlak. Zeszły rok upłynął mi pod znakiem widoków wiatrołomów. Dużo ich było po dolinach. Cóż, taka kolej rzeczy.
Dolina ku Dziurze ma niecałe dwa kilometry, których zupełnie w nogach nie czułam. Nadaje się na spacery rodzinne, z małymi dziećmi, dla których osławiona dziura jest atrakcją. Wszak nigdy nie wiadomo, jakie skarby w sobie kryje. Ponoć sam "ostatni zbójnik tatrzański" - Wojciech Mateja, ukrywał w niej zrabowane kosztowności.
Droga ku jaskini prowadzi dnem doliny, lekko pod górę. Przecina też Potok ku Dziurze. W takie deszczowe okresy, jak tego właśnie dnia, bywa śliska i trzeba uważać pod nogi.
Wreszcie dotarłam do miejsca,w którym pośród drzew majaczył zarys jaskini. Jeszcze czekało mnie kilka metrów pod górkę i już stałam przed jej wejściem.
Zajrzałam też do środka. Tam towarzyszyło mi dziwne odczucie, które nakazało odwrót. Eksploracja jaskiń to chyba nie jest to, co lubię najbardziej, choć przyznaję, że czasem lubię do jakiejś zajrzeć. Ot, z ciekawości. Może też dzień nie był najlepszym do odczuwania czegokolwiek.
Po wyjściu z jaskini, chwilkę postałam i popatrzyłam na szlak z góry. Stąd droga jest jedna. Wraca się tą samą trasą, którą się przyszło.
Deszczyk nieśmiało zaczął padać. Zmieszał się z łykanymi łzami. Jaki ten dzień był nieznośny od tego niedawnego telefonu. Było mi wszystko jedno czy zmoknę, czy też nie.
Wreszcie dotarłam do wylotu doliny. Znów byłam na Drodze pod Reglami. I przecież miałam o wszystkim pomyśleć jutro... Ale jutro przyniosło inną trasę i inne przeżycia. Już znacznie weselsze. Bo przecież byłam w moich ukochanych górach. Co tam, że zostaję bez pracy. Teraz mam wakacje i zamierzam je spędzić z uśmiechem na ustach. Z takimi rozmyślaniami wróciłam do pokoju.
Od tamtych wydarzeń minął rok. Mam już nową pracę, poznałam nowych ludzi, mam nowe obowiązki i nowe wyzwania. Już nie jestem w czarnej dziurze. Świat znów nabrał kolorów i nie przypomina dyndającej liny, powodującej zawroty głowy. Teraz jest dobrze. Dostawione kropki dały początek czemuś nowemu, otworzeniu się na to i mam nadzieję, że na lepsze. Jeśli więc, i Tobie wydaje się, że świat jest do d...ziury, to wiedz, że za moment zaświeci słońce. Czego życzę wszystkim w te szare, jesienne wieczory.
Koniec
Cieszę się, że Ci się ułożyło. to bardzo ważne, by w momentach zwątpienia znaleźć siłę na to, by móc stwierdzić, że na pewno będzie lepiej. :) A sam szlak jest iście spacerowy.
OdpowiedzUsuńWiesz, czasem zwątpienie jest tak duże, że nie masz siły na nic. Ale dobrze, że są wokół ludzie, którzy nie pozwolili mi na rozczulanie się nad sobą. Dali wsparcie. Siłę dały mi wtedy także góry. Ukoiły i nie dały mi poddać się. I teraz jest już dobrze i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej :) Uściski :)
UsuńOptymistyczny post. Zawsze trzeba wierzyć, że jutro będzie lepiej. Jednak tego czasu niepewności i udręki lepiej nie przeżywać. Cieszę się, że teraz możesz raźniej już patrzeć w przyszłość. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Tak pomyślałam, żeby pokazać, że nawet tak pozytywnie do życia nastawiona osoba, jak ja, może mieć w życiu mniej przyjemne zdarzenia. Ale grunt, to mieć oparcie w kimś lub czymś, żeby nie zwariować. Dobrego weekendu :)
UsuńDolina ku Dziurze to rzeczywiście dobre miejsce na spacer.
OdpowiedzUsuńA i dobrze, że wszystko u Ciebie się ułożyło, to najważniejsze :)
Przyszedł spokój, którego tak bardzo potrzebowałam. A dzięki górom miałam też możliwość zdystansowania się do sprawy i wyciszenia zanim wróciłam, by się z nią zmierzyć.
UsuńA malutkie dolinki są dobre na takie mało wyraźne dni :) Dobrego odpoczynku w weekend :)
Witaj
OdpowiedzUsuńNajlepiej zachować w takiej sytuacji pozytywne myślenie - mianowicie mieć chęć robić w życiu coś nowego. Najważniejsze że góry zadziałały pozytywnie.
Pozdrawiam Cię Dusiu i życzę jak najmniej stresujących sytuacji w przyszłości. :)
Mam to szczęście, że obok były i góry i ludzie, którzy wspaniale mnie wspierali w trudnym momencie. I dzięki temu teraz mogę znów cieszyć się małymi rzeczami. Tobie, a także wszystkim życzę by tego stresu było malutko w naszych codziennych działaniach. A jeśli już się pojawi, niech będzie motywującym. Miłego tygodnia :)
UsuńDla mnie, jako miłośnika astronomii czarna dziura to osobliwość. Istnieje takie pojęcie, jak horyzont zdarzeń. Przekroczyłaś ten punkt i ogarnęła Cię nowa rzeczywistość. Wszystko jest nowe, nieznane. Ktoś tym wszystkim kieruje. Nie ma przypadku. Stratę odczuwamy znacznie boleśniej od zysku. Czy warto się przywiązywać /ludzie, miejsca, rodzina/. Traktuję życie, jak przechodzień. Jest mi znacznie lżej. Wszyscy się kiedyś rozstaniemy. Ty sama możesz sobie pomóc. Spójrz w niebo i uśmiechnij się. Tam jest Twój Dom. Szuwarek wie, co mówi. Praca nad sobą - to jest Praca! Brak miejsca, kończę. Pozdrawiam ciepło. Szuwarek wiślany /z małych liter, bo to szuwarek/. Amen.
OdpowiedzUsuńA ja jestem z tych, co się przywiązują. Mam uczucia. I dobrze mi z tym. Prawdą jest, że praca nad sobą jest ciężką pracą i nie zawsze to wychodzi w dobrą stronę. Ja nieustanie nad sobą pracuję,by innym ze mną było dobrze. Serdeczności :)
UsuńTo był tłusty robal. Przynęta. Upokorzyłem siebie na maksa. Ja i przechodzień... Mocne. Przy mojej wrażliwości i empatii to jest wręcz niemożliwe. Ponoć jestem człowiekiem wielkiego serca. Ja nie wiem. To kardiochirurg może zmierzyć moje serce. Doprecyzuję tę wypowiedź dotyczącą przywiązania. Chodzi o przesadę. Odczekałem kilka dni, by opadły emocje. Teraz jest w porządku. To, co Ty uczyniłaś dowodzi cnoty męstwa. Po owocach ich poznacie. W życiu piękne są tylko chwile../piosenka/. Ja natomiast, staram się doszukiwać pierwotnego dobra w drugim człowieku. Nie dałem wiary Twoim dwukrotnym wypowiedziom. Wyjątek potwierdza regułę. Też to odrzuciłem. Już taki jestem "zimny drań".. piosenka. Powiem, jak król Julian z Madagaskaru: Jestem genialny. Dochodzę do końca wiersza i pojawia się wolne miejsce. Człowieki tego nie znają. Jestem Wielki, bardzo Wielki. Masz u mnie duży plus za opanowanie złych emocji. Być miłym dla miłych? Nic trudnego. Kończę , bo długie mowy nie są wolne od wad. Pycha wyłazi spod pachy i pyskuje. Podobno umiera, jako ostatnia. Kilka godzin po śmierci człowieka. Nie wiem. Nie mam doświadczenia w tym temacie. Będzie wesoło, oj będzie. Napiszę coś o świstakach. :) :) :) To tyle. Serdeczności :) :) !
UsuńDzięki. Dużo powiedziałaś. Jestem zapalonym wędkarzem. Rzuciłem przynętę. Nastąpiło branie. Coraz lepiej Ciebie poznaję. Jest dobrze. Fajnie to ujęłaś. Nic więcej nie powiem. Uśmiecham się do Ciebie. Szuwarek wiślany.
OdpowiedzUsuń