Gdzie
stykają się trzy morza,
czyli
mój drugi dzień
w Masywie
Śnieżnika
Mój
tegoroczny urlop, który wymyśliłam sobie w Sudetach, jawił się jako pełen
słońca, fajnych tras i lekkości bytu motyla. Tyle teoria. Praktyka nieco
zweryfikowała moją fantazję, choć na brak słońca narzekać nie mogłam.
Pierwszego
dnia po przyjeździe do Międzygórza, gdzie miałam kwaterę, wybrałam się do Jaskini
Niedźwiedziej. Pierwszy dzień i od razu dałam sobie w kość. Teoretycznie następnego
dnia mogłabym siedzieć i odpoczywać, ale po co? Lepiej pobiec na szlak. No to
pobiegłam. Gdy powiedziałam mojemu gospodarzowi, gdzie zamierzam iść, spojrzał
na mnie i odrzekł – „ale to daleko”. Wiem, ale co mi tam, dzień długi przecież…
Swoją
wędrówkę zaczęłam w centrum Międzygórza, gdzie przy szlakowskazie obrałam ten
żółty na Trójmorski Wierch.
Po drodze żywej duszy, większość od razu biegnie na
Śnieżnik. Ja jednak wolałam zacząć od przyglądania się mu i najpierw wejść na
inne „pagórki”. Szłam przez las ostro pod górkę, potem wyszłam na polną drogę. Ciszę
przerywały mi tylko ptaki.
Na rozdrożu szlaków, przy kapliczce, zrobiłam sobie
przerwę na łyk herbaty i kawałek czekoladki. Nadmiar endorfin nigdy nie
zaszkodzi w takiej postaci. Chłonęłam odgłosy łąki, lasu i zagubionych pomiędzy
drzewami gospodarstw.
Po około dwóch
godzinach dotarłam do połączenia szlaków żółtego z niebieskim. Teraz szłam leśną
przesieką, całkowicie sama, gdzie owładnął mną spokój. Prawie jak w bajce. I tak znów do odłączenia szlaków.
Teraz
ponownie wkroczyłam na żółty szlak. Doszłam nim do Przełęczy Puchacza 1100 m
n.p.m. I tu zarządziłam sobie kolejną przerwę. Plecak spoczął pod wiatą, a ja
poszłam poczytać mapkę, szlakowskaz i rozejrzeć się po okolicy. Chwilę
przysiadłam i zjadłam kanapkę. Jakże wspaniale smakuje zwykła, sucha kanapka w
takich okolicznościach przyrody!
Gdy usłyszałam odgłosy jakiejś większej rodziny,
zbliżającej się do przełęczy, postanowiłam ruszyć dalej. Nie czułam zmęczenia,
nie śpieszyłam się. Powoli wkroczyłam na czerwony szlak, połączony z zielonym. Tu,
wąską, kamienistą ścieżką szłam granią. Przeszłam
wzniesienie Puchacz 1190 m n.p.m. praktycznie tego nie czując.
Szlak wiedzie granicą państwa. Na słupkach granicznych widoczne są dwie literki: czarna C oznacza oczywiście Czechy, a zamalowana S, oznacza dawne oznakowanie granicy z Czechosłowacją, która w 1993 r. rozpadła się na dwa państwa
I nagle moim
oczom ukazała się wieża. Wyrosła przede mną, jak spod ziemi. Czy to piękny obiekt?
Polemizowałabym. Ale na pewno, dzięki niej, można obejrzeć okolice z góry. I
tak zamierzałam zrobić.
Podeszłam pod
drewnianą konstrukcję. Teraz byłam pewna, że jestem u celu, czyli na
Trójmorskim Wierchu (1145 m n.p.m.)
Trójmorski Wierch nosił dawniej nazwę Klepacz, z języka czeskiego Klepáč. Nawiązywała ona do gnejsowych głazów, które pod wpływem powietrza lub nadepnięcia na nie, wydawały charakterystyczne odgłosy, jakby "kłapały". Nazwę Trójmorski Wierch wprowadził w 1946 r. Mieczysław Orłowicz
Trójmorski Wierch
nie jest jakimś wybitnym szczytem, nie zniewala z nóg ani wysokością, ani tym
bardziej widokami, które przesłania roślinność. Te, można dopiero podziwiać,
wdrapując się na wieżę.
Ale szczyt ten jest szczególny pod innym względem. To coś,
czego tak naprawdę nie widać. To zlewisko trzech mórz: Bałtyckiego, Czarnego i
Północnego. Brzmi niewiarygodnie, ale właśnie tu stykają się wody trzech
wielkich akwenów. Na zboczach Trójmorskiego Wierchu ma swoje źródła Nysa
Kłodzka, będąca zlewiskiem Morza Bałtyckiego, Liptovský Potok, który jest zlewiskiem Morza Północnego oraz Dolina
Morawy z rzeką Morawa, która z kolei jest zlewiskiem Morza Czarnego.
Trójmorski
Wierch jest jednym z sześciu miejsc w Europie i jedynym w Polsce, gdzie zlewiska
się łączą. I chociażby dla tego powodu, warto wybrać się na ten szczyt.
Pod wieżą
zebrało się kilka osób, każdy w ciszy siedział sobie na kamieniach i
kontemplował przyrodę. Postanowiłam zostawić plecak na dole i wejść na wieżę.
Drewniane schody skrzypiały, gdy wchodziłam na kolejne jej piętro. Wieża
została zbudowana w 2009 r. a już rok później oddana do użytku dla turystów.
Jej wysokość mierzy sobie 25 metrów, a sama konstrukcja pełni też funkcję przeciwpożarową.
Widoki z wieży
to 360° panorama. Z jednej
strony mamy Kotlinę Kłodzką i wzgórza Gór Bystrzyckich. Z drugiej widok na Králický Snéžník ze słynną wieżą Ścieżki w
Obłokach. Z kolejnej widzimy Śnieżnik a po przeciwnej stronie Dolną Morawę. I w
sumie z każdej strony można stać i podziwiać widoki, a te nie wiem sama, które
zaliczyć do najładniejszych.
Na wieży
nieco wiało, więc zeszłam na dół. Chwilę posiedziałam na dole, zjadłam kawałek
czekoladki i postanowiłam zejść w kierunku Jasienia (936 m n.p.m.) Pomyślałam,
że skoro jestem tak blisko to podejdę do źródeł Nysy Kłodzkiej. I na myśleniu
się skończyło. Kiedy zaczęłam schodzić kawałek w dół, dotarło do mnie, że będę
musiała znów wchodzić ostro pod górę tą samą trasą. A jeśli dodać do tego
zmęczenie z poprzedniego dnia i powrót na kwaterę, to szczerze zaczęłam wątpić,
czy dam radę dojść na dwóch nogach. A ponieważ opcja z przejściem na czworaka
nie wchodziła w rachubę, popatrzyłam tylko w stronę Jasienia i cofnęłam się znów pod wieżę.
Stąd znów
ruszyłam tą samą drogą na Przełęcz Puchacza. Trochę ludzi już tu siedziało.
Usiadłam i ja na murku, by napić się herbaty i zjeść kolejną kanapkę. I nie
wiadomo skąd, pojawiły się mrówki. No nie… to była moja miejscówka!
Chcąc, nie
chcąc, podniosłam się, otrzepałam plecak i obrałam tym razem szlak zielony,
który wyprowadził mnie prosto na Mały Śnieżnik (1337 m n.p.m.). Przyznam
szczerze, że nie był to lajtowy spacerek. Wspinałam się ostro pod górę i coraz
bardziej czułam zmęczenie.
W drodze na Mały Śnieżnik - skała, która mogłaby zagrać z powodzeniem w najnowszej produkcji "Króla Lwa" :)
A kiedy już byłam na wypłaszczeniu, czyli
teoretycznie na szczycie, nadeszło małe rozczarowanie. Nigdzie nie zobaczyłam
żadnej tabliczki z nazwą. A podobno była gdzieś przybita do drzewa. Tylko ja
takowej nie znalazłam w zasięgu wzroku. I tylko świadomość, że nie podchodziłam
wyżej, bo się nie da oraz ludzie siedzący na skałach, upewnili mnie w przekonaniu,
że jestem na samej górze. A to mnie wymęczył dziad jeden! Wejście przypłaciłam
lekką zadyszką.
Odpoczęłam
nieco na skałach, zrobiłam kilka zdjęć i już maszerowałam na Halę pod
Śnieżnikiem. Stąd miałam już około pół godziny drogi. Nogi jednak zaczęły mi
ciążyć, jakby ktoś wsadził tam kamienie. Postanowiłam więc, odpocząć troszkę na
Hali. Ułożyłam się na ławie pod wiatą i na wpół siedząc, na wpół leżąc, łapałam
chwile zadumy.
Hala Pod Śnieżnikiem i schronisko PTTK na Śnieżniku, w tle Czarna Góra, z lewej Średniak 1210 m n.p.m.
Po paru
minutach zebrałam się i podążałam do Międzygórza znanym mi już czerwonym
szlakiem. Po drodze zjadłam obiad w restauracji i poszłam na kwaterę. Mimo małego
zmęczenia miałam dobry nastrój. Pogoda mi dopisała, a ja zatoczyłam pętelkę po
okolicy. Następnego dnia prognozy pogody zapowiadały się całkiem niezłe, więc
zaplanowałam kolejny wielki trip. Ale o nim kiedy indziej.
Hej!
Dziękuję ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna trasa, chociaż wymagająca. Kiedyś bardzo chciałem zaliczyć Trójmorski Wierch, głownie z powodu tego trójpodziału na trzy morza. Fascynowało mnie to miejsce. Teraz już wiem, jak wygląda. Świetne zdjęcia, przypomniałem sobie też, jak wygląda Králický Snéžník, który kiedyś zaliczyłem.
OdpowiedzUsuńMiłego dalszego wędrowania, serdecznie pozdrawiam :)
Rzeczywiście, wejście na niego jest nieco mozolne, ale chyba bardziej strome od strony Jasienia. W sumie, gdyby nie wieża, to widoki byłyby średnie. Ale spacer przedni. Podejście na Mały Śnieżnik mnie zmęczyło. Ale co tu się dziwić, to góry są ;) Pozdrawiam z nizin, choć przebieram nóżkami na zbliżającą się sobotę, bo jest szansa na kolejną górkę :)
UsuńNo powiem Ci że robi wrażenie! Przyglądnąłem się opisanej trasie na mapie i faktycznie solidne pętlisko! A co widoków!!! Brawa!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Nóżki troszku bolały... Dałam czadu dzień później, ale o tym cicho sza! :) A Trójmorski Wierch jako cel na spacer jest fajny, tyle, że mało widokowy. Dużo robi tam wieża, bo z niej widać sporo. Wiało na niej, ale nie odmówiłam sobie wdrapania się na nią. Pozdrawiam :)
UsuńGratuluję super wyprawy. Takiej trasy nie przeszedłem, ale świetna pętla :) Mam nadzieję, że na Trójmorski Wierch jeszcze wejdę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :) Jesteś Wielka!!!
Dzięki Kris! Mam całe 157 cm wzrostu, ale dałam radę ;) Polecam Trójmorski Wierch na spacerek. Stromo jest od strony Jasienia, ale też da się przeżyć. Ten szlak, którym ja wchodziłam jest długi i mozolny, ale wysokość nabiera się stopniowo, więc traktuję to jako spacer. Dobrej pogody podczas wyjścia! Pozdrawiam cieplutko! :)
Usuńuwielbiam takie górskie klimaty :)
OdpowiedzUsuńWitaj ☺️ W takim razie zostań na blogu i czytaj do woli. Pozdrawiam serdecznie ☺️
Usuń