O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

niedziela, 16 sierpnia 2020

Beskid Sądecki - Jaworzyna Krynicka


Nie na wszystkie szczyty kolejką…
 nawet jak jest!
Czyli o tym, gdzie spółka Duśka i Tuśka
buszowała na przełomie czerwca i lipca 2020r.

Ten rok jest wyjątkowy pod względem wariactwa w planowaniu urlopów. Plany były, owszem, ale ktoś postanowił popsuć świat i co chwila trzeba było weryfikować i zmieniać te plany. Koronawirus chyba zdecydowanie stał się znienawidzonym słowem dla wielu osób, działających nie tylko w branży turystycznej. Mimo tego, udało się wyskoczyć na tydzień w Beskid Sądecki, co cieszyło mnie ogromnie. Wybór padł na Krynicę Zdrój, a w wyjeździe towarzyszyła mi moja Siostrzenica Marta.
Kupić bilety, zaplanować trasy, nawet przetrwać czas oczekiwania na wyjazd… Wszystko to jest mało ważne, jak już dojeżdżasz na miejsce i okazuje się, że poprzedni cały tydzień lał deszcz, najbliższe dni mogą być różne pogodowo a na dokładkę pod oknem kładą ci nowe wodociągi…. Wymarzony urlop, nie ma co!
Kiedy więc, pojawiła się nadzieja, na dzień pogodny i suchy, wyruszyłyśmy na górską wędrówkę. Nasz wybór padł na Jaworzynę Krynicką (1114 m n.p.m.). Ale dodam, że oczywiście na piechotkę a nie w wygodnej kolejce. Obrałyśmy szlak czerwony, który początkowo wiódł nas po drodze wyłożonej płytami, wijącej się wśród prywatnych domów. Potem weszłyśmy już w leśne ścieżki. 



Cerkiew p.w. Św. Równego Apostołom Księcia Włodzimierza Wielkiego



Początek szlaku czerwonego poza zabudowaniami



Góry Leluchowskie


Chwilami było ostro pod górę, a chwilami błotniście. W pewnym czasie szlak się nieco gubił, nie było szlakowskazu w miejscu, gdzie drogi się rozwidlały. Udało się jednak odnaleźć właściwy szlak i mogłyśmy kontynuować wędrówkę.


Podłoże nieco błotniste...



Małe okienko po trasie



Ambona myśliwska, która mam nadzieję, służy jedynie do obserwacji zwierząt



Widok na Polanę Zwór i jeden z wyciągów na Jaworzynę



Beskid Niski



Wyciąg Kolei Gondolowej na Jaworzynę Krynicką



Beskid Niski i z lewej szczyt Busov



W stronę Beskidu Niskiego, stoki Krzyżowej na wprost



Widok na Góry Leluchowskie



Beskid Niski i Góry Leluchowskie Foto: Marta



Beskid Sądecki nadaje się na tapetę komputera ;)



Na przełaj pod wyciągiem ;)



Spółka Duśka i Tuśka w Beskidzie Sądeckim


W pewnym momencie połączyły się nam szlaki czerwony z zielonym. Po kilku krokach, wyłoniła się nam mała atrakcja na szlaku, w postaci Diabelskiego Kamienia. Jest to pomnik przyrody nieożywionej, ostaniec w kształcie dużego grzyba o wysokości ok. 5m, będący wynikiem erozji różnego typu.


Szlakowskaz - jeszcze tylko godzinka i jesteśmy na szczycie ;)



Diabelski Kamień


A z takim miejscem muszą się kojarzyć legendy. Mieszkańcy Krynicy mówią o dwóch. Pierwsza jest krótka i mówi o tym, że kamień upuścił w tym miejscu diabeł , który niósł go, by zniszczyć życiodajne zdroje krynickie. Ale wówczas w Krynicy zapiał kogut i diabeł wystraszywszy się, kamień upuścił. Druga legenda w zasadzie jest bardziej rozbudowana, ale przez to bardziej romantyczna. Mówi o tym, że pewien rycerz z pobliskiej Muszyny zakochał się w ubogiej pasterce. Ponieważ była ona niskiego stanu, ojciec rycerza nie wyraził zgody na ślub zakochanych. By ich rozdzielić, posłał syna na wojnę. Ten jednak nie odniósł żadnych ran i powrócił w rodzinne strony. Jednak na Górze Parkowej napadli go zbóje i ciężko ranili. W takim stanie odnalazła go pasterka, pasąca niedaleko owce. Rozpoznała w rycerzu swego ukochanego, klęknęła i zaczęła się modlić do Matki Bożej, prosząc o uratowanie rycerza. Źródło, które wypłynęło spod stóp Matki Bożej miało cudowną moc i po obmyciu młodzieniec ozdrowiał. Usłyszawszy o cudownym ocaleniu syna, ojciec w końcu zgodził się na ślub, po czym zakochani żyli długi i szczęśliwie. Ale piekielne moce, kiedy dowiedziały się o istnieniu cudownego źródła, postanowiły go zniszczyć. W tym celu diabeł porwał wielki kamień z Tatr i niósł go, aby zrzucić na źródło. I kiedy był już nad stokami Jaworzyny, zapiał kur i diabeł upuścił kamień. Tkwi on tam po dzień dzisiejszy.
I spółka Duśka i Tuśka go podziwiały, będąc o jakąś godzinę od pierwszego celu swej wędrówki.


No taki był malowniczy, że nie mogłam się oprzeć, by go uwiecznić



Droga od Diabelskiego Kamienia w kierunku Jaworzyny


A potem było już tylko pod górkę, dość ostro i błotniście chwilami i wnet wyszłyśmy na drogę prowadzącą na kopułę Jaworzyny Krynickiej, gdzie zlokalizowana jest górna stacja kolejki.
Jaworzyna Krynicka ma 1114 m n.p.m. Położona jest w Beskidzie Sądeckim. Jest najwyższym szczytem w Paśmie Jaworzyny.


Górna Stacja Kolejki Gondolowej na Jaworzynie Krynickiej



Na Jaworzynie niedźwiedzie jakieś takie oswojone :)



 I jeszcze godzinka i będzie Runek



Tablica informacyjna


Z Doliny Czarnego Potoku na szczyt kursuje kolej gondolowa. Dlatego, w sezonie jest to wierzchołek gęsto zaludniony, bo też stanowi dobry punkt widokowy. Zimą odwiedzają ją liczni narciarze, bowiem istnieje tu sporo tras zjazdowych, obsługiwanych przez kilka wyciągów. Na samym szczycie Jaworzyny znajduje się maszt radiowo-telewizyjny oraz kilka punktów gastronomicznych. I my także usiadłyśmy, by zjeść jakieś lody i chwilkę odpocząć.


Maszt i punkty hotelarsko-gastronomiczne na kopule szczytowej Jaworzyny Krynickiej



W jednej z karczm na szczycie ziemniaczki już się grzały...



Baranek :)



Kącik z trunkami góralskimi ;)



Mamo mówię Ci, ciotka zagnała mnie na 1114 m n.p.m.! Ale lody da... :) :) :)


Z tarasu jednej z karczm, rozciągał się przepiękny widok na Góry Leluchowskie i Beskid Niski. Podziwiałyśmy go zauroczone. Pogoda była wymarzona.


Od lewej Beskid Niski, z prawej Góry Leluchowskie



Lackowa i Busov wyróżniają się na horyzoncie, w dole Krynica



Z prawej strony Góry Czerchowskie, leżące już na Słowacji



Chwila relaksu na tarasie karczmy



 :) 



Tuśka zapatrzona w góry



Duśka też zapatrzona :)


Wreszcie zebrałyśmy się dalej i czerwonym szlakiem poszłyśmy w kierunku góry o wdzięcznej nazwie Runek. Po drodze sporo błota, deszcze odcisnęły tu swoje piętno. Stoki Jaworzyny są w głównej mierze zalesione, więc i widoków tu brak. Godzinę później stałyśmy już na Runku (1079 m n.p.m.). 


W drodze na Runek



Rozdroże pod Jaworzyną Krynicką



Na szlaku



Runek 1079 m n.p.m.



Drugi zachwyt tego dnia - widać Tatry!



Na Runku



I gdzie ja doszłam...??? Acha, na Runek ;)


Tu obrałyśmy już niebieski szlak, prosto do schroniska. Po mniej więcej 40 minutach dotarłyśmy do Bacówki PTTK nad Wierchomlą. Powitały nas cisza i spokój. Tylko kilkoro ludzi odpoczywało przed budynkiem i zaledwie kilka osób wewnątrz schroniska. Postanowiłyśmy zjeść tu naleśniki. Ale tych nie było, więc na stół wjechały pierogi z jagodami. Pałaszowanie ich poszło nam gładko 😉


Błotko... Tego tygryski zdecydowanie nie znoszą na szlaku



Niektóre drzewa przybierają malownicze kształty



Szlak niebieski do Bacówki nad Wierchomlą



Całkiem przyjemny fragment szlaku, sucho i jasno



Widok dodający skrzydeł ;)



Polana przy Lesie Runek



Boże Narodzenie na szlaku trwa cały rok. Kto powiedział, że uboga stajenka nie może być w pniu drzewa?



Bacówka nad Wierchomlą



Jesteśmy u celu ;) 



Jakie miłe powitanie :)



Przy Bacówce jest Jurto Stan



Wejście do Jurto Stanu


A w nagrodę dostałyśmy jeden z najładniejszych widoków tych terenów – widok na Tatry! Serce mocniej zabiło, ciepełko się w nim rozlało… Oczywiście sesja zdjęciowa być musiała.


Panorama Tatr spod Bacówki nad Wierchomlą



Widok spod schroniska Bacówka nad Wierchomlą w kierunku Tatr



Nie muszę dodawać, że od razu buzia się rozpromieniła :)



Zdecydowanie ten widok wygrał dzisiejszy dzień...



Ach i och... Tatry z każdej strony są piękne



"Patrz Tuśka, tam są Tatry! Jak tak mówisz ciociu, to ja ci wierzę na słowo" - oto co usłyszałam na mój entuzjazm :) 

Po odpoczynku ruszyłyśmy w drogę powrotną obierając znów niebieski szlak na Runek i dalej kontynuowałyśmy go w kierunku Przysłopu (935 m n.p.m.). Byłam tak pochłonięta myślami, że dopiero Tuśka przywołała mnie do rzeczywistości, mówiąc: Ciociu, jesteśmy już na Przysłopie. Przeszłabym i go nawet nie zauważyła…


Gotowe na ponowne zdobycie Runka i dalszy ciąg niebieskiego szlaku



Niebieski szlak



I hop, już na Przysłopie 941 m n.p.m.


Idąc tak noga za nogą, przedzierając się przez błoto na szlaku i czując pomału nogi, doszłyśmy do górnej stacji wyciągu narciarskiego na Słotwinach. Obecnie jest to także atrakcyjne miejsce latem, ponieważ znajduje się tu Wieża Widokowa w Krynicy – Zdroju. My jednak nie miałyśmy już siły wdrapywać się na wieżę. Chciałyśmy już dojść na kwaterę i bachnąć się na łóżko. Ale przed nami był jeszcze kawał drogi. 


I po jakimś czasie mamy Bukowinki i stacje narciarskie Słotwiny



Ścieżka w Koronach Drzew



Atrakcja na następny raz ;)



Wieża widokowa na Słotwinach


Mimo, że szlak łączył się już z żółtym, a na Przełęczy Krzyżowej przecinał go szlak zielony, to my trzymałyśmy się wciąż niebieskiego.  Ostatnie kilka metrów przed zejściem do cywilizacji, to było bardzo strome zejście, gdzie bardzo mocno musiałyśmy uważać, żeby nie ześlizgnąć się na mokrym podłożu. Zmęczenie dawało się we znaki.


Stoki Jaworzyny Krynickiej z prawej strony i wzniesienia Popradzkiego Parku Krajobrazowego



Beskid Sądecki



Jaworzyna na koniec dnia


Koniec naszego szlaku nastąpił z chwilą zejścia do głównej ulicy miasta, gdzieś na wysokości słynnego pawia, a więc początku zabytkowej części Krynicy. Do przejścia został nam jeszcze kawałek główną ulicą, w kierunku kwatery. Tym samym zatoczyłyśmy pętlę, ponieważ minęłyśmy wejście na czerwony szlak, którym rano mozolnie wspinałyśmy się na Jaworzynę.
Dzień chylił się ku końcowi, a my zadowolone choć nieco wymięte wróciłyśmy odpocząć i snuć plany na kolejną wyrypkę. A to nie byle jaka miała być wyprawa. Ale o tym kiedy indziej… Zatem do zobaczenia!
Hej!