O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

poniedziałek, 11 lipca 2016

Kraina pachnąca lawendą

Prowansja w Polsce,
czyli dzień pachnący lawendą…


Arkady Fiedler pisał o Kanadzie pachnącej żywicą. Dziś ja opowiem Wam o krainie pachnącej lawendą. I wcale nie będzie to miejsce odległe. 
Każdemu lawenda kojarzy się raczej z polami w Prowansji. Długie, fioletowe zagony tej rośliny o wonnym, kojącym zapachu, pięknie wyglądają nie tylko na zdjęciach. Wielkie pola ścielące się na fioletowo robią wrażenie nawet na najbardziej znudzonych turystach.
Tak naprawdę lawenda przywędrowała do Francji z Anglii. Ale tam, w zimniejszym klimacie nie przyjęła się tak dobrze, jak w ciepłym, śródziemnomorskim. 




Pierwsze skojarzenie z Prowansją: zioła prowansalskie. Potem lawenda. A na koniec wystrój kuchni czy wręcz całego domu. No to skupmy się na tej lawendzie. Aby przyjrzeć się jak rośnie, pachnie i wygląda to fioletowe cudo, wstałam wcześnie rano i udałam się na Warmię.
Po drodze minęłam fioletowe pole. Ale to mała zmyłka. To nie lawenda. To miododajna roślina zwana facelią. Przyciąga pracowite pszczółki, toteż nie dziwi fakt stojących obok uli.



Hen, hen, pod lasem fioletowe pole to kwitnąca facelia



Facelia to roślina miododajna, więc ule w pobliżu nie dziwią


Można powiedzieć, że ciągła jazda nuży, więc zaszła potrzeba zatrzymania się w jedym z pobliskich zajazdów. Warto czasem rozprostowac nogi, napić się kawy czy herbaty, odetchnąć powietrzem i skorzystać z toalety, by znów wyruszyć w dalszą drogę.

Zajazd pod czujnym okiem Jagiełły i Juranda ze Spychowa :)

                     



Odpoczynek w miłych okolicznościach przyrody


Otoczenie zajazdu


Po wielu kilometrach, niezliczonych zakrętach, wąskich dróżkach Warmii, przybyłam do celu. Oto Nowe Kawkowo. Wieś w okolicach Olsztyna. To tu znajduje się Lawendowe Pole.
Miejsce to powstało z wielkiej pasji jednej, drobnej kobiety, Pani Joanny, która pewnego dnia poczuła w sobie odwagę i porzuciła pracę w zabieganej Warszawie, by stworzyć coś, o czym zawsze marzyła - miejsce, gdzie człowiek żyłby w zgodzie z naturą. I myślę, że jej się to w 100% udało. Wymagało to wielu wyrzeczeń, ciężkiej pracy, rzucanych kłód pod nogi i papierkowej nerwówki. Ale jest. Zatem witajcie w Lawendowym Muzeum Żywym im. Jacka Olędzkiego.




Jacek Olędzki (1933-2004) to był profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wybitny etnograf i antropolog, który także propagował życie w zgodzie z przyrodą, badał życie na wsi i kulturę ludową na polskiej wsi. Nadanie muzeum jego imieniem to taki hołd złożony temu człowiekowi.


Mapka sytuacyjna całego założenia Lawendowego Pola


Jeszcze podczas wjazdu na plantację lawendy nie mogłam oprzeć się robieniu zdjęć. Co prawda wyobrażałam sobie, że będą to mocno fioletowe poletka, a wśród nich białe żwirowe alejki. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że tak naprawdę lawenda ma tyle odmian! Od białych kwiatów po ciemną purpurę. A wszystko to zależne od sadzenia i gatunku.


Aksamit lawendy



Lawendowe Pole


Przechadzka między kępkami, które z daleka wyglądają tak akasamitnie, była bardzo przyjemna. Lawenda nie występuje w Polsce w stanie dzikim. Jest jednak rośliną, którą da się uprawiać, czego pola w Nowym Kawkowie są żywym dowodem.
















Lawenda, z łac. Lavandula, jest rośliną o szerokim zastosowaniu. Powszechnie znamy ją z doniczek, jako roślinkę ozdobną, oraz z suszonych kwiatków, które wsypujemy do płóciennych woreczków i zawieszamy w szafach, by odstraszyć mole oraz odświeżyć zapach ubrań. Jednak roślina ta, ma też inne zadania. Przede wszystkim działa kojąco na nasz system nerwowy, m.in. ułatwia zasypianie. Działa na układ trawienny, wspomaga żołądek i pracę jelit. W kosmetologii stosuje się ją do kremów, mydełek, a jej naturalny ekstrakt dorzuca się do perfum, szamponów i innych produktów. Również w kuchni daje się wykorzystać. Stosuje się ją do pieczenia chleba, ciast, ciasteczek, do herbatek i naparów. Jednym słowem - fioletowy lekarz i do tego smaczny i pachnący.
Po przyjeździe zostałam poczęstowana lawendową herbatką oraz jeszcze gorącym ciasteczkiem w formie serduszka. Serwowała je gospodyni i pomysłodawczyni Lawendowego Pola, Pani Joanna.


Moje lawendowe ciasteczko, jeszcze gorące i prawie wypita lawendowa herbatka, która bardziej przypominała mi orzeźwiający, choć słodki napój

Lawendowe Pole to nie tylko fioletowe kępki roślin. W swojej nazwie jest to muzem żywe, a więc życie tu kwitnie. Rozwija się ciągle, nie ma tu stałych wystaw, filcowych kapci i pań kustoszek. Są za to ludzie z pasją, którzy chętnie odpowiedzą na każde pytanie. Tu organizowane są różne warsztaty, od ścinania lawendy (koniecznie nożycami), przez układanie bukiecików i kompozycji, po warsztaty z dziedziny alchemii, a więc z produkcji własnych kremów i olejków.
A wszystko to dzieje się pod dachem łemkowskiej chyży, która została sprowadzona aż z Rymanowa w Beskidzie.


Łemkowska chyża...



... to jednocześnie Lawendowe Muzeum Żywe im. Jacka Olędzkiego


Był to dom do kupienia bez ziemi, do rozebrania i przeniesienia. I tak też się stało. Był to dom pochodzący z pogranicza, z bojkowskim, czterospadowym dachem oraz łemkowsko-polskim parterem. Nowi właściciele starali się wprowadzić niewiele zmian. Choć dawniej na jednym poziomie i pod jednym dachem ludzie żyli ze zwierzętami, dziś pomieszczenia te są zaadaptowane na potrzeby muzeum. Między innymi można tu zobaczyć film o Lawendowym Polu, o jego właścicielce, o marzeniach, pasji i ciężkiej pracy ponad siły. I jest to jednocześnie film dyplomowy młodego człowieka, Pana Michała Kupisza. Bardzo ciekawy i wciągający.







We wnętrzu znajduje się także biblioteczka











Choć na Warmii istniało inne budownictwo, zupełnie różniące się od łemkowskiego, to jest to pewne nawiązanie do Łemków, których w dużej ilości wysiedlono właśnie w okolice Olsztyna. Dziś Lawendowe Pole twierdzi, że "w pewnym sensie dom przywędrował za ludźmi". Piękny związek, choć sama Warmia to zupełnie osobna historia kulturowa. Ale dzięki Lawendowemu Muzeum Żywemu, będzie można poruszać się w obszarach "swój-obcy", "kultura-natura" czy "mieć czy być" (za informacją z muzeum). Jakże często sami zadajemy sobie takie pytania, zwłaszcza jeśli żyjemy nie w swoim kraju, miejscu urodzenia, wybieramy dobra cywilizacyjne, zapominając o naturalnym biegu rzeczy lub odwrotnie, rzucamy wszystko i wybieramy nową drogę, zgodnie z cyklem natury.
Tuż obok łemkowskiej chyży jest sklepik, gdzie można dokonać zakupu lawendowego miodu czy rękodzieła w postaci biżuterii. Troszkę zabrakło mi gadżetów typu świeczki, zakładki, podkładki czy nawet długopisy. Nie wiem, czy trafiłam na taki czas, gdzie w zasadzie nic nie było, czy jest tak zawsze, ale mam nadzieję, że jednak to pierwsze. Liczyłam na zakup lawendowych ciasteczek, niestety spróbowałam tylko jednego i natychmiast się one rozeszły w buźkach przybyłych do tego magicznego miejsca.










Nie ma się co denerwować, wszak lawenda koi nerwy. Działa relaksacyjnie a do tego jest taka ładna. Dlatego większość czasu spędziłam między kępkami fioletowej śliczności. I cieszyłam się jak dziecko.









Na polu co i rusz stoją tabliczki z prośbą o nie zrywanie lawendy. Wiecie jak to jest, nie ma alarmu, nikt nie widzi, to niektórzy próbują coś zerwać dla siebie. Ja swój bukiecik mam dzięki Pani Joasi, która spacerowała ze mną po polu. Jeśli ktoś poprosił, dostawał. Zamiast wyrywać roślinkę, ścina się ją nożycami i dostaje za zwykłe "dziękuję". 



















Tuż obok Lawendowego Pola znajduje się nowo powstały Tajemniczy Ogród, czyli Mini-Ogród Botaniczny Roślin Zapomnianych. Na razie jest w fazie zasiania, wzrastania i udoskonalania. Na chwilę obecną trzeba użyć swojej wyobraźni, żeby zobaczyć jak to będzie wyglądało za jakiś czas. Mnie osobiście spodobała się furtka do tego ogrodu: budki dla ptaszków wyglądają świetnie.


Mało prawdopodobne, że w tych budkach zamieszkają ptaki, ale pomysł bardzo ciekawy



Lawendowe Pole widziane z Tajemniczego Ogrodu



Jedna z roślinek, które można już zobaczyć. Tu szałwia lekarska



Niestety wszystkie drzewka głogu zostały zaatakowane przez (chyba?) szkodniki, których rozwój można było tu prześledzić od jajeczka aż po ruszające się larwy - widok mało ciekawy

Lawenda ma silną moc przyciągania. Po wyjściu z Tajemniczego Ogrodu, znów poszłam na pole lawendy. Tym razem na drugą stronę drogi. Tu było ciszej, bardziej romantycznie. Nie mogłam oprzeć się wąchaniu łodyszek z mojego bukieciku. Te pachniały najbardziej. Kwiaty dopiero w domu, jak troszkę podeschły. Teraz wiszą w kuchni i dają niesamowity zapach.














Właściciele dbają o atrakcje na Lawendowym Polu. Wymyślili lawendowy labirynt, w którym tylko pozornie człowiek zbliża się do środka. Za jakiś czas kępki będą bardziej rozrośnięte. Spacer między nimi to zabawa dla dużych i małych.


Labirynt z lawendy dobrze widoczny jest z pola po drugiej stronie drogi




Stojące ławeczki zachęcały do siadania i zwolnienia swego rytmu. Taki czas na chill out. Totalny reset duszy. No i ten kojący fioletowy kolor w różnych odcieniach...
















Każda przyjemność musi się kiedyś skończyć. Nadszedł czas pożegnania. Pani Joasia biegała co i rusz do nowo przybyłych, ale znalazła chwilkę by podejść i się pożegnać. To mega pozytywnie zakręcona osoba. Bardzo skromna, uśmiechnięta, przy czym pracowita kobieta. Lubię poznawać nowych ludzi, zwłaszcza jeśli mają pasję i tak pięknie o niej potrafią opowiedzieć. Pani Joanno, serdecznie Panią pozdrawiam.


Pożegnanie z Panią Joanną...



... pełne radości i wdzięku


Z Nowego Kawkowa wyjechałam z lawendą pod nosem. Krajobrazy po drodze urzekały. Podążałam już w inne miejsce. Równie spokojne i relaksowe. Tego właśnie mi było trzeba przed czekającym mnie remontem łazienki.


Przepiękne, pofalowane  krajobrazy Warmii, widziane znad pola kukurydzy



A może by tak pobuszować w kukurydzy?

Po drodze napotkałam piękne żółte dywany na polach. Pierwsze skojarzenie: rzepak. Przecież kwitnie na żółto. Kolejna zmyłka tego dnia. To łubin żółty. Stosowany jako pasza a także jako naturalny nawóz, bowiem zawiera w sobie azot. No i dodatkowo jest to także roślina miododajna.


Żółty dywan łubinu



Kwitnący łubin żółty


To tylko część spędzonego przeze mnie dnia na Warmii. Ale gdzie jeszcze mnie nogi zaniosły, opowiem kiedy indziej. Musicie mi wybaczyć, że czasowo kuleję. W chwili obecnej przechodzę ten nieszczęsny remont łazienki a za momencik wyjeżdżam na tydzień w Karkonosze. Zatem do zobaczenia za jakiś czas!

Koniec