Tatry... Moje miejsce na ziemi. Moja największa pasja.
Tu zwalniam, mogę spokojnie myśleć.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole.
A dlaczego chodzę po górach?
Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu... Bo góry są.
GDZIE
DIABEŁ NIE MOŻE,
TAM
DUŚKĘ POŚLE J
CZYLI O
ZDOBYCIU SZCZYTU NA „ER”
23.08.2013r
Budzik nastawiony na 4.00 dźwięczy mi
w uszach przeraźliwym dźwiękiem. Nawet Mysza patrzy na mnie zdziwiona, z
zaspanym pyszczkiem, bo przecież to ona ostatnio wstawała przed pobudką. Patrzę
za okno. Panuje ciemność. Ciepła kołderka zaprasza do pozostania pod nią przez
następne godziny. Ale nie tym razem.
Wyskakuję z łóżka i po szybkiej
toalecie, pakuję dodatkowe rzeczy do plecaka, włączając w to termos z ciepłą
herbatą. Mysza przeciąga się leniwie i wciąż patrzy na mnie zdziwiona. Wyraz
jej ślicznej mordki mówi wyraźnie: „całkiem oszalałaś, czy to tylko chwilowe?”
Przed 5.00 po cichutku zamykam drzwi
i wychodzę w ciemność. Przyświecam sobie drogę czołówką. Dookoła cisza. Powoli
też budzi się dzień. Z każdym krokiem ciemnica przechodzi w szarówkę.
O 5.00 czekam w umówionym miejscu na
Agę i Grzesia. Razem przemierzamy puste o tej porze Krupówki. To rzadka okazja,
by dostrzec ich urok, kiedy nie trzeba przedzierać się przez turystów różnej
maści.
Krupówki przed 6.00 rano...poezja :)
Dochodzimy do busików. W pierwszym już ktoś siedzi, więc i my pakujemy
się do niego. Teraz można jeszcze dospać J.
Koło 6.10 ruszamy w kierunku Palenicy Białczańskiej. Mimo wczesnej pory
mamy świetne humory.
Tablica początkowa przed wejściem na drogę
Po dotarciu do parkingu, ruszamy
asfaltową drogą nad Morskie Oko. Malownicza 9 km droga im. Oswalda Balzera. Nie
będę się nad nią rozwodzić, może kiedyś opiszę ją dokładnie, wybierając się
tylko na spacer. Tym razem czas się liczy, więc tylko kilka fotek po drodze.
No to w drogę
Martwy las. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Między chorymi drzewami widać dym unoszący się nad schroniskiem PTTK w Dolinie Roztoki im. W Pola. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Jeden zakręt... Foto: Agnieszka i Grzegorz
Potem drugi...Foto: Agnieszka i Grzegorz
Przy kolejnym zakręcie wyłania się moja ulubiona góra - Mnich. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Koło 8.00 z kawałkiem zbliżamy się do
schroniska nad Morskim Okiem. Mamy też
pierwsze widoki, otwiera nam się okno na Mięguszowieckie Szczyty. Lekkie, białe
chmurki otaczają je niczym wata.
Mięgusze na tle niebieściutkiego nieba z kilkoma chmurkami zwiastują dobry początek
Mięguszowieckie Szczyty
I już jesteśmy nad taflą Morskiego Oka – cel
wielu spacerów, gdzie padają coraz to nowsze „rekordy” bytności w górach.
Aga i Grześ nad Morskim Okiem
Ja i oświetlony Mnich. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Morskie Oko to największe jezioro w
Tatrach, położone na wysokości 1395m n. p. m. Jego wymiary to 34,93 ha
powierzchni, długości 862m, szerokości 568m a głębokości ok. 50m. Nazwa jeziora
pochodzi od niemieckiej nazwy – Meerauge, czyli morskie oko właśnie. Tak
nazywali jeziora w górach, niemieccy osadnicy ze Spiszu. Polscy górale zwali go
Białym Stawem. Choć zwykle tafla jeziora jest zielona J.
Morskie Oko - widok na Czarny Mięguszowiecki Szczyt (2410m n.p.m.), Pośredni Mięguszowiecki Szczyt (2393m n.p.m.), Mięguszowiecki Szczyt (2438m n.p.m.)
Morskie Oko - widok na Cubrynę (2376m n.p.m.), Hińczową Przełęcz (2328m n.p.m.), Zadniego Mnicha (2172m n.p.m.) i Mnicha (2067m n.p.m.)
Nie tylko my jesteśmy tego dnia
rannymi ptaszkami. O tak wczesnej porze jakaś młoda para robi sobie sesję
zdjęciową. Nic dziwnego, w końcu wokół panorama jest jedną z najpiękniejszych w
Tatrach.
Młoda Para nad Morskim Okiem. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Patrzymy w kierunku masywu Rysów.
Tonie on w mleku. Mamy nadzieję, że jednak te chmurki się przerzedzą.
Rysy w białej toni
Póki co
wchodzimy do schroniska nad Morskim Okiem, by posilić się ciepłą jajecznicą z
kiełbaską oraz herbatką z cytryną. Schronisko PTTK położone jest na wysokości
1405m n.p.m. i jest jednym z najstarszych schronisk tatrzańskich (choć
poprzednie dwa drewniane schroniska spłonęły). W 1805r Stanisław Staszic badał
jezioro i właśnie jego imieniem nazwano schronisko.
Pierwsze drewniane schroniska
Tablica poświęcona Profesorowi Oswaldowi Balzerowi
Budynek ten gościł wielu
wybitnych wspinaczy, twórców pogotowia tatrzańskiego, ludzi nauki, pisarzy,
poetów itp. Również zdobywca Mount Everestu – sir Edmund Hilary gościł w tych
progach w 2004r.
Pogotowie Tatrzańskie - dawniej wyróżniały ratowników opaski z niebieskim krzyżem na białym tle
Tablica upamiętniająca wizytę sir Edmunda Hillary'ego nad Morskim Okiem
W schronisku
panuje gwar. Kuchnia pracuje na pełen gwizdek, jajecznica i herbata są wydawane
niemal taśmowo. Za moment całe poranne towarzystwo ruszy na szlaki.
We wnętrzu schroniska
A stąd można iść w różne strony. My
obieramy szlak czerwony, prowadzący na najwyższy punkt Polski, czyli Rysy.
Morskie Oko
Najpierw jednak wędrujemy kamienną
ścieżką, okrążając Morskie Oko.
Kamienna ścieżka prowadzi wokół Morskiego Oka
Wzrok wciąż biegnie do ulubionej mojej góry –
Mnicha oraz do masywnych ścian Mięguszy. Od schroniska jakieś ok. 4h dzielą nas
od szczytu. Jeszcze nie wiemy, że droga nam się wydłuży z powodu pogody.
Na szlaku wokół Morskiego Oka. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Schronisko na tle Opalonych Wierchów
Coraz
bardziej oddalamy się od schroniska. Teraz góruje nad nim masyw Miedzianego i
Opalonych Wierchów. Bardzo ładnie z tej perspektywy prezentuje się ścieżka na
Szpiglasową Przełęcz, tzw. Ceprostrada.
Masyw Miedzianego i u jego stóp Morskie Oko z coraz mniejszym schroniskiem
Szlak czerwony nad Czarny Staw pod Rysami
Morskie Oko i dominujący z lewej masyw Miedzianego z widoczną Ceprostradą. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Na szlaku. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Po prawej stronie piętrzą się skalne
bloki Mięguszowieckiego Szczytu, w uszach szumi wodospad Czarnostawiańskiego
Potoku.
Mięgusze
Mnich - z tej perspektywy zupełnie do siebie niepodobny :) W tle tonie w chmurze Szpiglasowy Wierch 2172m n.p.m.
Skalne ściany Mięguszy i Cubryny
Czarnostawiański Potok, zwany Czarnostawiańską Siklawą
Żabia Lalka (1829m n.p.m.), z lewej jej strony Żabi Mnich (2146m n.p.m.) oraz Wyżni Żabi Szczyt (2259m n.p.m.)
Co chwila odwracam się i patrzę
na taflę Morskiego Oka. Wokół schroniska kłębi się już masa turystów, dla
których jezioro i schronisko jest celem samym w sobie.
Jeszcze raz tafla Morskiego Oka
Szlak pnie się stopniowo w górę
Jeszcze jeden schodek i jeden... Podążamy nad Czarny Staw. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Koło 10.00 przy schronisku kłębi się tłum turystów. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Jest już grubo po 10.00.
Wreszcie docieramy nad Czarny Staw pod Rysami. Pierwszy widok, który ukazuje
się nam, to czarny, spory krzyż, wykonany w Kuźnicach w 1836r.
Krzyż nad Czarnym Stawem
Jak nigdy, dziś
przypomina też tragiczną szkolną wycieczkę na Rysy, kiedy to zimą 2003r lawina
porwała tyskich licealistów. Z 13 osób, 8 zginęło. I jak dotąd był to najpoważniejszy
wypadek w Tatrach z udziałem lawiny. O tragedii tej opowiada film „Cisza”,
zrealizowany w ramach cyklu „Prawdziwe historie” (2010r)
Morskie Oko - widok spod krzyża nad Czarnym Stawem pod Rysami
Jesteśmy na wysokości 1580m n.p.m.
Postanawiamy chwilkę odpocząć na jednym z wielu głazów wokół Czarnego Stawu.
Szlakowskaz przy Czarnym Stawie
Sisters :) Foto: Agnieszka i Grzegorz
Grześ nad Czarnym Stawem
Ponad nami wznosi się skalne urwisko Kazalnicy Mięguszowskiej (wysokość ściany
to 576m). Z drugiej strony piętrzy się rodzina Żabich Szczytów.
Mięgusze widziane z nad Czarnego Stawu
Masyw Rysów widziany z nad Czarnego Stawu
Skały Mięguszowskich Szczytów
Prawie pionowa ściana Kazalnicy Mięguszowskiej (2159m n.p.m.)
Żabia Lalka (1829m n.p.m.), Żabi Mnich (2146m n.p.m.) oraz Wyżni Żabi Szczyt (2259m n.p.m.)
Apostoły z widocznym Marusarzowym Żlebem
Czarny Staw pod Rysami, zwany też
czarnym Stawem nad Morskim Okiem, ma kształt zbliżony do koła, powierzchnia
jego wynosi ok. 20,04ha, głębokości 76,4m.
Czarny Staw pod Rysami
Tafla jeziora przybiera ciemny
odcień, ze względu na cienie rzucane przez szczyty oraz występującą w wodzie
sinicę. Z tego też względu wody jeziora nie są zarybione. Dziś jednak woda jest
wręcz szmaragdowa, czasami ciemnoniebieska. Słońce przyświeca, więc w jeziorze
odbijają się pobliskie szczyty, tworząc lustrzane odbicie.
Tafla Czarnego Stawu
Pora na dalszą wędrówkę. Od teraz nie
ma zmiłuj. Cały czas idziemy pod górę. Okrążamy Czarny Staw i wspinamy się
szlakiem, który w tym miejscu prowadzi po gładkich kamieniach ułożonych w
przystępną ścieżkę.
Czarny Staw pod Rysami
Czarny Staw pod Rysami, w chmurach masyw Miedzianego
Na szlaku za Czarnym Stawem
Kwiaty Miłosny Górskiej nad Czarnym Stawem
Po chwili mijamy kawał zlodowaciałego śniegu. Choć jest
sierpień, to śnieg zalega w wyższych partiach gór.
Płat śniegu niczym niedźwiedzia gawra
Pokrywa śnieżna jest spora
Przez śniegi ku szczytowi...Foto: Agnieszka i Grzegorz
Nad nami wciąż wiszą chmury,
które skutecznie przesłaniają pobliskie szczyty. Idziemy wytrwale pod górę z
nadzieją, że może za moment pogoda zmieni zdanie i da się uwieść słońcu.
Aga na szlaku do Buli pod Rysami. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Szlak w nieznane...Foto: Agnieszka i Grzegorz
Coraz wyżej, ale stawy co chwila nikną w chmurach
Szlak na Rysy to też skalny rumosz i piarg, który łatwo usuwa się spod nóg
Za plecami widać wspaniały widok. Z
każdym krokiem tafla Morskiego Oka robi się coraz mniejsza, natomiast ma się
wrażenie, że Czarny Staw przeleje się przez ten wąski skrawek lądu. W dali, w
chmurach chowają się szczyty Miedzianego i Opalonych.
Po kolejnych krokach w górę wyłania się tafla Morskiego Oka tuż za Czarnym Stawem
My powoli również
podążamy ku nieznanemu, stopniowo zanurzając się w białym mleku. Wciąż nie
chcemy tracić nadziei, ze jednak cos ujrzymy po drodze. Póki co, łapiemy w
obiektyw Mięguszowieckie Szczyty, otulone puchową kołderką chmur i mgieł.
Żabi Koń 2291 m.n.p.m.
Może to Hińczowa Turnia (2377m n.p.m.). W takim mleku trudno określić co to za szczyt
Na wysokości Buli pod Rysami (2054m
n.p.m.), czyli na wzniesieniu, pokrytym trawą lub piargiem, robimy sobie
przerwę na odpoczynek. Bula pod Rysami jest też doskonałym naturalnym miejscem
na lądowisko helikopterów TOPR, podczas akcji ratunkowych w tym terenie. To
ostatnie miejsce, w którym można
odpocząć, nie wadząc nikomu na szlaku. Postanawiamy wszyscy posilić się i wypić
gorącej herbaty. Śmiejemy się, że mniej będzie do dźwigania. Mniej więcej od
Buli pod Rysami temperatura powietrza zmniejsza się na tyle, że zakładam
rękawiczki.
Bula pod Rysami widziana ze szlaku
Bula po wejściu powyżej niej
Na szlaku tuż za Bulą pod Rysami
Szlak prowadzi w gęste mleko...
Kiedy znów podrywamy się do wędrówki,
chmury obniżają swój poziom. Już teraz oba jeziora pozostawione w dole, skrywa
cienka warstwa chmur. Mamy jednak nadzieję, że po przejściu gęstego mleka,
ujrzymy przynajmniej czubki szczytów wystające ponad pułap chmur. Podążamy
więc, mozolnie pod górę, uprzednio schowawszy kije. Pod nogami skalny rumosz,
ale większe kamienie ułatwiają wspinaczkę.
Morskie Oko i Czarny Staw otulone chmurami
Zbliżenie na oba stawy
Wchodzimy na szeroki żleb, po którym
wije się szlak. I nagle słyszymy potężny huk. Wszyscy ludzie, będący na szlaku,
przystają i z przerażeniem wpatrują się w pułap chmur. Ja również. Wiemy, że
schodzi kamienna lawina. Wiemy też, że nie mamy gdzie uciekać. Z powodu niskich
chmur, nie wiemy kiedy nadejdzie. Przeżywam moment paniki. Koszmarne sekundy.
Stoję sparaliżowana, jak wszyscy i również gapię się w białą otchłań. I nagle
zdaję sobie sprawę, że słyszę spadające kamienie jakby pode mną. To oznacza, że
lawina zeszła sąsiednim żlebem. Ale huk jest potworny. Niesamowite wrażenie,
ale nie chcę, by się to powtórzyło. Niestety moje modły nie zostają wysłuchane,
bowiem w kwadrans później przeżywam to samo. Czuję swoją duszę na ramieniu.
Jest ciężka i nie przypomina plecaka…
Docieramy do pierwszych umocnień na
szlaku. Jeszcze teraz widok łańcuchów i chmury nie stanowią dla nas przeszkody.
Wdrapujemy się powoli do góry.
Uhh... Przy pierwszych umocnieniach na szlaku. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Przy pierwszych łańcuchach na szlaku. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Gdzie mam postawić stopę??Foto: Agnieszka i Grzegorz
Łącznie jest jakieś 360 m łańcuchów, a od
Czarnego Stawu średnie nachylenie ma ok. 30 stopni. Deniwelacja od MOKA
przekracza 1110m. Lekko nie jest. Co jakiś czas musimy wymijać się ze
schodzącymi. Pytamy o widoki na szczycie. Niestety im wyżej, tym ludzie
przekazują marne informacje, że widoków nie ma.
Mijanka na szlaku
Przypominam sobie, że ilekroć mówiłam
głośno, że idę na Rysy, to pogoda jak na zawołanie wystawiała mi swoje cztery
litery. Dzień wcześniej mogło być piękne niebo, słońce i temperatura, po
stwierdzeniu chęci wyjścia na ten szczyt, natychmiast lało, albo wiało, smreki
parowały, a szlaki stawały się rwącymi potokami. Dlatego, jeśli chciałam użyć
nazwy „RYSY”, zastępowałam ją słowem „ER”. A nuż uda się przechytrzyć zły omen.
Także w tym roku mówiliśmy o wyprawie na szczyt o nazwie „ER”. I na nic się to
zdało. Teraz nie widzimy celu naszej wędrówki.
Szlak, pnący się cały czas ostro w
górę, zaczyna być coraz węższy. Już nawet nie stoimy, lecz chwilami leżymy,
wciągając się po łańcuchach. Nie ma co, czasami trzeba zadrzeć nogi wysoko do
góry. Mam wrażenie jakby skały broniły dostępu do wierzchołka, stojąc przed
nami pionowo na sztorc. Tu siła rąk i ramion jest na pierwszym miejscu. Po
głowie kołacze się tylko jedna myśl, a
właściwie dwie. Pierwsza to – nie puścić łańcucha, a druga – gdzie u
licha mam oprzeć stopę??
Szlak czerwony na Rysy. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Aga i Grześ na szlaku
Czasami prawie się leży na szlaku...
Grześ pokonuje trudny fragment
Po pokonaniu pewnego odcinka,
dochodzimy do skały, której podstawa zaczyna się na wysokości mojej piersi. No
i co dalej? Zmęczenie jest już duże. Aga postanawia tu zostać, bo siadają jej
kolana. Ja chciałabym iść dalej, ale sama się nieco boję. Grześ jest rozdarty
wewnętrznie. Chciałby zostać z żoną, ale boi się mnie samą puścić. Myślę sobie,
że jeśli teraz nie wejdę na te Rysy, to już chyba nigdy. Ale z drugiej strony
zaczynam w siebie wątpić. Moje kolana też mówią mi „dzień dobry”. Stwierdzam,
że jednak zawracam, mówię to głośno, kiedy ktoś schodzący mówi, że przecież do
szczytu jest już blisko, proszę nie rezygnować. No tak, w końcu tyle udało mi
się przejść… Toczę wewnętrzną walkę. Podobną chyba przechodzi Grzegorz. W końcu
zapada decyzja – idziemy razem, Agnieszka poczeka na nas w tym miejscu.
Kolejna mijanka na szlaku
Łapiemy za łańcuchy unosimy się nad
skałą. Dalej lżej nie jest. Łańcuchy towarzyszą nam już do samego szczytu.
Mozolnie pniemy się, krok za krokiem.
Szlak chwilami jest dość wąski i trzeba bardzo uważać
Charakterystyczna skałka w drodze na Rysy stanowi dobry punkt orientacyjny zwłaszcza we mgle
Ściana za Żabią Przełęczą
Ściana za Żabią Przełęczą
Wreszcie docieramy do sławetnej rysy. I
do wąskiego gardła, gdzie szlak prowadzi nad przepaścią. Osoby wrażliwe na
takie ekspozycje absolutnie nie powinny iść na ten szlak. Choć tak trudny
moment jest tu tylko w tym właśnie miejscu – nad przełączką. Tym razem przepaści
w ogóle nie widać, bo chmury skutecznie wszystko przesłaniają. Może to i lepiej
J.
Przełączka i szczyt Rysów przed nami
Łańcuchy przy przełączce
Grześ na przełączce
Przepaście toną we mgle
Rysa
W końcu upragniony cel jest już w
zasięgu wzroku.
Szczyt polskich Rysów w zasięgu wzroku
Jeszcze tylko parę kroków, parę podźwignięć i już sterczę na
samym czubku „ER”. Znałam go ze zdjęć innych turystów i z internetu. Teraz jestem na samym wierzchołku, ale nie
przypomina on tego ze zdjęć. Nie ma już krzyża, który tam był postawiony, nie
ma też tablicy, mówiącej o granicy państwa, bowiem granice zostały zniesione. Są
za to ludzie. I chmury. I wiatr. I jak mniemam piękne widoki wokół. Niestety
tych nie widzę.
Siadamy z Grzesiem na kawałku wolnej
półki skalnej. Łapiemy oddech.
Na szczycie Rysów
Czuję dziką radość, że udało mi się wejść tak
wysoko. W Polsce już wyżej się nie da. Wyciągam termos z herbatą i kanapkę.
Długo tu nie zabawimy, bowiem jest już około 15.00. W zasadzie to powinniśmy
już dawno schodzić. Ale jestem na Rysach. Bliżej Moich Rodziców…
Widok z Rysów w kierunku Wołowego Grzbietu
Rysy to góra położona na granicy
polsko-słowackiej, w Tatrach Wysokich, posiadająca trzy wierzchołki. Najwyższy
(tzw. Środkowy ma 2503m n.p.m.), należy w całości do Słowaków. Podobnie jest z
najniższym, południowo-wschodnim (2473m n.p.m.). Średni co do wysokości
wierzchołek, tzw. Północny (2499m n.p.m.) przyjmuje się jako najwyższy punkt
Polski, choć przez niego przebiega granica
polsko-słowacka, więc i tym wierzchołkiem dzielimy się ze Słowakami.
Masyw Rysów leży nad Morskim Okiem i
Żabimi Szczytami. U jego stóp leżą trzy doliny: Rybiego Potoku, Białej Wody i
Mięguszowiecka. Od północy oddziela
szczyt od Niżnych Rysów – Przełęcz pod Rysami, od zachodu – od Żabiego Konia,
Żabia Przełęcz a od południowego wschodu od Ciężkiego Szczytu, szerokie siodło
Wagi. Wszystko to, gdyby nie dzisiejsza aura było by widoczne.
Widok z Rysów na Żabie Plesa i widoczny po słowackiej stronie szlak na Rysy w kierunku siodła Waga
Wschodnia ściana Rysów to skały
stromo opadające w dół, po których wiodą trasy wspinaczkowe.
Powszechnie przyjęło się, że nazwa
Rysy pochodzi od żlebu w górze, tzw. właśnie rysy. Tymczasem nazwa wywodzi się
od pożłobionych zboczy całego masywu Niżnych Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i
Żabiego Mnicha. Nazwę tę upowszechnili polscy górale już na przełomie XVIII/XIX
w. Turyści zaś przyjęli całą grań, zamykającą Czarny Staw, jako Rysy. Wkrótce
nazewnictwo zawęziło się do najwyższego szczytu grani. Tak, czy siak, w
świadomości dzisiejszych turystów Rysy – to Rysy. I czerwony szlak, który tam
wiedzie.
Wybitny profesor, lekarz – Tytus
Chałubiński tak opisał Rysy: „Szczyt
sterczący nad (…) Czarnym Stawem zowią Zakopianie Rysami, węgierscy i niemieccy
turyści Morskookim Szczytem (Meer-Augenspitze), Słowacy zaś Wagą”(z
artykułu alpinisty, taternika Józefa Nyki w miesięczniku „Poznaj Świat” RXIII,
nr 2(147) z lutego 1965r (s.8-11)). I jest to jak najbardziej trafny opis.
Z wierzchołka Rysów można podziwiać
ok. 80 szczytów tatrzańskich i ok. 50 szczytów w pozostałych pasmach górskich, podziwiać
13 największych tatrzańskich jezior a nawet dostrzec Kraków (!). Wszystko to
jednak przy dobrej pogodzie, czego dziś niestety nie da się o niej powiedzieć.
Na Rysach
Rysy należą do Korony Gór Polski,
Korony Tatr oraz Korony Europy. Tym bardziej cieszę się, że siedzę właśnie na
tej górze i usiłuję zobaczyć coś przez chmury. Ktoś zaradny zostawił na
szczycie kartkę z napisem „RYSY”. Siadam na słupku granicznym i robię sobie z
nią zdjęcie. I nie tylko ja J.
Jeszcze jednym dowodem, że znalazłam się na samym szczycie jest końcowa
czerwona kropka, choć szlak prowadzi również na słowacką stronę. Jeśli jeszcze
kiedykolwiek postanowię wdrapać się na Rysy, na pewno będzie to strona
słowacka.
Dowód na bycie na szczycie ;) Foto: Agnieszka i Grzegorz
Jestem na szczycie, koniec i kropka! :) Foto: Agnieszka i Grzegorz
Grześ na granicy ;)
Czas płynie nieubłaganie, więc
zbieramy się z Grzesiem do zejścia. Nasze próby dodzwonienia się do Agnieszki
spełzły na niczym. Nie mamy zasięgu, choć dzieli nas tylko jakieś 40 minut
drogi.
Na szczycie Rysów. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Zdobywcy najwyższego punktu w Polsce :) Foto: Agnieszka i Grzegorz
Wracamy tę samą drogą. Żałujemy, że
widoki marne, ale jeszcze czeka nas niespodzianka. Otóż nagle otwiera nam się w
chmurach okno na słowackie Żabie Plesa. Jak zahipnotyzowani łapiemy za aparat i
zewsząd słyszymy spusty migawek. Jeden mały widoczek sprawia wszystkim wielką
radość.
Żabie plesa. Po lewej stronie stok Kopy Popradzkiej (2354m n.p.m.), za jeziorami ściany Skrajnej Baszty (2205m n.p.m.), Małej Baszty (2289 m n.p.m.) oraz Szatana (2432m n.p.m.). Z prawej strony jezior Żabia Turnia (2335m n.p.m.)
Kopa Popradzka , Żabie Pleska i ja :) Foto: Agnieszka i Grzegorz
Grześ na tle Żabich Jezior: Małego i Wielkiego
Przed nami znów łańcuchy, tym razem w
dół. Istny hardkor. Zejścia są zwykle bardziej niebezpieczne. Tym bardziej, że
dochodzi 16.00 i przez głowę przemyka nieprzyjemna myśl, że noc zastanie nas na
szlaku. Biały puch przeradza się w szarą, niemiłą otulinę. I co gorsza otula nas coraz bardziej.
Schodzimy ostrożnie, prawie zjeżdżając na siedzeniu. Zastanawiam się czy moje
spodnie wytrzymają w tym miejscu. Ale wolę schodzić w kucki, czuję się
bezpieczniej. Na kolanach mam już opaski, więc póki co daję radę.
Ja na przełączce. Pode mną przepaść... Foto: Agnieszka i Grzegorz
Droga w dół. Znów łańcuchy. Foto: Agnieszka i Grzegorz
Wreszcie docieramy do Agnieszki. Jest
mocno zmarznięta, czekała na nas z niepokojem. Dla niej czas inaczej biegł, niż
nam. My cały czas w ruchu, Aga siedziała w miejscu, przyklejona do zimnej skały.
Gdyby chociaż było ciepło i piękne widoki, czas nie dłużyłby się tak bardzo.
Aga cierpi też z powodu kolan. Moja euforia przeradza się w łzy. Czuję, że to
wszystko przeze mnie, bo to ja nie byłam na szczycie i to ja egoistycznie
chciałam tam iść. Ago, Grzesiu – przepraszam raz jeszcze. I dziękuję Wam. I
kocham Was za to, że po prostu jesteście.
Schodzimy dalej powoli i ostrożnie.
Próbuję sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy pojawiły się łańcuchy. To
będzie oznaczać tym razem ich koniec.
Odwrót ze szczytu, powoli i ostrożnie...
Czarny Staw i Morskie Oko jeszcze tak daleko... Do tego ta mgła i chmury... Foto: Agnieszka i Grzegorz
Iść, ciągle iść, w stronę... Buli pod Rysami :)
W końcu docieramy do miejsca, w
którym znów można wyjąć kije. Przez mgłę majaczy Czarny Staw. Wreszcie zbliżamy
się do Buli pod Rysami.
Bula pod Rysami
Okrążamy Bulę
Majaczące we mgle stawy
Widoki się odsłaniają. Ale Mięgusze przykryte kołderką.
I co gorsza ta kołderka zdaje się podążać naszym śladem. Wokół cicho, pusto i
głucho. Większość ludzi już dawno zeszła ze szlaku lub przeszła na słowacką
stronę.
Powoli odsłania się widok na stawy
Czarny Staw i Morskie Oko
Ze względu na kolana poruszamy się powoli. Okrążamy Bulę idąc żlebem w
kształcie V. Powoli znów widzimy tafle obu jezior.
Aga i Grześ przy Buli pod Rysami
Ja, Bula i dwa stawy
Stawiam sobie małe cele.
Najpierw dojść do Czarnego Stawu, potem zejść do MOKA. Potem… Nie wiem, co
będzie potem. Jestem zmęczona. Ale mimo wszystko szczęśliwa.
Ścieżka nad Czarnym Stawem
Koło 20.00 jesteśmy znów w Zakopanym
przy dworcach. Choć uśmiech pojawia się na twarzy, to jednak zmęczenie swoje
robi. Bierzemy taksówkę, która zawiezie nas na kwatery. W taksówce zauważam
brak mojej szczęśliwej, brązowej czapki L. Chyba została w busiku. Trudno,
będę musiała kupić nową.
Powoli wytaczam się z samochodu,
przede mną jeszcze jeden szczyt do zdobycia. Muszę pokonać schody na I piętro.
I nagle wydają się one niesamowicie strome i jakieś takie długie…
W końcu doczłapuję się do pokoju.
Rzucam się na łóżko i zastanawiam, czy to będzie wielkim grzechem, jeśli pójdę
spać w butach, kurtce i szaliku wokół szyi. I tylko Myszasta patrzy na mnie
dziwnie, choć przyzwyczajona jest do samotnego spędzania czasu. Mam wrażenie,
że myśli o mnie, jak o wariatce. Trudno. Ta wariatka właśnie pokonała
największe swoje wyzwanie, swoje słabości i lęki. Zdobyła szczyt, o którym
zawsze marzyła…
SŁOWO KOŃCOWE
Górski sukces w Tatrach zbiegł się z
przykrym wydarzeniem, które miało miejsce w Warszawie. Moje wejście na Rysy
dedykuję mojemu kochanemu Ojcu Chrzestnemu, który w czasie moich zmagań z
górskimi szczytami, postanowił pójść na Niebiański Szlak… Wujku, byłam tak
wysoko, w chmurach, tak blisko Ciebie… bliżej, niż myślałam. Wierzę, że w
czasie tej wyprawy zadbałeś o to, by mi się nic nie stało. Dziękuję Ci za
wszystko.
KONIEC