O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

środa, 28 października 2015

Jesień 2015 r.

Jesień w Warszawie

Z wizytą na Cmentarzu Prawosławnym 


W ostatnią niedzielę wybrałam się na spacer poszukać jesiennych barw i przekonać innych, że jesień nawet w stolicy jest malownicza, a samo miasto da się lubić choćby przy kilku stopniach na plusie.
Ponieważ zbliża się okres Wszystkich Świętych na swój spacer obrałam Cmentarz Prawosławny na warszawskiej Woli.
















Znajdują się na nim stare nagrobki z końca XIX w. Jest to jedyna w Warszawie nekropolia dla osób wyznania prawosławnego. W dalszej jej powierzchni jest również część przeznaczona dla katolików.
Na terenie obecnego cmentarza, w czasie powstania listopadowego, toczyły się zacięte walki o Redutę Wolską. Po upadku powstania nasiliły się akcje rusyfikacji ludności stolicy, a carskim ukazem przyznano właśnie ten teren na budowę cmentarza. Tym bardziej, że wtedy, zaczęła napływać społeczność wyznawców Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.













W kwaterach najbliżej powstałej dawnej cerkwi Włodzimierskiej Ikony Matki Bożej mogli spoczywać duchowni, oficerowie i wyżsi urzędnicy, dalej kupcy, niżsi rangą wojskowi a także mieszczanie. Część najdalej od cerkwi przeznaczona była dla najuboższych. Kolejne dzieje cmentarza zmieniły pierwotny układ nagrobków.










Największą budowlą cmentarza jest bryła cerkwi Św. Jana Klimaka. Została ona wzniesiona w latach 1903-1905 z inicjatywy arcybiskupa warszawskiego i nadwiślańskiego Hieronima z przeznaczeniem na miejsce pochówku jego syna Iwana, a potem jego samego. Miała też służyć jako kościół cmentarny.







W dwudziestoleciu międzywojennym wyburzano cerkwie w stolicy, jako te, które kojarzyły się z carskim rygorem. Ta przetrwała, stając się kościołem parafialnym.
W czasie II wojny światowej była schronieniem dla wielu żołnierzy i cywilów. A także niemym świadkiem tzw. Rzezi na Woli, w czasie której zamordowano z rozkazu Hitlera do 65 tysięcy ludności cywilnej.
Sama cerkiew nawiązuje w swoim stylu do XVII w. architektury sakralnej regionu rostowskiego, którego miasto Rostów jest jednym z najstarszych miast w Rosji.








Cerkiew jest dwukondygnacyjna. Jej projektantem został Władimir Pokrowski. Patronem świątyni jest święty mnich Jan Klimak. Był on eremitą, mistykiem, przełożonym w klasztorze św. Katarzyny na Górze Synaj.










Wewnątrz cerki mieści się wiele zabytkowych ikon, w tym także ikonostas wykonany przez Aleksandra Muraszkę.







Wracając do cmentarza, można tu napotkać stare nagrobki, które w większości przypadków aż proszą się o renowację. To małe dzieła sztuki. Część nagrobków nawiązuje do rosyjskiej, prawosławnej architektury sakralnej. Stąd można napotkać tu grobowce zwieńczone cebulastymi kopułkami, takimi mini cerkiewkami na pomnikach.








Inne z kolei nawiązują do architektury zachodniej i tu pojawiają się kolumienki, żeliwne ogrodzenia, rzeźby z motywem kobiety na tle kotary.










Mało kto wie, że znany malarz Jerzy Nowosielski był autorem fresków w dolnej części cerkwi, a także autorem pomnika nagrobnego ks. prof. Jerzego Klingera - prorektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie (ten niebieski nagrobek w kształcie niszy).




Jeszcze chwilę spędziłam na cmentarzu, by chłonąć błogi spokój tego miejsca. Jesień rozgościła się tu na dobre.







A potem wolno przemieściłam się do parku im. Edwarda Szymańskiego, znajdującego się także na Woli, w bliskim sąsiedztwie cmentarza. Ma on 27 ha powierzchni. Został założony w 1974r. Patronem parku został poeta robotniczy, pochodzący z Woli, który zginął w Oświęcimiu.













Teren jest przyjemnie zadbany. Znajdują się tu między innymi kaskady wodne z fontannami. Wokół stoją ławeczki, które stoją poniżej drogi pieszej, więc stanowią miłe miejsce do odpoczynku.













Również w parku odnalazłam wszelkie kolory jesieni. Jednego, czego mi zabrakło, to słońca. Niestety ostatnio mało go świeci w mieście.













W parku napotkałam bardzo ciekawą biblioteczkę. Można tu zostawić przeczytane i niechciane książki, by mogły posłużyć innym. Samemu można też wziąć interesującą nas lekturę. Osobiście bardzo podoba mi się taki pomysł. Zamiast wyrzucać lub też odmawiać sobie kupna książki, można wybrać się do parku, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Akurat w niedzielę nie było zbyt wielu książek. Ale myślę, że ten stan się zmienia co jakiś czas.










Tej niedzieli również zimny wiatr nieco przegonił mnie z parku. Jadąc na obiad do mojej Babuni, nie wiedziałam, że tuż po przekroczeniu progu domu, z nieba lunie deszcz. Miałam więc, niesamowitego farta, że nie zmokłam i mogłam delektować się jesiennymi kolorami. A po drodze złapałam jeszcze ostatnie, jesienne kadry...













Za moment przyjdą większe chłody, wiatry, mgły i mżawki. Skończą się piękne kolory jesienne i  liście opadną z drzew. Cieszmy się tym ulotnym momentem. I pamiętajmy o naszych Bliskich, którzy już z góry patrzą na te wspaniałości natury. Zapalmy im ciepłe światełko...



czwartek, 22 października 2015

Tatry - Dolina ku Dziurze

Chichot losu,
czyli o tym
jak znaleźć się
w czarnej dziurze…


Rok temu świat mi zawirował. Życie ze stabilnej taśmy praca-dom, zerwało się niczym lina w górach pod ciężarem wspinacza. Albo gorzej: dyndało na linie jak na bungee. A ja, choć nie skakałam, czułam mdłości, strach i panikę co teraz ze sobą pocznę. Utrata pracy to zawsze przykra sprawa i ogromny stres, choćby się mówiło, że w zasadzie to dobrze, bo mnie zmotywuje do innych rzeczy itp, itd. Choć takie niespodzianki od losu już przerabiałam, teraz poczułam całkowitą niemoc. Choć wiedziałam co się szykuje i znałam karty w tym rozdaniu, to jednak do końca wierzyłam, że ta karta akurat odwróci się na moją korzyść. Niestety ostateczna decyzja spadła na mnie w pewien pochmurny dzień, podczas pobytu w Zakopanem. Wyszłam na mały spacer, bowiem wysoko nie sposób było pójść, od rana kapało z nieba z przerwami. I poczułam jak nogi się pode mną ugięły. Pomyślałam o tym, że oto właśnie znalazłam się w jednej, wielkiej, czarnej dziurze. To dlaczego mam nie iść do niej? O smutkach związanych z pracą, niczym Scarlett O'Hara, pomyślę jutro. Bo jutro też jest dzień.


Widok na pasmo Gubałówki z Drogi pod Reglami. Ciemne chmury kłębią się nad Mraźnicą.


Od swojej kwatery do Drogi pod Reglami mam bardzo blisko, toteż wyszłam na nią i skierowałam się ku Dolinie ku Dziurze. Tuż za mosteczkiem natknęłam się na miejsce pamięci o Bartusiu Obrochcie. Ten znany podhalański muzykant, zakochany w skrzypkach i muzyce spod smyczka wychodzącej, zmarł właśnie w tym miejscu w 1926 r. Urodził się w Zakopanem w 1850 r. Początkowo zajmował się kłusownictwem, by potem przejść na jaśniejszą stronę mocy i zostać przewodnikiem, strażnikiem i gazdą w schronisku w Starej Roztoce. Lecz to miłość do muzyki wiodła prym w jego życiu i z gęślikami w ręku zakończył swój żywot.


Miejsce, gdzie zmarł Bartuś Obrochta



Słońce oświetlające stoki Gubałówki - widok w stronę Butorowego Wierchu


Chwilę przystanęłam przy Jezusku Frasobliwym. Moje myśli akurat kierowały się w stronę niepewnej przyszłości. Czy jak Bartusiowi Obrochcie przyszłość zarysuje się jaśniej? Los bywa przewrotny i to co mamy, możemy w sekundę stracić. Ale też i to, co początkowo wydaje się nam końcem świata, może być początkiem znacznie lepszego życia. Tam, gdzie ktoś postawił kropkę, ja dostawiłam kolejne dwie. Z takim rozważaniem spacerem poszłam dalej Drogą pod Reglami.


Droga pod Reglami


Sama Droga pod Reglami nazywa się Żelazną Drogą. Łączyła Kuźnice, gdzie znajdowały się hutnicze piece z Kościeliskiem. W XIX w. pozyskiwano z gór rudę żelaza. Tędy właśnie ją transportowano. O wydarzeniach tych przypomina mała tablica, którą wielu turystów pomija w czasie spacerów.


Tablica pamiątkowa przy szlaku


Spacerowym tempem podążałam w kierunku doliny. Od mojej lewej strony do moich nozdrzy dotarł dym, znak nieomylny, że w bacówce "robią" się oscypki.


Bacówka przy Drodze pod Reglami



Droga pod Reglami


Co chwila miałam szerokie okna na stoki Gubałówki. Po niebie przepływały obłoki niczym białe owieczki i te bardziej ciemne także. Z nich w każdej chwili mógł spaść deszcz. Owieczki pasące się na ziemi jakby nie dostrzegały tego zagrożenia.


Owieczki na polanie


Wkrótce dotarłam do Doliny Strążyskiej. Tu, jak zwykle masa ludzi. Tego dnia nie miałam ochoty na radosny gwar. Wolałam ciszę.


Szlakowskaz do Doliny Strążyskiej


Po kilku minutach znalazłam się u wylotu Doliny ku Dziurze. Tym razem wiódł mnie szlak niebieski. Czy końcowa niebieska kropka znajduje się w dziurze, jak ja? Głupie myśli krążyły mi po głowie. Zaczęłam szybciej maszerować, może wysiłek fizyczny odgoni te przykre i natrętne myśli.


Szlakowskaz do Doliny ku Dziurze


Wkroczyłam na szlak. Zeszły rok upłynął mi pod znakiem widoków wiatrołomów. Dużo ich było po dolinach. Cóż, taka kolej rzeczy.



Początek szlaku niebieskiego



Szlak ku jaskini



Wiatrołomy w dolinie


Dolina ku Dziurze ma niecałe dwa kilometry, których zupełnie w nogach nie czułam. Nadaje się na spacery rodzinne, z małymi dziećmi, dla których osławiona dziura jest atrakcją. Wszak nigdy nie wiadomo, jakie skarby w sobie kryje. Ponoć sam "ostatni zbójnik tatrzański" - Wojciech Mateja, ukrywał w niej zrabowane kosztowności.


W Dolinie ku Dziurze



Szlak w dolinie


Droga ku jaskini prowadzi dnem doliny, lekko pod górę. Przecina też Potok ku Dziurze. W takie deszczowe okresy, jak tego właśnie dnia, bywa śliska i trzeba uważać pod nogi.


Szlak przecina Potok ku Dziurze


Wreszcie dotarłam do miejsca,w którym pośród drzew majaczył zarys jaskini. Jeszcze czekało mnie kilka metrów pod górkę i już stałam przed jej wejściem.


Szlak pnie się w górę


Jeszcze kilka kroków i już jestem pod wejściem do jaskini



Sławetna dziura :)


Zajrzałam też do środka. Tam towarzyszyło mi dziwne odczucie, które nakazało odwrót. Eksploracja jaskiń to chyba nie jest to, co lubię najbardziej, choć przyznaję, że czasem lubię do jakiejś zajrzeć. Ot, z ciekawości. Może też dzień nie był najlepszym do odczuwania czegokolwiek.


To tu zbójnik Mateja ukrywał swe skarby



Wnętrze jaskini



Skały wewnątrz jaskini


Po wyjściu z jaskini, chwilkę postałam i popatrzyłam na szlak z góry. Stąd droga jest jedna. Wraca się tą samą trasą, którą się przyszło. 


Szlak tym razem widziany z góry, spod wejścia do Dziury


Deszczyk nieśmiało zaczął padać. Zmieszał się z łykanymi łzami. Jaki ten dzień był nieznośny od tego niedawnego telefonu. Było mi wszystko jedno czy zmoknę, czy też nie. 


I znów w Dolinie ku Dziurze


Wreszcie dotarłam do wylotu doliny. Znów byłam na Drodze pod Reglami. I przecież miałam o wszystkim pomyśleć jutro... Ale jutro przyniosło inną trasę i inne przeżycia. Już znacznie weselsze. Bo przecież byłam w moich ukochanych górach. Co tam, że zostaję bez pracy. Teraz mam wakacje i zamierzam je spędzić z uśmiechem na ustach. Z takimi rozmyślaniami wróciłam do pokoju. 


U wylotu doliny, za mostkiem widoczna Droga pod Reglami


Od tamtych wydarzeń minął rok. Mam już nową pracę, poznałam nowych ludzi, mam nowe obowiązki i nowe wyzwania. Już nie jestem w czarnej dziurze. Świat znów nabrał kolorów i nie przypomina dyndającej liny, powodującej zawroty głowy. Teraz jest dobrze. Dostawione kropki dały początek czemuś nowemu, otworzeniu się na to i mam nadzieję, że na lepsze. Jeśli więc, i Tobie wydaje się, że świat jest do d...ziury, to wiedz, że za moment zaświeci słońce. Czego życzę wszystkim w te szare, jesienne wieczory.

Koniec