Jesień w Warszawie
Z wizytą na Cmentarzu Prawosławnym
W ostatnią niedzielę wybrałam się na spacer poszukać jesiennych barw i przekonać innych, że jesień nawet w stolicy jest malownicza, a samo miasto da się lubić choćby przy kilku stopniach na plusie.
Ponieważ zbliża się okres Wszystkich Świętych na swój spacer obrałam Cmentarz Prawosławny na warszawskiej Woli.
Znajdują się na nim stare nagrobki z końca XIX w. Jest to jedyna w Warszawie nekropolia dla osób wyznania prawosławnego. W dalszej jej powierzchni jest również część przeznaczona dla katolików.
Na terenie obecnego cmentarza, w czasie powstania listopadowego, toczyły się zacięte walki o Redutę Wolską. Po upadku powstania nasiliły się akcje rusyfikacji ludności stolicy, a carskim ukazem przyznano właśnie ten teren na budowę cmentarza. Tym bardziej, że wtedy, zaczęła napływać społeczność wyznawców Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.
W kwaterach najbliżej powstałej dawnej cerkwi Włodzimierskiej Ikony Matki Bożej mogli spoczywać duchowni, oficerowie i wyżsi urzędnicy, dalej kupcy, niżsi rangą wojskowi a także mieszczanie. Część najdalej od cerkwi przeznaczona była dla najuboższych. Kolejne dzieje cmentarza zmieniły pierwotny układ nagrobków.
Największą budowlą cmentarza jest bryła cerkwi Św. Jana Klimaka. Została ona wzniesiona w latach 1903-1905 z inicjatywy arcybiskupa warszawskiego i nadwiślańskiego Hieronima z przeznaczeniem na miejsce pochówku jego syna Iwana, a potem jego samego. Miała też służyć jako kościół cmentarny.
W dwudziestoleciu międzywojennym wyburzano cerkwie w stolicy, jako te, które kojarzyły się z carskim rygorem. Ta przetrwała, stając się kościołem parafialnym.
W czasie II wojny światowej była schronieniem dla wielu żołnierzy i cywilów. A także niemym świadkiem tzw. Rzezi na Woli, w czasie której zamordowano z rozkazu Hitlera do 65 tysięcy ludności cywilnej.
Sama cerkiew nawiązuje w swoim stylu do XVII w. architektury sakralnej regionu rostowskiego, którego miasto Rostów jest jednym z najstarszych miast w Rosji.
Cerkiew jest dwukondygnacyjna. Jej projektantem został Władimir Pokrowski. Patronem świątyni jest święty mnich Jan Klimak. Był on eremitą, mistykiem, przełożonym w klasztorze św. Katarzyny na Górze Synaj.
Wewnątrz cerki mieści się wiele zabytkowych ikon, w tym także ikonostas wykonany przez Aleksandra Muraszkę.
Wracając do cmentarza, można tu napotkać stare nagrobki, które w większości przypadków aż proszą się o renowację. To małe dzieła sztuki. Część nagrobków nawiązuje do rosyjskiej, prawosławnej architektury sakralnej. Stąd można napotkać tu grobowce zwieńczone cebulastymi kopułkami, takimi mini cerkiewkami na pomnikach.
Inne z kolei nawiązują do architektury zachodniej i tu pojawiają się kolumienki, żeliwne ogrodzenia, rzeźby z motywem kobiety na tle kotary.
Mało kto wie, że znany malarz Jerzy Nowosielski był autorem fresków w dolnej części cerkwi, a także autorem pomnika nagrobnego ks. prof. Jerzego Klingera - prorektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie (ten niebieski nagrobek w kształcie niszy).
Jeszcze chwilę spędziłam na cmentarzu, by chłonąć błogi spokój tego miejsca. Jesień rozgościła się tu na dobre.
A potem wolno przemieściłam się do parku im. Edwarda Szymańskiego, znajdującego się także na Woli, w bliskim sąsiedztwie cmentarza. Ma on 27 ha powierzchni. Został założony w 1974r. Patronem parku został poeta robotniczy, pochodzący z Woli, który zginął w Oświęcimiu.
Teren jest przyjemnie zadbany. Znajdują się tu między innymi kaskady wodne z fontannami. Wokół stoją ławeczki, które stoją poniżej drogi pieszej, więc stanowią miłe miejsce do odpoczynku.
Również w parku odnalazłam wszelkie kolory jesieni. Jednego, czego mi zabrakło, to słońca. Niestety ostatnio mało go świeci w mieście.
W parku napotkałam bardzo ciekawą biblioteczkę. Można tu zostawić przeczytane i niechciane książki, by mogły posłużyć innym. Samemu można też wziąć interesującą nas lekturę. Osobiście bardzo podoba mi się taki pomysł. Zamiast wyrzucać lub też odmawiać sobie kupna książki, można wybrać się do parku, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Akurat w niedzielę nie było zbyt wielu książek. Ale myślę, że ten stan się zmienia co jakiś czas.
Tej niedzieli również zimny wiatr nieco przegonił mnie z parku. Jadąc na obiad do mojej Babuni, nie wiedziałam, że tuż po przekroczeniu progu domu, z nieba lunie deszcz. Miałam więc, niesamowitego farta, że nie zmokłam i mogłam delektować się jesiennymi kolorami. A po drodze złapałam jeszcze ostatnie, jesienne kadry...
Za moment przyjdą większe chłody, wiatry, mgły i mżawki. Skończą się piękne kolory jesienne i liście opadną z drzew. Cieszmy się tym ulotnym momentem. I pamiętajmy o naszych Bliskich, którzy już z góry patrzą na te wspaniałości natury. Zapalmy im ciepłe światełko...