Norwegia po raz czwarty,
czyli spacerem po Stavanger
Część II
Jadąc do Stavanger nie przypuszczałam, że tak mi się to miasto spodoba. Większość ludzi traktuje go tylko jako bazę wypadową na pobliski Preikestolen lub Kjerag. Zazwyczaj wpada się tu jedynie na weekend. A ja uważam, że trzy dni, które poświęciłam na łazikowanie po mieście, to za krótki czas, by w pełni go poznać. Zdecydowanie warto. Zapraszam zatem na kolejną odsłonę miasta.
STAVANGER - MIASTO W BIELI
W zasadzie jest to prawie centrum aglomeracji. Przy wąskich uliczkach znajdują się białe domy z XVIII i XIX w. I jest to obowiązkowy punkt wizyty w mieście.
Nowoczesny duży kuter rybacki przygotowujący się do zacumowania w porcie. Po lewej fragment galerii meblowej
Niesamowite jest dbanie o szczegóły mieszkańców zabytkowej części miasta. Taka ładna skrzynka na listy z wyrażeniem życzenia właścicieli, że za reklamy dziękujemy.
Tuż po II wojnie światowej, powstał śmiały pomysł zrównania z ziemią obszaru dzisiejszej białej części aglomeracji i wybudowania w to miejsce nowych, betonowych budynków. Tylko jedna osoba sprzeciwiła się temu absurdalnemu pomysłowi. Był to ówczesny architekt miasta Einar Hedén (1916 - 2001). I to wystarczyło, by w 1956 r. postanowiono zachować starą część zabudowy miejskiej.
Niesamowitym jest, że w Norwegii większość właścicieli prywatnych posesji ustawia dekoracje przed wejściem. Nawet jeśli miałyby to być tylko same donice z kwiatami.
Stylowe latarnie dodają uroku, szkoda, że nie chciano ich zapalić, kiedy chodziłam pomiędzy domami. Część domów czeka na swoją restaurację. Inne lśnią czystością nowej farby.
W tym uroczym zakątku doszło do mojego małego wypadku. Ustawiając statyw, nie zauważyłam i nie wyczułam schodków. Poleciałam z hukiem do tyłu. Na szczęście głowę schyliłam do przodu, a jedynie łokieć został rozcięty tak, że sączyła mi się z niego krew. Co ciekawsze, rozcięła mi się skóra na łokciu, ale bluza pozostała nietknięta. Z wrażenia aż przysiadłam, dobrze, że była w tym miejscu ławeczka.
Dziś większość z drewnianych domów jest zabytkiem, część jest w rękach prywatnych właścicieli a część należy do gminy Rogaland. Z dawnej, zaniedbanej, portowej części miasta, powstał piękny zakątek w niemalże samym centrum, a mimo to cichy i spokojny. I bardzo malowniczy.
Gamle Stavanger - o tej godzinie ciche i spokojne. W ciągu dnia i w weekend - najazd turystów, z którymi trzeba się wymijać na wąskiej ulicy
Domek robotniczy z 1836 r., znajdujący się obok Muzeum Konserw. Mieści się tu kawiarnia, a wnętrza muzealne są typowe dla wystroju chat robotniczych z okresu świetności zakładów produkujących ryby w puszkach
Najbardziej znaną uliczką na Gamle Stavanger jest Øvre Strandgate. W sezonie pełno jest tu turystów. Należy jednak pamiętać, że mieszkają tam ludzie, którym nie powinno się zaglądać bezczelnie w okna, więc tłumy turystów pewnie są dla gospodarzy zmorą. Również przy tej ulicy znajduje się Norweskie Muzeum Konserw z typową fabryką z lat 20. XX w. Niestety nie zdążyłam zajrzeć do środka, choć miałam to w planie. Będzie to zatem cel na kolejną wizytę w tym uroczym mieście.
Wydaje się, jakbym siedziała na jakimś dachu, a to tylko tarasik przed wejściem do Muzeum Konserw (a łokieć pulsuje, że aż miło, tzn. niemiło...)
Norwegowie nie zasłaniają okien, twierdząc, że nie mają nic do ukrycia, bo prowadzą się przyzwoicie. Wzięło się to z czasów, kiedy rybacy i marynarze wypływali na połowy i w rejsy, a ich żony zostawały w domu. Nie zasłaniając okien dawały innym do zrozumienia, że nie ma podstaw do opowiadania zmyślonych kłamstw na temat ich porządnego życia bez mężczyzn u boku. Zwyczaj ten przetrwał do dnia dzisiejszego i nie praktykuje się go tylko u rodzin związanych z morzem.
Miły zakątek, brakowało jedynie Julii na balkonie i Romea u drzwi :) A nie, to nie ta bajka i nie ten klimat...
Coś w rodzaju skwerku do odpoczynku do ogólnego użytku mieszkańców, a także odwiedzających starą część Stavanger, turystów
W większości domów w Norwegii, regułą jest, wystawianie albo przed drzwiami albo w ogródkach, stolików z krzesełkami
Na Gamle Stavanger wybrałam się około 21.00, kiedy powoli zapadał zmierzch. I było to bardzo dobre posunięcie. Sami zobaczcie jak tam jest pięknie...
Chwila relaksu na schodkach czyjegoś domu. Chyba nikogo nie było akurat w środku. A domek przeuroczy.
Dojazd do Gamle Stavanger: z centrum na piechotę, część tego miasta ma kilka uliczek, z których najbardziej znaną i turystycznie odwiedzaną jest główna Øvre Strandgate. Nie ma tam ruchu samochodowego, niektóre uliczki są dość ciasne.
Cena: za darmo (chyba, że wliczymy odwiedziny w Muzeum Konserw)
Język: zazwyczaj norweski i... polski :) W sezonie międzynarodowy.
STAVANGER - MIASTO W KOLORZE
Kolorowe chorągiewki i kolorowe oznaczenie miejsc do zaparkowania rowerów tylko dodają uroku uliczce
Na parterach domów powstały przytulne knajpki, małe zakłady rzemieślnicze lub sklepiki wielobranżowe. Dziś jest to deptak, bowiem w 2005 r. zamknięto ulicę dla ruchu samochodowego. Szczerze powiedziawszy, byłam nieco rozczarowana długością tej barwnej uliczki. Według mnie jest za krótka :) Aż chce się przechadzać nią dłużej.
Rano klienci ogródków kawiarnianych śpią, po południu i wieczorem zaś, stoliki z krzesełkami zapełnią się radosnymi ludźmi
Trzeba przyznać, że kolorowa ulica była fajnym pomysłem na przyciągnięcie klientów do małych sklepików i punktów usługowych
Bez względu na to, czy niebo jest niebieskie, czy też właśnie nadciągnęły chmury, kolorowa ulica zawsze wzbudzi uśmiech
Ale jeśli nasz spacer rozszerzymy do bocznych uliczek, wtedy można się celowo w nich zagubić. Na pewno będzie to udany i miło spędzony czas. I pomyśleć, że wystarczyła odrobina koloru, by znów cieszyć się życiem. I pomyśleć, że na tak prosty pomysł wpadł fryzjer...
Dojazd do Fargegaten: z centrum na piechotę. Kolorowa ulica znajduje się, względem do Gamle Stavanger, po drugiej stronie zatoki Vågen, blisko z niej do Muzeum Oleju Naftowego.
Cena: za darmo (chyba, że skusicie się na kawę, herbatę czy ciacho w jednej z uroczych knajpek)
Język: każdy ze świata, to dość popularne turystycznie miejsce, choć oczywiście króluje tu norweski.
STAVANGER - MIASTO STREET ARTU
Wiemy już, że Stavanger to miasto ropy naftowej, miasto szprotek i makreli, miasto w bieli i kolorze. Jego kolejna odsłona to Miasto Europejskiej Stolicy Kultury, którym zostało w 2008 r. W Stavanger odbywają się spotkania jazzowe, a także Międzynarodowy Festiwal Muzyki Kameralnej.
Od 2001 r. co roku odbywa się tu festiwal sztuki ulicznej, która na stałe wpisuje się w krajobraz miasta. NuArt Festival to seria obrazów, performansów i wydarzeń a także tematycznych spotkań.
Od 2001 r. co roku odbywa się tu festiwal sztuki ulicznej, która na stałe wpisuje się w krajobraz miasta. NuArt Festival to seria obrazów, performansów i wydarzeń a także tematycznych spotkań.
Osobiście bardzo lubię street art. Dla mnie to prawdziwa sztuka, talent osób często nieznanych. Jest to znacznie ładniejsze, niż tylko bazgroły sprayem. W Stavanger na każdym kroku można spotkać się z kolorowymi obrazkami, które od wielkoformatowych po maleńkie, ukryte w nieoczywistych miejscach, budzą szczery uśmiech. I jest to też fajna forma zwiedzania miasta. Człowiekowi aż chce się zaglądać w boczne zakamarki ulic, bo a nuż coś odnajdzie. Jest też przy tym sporo zabawy.
Sztuka ulicy - napis głosi, że wszyscy jesteśmy tacy sami. W Norwegii żyje się według Prawa Jantego, które mówi, że wszyscy są sobie równi bez względu na wykonywany zawód, płeć, wiarę czy pochodzenie.
Napis głosi, że miłość jest kluczem... Ale nie mówi, gdzie on jest i gdzie ta dziurka, do której pasuje...
Po drodze nie mogło zabraknąć małej Myszki Miki, bo choć pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, to znają ją wszyscy na całym świecie. Taka wszechwieczna celebrytka :)
A tu przykład, że nie wiem, co autor miał na myśli... Zakwefiona kobieta, czyli muzułmanka, ale króliczki na dłoniach? O co tu chodzi?
Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że sztuka ulicy jest całkowicie za darmo! Nie ma kustoszy, filcowych kapci, ukrytych kamer i biletu wstępu. Jest jeden warunek. Dobra pogoda, wygodne obuwie i świetny humor. Wtedy odkrywanie miasta w taki sposób jest przyjemne i niezapomniane. Polecam bardzo!
Dość znany mural w Stavanger. Mieści się przy Viking House. Moje myśli są zazwyczaj takie: splątane, pogmatwane i kolorowe ;)
Street Art to nie tylko śmieszne i ciekawe obrazki. To także poruszane problemy społeczne, jak samotność dzieci.
Dojazd do graffiti- i to jest najlepsze! Nie ma dojazdu, trzeba samemu odszukiwać malunki chodząc na piechotkę ;) Graffiti są w całym mieście, nieraz poukrywane w bocznych zakamarkach, czasem za skrzynką rozdzielczą, a czasem wysoko nad głową.
Cena: za zupełną darmoszkę :)