O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Święta, Święta i po Świętach...


CIĘŻKIE JEST ŻYCIE ELFA


Gwiazdka. Magiczny czas. W tym roku, jak zawsze elfy miały mnóstwo roboty z przydzielaniem, pakowaniem i podrzucaniem prezentów, tak, by Święty Mikołaj mógł dostarczyć je na czas. Głowy im parowały od czytania listów, ręce przypominały taśmociąg, cud, że same nie zapakowały się w ozdobną kokardę.
Przy takiej pracy pod presją czasu, już w czasie Gwiazdki, czasem zdarza się, że elfy mają głupawkę ;) No i w tym roku też tak było, a oto efekt tej głupawki.

Ech, ciężkie jest życie elfa...


Foto: Elf Tomasz

 
 
Foto: Elf Tomasz


Ta elfica z prawej jak zwykle dopieszczała w czasie Świąt swoją koteckę Mychę, ale na wszelki wypadek poszła o północy na Pasterkę, co by nie słyszeć w ludzkich słowach, ewentualnych pretensji ze strony Myszastej.
Ta elfica z lewej za to przygarnęła ze schroniska suczkę, absolutnie słodką i jak znam życie będzie bardzo rozpieszczana, nie tylko przez dzieci. Elf w postaci mojej Siostry sprawił, że jedne oczy nie będą przygasłe, nie będą spać na betonie i będą miały miłość i ciepłą miskę.
No cóż, w przyszłym roku dojdzie jeszcze jeden prezent do zapakowania przez elfy. Ale takie ich życie :)

A czy u Was elfy się spisały?

Do zobaczenia :)

środa, 24 grudnia 2014

Boże Narodzenie 2014r


 
 
 
 
Anielskich włosów na choince,

Anielskiej cierpliwości w sercu.

Anielskich chórów na dobranoc,

Anielskiego spokoju w życiu.

Anielskiej dobroci ze strony bliźnich,

Anielskich skrzydeł, aby wzlecieć…

 

W te szczególne dni życzę Wam wszystkim i Tobie Szanowny Gościu, byśmy odpoczęli, cieszyli się chwilą i byli jak te dobre Anioły, które sprawiają, że ludzie wokół nas się uśmiechają.

 

WESOŁYCH ŚWIĄT!

piątek, 19 grudnia 2014

Na wschodzie kraju, z wizytą w prawosławnej cerkwi


Na Lubelszczyźnie,

czyli co kryje się

na odludziu

nad rzeką Bug…

 

Witaj Drogi Gościu. Na pewno w ostatnim tygodniu przed Świętami biegasz za różnymi rzeczami absolutnie ważnymi i starasz się nie zwariować. Dlatego postaram się Ci pomóc i dać chwilę wytchnienia. Zabiorę Cię dziś znów na ziemię lubelską, która dawniej należała administracyjnie do Podlasia, gdzie jest cicho i spokojnie.
Jesteśmy we wsi Jabłeczna. Tu swe kroki skierujemy do męskiego Monasteru św. Onufrego.


Tablica przed wejściem na teren męskiego monasteru


Powstanie tego miejsca wiąże się z legendą, według której w pobliżu wsi Jabłeczna, rzeką Bug przypłynęła ikona św. Onufrego. Pobożni mieszkańcy zobaczyli w tym zdarzeniu przejaw bożej łaski, więc wybudowali świątynię. Najwcześniejszy przekaz pisemny pochodzi z 1498r, a kolejnym potwierdzającym fakt istnienia monasteru jest dekret króla Zygmunta z 1522r.
Przyjmuje się, że założycielami świątyni byli Anna i Jan Zaberezińscy, bogaty ród wyznania prawosławnego.


Brama Główna - widok od strony ulicy przedstawia postać św. Onufrego


Monaster rozwijał się i funkcjonował całkiem dobrze, choć podupadł w XVIIw. Budowa nowej świątyni dała życie aż do I wojny światowej. Wtedy większość mnichów ewakuowano do innych monasterów. Po powrocie w 1918r stan uświęconego miejsca był opłakany. Wszystkie budynki były zdewastowane, a cały majątek wywieziony. Lecz wiara i niezłomna postawa braci wciąż była silna.


Na terenie monasteru



 Brama na terenie klasztoru

Znów wróciło życie do Jabłecznej, choć na krótko. Powstała ponownie szkoła dla psalmistów, która przetrwała do 1939r. II wojna światowa nie oszczędziła Podlasia, a więc także i monasteru. Został on podpalony przez hitlerowców. Spłonęły pobliskie budynki, lecz sama świątynia ocalała. Także i po wojnie była celem grabieży okolicznych band, działających po lasach. Czas jakiś później wszystko się uspokoiło i zakonnicy zaczęli powoli porządkować i odbudowywać to, co zniszczyli inni. Wspomagała ich w tym ludność prawosławna.


Wejście do Jabłeczyńskiego Monasteru
 

Od 1999r klasztor ten podlega metropolicie warszawskiemu – Sawie, który jest też metropolitą całej Polski. Obecnie przeorem jest archimandryta Atanazy. W monasterze przebywa teraz 10 braci, którzy zajmują się tym, co było główną ideą założenia klasztoru – szerzą wiarę prawosławną na Podlasiu oraz skupiają się wokół pracy i modlitwy.


Brama Główna - widok od strony klasztornej przedstawia Chrystusa Pantokratora
 
Główna świątynia wybudowana w latach 1838-1840 dostała styl klasycystyczny na planie krzyża greckiego.
 
 
Jabłeczyński Monaster św. Onufrego
 
 

Kopuła głównej świątyni

 
Wnętrze jej dzieli się na części. Prezbiterium w części głównej oddzielone jest trzyrzędowym ikonostasem od części przeznaczonej dla wiernych. Słowo ikonostas pochodzi z greki i oznacza „eikon”, czyli ikonę oraz „statos”, czyli stan, ustawienie. W prezbiterium znajduje się drewniany ołtarz okryty szatą. Środek świątyni to część dla wiernych. Wieńczy go kopuła, która symbolizuje wszechświat, którym rządzi Chrystus Pantokrator. Wnętrze kościoła jest dekorowane freskami.
 
 
Wnętrze cerkwi, nade mną ikona patrona - św. Onufrego
 
 
 

Przepiękny żyrandol w kopule, wokół której namalowano świętych ze Starego Testamentu



 Jajko zwieńczające żyrandol


Najważniejszym obrazem jest tu ikona św. Onufrego. Datowana jest na XII-XIIIw. Została namalowana na cyprysowej desce, pokrytej srebrem, na którym wygrawerowano drzewa i rzekę Bug. Według legendy, to właśnie ta ikona przypłynęła tą rzeką. Postać św. Onufrego przedstawiona jest w pozycji stojącej. To, co rzuca się w oczy, to jego siwa broda, zapleciona w warkocz, sięgająca aż za kolana. Ikona została umieszczona z prawej strony, w pierwszym rzędzie ikonostasu.


Ikona św. Onufrego



Modlitwa do opiekuna klasztoru, św. Onufrego


Nie mniej ważną jest ikona Matki Bożej, zwanej Jabłeczyńską. Jest ona umieszczona symetrycznie do ikony św. Onufrego. Powstała niewiele później. Maryja jest przedstawiona z Dzieciątkiem na ręku, a wokół niej zostali umieszczeni Archanioł Gabriel i Archanioł Michał, a także prorocy Starego Testamentu. Ikonę tę czci się tu szczególnie.


Ikona Matki Bożej



 Matka Boża wraz z prorokami Starego Testamentu
 

Do terenu monasteru należą też kaplice, a wśród nich Kaplica Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny, usytuowana naprzeciw Bramy Głównej. Prowadzi do niej wysadzana drzewami aleja.


Aleja prowdząca do kaplicy


Kaplica pochodzi z początku XXw., jest drewniana, kryta blaszanym dachem z pięcioma kopułami i krzyżami. W kaplicy jest tylko prezbiterium z ołtarzem. Wierni w czasie nabożeństwa stoją na terenie przed budynkiem.


Kaplica Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny



Dom Pielgrzyma przy klasztorze
 

Pora już wracać do rzeczywistości. Wracamy przez Kodeń, który jest ciekawym miejscem. Z daleka złocą się kopuły Cerkwi Prawosławnej św. Michała Archanioła, zwanej także pod wezwaniem Świętego Ducha. Przed nią zabytkowa Brama Unicka, będąca jednocześnie dzwonnicą. Szybki rzut oka na prawą stronę kadru i widzimy tymczasową cerkiew, zbudowaną w 1500r, a rozebraną w 1878r. Oj, Kodeń to będzie z czasem kolejny cel naszej wspólnej wycieczki.


Kodeń
 

To co, odpocząłeś troszkę Drogi Gościu? Możesz znów wrócić do przedświątecznej bieganiny. Do ponownego zobaczenia. A gdzie? Zobaczymy, gdzie nas nogi poniosą.

 

sobota, 13 grudnia 2014

Beskid Żywiecki: Jałowiec


BESKIDZKICH PRZYGÓD

DUŚKI I TUŚKI

CIĄG DALSZY,

CZYLI O WYPRAWIE NA JAŁOWIEC

 

Już trzeci dzień spędzamy z Tusią swój wolny czas w Zawoi. I kolejnego poranka odbieram telefon od Bliskich, którzy martwią się, czy przypadkiem nie zmoczyło nam tyłków. Nam? Wyglądam przez okno i widzę niebieściutkie niebo, wobec tego pytam skąd takie przypuszczenie, jakoby miało być nam mokro tam, gdzie kończą się plecy? Ano, bo w Warszawie ciągle leje i przetaczają się burze. A w Zawoi miło się spędza czas i do tego wędruje w pięknych plenerach. Uspokoiwszy zatroskanych, pakujemy swoje podręczne plecaki i wyruszamy obie na kolejny szlak Beskidu Żywieckiego. Tym razem obieramy za cel Jałowiec (1111 m n.p.m.).
Z Zawoi Policzne łapiemy busika, który zawozi nas do Zawoi Trybały. Z żółtej drogi o nr 957, skręcamy w lewo i po przejściu mostu nad Skawicą próbujemy zorientować się czy jeżdżą tędy jakieś busy do Zawoi Wełczy. Na mapie to cztery przystanki, a także 4 km asfaltu. Słońce praży, nie ma co czekać i tracić cenne minuty. Zaopatrujemy się z Tuśką w dobry humor i dużą dawkę cierpliwości i w słońcu pokonujemy drogę. Z każdym przejeżdżającym autem rośnie nadzieja, że może z za zakrętu wyłoni się busik. Nic z tego. Dziś hartujemy swego ducha. I nogi.
Mniej więcej koło 9.30 dochodzimy do Wełczy. Tu robimy sobie krótki odpoczynek i zaglądamy do murowanego kościółka, a właściwie kaplicy pw. św. Andrzeja Boboli.


Zabytkowa kaplica pw. św. Andrzeja Boboli


Ta budowla z kamienia, wzniesiona na planie prostokąta, z trójkondygnacyjną wieżą od frontu, zawiera w ołtarzu obraz św. Andrzeja Boboli, pędzla M. Sabatowicza.


Wnętrze nieużywanej obecnie kaplicy


Kaplica to najważniejszy zabytek Wełczy, pochodzący z początku XXw. Obecnie jest nieużywana, obok wybudowano nowy kościół p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Sama Wełcza jest jedną z najstarszych przysiółków Zawoi.


Wełcza - stara i nowa świątynia


Troszkę kluczymy po ulicy, bowiem choć odnalazłyśmy właśnie szlakowskaz, to nikt z miejscowych nie potrafi nam powiedzieć, gdzie on się zaczyna. Ot, niespodzianka. Wreszcie znajduje się jeden człowiek, który nam wskazuje drogę i już widzimy namalowany niebieski szlak. Bardzo dobrze. Taki właśnie jest nam potrzebny.


Szlakowskaz przy głównej drodze


Przedzieramy się przez zarośla i próbujemy nie wywinąć orła na grząskim gruncie. Deszcze poprzedniego tygodnia nieco rozmoczyły nam drogę, ale przecież co to dla nas?


Początek szlaku, nieco mokry


 
 W leśnym tunelu :) Foto: Marta


Od wsi do szczytu mamy jakieś 2h drogi. Nieśpiesznym krokiem, mozolnie pod górkę, zwiększamy z Martą wysokość.
Po drodze odnajdujemy smak lata, a szlak wiedzie nas a to jakby w wysuszonym korycie rzeki, a to po wąskiej ścieżynie z zaroślami po bokach. Krótki przystanek na złapanie oddechu wykorzystujemy by natrzeć się sprayem na komary i meszki.


Smak lata :)



 Mniam :) Foto: Marta



 Jak w wysuszonym korycie rzeki...



 Na szlaku



 Ktoś tu nam pokazał swoje cztery litery... :)


Po pewnym czasie otwiera nam się widok w stronę pasma Policy. Wczoraj tam właśnie byłyśmy. Teraz widzimy jak byłyśmy daleko. Prawie jak za siódmą górą, za siódmą rzeką…


Pierwsze prześwity na szlaku



 Beskid Żywiecki



 Pasmo Policy



 Na szlaku. Foto: Marta


Nasz wzrok biegnie ku polanie, gdzie pasą się owce, zapewnie należące do bacy z Hali Barankowej. I wreszcie ją widzimy – Babią Górę. To będzie cel na kolejny dzień.


Owce na polanie



 Pasmo Babiogórskie



 Babia Góra - widok ze szlaku na Jałowiec, z prawej widoczna Przełęcz Brona



 Błotnisty fragment szlaku
 

Znów telefon kontrolny. Słyszę w słuchawce: - Pada już w was? – Nie, skąd, ładna pogoda. – To uważajcie, bo u nas już pada, to i u was zaraz będzie. – Ale przecież Warszawa jest tyle kilometrów stąd! Patrzę na Tusię, a ona na mnie. Wzruszamy ramionami i dalej pokonujemy wysokość.


Mokro, grząsko, ale fajosko :)
 

Wreszcie dochodzimy do połączenia szlaku niebieskiego z żółtym. Tu robimy krótki odpoczynek. Mamy stąd przepiękny widok na Beskid Makowski, a także na dalszym planie Beskid Mały. Krajobraz wynagradza nam trud wspinaczki.

 
Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie



 Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie



 Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie, dalej w prawą stronę zaczyna się pasmo Policy



 Chwila odpoczynku z pięknymi widokami :)


Stąd zboczem Jałowca idziemy szerokim szlakiem przez las, prosto ku szczytowi. Znajdujemy się na Leśnej Ścieżce Przyrodniczej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na szlaku nikogo nie ma. Cisza i spokój.


Na Leśnej Ścieżce Przyrodniczej na zboczu Jałowca



 Jedna z tablic ścieżki przyrodniczej


 Jeszcze kilka kroków i już jesteśmy na szczycie Jałowca, na którym znajduje się rozległa Hala Trzebuńska. To najwyższy szczyt Pasma Jałowieckiego. Rozciąga się z niego wspaniały widok, począwszy od najbliższego Lachów Gronia, poprzez Beskid Śląski i Żywiecki, na Babiej Górze kończąc.

 
Na szczycie Jałowca 1111 m n.p.m., z prawej szczyt Pilska



 Na szczycie Jałowca, najbliższy szczyt z prawej to Lachów Groń



 Pasmo Babiej Góry



 Szlakowskaz na szczycie Jałowca


Padamy z Tusią na trawę i tu zarządzamy dłuższy odpoczynek. Na szczycie kilkoro ludzi już wypoczywa.


Odpoczynek na szczycie Jałowca


Kiedy już wymościłyśmy sobie miejsce, zaczęłyśmy rozglądać się po okolicy. Najbliżej nas znajduje się drewniany krzyż, upamiętniający piesze wędrówki Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz jeszcze wtedy Kardynała Karola Wojtyły.


Krzyż upamiętniający obu kardynałów postawiony w 2000r przez ludność Stryszawy


Dalej mamy zadaszoną wiatę oraz tablicę z opisanymi szczytami.


Tablica  z opisem panoramy i załamanie pogody nad Pilskiem
 

Jest południe. Parno. Spoglądam w kierunku Pilska, a tam… nie do wiary, błyska się! Chwilę potem słyszymy grzmot. No to szybko ta burza przeleciała z Warszawy… Postanawiamy jednak zwinąć się z przepięknego szczytu, żałując, że pogoda nas pogania. Zdecydowanie nie chcemy być mokre.


Za nami Beskid Żywiecki i coraz groźniejsze chmury, z których co i rusz się błyska

 
Znów ciche pomruki od strony Żywca. Posiliwszy się i po obowiązkowej sesji foto schodzimy z Jałowca żółtym szlakiem poprzez Halę Trzebuńską. Mamy piękny widok na Babią Górę. Byłoby sielsko i anielsko, gdyby nie te grzmoty co i rusz przeszywające powietrze.


Jałowiec i widoczna Hala Trzebuńska



Przed nami Babia Góra


Zagłębiamy się w las i zmieniamy szlak, tym razem na zielony. Miejsce to nazywa się Las Czerniawa. Stąd można się dostać na Lachów Groń w jakieś 2h.


Wchodzimy w Las Czerniawa



Na szlaku tuż przed Przełęczą Klekociny


My jednak kierujemy się w lewo na Przełęcz Klekociny. Tu myślałyśmy, że zobaczymy sezonowe schronisko Zygmuntówka, jednak okazało się, że obiektu już nie ma. W każdym razie nie ma go dla turystów. Poinformowała nas o tym miła rodzina, która także wybrała się na spacer na przełęcz.

 
Przełęcz Klekociny



 Prawdopodobnie ten domek to dawna Zygmuntówka, ale tabliczki i kierunkowskazu tam nie ma :(


Wobec powyższego dziękujemy i ochoczo ruszamy dalej. Po kilku minutach wspinania się, coś mi nie pasuje. Mówię do Tusi, żeby dała mapę, bo coś mi nie gra. Oczywiście intuicja mnie nie zawodzi. Jeszcze chwila i doszłybyśmy na Magurkę. Wracamy więc, z powrotem na Klekociny i jeszcze raz pytamy tej samej rodziny, gdzie tu zaczyna się szutrowa droga, tyle, że nie biegnąca do Koszarawy, a do Wełczy. Po raz drugi uprzejmie nas informują i po chwili, po przedarciu się przez krzaki, jesteśmy na Drodze Koło Zakrętów.


Droga Koło Zakrętów


Początkowo utwardzona droga szutrowa daje nam wytchnienie od dzisiejszego błota, pagórków i ogólnego zmęczenia. Po pewnym czasie mamy możliwość pójścia skrótem, by dostać się do Zawoi Wilcznej i stamtąd bocznymi uliczkami przedostać się do Policznego. Nie znamy jednak terenu, nadciąga burza, a skrót wiedzie nas w ciemny las i w dodatku stromo się zaczyna. Spoglądamy na siebie i już wiemy, że jednak zostaniemy na drodze.
 
 
Droga Koło Zakrętów
 
 

Po drodze napotykamy stado motyli, które obsiadły pobliskie kwiaty, tu jedna z motylich stołówek :)

 
Noga za nogą, śpiewając sobie różne piosenki, zataczamy dzisiejszego dnia pętelkę, bowiem około 14.30 znów jesteśmy przy kaplicy w Wełczy. Należy nam się chwila odpoczynku. Przed nami znów 4 km do głównej drogi, a tam nawet nie wiemy, czy jakiś busik będzie jechał. Siadamy więc, na schodkach przy kościele. Zjadamy ostatnie banany, wrzucamy po kawałku czekoladki i chwilkę rozmawiamy o dzisiejszej wędrówce.
 
 
A tak w ogóle to jesteśmy na Małopolskim Szlaku Owocowym, na którym wcinamy banany :)
 

I po raz kolejny tego dnia Opatrzność nad nami czuwa. Po raz trzeci na naszej drodze staje ta sama rodzina, z którą ucięliśmy sobie miłą pogawędkę na Przełęczy Klekociny. Proponują nam podwózkę. Jesteśmy szczęśliwe i oczywiście korzystamy z okazji, bo w ten sposób zaoszczędzimy nudną wędrówkę asfaltem.  Jednak okazuje się, że przemili Państwo zawożą nas aż do Policznego! Szczęście bez granic. Dziękujemy pięknie, nie bardzo mając się jak odwdzięczyć. W tym miejscu chcę jeszcze raz bardzo podziękować i pozdrowić Rodzinę, którą zesłały nam dobre anioły.
Chwilę po tym, jak Rodzina odjechała, a my zadowolone weszłyśmy do karczmy, by zjeść obiadek, z nieba lunął właśnie deszcz. Mamy szczęście. Tyłki pozostały suche. Mam nadzieję, że również dobrzy ludzie dojechali cało i zdrowo do swego celu. Jednak pójście  drogą a nie skrótem było nam pisane. Siedzimy z Tuśką w karczmie, kiedy słyszę telefon. W słuchawce:  - Już u was pada?... Kocham moją Rodzinkę J


Już bezpieczne w karczmie Zbójnicka :) Foto: Marta


Do zobaczenia!

 
Hej!