BESKIDZKICH PRZYGÓD
DUŚKI I TUŚKI
CIĄG DALSZY,
CZYLI O WYPRAWIE NA JAŁOWIEC
Już trzeci
dzień spędzamy z Tusią swój wolny czas w Zawoi. I kolejnego poranka odbieram
telefon od Bliskich, którzy martwią się, czy przypadkiem nie zmoczyło nam tyłków.
Nam? Wyglądam przez okno i widzę niebieściutkie niebo, wobec tego pytam skąd
takie przypuszczenie, jakoby miało być nam mokro tam, gdzie kończą się plecy? Ano,
bo w Warszawie ciągle leje i przetaczają się burze. A w Zawoi miło się spędza
czas i do tego wędruje w pięknych plenerach. Uspokoiwszy zatroskanych, pakujemy
swoje podręczne plecaki i wyruszamy obie na kolejny szlak Beskidu Żywieckiego.
Tym razem obieramy za cel Jałowiec (1111 m n.p.m.).
Z Zawoi
Policzne łapiemy busika, który zawozi nas do Zawoi Trybały. Z żółtej drogi o nr
957, skręcamy w lewo i po przejściu mostu nad Skawicą próbujemy zorientować się
czy jeżdżą tędy jakieś busy do Zawoi Wełczy. Na mapie to cztery przystanki, a
także 4 km asfaltu. Słońce praży, nie ma co czekać i tracić cenne minuty.
Zaopatrujemy się z Tuśką w dobry humor i dużą dawkę cierpliwości i w słońcu
pokonujemy drogę. Z każdym przejeżdżającym autem rośnie nadzieja, że może z za
zakrętu wyłoni się busik. Nic z tego. Dziś hartujemy swego ducha. I nogi.
Mniej więcej
koło 9.30 dochodzimy do Wełczy. Tu robimy sobie krótki odpoczynek i zaglądamy
do murowanego kościółka, a właściwie kaplicy pw. św. Andrzeja Boboli.
Zabytkowa kaplica pw. św. Andrzeja Boboli
Ta
budowla z kamienia, wzniesiona na planie prostokąta, z trójkondygnacyjną wieżą
od frontu, zawiera w ołtarzu obraz św. Andrzeja Boboli, pędzla M. Sabatowicza.
Wnętrze nieużywanej obecnie kaplicy
Kaplica to najważniejszy zabytek Wełczy, pochodzący z początku XXw. Obecnie
jest nieużywana, obok wybudowano nowy kościół p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Sama Wełcza jest jedną z najstarszych przysiółków Zawoi.
Wełcza - stara i nowa świątynia
Troszkę
kluczymy po ulicy, bowiem choć odnalazłyśmy właśnie szlakowskaz, to nikt z
miejscowych nie potrafi nam powiedzieć, gdzie on się zaczyna. Ot,
niespodzianka. Wreszcie znajduje się jeden człowiek, który nam wskazuje drogę i
już widzimy namalowany niebieski szlak. Bardzo dobrze. Taki właśnie jest nam
potrzebny.
Szlakowskaz przy głównej drodze
Przedzieramy
się przez zarośla i próbujemy nie wywinąć orła na grząskim gruncie. Deszcze
poprzedniego tygodnia nieco rozmoczyły nam drogę, ale przecież co to dla nas?
Początek szlaku, nieco mokry
W leśnym tunelu :) Foto: Marta
Od wsi do
szczytu mamy jakieś 2h drogi. Nieśpiesznym krokiem, mozolnie pod górkę,
zwiększamy z Martą wysokość.
Po drodze
odnajdujemy smak lata, a szlak wiedzie nas a to jakby w wysuszonym korycie
rzeki, a to po wąskiej ścieżynie z zaroślami po bokach. Krótki przystanek na
złapanie oddechu wykorzystujemy by natrzeć się sprayem na komary i meszki.
Smak lata :)
Mniam :) Foto: Marta
Jak w wysuszonym korycie rzeki...
Na szlaku
Ktoś tu nam pokazał swoje cztery litery... :)
Po pewnym
czasie otwiera nam się widok w stronę pasma Policy. Wczoraj tam właśnie
byłyśmy. Teraz widzimy jak byłyśmy daleko. Prawie jak za siódmą górą, za siódmą
rzeką…
Pierwsze prześwity na szlaku
Beskid Żywiecki
Pasmo Policy
Na szlaku. Foto: Marta
Nasz wzrok biegnie ku polanie, gdzie pasą się owce, zapewnie należące do
bacy z Hali Barankowej. I wreszcie ją widzimy – Babią Górę. To będzie cel na
kolejny dzień.
Owce na polanie
Pasmo Babiogórskie
Babia Góra - widok ze szlaku na Jałowiec, z prawej widoczna Przełęcz Brona
Błotnisty fragment szlaku
Znów telefon
kontrolny. Słyszę w słuchawce: - Pada już w was? – Nie, skąd, ładna pogoda. –
To uważajcie, bo u nas już pada, to i u was zaraz będzie. – Ale przecież
Warszawa jest tyle kilometrów stąd! Patrzę na Tusię, a ona na mnie. Wzruszamy
ramionami i dalej pokonujemy wysokość.
Mokro, grząsko, ale fajosko :)
Wreszcie
dochodzimy do połączenia szlaku niebieskiego z żółtym. Tu robimy krótki
odpoczynek. Mamy stąd przepiękny widok na Beskid Makowski, a także na dalszym
planie Beskid Mały. Krajobraz wynagradza nam trud wspinaczki.
Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie
Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie
Beskid Makowski i Beskid Mały na dalszym planie, dalej w prawą stronę zaczyna się pasmo Policy
Chwila odpoczynku z pięknymi widokami :)
Stąd zboczem Jałowca idziemy szerokim szlakiem przez las, prosto ku szczytowi. Znajdujemy
się na Leśnej Ścieżce Przyrodniczej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na
szlaku nikogo nie ma. Cisza i spokój.
Na Leśnej Ścieżce Przyrodniczej na zboczu Jałowca
Jedna z tablic ścieżki przyrodniczej
Jeszcze kilka kroków i już jesteśmy na
szczycie Jałowca, na którym znajduje się rozległa Hala Trzebuńska. To najwyższy
szczyt Pasma Jałowieckiego. Rozciąga się z niego wspaniały widok, począwszy od
najbliższego Lachów Gronia, poprzez Beskid Śląski i Żywiecki, na Babiej Górze
kończąc.
Na szczycie Jałowca 1111 m n.p.m., z prawej szczyt Pilska
Na szczycie Jałowca, najbliższy szczyt z prawej to Lachów Groń
Pasmo Babiej Góry
Szlakowskaz na szczycie Jałowca
Padamy z
Tusią na trawę i tu zarządzamy dłuższy odpoczynek. Na szczycie kilkoro ludzi
już wypoczywa.
Odpoczynek na szczycie Jałowca
Kiedy już wymościłyśmy sobie miejsce, zaczęłyśmy rozglądać się po
okolicy. Najbliżej nas znajduje się drewniany krzyż, upamiętniający piesze
wędrówki Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz jeszcze wtedy Kardynała Karola
Wojtyły.
Krzyż upamiętniający obu kardynałów postawiony w 2000r przez ludność Stryszawy
Dalej mamy zadaszoną wiatę oraz tablicę z opisanymi szczytami.
Tablica z opisem panoramy i załamanie pogody nad Pilskiem
Jest
południe. Parno. Spoglądam w kierunku Pilska, a tam… nie do wiary, błyska się!
Chwilę potem słyszymy grzmot. No to szybko ta burza przeleciała z Warszawy…
Postanawiamy jednak zwinąć się z przepięknego szczytu, żałując, że pogoda nas
pogania. Zdecydowanie nie chcemy być mokre.
Za nami Beskid Żywiecki i coraz groźniejsze chmury, z których co i rusz się błyska
Znów ciche
pomruki od strony Żywca. Posiliwszy się i po obowiązkowej sesji foto schodzimy
z Jałowca żółtym szlakiem poprzez Halę Trzebuńską. Mamy piękny widok na Babią
Górę. Byłoby sielsko i anielsko, gdyby nie te grzmoty co i rusz przeszywające
powietrze.
Jałowiec i widoczna Hala Trzebuńska
Przed nami Babia Góra
Zagłębiamy
się w las i zmieniamy szlak, tym razem na zielony. Miejsce to nazywa się Las
Czerniawa. Stąd można się dostać na Lachów Groń w jakieś 2h.
Wchodzimy w Las Czerniawa
Na szlaku tuż przed Przełęczą Klekociny
My jednak kierujemy
się w lewo na Przełęcz Klekociny. Tu myślałyśmy, że zobaczymy sezonowe
schronisko Zygmuntówka, jednak okazało się, że obiektu już nie ma. W każdym
razie nie ma go dla turystów. Poinformowała nas o tym miła rodzina, która także
wybrała się na spacer na przełęcz.
Przełęcz Klekociny
Prawdopodobnie ten domek to dawna Zygmuntówka, ale tabliczki i kierunkowskazu tam nie ma :(
Wobec
powyższego dziękujemy i ochoczo ruszamy dalej. Po kilku minutach wspinania
się, coś mi nie pasuje. Mówię do Tusi, żeby dała mapę, bo coś mi nie gra.
Oczywiście intuicja mnie nie zawodzi. Jeszcze chwila i doszłybyśmy na Magurkę.
Wracamy więc, z powrotem na Klekociny i jeszcze raz pytamy tej samej rodziny,
gdzie tu zaczyna się szutrowa droga, tyle, że nie biegnąca do Koszarawy, a do
Wełczy. Po raz drugi uprzejmie nas informują i po chwili, po przedarciu się
przez krzaki, jesteśmy na Drodze Koło Zakrętów.
Droga Koło Zakrętów
Początkowo utwardzona
droga szutrowa daje nam wytchnienie od dzisiejszego błota, pagórków i ogólnego zmęczenia.
Po pewnym czasie mamy możliwość pójścia skrótem, by dostać się do Zawoi
Wilcznej i stamtąd bocznymi uliczkami przedostać się do Policznego. Nie znamy
jednak terenu, nadciąga burza, a skrót wiedzie nas w ciemny las i w dodatku
stromo się zaczyna. Spoglądamy na siebie i już wiemy, że jednak zostaniemy na
drodze.
Droga Koło Zakrętów
Po drodze napotykamy stado motyli, które obsiadły pobliskie kwiaty, tu jedna z motylich stołówek :)
Noga za nogą, śpiewając sobie różne piosenki, zataczamy dzisiejszego dnia
pętelkę, bowiem około 14.30 znów jesteśmy przy kaplicy w Wełczy. Należy nam się
chwila odpoczynku. Przed nami znów 4 km do głównej drogi, a tam nawet nie
wiemy, czy jakiś busik będzie jechał. Siadamy więc, na schodkach przy kościele.
Zjadamy ostatnie banany, wrzucamy po kawałku czekoladki i chwilkę rozmawiamy o
dzisiejszej wędrówce.
A tak w ogóle to jesteśmy na Małopolskim Szlaku Owocowym, na którym wcinamy banany :)
I po raz
kolejny tego dnia Opatrzność nad nami czuwa. Po raz trzeci na naszej drodze
staje ta sama rodzina, z którą ucięliśmy sobie miłą pogawędkę na Przełęczy
Klekociny. Proponują nam podwózkę. Jesteśmy szczęśliwe i oczywiście korzystamy
z okazji, bo w ten sposób zaoszczędzimy nudną wędrówkę asfaltem. Jednak okazuje się, że przemili Państwo
zawożą nas aż do Policznego! Szczęście bez granic. Dziękujemy pięknie, nie
bardzo mając się jak odwdzięczyć. W tym miejscu chcę jeszcze raz bardzo
podziękować i pozdrowić Rodzinę, którą zesłały nam dobre anioły.
Chwilę po tym,
jak Rodzina odjechała, a my zadowolone weszłyśmy do karczmy, by zjeść obiadek,
z nieba lunął właśnie deszcz. Mamy szczęście. Tyłki pozostały suche. Mam
nadzieję, że również dobrzy ludzie dojechali cało i zdrowo do swego celu.
Jednak pójście drogą a nie skrótem było
nam pisane. Siedzimy z Tuśką w karczmie, kiedy słyszę telefon. W słuchawce: - Już u was pada?... Kocham moją Rodzinkę J
Już bezpieczne w karczmie Zbójnicka :) Foto: Marta
Do
zobaczenia!
Hej!