O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

poniedziałek, 4 listopada 2019

Słowenia - cuda świata w pigułce cz. IV


Słowenia – mały kraj,
wielkie możliwości
Cz. IV



Ledwo wyszliśmy spod ziemi, a już dopadło nas słońce i zaczęło dobierać się pod najdalsze poziomy skóry. Przyjemny chłód Szkocjańskich Jaskiń powoli stał się wspomnieniem. Jeszcze żyliśmy tym, co właśnie widziały nasze oczy, trwaliśmy w zachwycie, zdejmując kolejne warstwy ubrań i idąc do autokaru. Dzień się jeszcze nie skończył, a przed nami był kolejny punkt zwiedzania. Tym razem przenieśliśmy się na zachód naszej „kury”, czyli zbliżyliśmy się do granicy z Włochami.

ŻAGLE, SŁOŃCE I PŁYWANIE
TO NAJLEPIEJ JEST W PIRANIE…


Piran. Kurort nad Adriatykiem. Włoski klimat na słoweńskich wakacjach. Zresztą o tym mieście mówi się, że wyglądem przypomina Wenecję. Sprawdziłam, patrząc na niego z góry, ale o tym później. Od biedy można to tak ująć.
Przemierzamy kilometry i coraz częściej za oknem pojawiają się typowo włoskie obrazy, białe wille z czerwoną dachówką, roślinność typowa dla nadmorskich miejscowości, wąskie i kręte drogi, na których, zastanawiam się, czy autokar da radę skręcić.
Coraz częściej na horyzoncie przewija się woda… Najpierw mijamy Izolę. To miasteczko ma największy port jachtowy na słoweńskim wybrzeżu.


Izola - widok na najstarszą jej część



Izola - na horyzoncie przedsionek Alp Julijskich



Izola i jej winnice


Nie zatrzymujemy się tu, tylko przejeżdżamy, by za moment wpaść na chwilę do Portorož. To miasto w pobliżu Piranu. Uchodzi za ekskluzywny kurort turystyczny. Przy granicy z Piranem zachowały się dawne magazyny soli, która tu była składowana i przez wieki pozyskiwana przez odparowywanie wody morskiej. Ale my jedziemy dalej.


Portorož - nadmorski kurort



Portorož



Portorož i jeden z luksusowych hoteli nad zatoką


I po niedługiej chwili na okolicznych wzgórzach dostrzegam mury, a w zasadzie ich pozostałości. Już wiem, że jestem w Piranie.


Pierwszy widok na mury Piranu



Statek w Zatoce Triesteńskiej, jako, że włoski Triest jest niedaleko Piranu



Nazwa miejscowości po słoweńsku i włosku



Mapa Piranu - cypelek to najstarsza część miasta


Potem przez okno w autokarze widzę port jachtowy i czuję się jakbym przeskoczyła przez granicę. Jak znana aktorka, która na urlop wybrała sobie słoweński kurort, bo inne nad Adriatykiem jej się znudziły. Z tą różnicą, że tej aktorki akurat nikt tu nie zna. I dobrze, spokojnie zwiedzę sobie zakamarki Piranu 😉



Pierwszy widok na nadbrzeże



Nadbrzeże portowe - z tyłu, na końcu cypla, latarnia morska



Piran od strony nadbrzeża



Port jachtowy w Piranie



Wielbiciele żagli mają tu swój przystanek



Gwiazda na wakacjach ;)


Na początek idziemy na centralny plac miasta, czyli plac Giuseppe Tartiniego. 


Mozaika na jednym z budynków



Muzeum Marynistyczne w Piranie - zabrakło mi czasu na zwiedzenie tego przybytku



Lew wenecki na fasadzie budynku, wpływ dawnej republiki jest widoczny choćby w takich szczegółach



Ciasne uliczki Piranu



Kamieniczka przy ulicy... Lenina ;) 


Plac powstał pod koniec XIX w. kiedy to zasypano wewnętrzny basen portowy. Na środku znajduje się pomnik barokowego kompozytora, skrzypka i pedagoga – Giuseppe Tartiniego, który urodził się w Piranie w 1692 r. w zamożnej rodzinie. Jego ojciec chciał, by jego syn został franciszkaninem, on jednak poszedł studiować prawo na uniwersytecie w Padwie. Dość młodo i pochopnie ożenił się z Elizabettą Premazore, panną niższego stanu, starszą od siebie, w dodatku protegowaną kardynała Giorgio Cornaro. Zazdrosny kardynał wniósł fałszywe oskarżenie o uprowadzenie Elizabetty. To skłoniło przyszłego kompozytora do ucieczki do Asyżu, gdzie schronił się u Braci Franciszkanów. Tam też pobierał lekcje gry na skrzypcach. A w 1715 r. kupił skrzypce od kolegi o nazwisku Antonio Stradivari. Brzmi znajomo? No pewnie! Giuseppe Tartini był pierwszym właścicielem pożądanych na świecie skrzypiec, o których mówi się krótko – to Stadivarius! Taka ciekawostka… Niestety nie wiadomo, co stało się z Elizabettą. Historia spuściła tu zasłonę milczenia.


Plac Giuseppe Tartiniego, z lewej strony ratusz, wyżej położona katedra św. Jerzego z dzwonnicą łudząco podobną do weneckiej Campanille



Pomnik Giuseppe Tartiniego



Kamienice przy placu


Przy placu stoi wyróżniająca się kamienica z oknami weneckimi, zwana Benečanka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak Piran był kiedyś wenecką twierdzą na wybrzeżu Istrii. Ale jest to kamienica, z którą związana jest legenda, jakoby pewien kupiec zakupił ją dla swojej wybranki, żeby nikt nie mówił, że jest biedna. W owym czasie nie każdego było stać na dom przy rynku. I tak sobie stoi do dziś urocza kamieniczka, choć zakochani poddawani byli zawiści mieszkańców, zalewani tym, co dziś nazwalibyśmy hejtem.


Benečanka z weneckimi oknami



Benečanka do niedawna miała ciemno bordową fasadę, przez co była chyba ciekawsza...


Oczywiście przy placu znajduje się dość sporych rozmiarów ratusz, który jest tłem dla pomnika Tartiniego. Powstał w latach 1877 – 1879.  Sam plac jest przestronny i wyłożony białym kamieniem.


Ratusz na Placu Tartiniego


Prosto z placu idziemy w górę, ciasnymi uliczkami. Cień w uliczkach jest zbawienny, gdyż słońce mocno operuje. Chwilami jest tak ciasno, że można rozłożyć ręce i dotyka się nimi ścian budynków. Z drugiej też strony, mamy okazje widzieć te mniej reprezentacyjne domy, zwykłe domostwa zwykłych mieszkańców Piranu.


W ciasnej uliczce Piranu



Dzwonnica w Piranie, na środkowym planie, baptysterium, z przodu pozostałości murów miejskich



Na murach miejskich



Piran z murów, widok w stronę Portorož



Piran - widok na Plac Tartiniego, widoczny ratusz



Stara część Piranu



Plac Tartiniego



Na murach miejskich



Być gwiazdą... jak to trudno nią być ;)

I wreszcie wychodzimy wysoko, by dostać się do górującej nad miastem bryły katedry św. Jerzego (Stolna Cerkev sv. Jurija). Kościół powstał w XII w, ale jego ostateczny kształt powstał dopiero w XIV w. Ponieważ poświęcono budynek w dzień św. Jerzego, obrano go tym samym za patrona świątyni.



Dzwonnica w Piranie, prawie taka sama jak Campanille w Wenecji



Wewnątrz baptysterium



Katedra św. Jerzego



Wnętrze katedry, zbliżenie na ołtarz



Wewnątrz katedry, z lewej strony niestety ucięty posąg patrona


Chwilę kręcimy się po kościelnym podwórku, wychylamy się przez dawne mury obronne miasta i patrzymy w dal, w stronę Włoch, skryte hen, za wodą. Dostajemy czas wolny. Jest go tyle, że spokojnie mogę „zaliczyć” kilka atrakcji. I nie, nie będę się kąpać, ponieważ umówmy się – piaszczystej plaży Piran nie posiada. Raczej schodzi się tu z kamiennego wybrzeża, drabinką prosto do wody. Przy czym mówiąc kamienne wybrzeże, mam na myśli wielkie bloki skalne, a nie żwirek pod stopami.


Widok spod katedry



Widok w stronę Triestu



Piran widziany spod katedry św. Jerzego



Czerwone dachy domów w Piranie



Wzgórza Piranu z wieżami obronnymi



Kwitnące bugenwille na murach miejskich



Uroczy mieszkaniec Piranu, na mój widok merdał ogonem :) 



Coś w rodzaju rynku w Piranie, gdzie kwitł handel. Przy schodach dwa posągi, które symbolizują (to nie żart) Prawo i Sprawiedliwość... 



Włoski klimacik... ;) 


Razem z dość liczną grupą z naszej wycieczki idziemy na przystań portową, by odbyć przejażdżkę stateczkiem po wodach Adriatyku. Bawimy się na łodzi przednio, zwłaszcza, że kapitan (ma czapkę marynarską, to chyba kapitan, prawda?) serwuje nam słoweński bimberek. Ło panie… ależ to świństwo kopie! Ledwie zamoczyłam w tym usta, a wykrzywia mnie tak, że myślę, że wypadnę za burtę. Na wszelki wypadek siedzę, uśmiecham się, a reszta ląduje za plecami w rozpryskiwanej wodzie morskiej. Morska bryza chłodzi, my podziwiamy Piran od strony wody. Jest cudownie!


Piran z nadbrzeża, skąd wypłynęliśmy w rejs



Bryła katedry św. Jerzego górująca nad Piranem



Jeden z luksusowych hoteli w Piranie



Piran widziany z wód Adriatyku



Płynę sobie...


Kiedy rejs nam się kończy, razem z Sylwią, Darkiem, Małgosią i Justynką, idziemy zjeść jakiś słoweński smakołyk i oczywiście piwosze nie odmawiają sobie posmakowania piwa Laško. Ja z kolei próbuję ćevapčici – paluszków z mięsa mielonego. Zajadamy ze smakiem i delektujemy się wakacyjnym klimatem przy nadmorskiej promenadzie. Rozmowom nie ma końca, z takim towarzystwem ciągle się śmieję. Moje trudy remontowe idą w niepamięć. Ludzie to jednak połowa sukcesu na takiej wyprawie.


W jednej z licznych knajpek w Piranie



Laško i wszystko jasne ;) 



Moje ćevapčici


Po wspólnym posiłku postanawiam odłączyć się od grupy i powędrować na dawne mury miejskie. Do dnia dzisiejszego zachowało się kilka bram miejskich, które wyznaczały granice miasta. Walls of Piran, czyli ściany Piranu. Odrestaurowane, zachowane i w części udostępnione do zwiedzania.


Walls of Piran - Ściany Piranu



Zabytkowe mury miasta


Do dziś miasto zachowało swój średniowieczny charakter jako skupiskowa tkanka miejska otoczona murem miejskim. Najstarszą częścią miasta jest Punta, a na zboczu za nią znajduje się fort z X w., do którego  mieszkańcy mogli się wycofać w czasie zagrożenia. W następnych stuleciach miasto było w stanie stopniowo powiększać się tylko w kierunku suchego lądu, ponieważ cały półwysep był już zabudowany. Miasto składało się z czterech dzielnic: Miljska, Stolnična, Misana i Grad, które od początku były otoczone murem. Najstarszy mur zachował się od wybrzeża, a potem stopniowo przesuwał się w głąb lądu wraz z rozwojem miasta. Pod koniec XIII w., kiedy Piran znalazł się pod panowaniem weneckim, miasto zaczęło stopniowo rosnąć i rozwijać się. W związku z tym został ostatecznie otoczony nowym murem, który obejmował dzielnicę Campo, której częścią był także wewnętrzny dok, jeszcze poza murami miasta.


Na zabytkowych murach miasta



Wieże Piranu


Najnowsza część muru z warownymi wieżami w południowo-wschodniej części, pochodzi z okresu od 1470 r. do 1533 r. i znajduje się na zboczu wzgórza. Mury te zbudowano w obawie przed tureckimi najazdami. Prawie w pełni zachowany mur miał kiedyś bramy miejskie, niektóre z nich, zachowały się do dnia dzisiejszego. Mur zdobiły też wieże. Z zewnątrz wyglądają  jak potężny fort, a wewnątrz widać ich drewniane konstrukcje ze schodami. Utrzymanie i renowacja murów zawsze leżały w gestii miasta i państwa. Część ściany zwrócona w głąb lądu, z wieżami fortyfikacyjnymi i podwójnymi bramami miejskimi, wymagała  wielu prac konserwatorskich i prezentacji w celu zapewnienia odpowiedniego dostępu i bezpiecznego zwiedzania dla turystów. Ryzyko wypadków jest tu minimalizowane choćby przez zamykanie murów w czasie deszczu.


Mury miejskie z wieżami



Na jednej z wież - widok na najstarszą część Piranu



Na Ścianach Piranu



Mury miejskie



Taka sobie chatka letniskowa ;)


Biegam sobie po murach i podziwiam tę niby Wenecję słoweńską. No tak, ten cypelek można uznać za podobny… I w zasadzie, jak dla mnie to tyle podobieństw. Za to widoki z murów warte odżałowania tych 2 €. Jeśli kiedyś tam traficie, wdrapcie się na te mury.



Piran z murów miejskich



Wieże Piranu



Wody Adriatyku



Nawet stąd dobrze widać Plac Tartiniego



A z drugiej strony murów... trening piłki nożnej



I jeszcze raz Piran



Na murach miasta


Beztroski, typowo wakacyjny relaks w Piranie dobiega końca. Wracamy na nadbrzeże, gdzie mamy umówioną zbiórkę. 



Jedna z uliczek Piranu



Jedziemy na odpoczynek do hotelu, choć rozmów i towarzystwa wciąż nam mało. Zaczynamy śpiewać 100 lat dla Asi, która miała dzień wcześniej urodziny, a teraz częstuje nas słoweńską wódką. Po powrocie i obiadokolacji zbieramy się w holu i razem z Sylwią, Darkiem, Małgosią, Ewą i Anią smakujemy winko i prowadzimy nocne rozmowy Polaków. Jest tak cudownie, że żal rozchodzić się po pokojach. Ale sen wskazany, bo następnego dnia czeka na nas gimnastyka 😊


NARTY, GOGLE I PIWA SZLANICA,
JAK SĄ SKOKI TO PLANICA!

Ranek budzi nas brakiem słońca… Nie do wiary! Wczoraj żar lał się z nieba, a dziś, jak mamy jechać w Alpy Julijskie to niebo funduje nam chmury nisko zawieszone. Kręcimy nosami, bo na super zdjęcia to się nie zanosi…


Jedziemy w stronę Alp Julijskich



Ciekawe czy coś będzie widać...?


Po śniadaniu pakujemy się w autokar i jedziemy w stronę Krańskiej Góry. Jeśli znów mamy bawić się w porównania, to ta miejscowość jest jak nasze Zakopane, choć ja nie do końca to widzę. Senne miasteczko, które odżywa podczas zimowych imprez narciarskich. Przeżywa wówczas oblężenie. Kranjska Gora jest najstarszym ośrodkiem sportów zimowych, zwłaszcza związanych ze skokami i biegami.


Chmury obsiadły szczyty



Tradycyjny słoweński stojak na siano i drewno



Tradycyjny słoweński stojak na siano i drewno


My jednak jedziemy dalej, w kierunku Planicy, górskiej doliny w Alpach Julijskich, położonej przy granicy z Włochami i Austrią. Naszym celem jest skocznia mamucia, zwana Letalnica. Jej rekord to 252 m i został ustanowiony w 2019 r. przez Japończyka Ryõyũ Kobayashiego. Dostajemy tu czas wolny i hulaj dusza, piekła nie ma! Mamy zabawę na całego 😊



Skocznie w Planicy - pierwsze spojrzenie



Patrz, patrz! Skacze!



Velikanka, znaczy "Olbrzymka"



Gimnastyka na rozgrzewkę, trenujemy lądowanie ;)



Gimnastyka na rozgrzewkę, trenujemy wyskoki ;)


Letalnica braci Gorišek (dawniej Velikanka, czyli ze słoweńskiego „Olbrzymka”) to mamucia skocznia narciarska, jedna z największych skoczni na świecie (druga jest w Norwegii). Skocznia mamucia to taka, której punkt konstrukcyjny jest powyżej 170 m, a punkt sędziowski powyżej 185 m. Nazwa skoczni została zmieniona w 2004 r. z Velikanki na Letalnica, co oznacza po prostu „skocznię do lotów”.



Velikanka



Letalnica - mamucia skocznia



I hoop! Poleciał...


Historia skoczni zaczyna się w latach 30. XX w., kiedy słoweński inżynier Stanko Bloudek postanowił zbudować skocznię narciarską. Pierwszy punkt konstrukcyjny sięgnął 85 m.  Bloudek do końca życia projektował i planował przebudowę skoczni, a po jego śmierci, za zmodernizowanie obiektu wzięli się bracia Lado i Janez Gorišek. Ale szybko odkryto, że należałoby zbudować nową skocznię. Nowa Velikanka powstała niedaleko i teraz istniały dwie „Olbrzymki” – większa Gorišków (skocznia duża K125) i mniejsza Bloudka (normalna K95)
Warto tu odnotować, że 14 marca 1987 r. podczas zawodów Pucharu Świata, rekord świata w długości skoku (194 m) ustanowił Polak – Piotr Fijas. I utrzymał to przez kolejnych 7 lat.
W 2013 r. rozpoczęto znów przebudowę skoczni w ramach powstającego kompleksu sportowego Planica Nordic Center, otwartego w 2015 r. W wyniku przebudowy skocznia ma punkt konstrukcyjny na 200 m, a rozmiar skoczni to 225 m.



Alpy Julijskie za chmurami



Mniej więcej, gdzieś w połowie wejścia na mamucią skocznię ;)



Widok, jaki mają skoczkowie, zanim rzucą się w dół... W czasie skoków pełno tam ludzi ;)



Planica Nordic Center



A góry wciąż wstydliwe jakieś...


Pierwsze zawody na Letalnicy rozegrano w 2015 r. i wtedy słoweński skoczek  Peter Prevc, ustanowił nowy rekord, oddając skok na długość 248,5 m. W 2017 r. Stefan Kraft pobił ten rekord, skacząc na 251m. Długo się zwycięstwem nie nacieszył , gdyż w następnym skoku Polak, Kamil Stoch poprawił ten rekord o pół metra, ustanawiając tym samym nieoficjalny rekord Polski w długości lotu. W 2019 r. Japończyk Ryõyũ Kobayashi uzyskał 252 m i to on w chwili obecnej jest rekordzistą. Jak tak dalej pójdzie, to Słoweńcy będą musieli wybudować kolejną skocznię o gigantycznych rozmiarach 😊.



Duśka przed skokiem życia, w tle jakaś tam mamucia skocznia ;)



Letalnica 


Warto dodać, że w 2003 r. II miejsce na skoczni zajął Adam Małysz, który potem w 2007 r. zajął trzykrotnie I miejsce. Również w 2009 r. Polacy zajęli II miejsce w skokach drużynowych (Kamil Stoch, Łukasz Rutkowski, Stefan Hula i Adam Małysz). Kamil Stoch wywalczył I miejsce w 2018 r. a w 2019 r. w konkurencji grupowej w składzie: Jakub Wolny, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła.
Mistrzostwa świata w lotach narciarskich na tej skoczni po raz pierwszy zorganizowano w 1972 r. Ustanowiono 30 oficjalnych rekordów i 11 nieuznanych, gdyż zdarzyły się podpórki czy upadki.
Natomiast na Bloudovej Velikance tryumfował w 1935 r. Stanisław Marusarz, zajmując I miejsce, w 1984 r. wspomniany Piotr Fijas (III miejsce) a w 2014 r. w konkursie grupowym Maciej Kot, Piotr Żyła, Klemens Murańka i Kamil Stoch, zajmujący II miejsce.



Planica Nordic Center - z góry wyglada na malutki obiekt



Jakby tak jeszcze postać, to może wreszcie się góry odsłonią...


Co tu ukrywać – my też wdrapujemy się na samą górę mamuciej skoczni i oddajemy skok. I każdy z nas ma swoją życiówkę. Efektowny telemark na koniec, brawa, wywiady i… koniec zabawy, czas jechać dalej. Jeszcze tylko na chwilę wskakujemy do środka Planica Nordic Center, gdzie akurat trenują sportowcy na biegówkach.



Najazd, wybicie z progu i .... kurcze, zapomniałam o nartach! Uznają sędziowe mój skok? :) :) :)



Efektowny telemark na nogach, ustałam, bez podpórki, upadku, możecie klaskać ;)



Trening w Planica Nordic Center



O, znalazłam swoje narty, jakiś bałwan je zabrał :)


Pogoda jakby się poprawia, może to i dobrze. Bo jeszcze nie wiemy, że za moment trafimy w absolutnie fantastyczne miejsce w Słowenii. Ale o tym, w następnej części.

C.d.n. …


4 komentarze:

  1. Fajnie pochodzić znanymi ścieżkami, byliśmy i w Piranie i w Planicy. Ominął nas rejs czego zazdroszczę. Kraj wielkości województwa podlaskiego a możliwości wiele od Alp po Adriatyk. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie rejs - tak obiektywnie - to nic specjalnego. Początkowo nie chciałam, ale mnie namówiło towarzystwo i w sumie bawiłam się całkiem nieźle.
      Słowenia to tak, jak w tytule - mały kraj a wielkie możliwości. Każdy znajdzie coś dla siebie. Kurczaki, że się minęliśmy... :) Ściski!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. O tak... Nawet mi się to udało z przypadkową, sympatyczną parą Amerykanów, spędzających tu swoje wakacje. Fajnie tam...

      Usuń