O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

poniedziałek, 25 kwietnia 2022

Stożek Wielki - czy na pewno to stożek?

 

Alerty burzowe, alertami burzowymi,

ale szlak się sam nie zrobi,

czyli spacer na Stożek Wielki


Siedzę i spisuję sobie miłe wspomnienia z zeszłych wakacji z Martą, gdzie przez tydzień w lipcu bawiłyśmy w Wiśle. Tuśka też siedzi i zakuwa do matury, która lada moment... Oj, będą emocje... Nie tylko u samej Maturzystki, Jej Rodziców, ale u Ciotuchny także ;) Będę trzymać kciukasy, a tymczasem wracam wspomnieniami do cudownego czasu, kiedy w myśl zasady "nic nie muszę, wszystko mogę", przemierzałyśmy dróżki Beskidu Śląskiego. Dziś zapraszam na Stożek Wielki.


Pierwszy kierunkowskaz w tym dniu

Stożek był przeze mnie odwiedzony już trzykrotnie, za każdym razem byłam tam z grupą dzieci, jako wychowawca kolonijny. Ale po ponad 20 latach, wszystko w okolicy było dla mnie jak pierwszy raz.
Prognozy pogody były bardzo dobre, co prawda od rana pojawiały się alerty na telefon, że przewidziane są burze, ale te miały się pojawić dopiero po południu lub wieczorem. Póki co dzień był dość parny.


I kolejny kierunkowskaz - tym razem ku "ale  widokom" ;)

Zaraz po śniadaniu, w bardzo dobrych nastrojach ruszyłyśmy na szlak. Obrałyśmy szlak żółty z Wisły Dziechcinki, do której doszłyśmy na piechotę. Pierwsze co zobaczyłyśmy to wiadukt kolejowy z 1932 r. Dawniej linia kolejowa kończyła się w Ustroniu, ale ze względu na rozwój Wisły jako uzdrowiska, postanowiono pociągnąć linię kolejową w głąb gór. 


Wiadukt kolejowy w Wiśle - Dziechcince



Wisła - Dziechcinka



Wiadukt kolejowy z 1932 r.



Tablice pamiątkowe na przęśle mostu

W radosnych nastrojach parłyśmy obie pod górę, robiąc po drodze przystanki na odpoczynki i złapanie oddechu a także na zdjęcia. Po pewnym czasie dotarłyśmy do Małego Stożka (843 m n.p.m.) Była to nasza druga górka tego dnia, bo pierwszą była Kobyla Sałasz (780 m n.p.m.). Pamiątkowe fotki pod tabliczką i już podążałyśmy dalej granicą państwa. 


Lekko pod górkę, w stronę Stożków



Pierwszy szczyt tego dnia ;)



I pierwsze okienko widokowe :)



No i rzut rożny po drodze... Foto: Marta



Być jak Lewandowski, czyli głupaweczka na szlaku. Foto: Marta



Ups, niespodzianka, asfalt na szlaku



Choć droga wiedzie asfaltem, to otwierają się ładne widoki na Beskid Śląski



No i jest wreszcie Mały Stożek 843 m n.p.m., choć jakoś nie czuje się jego stożkowatości



Na Małym Stożku. Przez szczyty wiedzie linia graniczna.



Czeskie oznakowanie szczytu Małego Stożka


Za plecami, wraz z nabieraną wysokością, pojawiały się widoki na Beskid Śląski i Pogórze Śląskie.
Wreszcie pojawił się cel naszej dzisiejszej wędrówki. Stożek Wielki (978 m n.p.m.) i schronisko leżące u jego stóp. A w myślach jedno - kofola na upalny dzień :) Tu zarządziłyśmy obie dłuższą przerwę.



Beskid Śląski



To, co zostaje za plecami... Może Beskid Śląski nie jest wysoki, ale za to bardzo malowniczy



I już widoczne schronisko



Przyłapana na foceniu widoków ;) Foto: Marta



Tabliczki pod Stożkiem już nieco wytarte... Foto: Marta


Wróciłam wspomnieniami, kiedy wciąż obok siebie słyszałam "prze pani, prze pani, a on mnie... a gdzie?... długo jeszcze?... nie mogę... do zdjęcia, nie pchaj mnie..." itp. itd. Gwar i mrowisko dzieciaków obok. Tym razem cisza i kilkoro młodych turystów. Spokój miejsca był kojący. Nawet kot do nas przyszedł i siedział w cieniu naszej ławki. Na zewnątrz porozstawiane były leżaki, które co chwila ktoś zajmował na odrobinę relaksu. 


Ciekawe, czy do prawdziwej by tak podeszła i pogłaskała... :) :) :) 



Upragniona kofola na spiekotę dnia...



Leżaki chwilowo wolne - widok w stronę Baraniej Góry i doliny Łabajowej



Schroniskowa kicia :)


Stożek Wielki (czes. Velký Stožek) ma 978 m n.p.m. Jest to szczyt górski w paśmie Czantorii w Beskidzie Śląskim. Przez niego przebiega granica państwa z Czechami, dawniej znajdowało się tu przejście graniczne. Góra porośnięta jest lasem, głównie bukowo-świerkowym. Ze szczytu przez okienka widokowe można zobaczyć ziemie Beskidu Śląsko-Morawskiego, a spod schroniska panoramę na Beskid Śląski.



Barania Góra - widok spod schroniska



Mapka orientacyjna - przed laty zbierałam pod nią swoich wychowanków na koloniach...



Szlakowskaz na Wielkim Stożku



Zziajane ale szczęśliwe na Wielkim Stożku 978 m n.p.m.



Beskid Śląski


Pod szczytem na wysokości 957 m n.p.m. znajduje się wspomniane schronisko PTTK "Stożek", oddane do użytku w 1922 r. i było to pierwsze wybudowane przez Polaków schronisko w polskim Beskidzie Śląskim. Wcześniejsze obiekty budowała niemiecka organizacja turystyki górskiej Beskidenverein. 
W czasie okupacji hitlerowskiej w schronisku stacjonowali Niemcy. W sali jadalnej trzymano konie. Aż trudno w to uwierzyć. Obiekt po wojnie był mocno zdewastowany. W latach 60. XX w. schronisko zostało wyremontowane i zmodernizowane. Dziś może przenocować ok. 90 osób. A wyżywić i napoić o wiele więcej ;) 


W tym roku schronisko obchodzić będzie swoje stulecie, więc nawet rok temu billboard był nieaktualny ;)



Panorama schroniska i otoczenia. Foto: Marta



Drzwi wejściowe do schroniska i całkiem sympatyczne niektóre wlepki...



Barania Góra z okna schroniska



W schroniskowej jadalni



I o to chodzi - rozmawiać ze sobą, a nie tylko internet :)



Głupaweczki ciąg dalszy ;)



Nie ma to jak zgrać się kolorystycznie, także ze sponsorem schroniskowym ;)



Resecik ciotuchny ;) Foto: Marta


I tak czas upływał nam na odpoczynku, aż w końcu postanowiłyśmy iść dalej. Idąc granicą, którą biegnie Główny Szlak Beskidzki, w stronę Soszowa i Czantorii, najlepiej widać ze szlaku, że pozostawiony za plecami Stożek Wielki, rzeczywiście jest w kształcie stożka. Czyli nazwy nie wzięły się znikąd. 


Tu widok na Stożek Mały 



Droga w kierunku Soszowa Wielkiego



Stożek Wielki pozostaje za plecami



Barania Góra z drogi na Soszów Wielki



Stożek Wielki to rzeczywiście stożek :)



Beskid Śląski - Stożek Wielki. Foto: Marta


Kolejną górką po drodze był szczyt mało wybitny o nazwie Cieślar (920 m n.p.m.). Mało wybitny, bo gdyby nie kamienny, pamiątkowy obelisk, nawet by się nie odczuło jego wysokości, a poza tym jego szczyt jest pokryty polanami, co daje złudny obraz dużej przestrzeni a nie wysokości. Za to ma ciekawostkę w sobie. Jego nazwa pochodzi od nazwiska Cieślar, które dziś jest bardzo popularne w tych okolicach. Od 2012 r. osoby noszące to nazwisko spotykają się co roku pod koniec maja na integrację rodzinną. Całkiem to sympatyczne. Podobnie jak widoki ze szczytu, które otwierają się przed piechurami dzięki polanom.


Na kopule Cieślara - wciąż na granicy państwa



Widok z Cieślara: na ostatnim planie od lewej: Trzy Kopce Wiślańskie (810 m n.p.m.), Kotarz (985 m n.p.m.), Skrzyczne (1257 m n.p.m.); po środku Czupel (882 m n.p.m.) i Magurka Wiślańska (1140 m n.p.m.); na pierwszym planie z prawej strony Kobyla (802 m n.p.m.)



Widok z Cieślara: ostatni plan od lewej - Skrzyczne (1257 m n.p.m.), potem Magurka Wiślańska (1140 m n.p.m.), najwyższe wzniesienie to Barania Góra (1220 m n.p.m.). W środku: Czupel (882 m n.p.m.), Kubalonka (830 m n.p.m.) i Beskid (824 m n.p.m.). Na pierwszym planie po środku Kobyla (802 m n.p.m.). Z prawej strony ledwo widoczne Pilsko i dalej w prawo Tatry.



Barania Góra z Cieślara, który jest jedną dużą polaną. Ledwo widoczne Tatry majaczą na horyzoncie


Dalej czekał nas już kolejny szczyt, a był nim Soszów Wielki (886 m n.p.m.). Na jego szczycie zarządziłyśmy sobie kolejną przerwę. Było duszno... I bardziej, niż pewnie, że jednak te alerty mogą się sprawdzić. Ale widoki kusiły, by jeszcze chwilkę wyrwać naturze. Na dole czekał nas gwar turystów, tu miałyśmy ciszę. I to dosłownie, bo nawet ptaki były chyba umęczone spiekotą. 


Czeskie oznakowania szczytu Soszów Wielki



Pod polską tabliczką szczytu Soszów Wielki



Mam i ja :)



Wyciąg na Soszowie Wielkim



Soszów Wielki i droga w kierunku Wisły


Wreszcie rozpoczęłyśmy zejście do Wisły przez przysiółek Jawornik. Zejście do cywilizacji i potem droga asfaltem dłużyła się niemiłosiernie. Spuchnięte nogi zaczęły piec. W nagrodę za ten dzień obiecałyśmy sobie porządne gofry.


Tym razem obieramy niebieski szlak do Wisły przez Jawornik



Dość ostre zejście do Jawornika



Zabawna prognoza pogody w Jaworniku


Wreszcie dotarłyśmy na naszą kwaterę, zrzuciłyśmy plecaki i ciężkie traperki. Chwilę odpoczęłyśmy i wyszłyśmy na obiad i obiecane gofry. Kiedy zajadałyśmy je ze smakiem, zaczęło grzmieć. Wróciłyśmy do domu na sekundę przed porządną burzą z grzmotami i błyskawicami oraz porywistym wiatrem. To się nazywa wyczucie czasu. Bezpieczne na swoich łóżkach zrobiłyśmy podsumowanie dnia. Przedreptałyśmy około 20 km, zaliczyłyśmy cztery szczyty jednego dnia, wypiłyśmy z litr kofoli, wsunęłyśmy obiad i przepyszne gofry (czyli kalorie zgubione podczas wędrówki, uzupełniłyśmy) i wciąż miałyśmy siłę, by planować sobie kolejny dzień. I to się nazywa żyć pełnią życia! To lubię...


Prezentacja mojego gofra :) Deserek w nagrodę jak się patrzy :)



Prezentacja gofra Tuśki. Bo one się nam należały... :)



Studzienka z Wisły do kolekcji ;)


                             Hej!