O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

czwartek, 30 grudnia 2021

Podsumowanie 2021 roku

 

Noworoczne postanowienia,

czyli podsumowanie 2021 roku

 

Większość z nas w Sylwestra robi postanowienia noworoczne, które zazwyczaj kończą się… 1 stycznia. No bo przecież można zacząć lub coś skończyć równie dobrze za rok, po co się napinać, prawda? A gdyby tak spróbować wytrzymać w tym, co sobie postanowimy? To dopiero wyzwanie! Ja spróbowałam. Po całym 2020 r., który przyniósł nam wszystkim smutek, zmęczenie, zniechęcenie tym, co się działo na świecie, walką z niewidzialnym wirusem, nakazami, obostrzeniami i idiotycznymi rozmowami, które niejednokrotnie prowadziły do kłótni, postanowiłam w Sylwestra, że cały 2021 r. spędzę po mojemu, czyli w podróży. I tak oto wyszło mi noworoczne postanowienie, że w każdym miesiącu gdzieś pojadę. Nie ważne gdzie, ważne, że wyjdę z domu, za nic nie dam się zastraszyć i zacznę wreszcie oddychać. Wówczas nie wiedziałam, że moje pobożne życzenie stanie się terapią, która niejako zadziałała i będzie przeze mnie kontynuowana.
Na początku stycznia stała się rzecz niesłychana. Zaciągnęłam do dróg oddechowych pastę do zębów. Nie wiem, jak to zrobiłam, nie pytajcie, ale to stało się szybko. Początkowo myślałam, że ją tylko połknęłam nabierając powietrza w czasie szczotkowania, pokaszlę, wypluję i wszystko będzie ok. Problem w tym, że nie było ok. Pasta była z węglem aktywnym, więc miałam wrażenie, że oblałam sobie krtań kwasem. Pomogły takie lizaki dla dzieci do ssania (Nobel dla tego, co je wymyślił!). Niby sprawę można było uznać za zakończoną, ale pod koniec stycznia, kiedy już nie dawałam rady z kaszlem, myśląc, że to pokłosie wypadku z pastą, okazało się, że nie mogę złapać powietrza, że jestem bardzo niespokojna, wręcz spanikowana swoim stanem. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Wiecie, jak to jest, kaszlesz, masz podwyższoną temperaturę - covid. To nic, że czujesz smak i masz węch – covid. Bałam się, że mi to dziadostwo przypiszą, więc starałam się sama wyleczyć. W końcu przerażenie wzięło górę i zadzwoniłam na teleporadę. Szybki wywiad i diagnoza – to TYLKO silne przeziębienie. Mimo to po dwóch dniach udałam się do lekarza, od którego dostałam nową diagnozę, że moje nieprzerobione problemy natury psychicznej weszły w ciało. Padło na gardło. (Jakoś mnie to nie zdziwiło, zawsze mam z nim kłopot). Dostałam zwolnienie i lek wyciszający.
I znów można było powiedzieć, że powinnam być spokojniejsza, w końcu nic złego się nie działo, a ja przecież oddychałam nosem. Sęk w tym, że zaczęłam być bardziej niespokojna, nawet na chwilę nie mogłam usiąść czy się położyć, od razu miałam wrażenie, że się duszę, nie mogę złapać tchu. Ciągle chodziłam po mieszkaniu. Gdybym miała krokomierz to pewnie pobiłabym wszelkie rekordy. Spadł mi apetyt, nie jadłam, nie spałam, w końcu zaczęłam się słaniać na nogach.
Trafiłam do najbliższego szpitala. Szczęście w nieszczęściu, że jest to szpital neurologiczno – psychiatryczny a na dyżurze była akurat Pani Doktor Psychiatra. Kiedy zrobiono mi wymaz i stwierdzono, że nie mam tej francy, co się nazywa covid, zaczęła ze mną rozmawiać. Okazało się, że owszem, diagnoza była trafna, że moja dolegliwość wynika ze stanów lękowych, powiązanych z depresją. Że lek dostałam właściwy, ale powinnam go brać na dzień, a nie na noc, bo w początkowym okresie on pobudza, dlatego nie mogłam spać i wciąż chodziłam.
Dlaczego o tym piszę? Bo sporo osób nie wie, że cierpi na depresję, bo wydaje się nam, że skoro jesteśmy radośni, nie siedzimy w kącie zwinięci w kłębek, wychodzimy do ludzi, to o jakiej depresji tu mowa? Wtedy mądra lekarka powiedziała mi jedno ważne zdanie: „proszę pamiętać, że zazwyczaj depresja się uśmiecha”. Wzięłam sobie je do serca. A jakie ma to powiązanie z noworocznymi postanowieniami? Ano takie, że ta sama lekarka przepisała mi całkiem prostą receptę. I nie chodziło tu o rozmowy z psychologiem, czy zwykłą farmakologię. Powiedziała, że mam robić to, co kocham, co sprawia, że uśmiecham się bez sztucznego przymusu, że tym żyję. I w to się mocno zaangażować. Reszta się poukłada. I wiecie co? Sprawdziło się. Moje noworoczne postanowienie zaczęło być terapią, by wrócić do pełni sił. A także by spojrzeć na siebie łaskawszym okiem, przyznać się do słabości. A także do bólu łokcia, który jak sam wszedł, to sam nie chciał wyjść. Skończyło się na dwóch rehabilitacjach w tym roku. Oj, ciężki to był dla mnie rok, przeczołgał mnie strasznie. Ale dzięki tym zdarzeniom udało się poznać wielu wspaniałych ludzi, z którymi do dziś mam kontakt. I tylko to dla mnie liczy się najbardziej. Drugi człowiek… A jak jest cała grupa ludzi, to jeszcze fajniej, bo jak wiadomo, w kupie raźniej 😉 I nagle okazuje się, że zawsze ktoś ma jakiś kłopot, który można po prostu przegadać i już jest lepiej. Życzę nam wszystkim, byśmy nie zamykali się na drugiego człowieka, bo może to, że ktoś się uśmiecha, nie oznacza, że jest mega szczęśliwy. Może po prostu nie umie na głos powiedzieć, że mu źle, ale wpojono mu, że ma sam rozwiązywać problemy i nie okazywać tego po sobie. Pomagajmy sobie nawzajem.
A jak wyszło mi to noworoczne postanowienie? Sami zobaczcie…

 

Styczeń:

 

Gorce i jednodniowy wypad na Lubań

 

Zawsze marzyłam o zimowych wypadach w góry i bardzo rzadko mi się to udawało. Dzięki grupie, która ruszała na szlaki w Pieniny, ja wyrwałam się w bliższe Gorce. I to był strzał w 10. Choć pogoda była słaba, a widoki żadne, to spacer po zaśnieżonym lesie był magiczny. Mimo nieprzespanej nocy i zarwanej kolejnej, to dzień ten był wspaniały.

 

W drodze na Lubań, radość ze śniegu



Pod wieżą na Lubaniu, na której wiało przeokrutnie, a widoków nie było żadnych



Biżuteria na butach, bo ślisko na zejściu

Luty:

 

Bieszczady i Tarnica oraz Połonina Wetlińska z noclegiem w Zatwarnicy

 

Od początku moich przypadłości, mając kłopot z oddechem, bałam się wyjazdu na dwa dni i chodzenia po zaśnieżonych górach i zadyszki przy wchodzeniu. Moje obawy okazały się niepotrzebne, bo gdy tylko znalazłam się na trasie w kierunku Tarnicy, od razu przypomniały mi się słowa Pani Doktor. I choć to był smutny wyjazd, bo wciąż myślami byłam ze zmarłym dwa dni wcześniej Wujkiem, to wyjazd okazał się dla mnie zbawienny. Czułam zmęczenie, ale jednocześnie szczęście, że jestem tu i teraz…

 

W drodze na Tarnicę, latem stałabym dużo niżej pod szlakowskazem



Tanica zimą zdobyta! To nic, że znów nic z niej nie widziałam... Rachunki kiedyś wyrównamy ;) 



Ku Wołosatemu...



Przepiękny dzień na Połoninie Wetlińskiej



Trekking w Bieszczadach, zimowa Połonina Wetlińska



Bolek i Lolek zachwycają się Połoniną Wetlińską


Marzec:

 

Beskid Mały i jednodniowy wypad na Czupel

 

Wyjazd z fajną ekipą. Dużo śmiechu, rozmów po drodze, tlenoterapii. Gdy się człowiek zagada to i szczyt przejdzie nie zauważając. Dobrze, że są inni, którzy w porę zastopują prosząc o zdjęcie. A baterie same się ładują…

 

Walka zimy z wiosną w drodze na Czupel



A to już szczyt? Nie zauważyłam :)


No jak tu nie kochać gór? Nawet mając kłopoty z oddechem, czy coś mnie powstrzyma? :)

Kwiecień:

 

Sosnowiec i Rogów

 

Myślicie, że w Sosnowcu nic nie ma ciekawego? Otóż nie. Właśnie, że jest. Cała masa. A kiedy do tego pokazują Ci go Twoi, czyli Moi Przyjaciele, którzy tam mieszkają, to w ogóle robi się magicznie. Taki City Break w drugi weekend kwietnia, zaraz po Wielkanocy.
A w ostatni weekend wyjazd niedaleko, bo do Arboretum w Rogowie. Eksplozja życia na wiosnę. Co za barwy, co za zapachy…

 

 W Sosnowcu mają taki pałac i niestety nie jest to "mieszkanko" moich Przyjaciół ;)


Sosnowiecki Mount Everest - widać stąd panoramę miasta


Spacerek na Melediwach? Da się załatwić nocując w Sosnowcu ;)


 I wszystko jasne... Dobrze, że się z Legią lubią...



Arboretum w Rogowie - od maleńkiego kwiatuszka po wysokie drzewo - jest co oglądać



Azalie.... Ach...



Całkiem jak amazońska dżungla - tylko tam chyba sosny nie rosną...



Stacja Rogów - kolej wąskotorowa, a przy niej zabytkowe ciuchajki w skansenie



Odjazd! Proszę wsiadać, drzwi zamykać! Zaraz dołożę do pieca... (nawet chmury ułożyły się na kształt dymu z komina lokomotywki)


Maj:

 

Mazowiecka Szwajcaria czyli Brudzeński Park Krajobrazowy

 

Majówka jak zwykle nie zawiodła, czyli dzień dobry z deszczem, wiatrem i zimnem. Wędrowaliście kiedyś po lesie z parasolką w ręku jak miastowa pańcia? Ja tak, bo zapomniałam wziąć płachty i stuptutów. Mniejsza o to, bo las wtedy pachniał jak szalony…

 

Sceneria jak z jakiegoś thrillera...


Brudzeński Park Krajobrazowy - zielono, pachnąco i przepięknie


Jaka Majówka, takie Karaiby... 


Mazowiecka Szwajcaria, warto wybrać się tu na spacer, zanim bobry wytną drzewa


Czerwiec:

 

Świnoujście, Międzyrzecki Rejon Umocniony, Wolin, Uznam, Międzywodzie, Dobrzyca, Kamień Pomorski 

– wyjazd na 4 dni nad Bałtyk

 

Zazwyczaj wyjeżdżam w dół Polski, czyli góry, góry i jeszcze raz góry. Ale tym razem mając do dyspozycji 4 dni, wybrałam się nad morze. A tam, cała masa atrakcji. Było militarnie, historycznie, przyrodniczo i kolorowo. Byli Wikingowie, żołnierze, nawet sam Generał W. J. No i wiecie, kiczowaty zachód słońca, co to zawsze zachwyca… Nie zdążyłam wszystkiego opisać na blogu, więc sporo jeszcze przede mną i przed Wami 😉

 

Międzyrzecki Rejon Umocniony i pierwszy raz w życiu przejażdżka wozem opancerzonym


Międzyrzecki Rejon Umocniony - zapora przeciwpancerna zwana "zębami smoka".


Krzywy Las


Nad Bałtykiem w Międzywodziu


O słońce, jak ja cię wielbię...


Bliskie spotkania z generałem... w Podziemnym Mieście na wyspie Wolin



W forcie Gerharda


Wyspa Uznam i symbol Świnoujścia



Jedną nogą w Polsce, jedną w Niemczech



Wioska Wikingów Jomsborg - Vineta



Kolegiata wolińska z wioski Wikingów



Wolin - nordycki klimacik



Nad Jeziorem Turkusowym



Kawcza Góra i milion schodów, żeby zejść z wysokiego klifu na plażę



Dobrzyca i piękne ogrody tematyczne - tu naprawdę był dzień świra :)



Grabowy labirynt

Góry Stołowe – weekend w poszukiwaniu mitycznego Karłowa



Wrócić po latach na przedreptane ścieżki – totalna magia. A jak do tego dołoży się coś nowego, to już w ogóle. Cudowny weekend, choć pod koniec z przygodami. Ale po to się człowiek rusza z kanapy. Błędne Skały, Szczeliniec Wielki, Skalne Grzyby, Znikająca Łąka, niby klimat ten sam, ale jakby inaczej… I kiedy będzie w końcu ten Karłów?


W krainie Skalnych Grzybów



Skalne Grzyby


 
Błędne Skały



Zanikająca Łąka



Błędne Skały



Przy schronisku Pasterka



Szczeliniec Wielki



Skalny małpiszon pilnujący rezerwatu Szczeliniec



Czerwiec to także miesiąc mojej pierwszej codziennej rehabilitacji łokcia. Jestem z siebie dumna za odwagę i za to, że pomimo napiętego grafiku, dałam radę gdzieś pojechać. Czy mnie bolało? Bardzo. Czy byłam wtedy zmęczona? Bardzo. Czy szczęśliwa? Bardzo.

 

Lipiec:

Beskid Śląski – powrót do źródeł Wisły

Po 23 latach powróciłam do Wisły, do której jeździłam jako młoda studentka na praktykę kolonijną. Wróciły wspomnienia, ale krajobrazy się zmieniły. Mimo wszystko na szlaku wróciło mi życie, jak zawsze zresztą.

 

Widok z Wielkiej Czantorii



Relaksik przy schronisku na Stożku Wielkim



Wieża widokowa na Baraniej Górze



W parku w centrum Wisły


Podlasie – spływ tratwą po Biebrzy

Cudowny weekend na rzece! Ciężka praca, ale co za przyjemność tworzyć wspólnotę z ludźmi, którzy tak samo jak ja, zapragnęli odciąć się od dóbr cywilizacji i przeżyć dwa dni bez prądu, klozetu i prysznica, a także internetu. Zasada: nie ma WiFi, są ludzie – to zawsze dobre połączenie.

 

Pływające domy na weekend


Spokojny, leniwy spływ Biebrzą



Zamiast Youtube'a, Player'a czy Netflixa - zachód słońca oglądany z dachu tratwy



Miał być spokojny weekendzik, a to ciężkie machanie wiosłem było...



      Biebrza



Sierpień:

Beskid Wyspowy (lub jak się uważa Beskid Makowski) – Lubomir

I kolejny szczyt w Koronie Gór Polskich zdobyty. Radość. Do tego fajne wiadomości w Obserwatorium Astronomicznym i możliwość pogapienia się w słońce bez mrużenia oczu. No dobra, jedno się mrużyło 😉


W drodze na Lubomir




A taka mała głupaweczka na szczycie

 

Obserwatorium Astronomiczne na Lubomirze



Beskid Wyspowy – Mogielica

Najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Radocha z wędrówki, z rozmów na szlaku, z bycia z naturą. Nieczynną wieżę widokową wybaczam. Będzie powód, by kiedyś wrócić. Akumulatory naładowane kolejnym weekendem. To nic, że człowiek nie miał kiedy się wyspać, bo co tydzień weekendy zajęte. Ale za to jakie…

 

Mogielica - to tu...


Czyżby Tatry wyłaniały się na zejściu z Mogielicy?



A tu wczuwam się do roli w nowej wersji Gladiatora... Kiedyś to opiszę na blogu ;)

Warszawa – Kampinos

Kiedy przyjeżdża do Ciebie przyjaciółka z nie tak odległej galaktyki, bo z Sosnowca, to wiesz, że weekend masz przezabawny. I zaczynasz go imprezą ogórkową. Nie, nie jako zagrychy. Jeździsz po stolicy zabytkowym autobusem, tzw. Ogórkiem i obczajasz mroczną Warszawę. A następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, jedziesz do Kampinosu i idziesz na spacer po lesie, zaglądasz w stare chałupy i roztapiasz się w upale. Można? Można!

 Ogórkowe wycieczki cieszą się sporym zainteresowaniem, bo prowadzi je fantastyczny przewodnik warszawski - Rafał. I nagle okazuje się, że jesteś Warszawianką od trzech pokoleń, a niewiele wiesz o swoim mieście ;)


Mroczna strona Warszawy...



Kampinos i dawna wieś Granica



Kampinoski Park Narodowy



Wieża widokowa w Kampinosie


Kraków – Podgórze

Znowu dwa dni w Krakowie, który od zawsze lubię. Taki przystanek przed urlopem w Tatrach. Tym razem zwiedzanie dzielnicy Stare Podgórze. Bardzo mi się tam podobało. To jak inny świat.


 Wzgórze Lasoty i bardzo klimatyczny kościółek


Panorama Krakowa z Kopca Kraka



Zafundowałam sobie przejażdżkę karuzelą gondolową - Cracow Eye

Lanckorona – kilka godzin i spełnione marzenie

Marzenia się spełniają. Tylko trzeba dać im szansę. Lanckorona mnie zauroczyła. Całkowicie zaczarowała. Ale co się dziwić. To miejscowość bardzo artystyczna, z duszą, kotami i aniołami. Byłam przeszczęśliwa, że udało mi się wreszcie ją zobaczyć.

 

Drewniane, zabytkowe chałupy przy rynku Lanckorony



Całkiem przyjemnie jest zagubić się w uliczkach miasteczka sprzed wieku



Zabudowa Lanckorony


Wrzesień:

Tatry – dwa tygodnie urlopu

Co tu więcej pisać. Mój świat, moje zasady, moje wszystko. Dwie duże wyrypki i masa spacerów po okolicy i po samym Zakopanem, czas z książką i sen. Duuużo snu…

 

Kominek w drodze na Granaty Żlebem Kulczyńskiego


Żleb Drege'a na Granatach


Tatry Zachodnie



Tatry Zachodnie, po schodzeniu z Wołowca przez Łopatę - widok na zejściu z Kończystego Wierchu



Lektura Erharda Loretana na Hali Stoły


Bieszczady – Wielka Rawka i ponownie Połonina Wetlińska

Wydaje się, że 25 km w górach, gdzie idziesz w górę i w dół i znów w górę i w dół, to niewiele. Dla mnie to było przejście samej siebie. Ale w takim cudownym towarzystwie to można iść na koniec świata. Albo chociaż na trójstyk granic. A następnego dnia znów wędrować przez połoniny. Że też doprawdy weekend zawsze ma tylko dwa dni…

 

W drodze na Wielką Rawkę


Czuć już jesień w Bieszczadach


Na szczycie Krzemieńca, gdzie spotykają się trzy granice: Polski, Ukrainy i Słowacji



Widoki przednie na Wielkiej Rawce - powód do powrotu



No to ponownie Połonina Wetlińska



Trzeci raz na Połoninie Wetlińskiej, ale co ja zrobię, że lubię?


Październik:

Rudawy Janowickie – jeziorka, zamki, leśne ostępy w dwa dni

Tyle o nich słyszałam, tyle oglądałam zdjęć, aż wreszcie udało mi się tam pojechać. Mityczne Sokoliki odkryły przede mną swoje tajemnice. Chodziłam śladami wielkich alpinistów i himalaistów, którzy tu uczyli się sztuki rzemiosła. A na deser pozwiedzałam kilka zamków w Dolinie Pałaców i Ogrodów. Poezja…


Kolorowe Jeziorka w Rudawach



Z moją wielką imienniczką...a w zasadzie z jej muralem



Rudawy Janowickie w jesiennej szacie



Na Krzyżnej Górze, Góry Sokole


Odpoczynek na Sokoliku



Starościńskie Skały i sesja foto na pniu



Wojnów i jego pałac - wyglądam prawie jak właścicielka ;) - taki wpis w albumie: Duśka w ogrodzie pałacowym, rok 2021r. 



Pałac w Łomnicy



Spacer wokół zamku w Karpnikach



Mała na Ostrej Małej ;)



Skalnik zdobyty ;) 


Listopad:

Beskid Żywiecki – Wielka Racza

Cudowny weekend na szlaku, choć z mgłą. Jeszcze lepszy czas spędzony w schronisku, gdzie zostaliśmy na noc. Przedreptane kilometry i nagroda w postaci odrobiny słońca. Było warto. A wspomnienia zostaną na bardzo długo.

 Klimatyczna, magiczna mgła w drodze na Wielką Raczę


Wielka Racza - czas do schroniska


Droga ze schroniska na Przegibku


Potok Rycerka w Rycerce Górnej


Grudzień:

Podlasie – u podlaskich Białorusinów w Studziwodach



Bielsk Podlaski to całkiem miłe miejsce na mapie. A jak do tego dołoży się warsztaty z robienia słomianych pająków i malowanie ręczników, które są ważnym elementem religii prawosławnej, to mamy cudowny dzień. Zdecydowanie za krótki.

 
Dom w Dubnem z deskalem Arkadiusza Andrejkowa



Najmłodsza cerkiew w Bielsku Podlaskim



Najstarsza cerkiew, zwana Zamkową w Bielsku Podlaskim



Niebieska cerkiew w środku miasta Bielska Podlaskiego



Miejscowe grajki w Studziwodach, mini skansen



Mój pierwszy zrobiony na warsztatach pawuk, czyli pająk ozdobny ze słomy



Warsztaty malowania ręczników - tu ręcznik ślubny



Moje rękodzieło ;) Malowanie przy śpiewających, kolędy po białorusku, gospodarzach  - bezcenne!



Grudzień to także miesiąc, w którym codziennie czas po pracy zajęty był na kolejną rehabilitację łokcia. A po niej bieganie, załatwianie różnych spraw i padanie późną nocą na łóżko. Ufam, że przyszły rok będzie już trochę luźniejszy i będzie czas na pisanie.

 

Podsumowanie:



Zdobytych nowych szczytów: 7 plus Granaty w Tatrach na Orlej Perci

Szczytów do Korony Gór Polskich: 4

Nowych odwiedzonych miejscowości: Dużżżooo! Ciężko mi policzyć ;) Były i duże miasta i mniejsze miejscowości i całkiem malutkie wioski. 

Liczba wyjazdów: 19 (a miało być pierwotnie 12, po jednym w miesiącu, heh rozkręciłam się)

I najważniejsze: poznanych ludzi – cała masa. Za to jestem mega wdzięczna. Z Wami łatwiej stawiłam czoła swoim przeciwnościom. Dzięki rozmowom na szlakach łatwiej mi było podejmować decyzje. Czy słuszne, czas pokaże. Najważniejsze, że pojawiła się odwaga. Za to Wam wszystkim serdecznie dziękuję. Słowa podziękowania i uznania należą się wszystkim tym, dzięki którym możliwe było, spełnianie moich małych marzeń. Za organizację, transport, jak zawsze dobre słowo. Wy już wiecie…

Wszystkim Wam, drodzy Czytelnicy, życzę, by Nowy Rok obfitował Wam w cudowne chwile. Choć życzenie zdrowia wydaje się takie banalne, to przecież jest najważniejsze. Bez niego ciężko cokolwiek zrobić. Życzę Wam, by napotkani po drodze ludzie, byli dla Was życzliwi i podali pomocną dłoń, kiedy jej najbardziej będziecie potrzebować.

A sobie życzę, byście puszczali moje posty dalej w świat, dzielili się pomysłami zaczerpniętymi ze stron bloga, bym miała więcej czasu na pisanie dla Was nowych postów. Bądźmy wszyscy szczęśliwi!




  

Zatem szczęśliwego

Nowego 2022 Roku!