Łazienki Królewskie,
czyli dziś coś o rozrywce
To, że król
Stanisław August Poniatowski był mecenasem sztuki, bardziej zamiłowanym w
pięknie, niż w polityce, wiemy nie od dziś. Z jego dyplomatycznych działań nie
będziemy go rozliczać. Osądziła go już historia. Ale jedno trzeba mu przyznać.
Została po nim niezła spuścizna, jeśli chodzi o sztuki piękne. To, co polecił
zbudować, sprowadzić, zakupić, albo może i ukraść, do dziś cieszy nasze oczy, a
nagromadzenie tych wspaniałości mieszczą w sobie Łazienki Królewskie w
Warszawie. Dziś zapraszam do odkrycia kolejnej budowli w parku.
Zaraz po
tym, jak mija się główną bramę terenu zielonego, pierwszą napotkaną budowlą
jest Stara Oranżeria, czy jak kto woli Stara Pomarańczarnia. Z zewnątrz wygląda
jak zwykły pawilon z tamtych czasów, za to wewnątrz kryje w sobie prawdziwą
perełkę.
Stara Pomarańczarnia została zbudowana pod koniec XVIII w., dokładnie
w latach 1786-1788. Zaprojektował ją nadworny architekt króla – Dominik Merlini
i przedstawił ją w stylu klasycystycznym. To jedno z najpóźniej zrealizowanych
założeń w Łazienkach Królewskich.
Zewnętrzna fasada z półkolistymi oknami i drzwiami, przypomina Grand Trianon w
Wersalu. Całość budynku jest na planie podkowy, ale boczne skrzydła schowane są
względem frontu. Oranżeria służyła do przechowywania drzew pomarańczowych i
innych egzotycznych, wystawianych latem do ogrodu. Sam ogród zachował swój
regularny kształt z fontanną pośrodku.
Dzięki remontowi z lat 2012-2016,
budynek Starej Pomarańczarni powrócił swym wyglądem i funkcją do czasów króla
Stasia. Przy okazji okazało się, że budowla była kiedyś ogrzewana pięcioma
piecami, a ciepłe powietrze płynęło pod posadzkami. System ten odkryto
montując, jak najbardziej, współczesne ogrzewanie.
To, co
najbardziej skryte dla oczu, a najfajniejsze, jest w środku. Gdyby zapytać
przypadkowych osób, gdzie mieści się w Łazienkach teatr, większość z pewnością
wskazałaby amfiteatr nieopodal Pałacu na Wodzie. Tymczasem w Starej Oranżerii
mieści się Teatr Królewski. To jeden z kilku w Europie, oryginalnych XVIII w.
teatrów dworskich.
Z początku przeznaczony tylko dla króla i jego świty, z
czasem z królewskiego polecenia udostępniony szerszej publice. Placówkę tę
otwarto 6 września 1788 r. Wnętrza zachwycały, ale nic dziwnego, skoro nawiązywały
do symboliki antycznej, tak modnej w owym czasie. Teatr mógł pomieścić ok. 200
widzów.

Scena ma pochyloną podłogę i zachowane oryginalne urządzenia. Nad sceną
widnieje kartusz herbowy Rzeczypospolitej – w czterech polach widać orła,
Pogoń, herb Poniatowskich, Ciołek, podtrzymywany przez dwie kobiece postacie,
ukazane w locie, a także fauny dmiące w trąby.
W dekoracji teatru króluje
Apollo. To taki ukłon króla w stronę mitologii i wzorów, jakie płynęły z
Wersalu, a te uważane były za idealne. I tak mamy na suficie plafon, autorstwa
Jana Bogumiła Plerscha. Widzimy na nim Stanisława Augusta pod postacią Apolla
na kwadrydze. Plafon pochodzi z lat 1787-1788. Król jest niczym Król-Słońce,
zasiadający na tronie. Towarzyszą mu: Sofokles, Szekspir, Molier i Racine –
najlepsi dramaturdzy według króla. Ściany pod sufitem są iluzjonistycznie
namalowane loże, wypełnione widzami.
Dekorację uzupełniało też, nieistniejące
malowidło kurtyny. Dzieło Plerscha ukazywało górę Parnas, z muzami i oczywiście
Apollinem. A, że dzieło malarskie nie musi być wierną kopią rzeczywistości,
autor w tle góry Parnas umieścił Pałac Królewski w Łazienkach. Cały teatr to
symbol. Symbol idealnego państwa, rządzonego przez idealnego króla – Apolla,
symbol powagi królewskiego mecenatu i zbiorów kolekcjonerskich.

W czasie
wizyty w teatrze 3 maja tego roku, można było przenieść się w czasie, do XVIII
w. dzięki grupie rekonstrukcyjnej Towarzystwa Stanisławowskiego, która dwoiła się
i troiła, by dokonać cudu teleportacji do czasów króla Stasia. To ludzie z
pasją, traktujący swoje hobby nie jak zabawę, lecz pracę. Do tego ci
sympatyczni ludzie mają niesamowitą wiedzę zarówno historyczną, jak i
kostiumową, że o obyczajach nie wspomnę. I aktorskie zacięcie, które powoduje
salwy śmiechu.
I tak,
dzięki przygotowanemu programowi na dzień 3 maja, można było przekonać się
jakich kosmetyków używano w XVIII w. Zwyczaje makijażu i porannej toalety
naprawdę zajmowały wiele czasu. Popularne bielidła i pudry nie zawsze były
zdrowe dla cery i nawet czasem dla życia. Ale tak, jak w obecnym wieku, kobiety
chcą powstrzymać proces starzenia, tak i wówczas posuwano się do każdej
możliwości, byleby tylko ukryć swój wiek. A trzeba tu powiedzieć, że w owym
czasie kobieta 40-letnia to już była podstarzałą istotą. Dziś to nie do
pomyślenia. W zasadzie w XVIII w. używano trzech kolorów: bieli pudru, różu na
polikach, w celu dodania im świeżości oraz czerni przyklejanych na twarzy i
dekolcie, fantazyjnie powycinanych, muszek. Te ostatnie naklejane bez ładu i
składu, by ukryć niedoskonałości na swym licu, czyniły często karykaturę z
takiej osoby. Dotyczyło to zarówno kobiet jak i mężczyzn. Ale małe, umiejętnie
przyklejone muszki, były wabikiem i celem zamierzonym, by przykuć uwagę płci
przeciwnej. Oczywiście damy i panowie szli za modą, a ta jak wiadomo co chwila
się zmieniała.



Skoro
jesteśmy w teatrze, to prócz koncertów, są też spektakle. I między innymi
spektakl taneczny w oparciu o źródła choreograficzne z XVIII w. Taniec na
salonach odgrywał ważną rolę w flirtowaniu, planowaniu czy też był rozrywką
samą w sobie. Tym razem pokaz tańca obejmował utwory rekonstruowane, jak też
układy autorskie. Można było zobaczyć taniec hiszpański z kastanietami,
kontredanse, pokaz jak to dziewczęta uczyły się tanecznych kroków pod czujnym
okiem nauczycielek czy matek. Trzeba przyznać, że niektóre tańce były strasznie
sztywne i śmieszne, dalekie od dzisiejszego luzu i kręcenia biodrami. Ale
wówczas to delikatny dotyk palcami, powłóczyste spojrzenia i silna woń perfum,
działały pobudzająco na obie strony. Mówiły oczy, nie usta.


Dzięki
Towarzystwu Stanisławowskiemu ma się wrażenie, że majówkowy luz w ubraniu, nie
bardzo pasuje do okoliczności. Bo przecież powinno się być ładnie ubranym do
teatru. Ale skąd wziąć suknię i gorset? No właśnie, to też element pracy
Towarzystwa. Sami szyją swoje stroje. A wykonanie ich wcale nie jest rzeczą
prostą. Ale dzięki dbałości o szczegóły, każdy z członków Towarzystwa jest
potem rozchwytywany do zdjęć na tle pięknej zieleni parku. Nie pokuszę się o nazywanie poszczególnych
części garderoby, od tego są specjaliści. Ale obejrzany pokaz mody z XVIII w.
był po prostu fantastyczny. Dla współczesnych ludzi te stroje są nie do
pomyślenia w dzisiejszych czasach. Tak, jak pewnie dla XVIII w. królewskiej
świty, gdybyśmy znaleźli się w ich czasach ze swymi trampkami i t-shirtami.
Naprawdę duży szacunek dla członków Towarzystwa Stanisławowskiego, za włożoną
pracę w stworzeniu cudownego nastroju.











Fanom rzeźby
wszelakiej może się spodobać fakt, że w Starej Oranżerii jest też Królewska
Galeria Rzeźby, na którą składają się marmurowe posągi i gipsowe kopie dzieł
starożytnych (począwszy od V w p.n.e. do III w n e.) oraz nowożytnych. Również
Galeria Rzeźby Polskiej zawiera prace polskich artystów, tworzących od początku
XIX w, do połowy XX w. Galerię Rzeźby urządzono na podstawie królewskiego
inwentarza z 1795 r. Jak już wspomniałam, Stanisław August Poniatowski
gromadził do swego zbioru zarówno rzeźby marmurowe, jak i odlewy gipsowe. Tych
ostatnich, według inwentarza było razem
563 dzieł. Głównie służyły one do celów naukowych. Na nich uczono się
powielania z oryginału. Część z nich miała stanowić wystrój królewskich
rezydencji. Gromadzenie kopii najsłynniejszych dzieł antycznych miało swoją
przesłankę. Król chciał utworzyć Akademię Sztuk Pięknych, tak, by młodzi
artyści mogli się kształcić na najwyższym poziomie, a Warszawa mogła stać na
równi z Wiedniem, Paryżem czy Berlinem. W nurt ten wpisuje się „Kolumnada
Kamsetzera” (1787-1788). Na tle iluzjonistycznie malowanej architektury w typie
włoskiego pejzażu, prezentowane są najsłynniejsze kopie rzeźb świata
antycznego, projektu Jana Chrystiana Kamsetzera z Drezna.



A kiedy już
człowiek ma dość rozrywki i obcowania ze sztuką, a jedyne czego pragnie to
ukojenia dla duszy, może iść na spacer po warszawskim parku.
Po drugiej jego
stronie, znajduje się Nowa Oranżeria. Zbudowana w latach 1860-1861 według
projektu Adama Adolfa Loewego i Józefa Orłowskiego. Trzymano tu zimą drzewa
kamforowe, magnolie, mirty, granaty i cyprysy. Część środkowa szklanej elewacji
udekorowana jest dwoma XIX w. posągami Verumnusa i Pomony, mitologicznej pary
kochanków, bóstw przemian pór roku, a także drzew i ogrodów.
Na okrągłym
placyku przed Nową Oranżerią stoi zegar słoneczny Adama Myjaka, współczesna rzeźba
z brązu, ustawiona w 2012 r., jednakże wpisująca się w klimat stanisławowskiego
parku.

O ile przyjemniejsze jest planowanie nowych działań, kiedy
obcuje się ze sztuką i zielenią w jednym. A to oferują warszawskie Łazienki
Królewskie. Zapraszam J