O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

niedziela, 25 lipca 2021

Magiczne Podlasie - schrony, wojna i pokój, dobre jedzenie i relaks

 

Magiczne Podlasie,

czyli są bunkry i jest zaje…fajnie!

 

Warszawa, Zamek Królewski w okolicach piątej rano...


Rok temu, w czerwcu. Ciepło, przyjemnie. Możliwość wyjazdu na moje ukochane Podlasie, w nieznane mi rejony. Nie mogłam przejść koło tego obojętnie. Na dźwięk słowa „Podlasie” stawiam uszy jak każdy pies na słowo „spacerek”. Postanowione, jadę do… i tu zagwozdka, dokąd ja jadę? Tego nie ma na mapie Google! No to niemożliwe przecież… chyba… Usilnie szukam miejsca o nazwie Hamulak. No nie ma takiego. W dodatku w ofercie był wpis, że jest to w gminie Sokółka, więc niby mam zawężone pole szukania. No nie ma… Dobra, jadę. Nieważne gdzie, ważne z kim, a jadę z fantastycznymi ludźmi. Na miejscu okazało się, że w opisie był błąd, bo dotarliśmy do miejscowości o nazwie Hamulka (heh, czeski błąd, zwykła literówka, a ile było szukania) i to nie w gminie a w powiecie sokólskim, więc większy obszar do przeszukiwania. Ale, żeby nie szukać, powiem w skrócie: to miejsce na końcu świata. I takie miejsca właśnie lubię. Ciche, spokojne, jednocześnie pełne życia i radości. Ale bez tłumu turystów i pamiątek rodem z piekła.
Wyjazd o 5.00. Na śpiocha niemalże dojechałam na miejsce zbiórki. Chwila spraw organizacyjnych i każdy dosypiał w autokarze.
Przejechaliśmy przez Tykocin. Lubię to miasteczko. Ma swój urok. Po raz kolejny patrzyłam na miejsca, po których chodziłam i uśmiechałam się do własnych wspomnień. 


Tykocin, rynek



Zamek w Tykocinie



Praca od wczesnych godzin rannych




Praca w polu


Z zamyślenia wyrwała mnie informacja, że już na nas czekają gospodarze z ciepłą, świeżą drożdżówką. Wówczas myślałam, że po prostu dostaniemy bułeczkę drożdżową i tyle. Rzeczywistość okazała się lepsza od wyobrażeń. Ale o tym za chwilę.
Dojechaliśmy do Hamulki. Zobaczyłam pierwsze bunkry. Potem dowiem się, że to nie bunkry a schrony. A to różnica. 


A jednak to Hamulka a nie Hamulak :)


Droga do Hamulki. Foto: Piotr Kopeć


Póki co, byłam oczarowana polami falującego zboża. Matko, jak pięknie! Byliśmy w agroturystyce „Chata za Wsią”. I to dosłownie…


Jakżeż pięknie kłosy falowały na wietrze... ten szum uspokajał natychmiast



Podlaskie klimaty powiatu sokólskiego



W siedlisku "Chata za Wsią"



Spacer po okolicy



Tędy, czy tamtędy, wszędzie cudnie

 
Rozglądaliśmy się po obejściu, a już Gospodarze nas witali i zapraszali pod zadaszoną wiatę, gdzie przygotowano dla nas poczęstunek – kawę, herbatę i… ciepłe, prosto z formy ciasto drożdżowe z truskawkową konfiturą. Wstyd się przyznać, ale grzech łakomstwa mnie wtedy dopadł. Poprosiłam o dokładkę. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie ja jedna 😊 


Kawa, herbata, domowy kompot, woda z cytryną - pragnienie ugaszone



Szkoda, że przez ekran nie da się przekazać smaku i zapachu drożdżowego ciasta z domowej roboty konfiturą... Było pyszne!


Siedzieliśmy i zajadaliśmy się ze smakiem. Było upalnie. Gdyby nie zaplanowany dla nas czas, to pewnie byśmy się rozleniwili. Na szczęście padło hasło, wstaliśmy i formowaliśmy się do wędrówki po okolicy. Czekając na wszystkich robiłam parę zdjęć. Byłam po prostu zachwycona.


Domki można wynająć na wakacje



Lubię drzwi. Nigdy nie wiem, co się za nimi kryje. A tu proszę, stały sobie po środku, w dodatku mogłam za nie spojrzeć ;)



Wielka stodoła Gospodarzy, w której odbywają się przyjęcia okolicznościowe, jak wesela, chrzciny, zabawy



Wnętrze stodoły



Podlaski Anioł



Hamulka



Lubię brzozy od dziecka! :)



Drogę w Hamulce obsadził brzozami nasz Gospodarz. Symbolizowały partyzantów i żołnierzy poległych w okolicy.



Za białymi pniami brzózek widać schron bojowy



Droga, wzdłuż której rosną brzozy jest malownicza zarówno z jednej, jak i z drugiej strony



Brzozy od strony schronu



Puk, puk... Można zajrzeć na drugą stronę?



Czyż teren "Chaty za Wsią" nie jest cudowny?



Jestem na Podlasiu! Radość :)



Kiedy serce się raduje, uśmiech nie schodzi z ust



Pozyskiwanie materiału na bloga ;) Foto: Piotr Kopeć

 
Generalnie celem wyjazdu było zapoznanie się z historią tych ziem, a dokładniej z poznaniem schronów dawnej Linii Mołotowa. Był to pas radzieckich umocnień granicznych, które zostały wybudowane w latach 1940-41 w celu ochrony zachodniej granicy ZSRR przed inwazją III Rzeszy. Nasz Gospodarz, członek Grupy Badawczej „Kriepost”, w ciekawy i przystępny sposób opowiadał historię budowanych schronów w okolicznych wsiach. Między innymi dowiedzieliśmy się, że po wojnie, ludzie, na których ziemiach wybudowano schrony, stawali się właścicielami budowli, a często po prostu po części wysadzonych ruin. Obecnie jeden z nich, należący do naszego Gospodarza, jest restaurowany i będzie udostępniony szerszemu gronu do zwiedzania.


Schron bojowy najbliżej drogi



Danych technicznych niektórych "bunkrów" nie byłam w stanie zapamiętać



Schrony Linii Mołotowa to część naszej burzliwej historii



Jedne schrony są prawie w całości, inne tylko w części



Schrony są i jest zajefajnie ;)


Jako kobiecie, zupełnie nie wchodziły mi do głowy techniczne opisy każdego oglądanego obiektu. Delektowałam się chwilą na Podlasiu, a do świadomości mojej docierały jedynie myśli o tym, jak ludzie mogli tu funkcjonować w czasie wojny, jak przeżywali ostrzały i czy nie głuchli od tego.


Niektóre schrony trudno wypatrzyć z daleka, bo zlewają się z drzewami



Kiedy podchodzi się bliżej, widać już wejście lub otwory strzelnicze



Powojenne pozostałości robią wrażenie



I tu przycupnął jakiś schron...



Schrony Linii Mołotowa są zbadane i zabezpieczone, mimo to ziemia czasem odsłania jakieś znaleziska



Na murach, w otworze strzelniczym zakwitły żółte kwiatki, jakby chciały powiedzieć, okno to okno i my je upiększymy



Tuż obok tego schronu bojowego można było dostrzec lej po bombie, choć już powoli zarasta zielenią


Czym zatem jest schron, a czym bunkier?
Schron to budowla obronna lub ochronna. Obronna o przeznaczeniu wojskowym, ochronna dla ludności cywilnej. Choć błędnie mówi się o nich „bunkry”, to schrony służą do obserwacji, prowadzenia ognia, ochrony żołnierzy i ich sprzętu. W przypadku schronów cywilnych, do obrony ludności przed np. atakiem jądrowym. Zazwyczaj budowane były z żelbetu i innych materiałów trwałych na siłę rażenia przeciwnika.
Bunkier to potoczna nazwa zakrytego obiektu fortyfikacyjnego, służącego do schronienia, ukrywania się, jak np. piwnica. Z bunkrów nie prowadziło się działań militarnych, ostrzałów czy choćby obserwacji frontu.


Schron należący do naszego Gospodarza



Schron jest cały czas oczyszczany, zabezpieczany i remontowany



Droga, którą przyszliśmy do schronu



A tu ta sama droga widziana z czubka schronu



Widok na drugą stronę schronu



Wejście do schronu naszego Gospodarza, który jednocześnie był nam przewodnikiem po militariach



Oryginalny właz w schronie



Okienko strzelnicze z oryginalnymi częściami



Całkowicie współczesny wychodek, ale nie mogłam się powstrzymać, to czerwone serduszko mnie ujęło :) :) :) 

 
Choć militaria czy temat II wojny światowej, mogą być fascynujące, ja jednak w upalny dzień, skupiłam się na fantastycznych kadrach okolicy. Pomagały mi w tym bociany, które latały nad polami lub siedziały w gniazdach z młodymi.


Podlaska bociania rodzina



Kochanie, już lecę! ;)



Lądowanie na chacie ;) A ona to się prawie pod boki wzięła... Czyżby szykowała się mała awanturka? :)



Okolice Hamulki. Zanosi się na burzę...



Brzozy...



Typowy sielski obrazek kojarzący się z latem i wakacjami...



Chaberek



Poletko... tytoniu ;)

 
Po wycieczce po schronach, wróciliśmy do siedliska. Usiedliśmy w wiacie. Zrobiło się parno, burza wisiała w powietrzu.
Na stół wjechał obiad, syte kartacze. Po spacerze wszyscy zajadaliśmy się ze smakiem. 


Kartacze ze skwarkami. Foto: Justyna Łada


Nasz Gospodarz, polewał nam, na spróbowanie, nalewki własnej produkcji. Było ich kilka, każda smakowała inaczej. 


Myślicie, że coś zostało? Hehehe...



A jak zabrakło nalewek... pojawiła się Biebrzańska Moc :)

Córka Gospodarza pokazała jak robić sękacza, typowo podlaski przysmak cukierniczy. 


Ogień na piecu już jest...



Pierwsza warstwa ciasta nalana na wałek



I kolejna warstwa się przypieka na ogniu


A że sękacz robi się długo, bo trzeba go dobrze wypiec, nalewki zaczęły szumieć w głowach, więc padła komenda – idziemy na spacer do Biebrzańskiego Parku Narodowego! Ci co chcą, zostają i leżą na hamakach, kocach i ręcznikach. Jak wrócimy będzie zmiana 😉


Wstęp do Biebrzańskiego Parku Narodowego jest płatny



Idziemy na spacer


Nadzieja, że w lesie będzie nam nieco chłodniej, prysła szybciuchno wobec walki z komarami i meszkami. Mimo wszystko zrobiliśmy kółeczko po leśnych duktach i wróciliśmy do siedliska. 


Piękny okaz drzewa



Jak w gotyckiej katedrze...



Czułam się jak w świątyni przyrody



Podlasie - mistyczne, ciche, wspaniałe



Burza, nie burza, praca musi być zrobiona



Krowy modelki. Były bardzo ciekawe naszej małej grupki i bardzo rozmowne :)


A tam co chwila dyżur przy ogniu i kręcenie sękaczem. Chwila odpoczynku...


Mój dyżur przy korbie. Widzicie jaki sękacz już gruby?


Praca wykonana, czas na relaks



Ciiii... pańcia ma odpoczynek ;)


Ekipa siedziała już przy stole, zwarta i gotowa na jedzenie ciepłego ciasta. Uwierzcie, ślinianki działały wszystkim prawidłowo. I wreszcie jest. Chwila dla fotoreporterów i sękacz został pokrojony. Zanim się człowiek obejrzał, zniknął co do okruszka. Herbata na trawienie wszystkich dobroci i wieczornych Polaków rozmowy. Ciche pomruki burzy zwiastowały zmianę pogody. Było coraz głośniej i w końcu przeszła ulewa, która jednak szybko się skończyła. My siedzieliśmy na szczęście w wiacie. Kończył się też nam czas, w gościnnych progach „Chaty za Wsią”. Ale wciąż siedzieliśmy za stołem i planowaliśmy kolejne wyjazdy. Jakoś nikomu nie chciało się wracać do rzeczywistości. Zdecydowanie czas na Podlasiu powinien w magiczny sposób się wydłużać. 


Chwila dla fotoreporterów i zaraz sękacz zostanie zdjęty i pokrojony



Podlaski przysmak - sękacz w pełnej krasie



Było i ni ma... Niby taki duży a zniknął w oka mgnieniu


Wreszcie musieliśmy się podnieść i podziękować za gościnę. Wszyscy się ociągaliśmy. A może zostać tu jeszcze? Bardzo by się chciało…
Wracaliśmy do domu gnani przez burzowe chmury. Zrobiło się ciemno, a nas otulało zmęczenie. To był piękny, radosny dzień. Wypełniony pozytywnymi wibracjami. Żałuję, że był to tylko jeden dzień. Ale jak zawsze – jeden dzień na Podlasiu, to dla mnie jak cały tydzień gdziekolwiek indziej. Kto jeszcze nie był w tym magicznym zakątku Polski, powinien to nadrobić. Tam jest Cudowny Świat! I niebawem znów powrócę na Podlasie. Ale o tym, psyt, ciiii…