O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

sobota, 25 stycznia 2020

Karpacz - Muzeum Sportu i Turystyki


Opowieść o ludziach,
czyli coś o pasji, odwadze,
spełnianiu marzeń
i pokonywaniu własnych słabości

Kilka lat temu, podczas mojego tygodniowego pobytu w Karpaczu, pogodę miałam w kratkę. Raz słońce, raz deszcz. W jeden z takich niepewnych dni, włączyłam tak zwane szwędacze i zaglądałam w różne kąty miasteczka. A tych w Karpaczu nie brakuje. Jest kilka fajnych atrakcji, z których w zasadzie wszystkie już opisałam na blogu, a na koniec zostawiłam jedną, która w czasie mojego pobytu była praktycznie pusta. Dziś zapraszam Cię Szanowny Gościu do Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu.


Całkiem ładny budynek Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu



Tablica przed wejściem


Pomyślisz, muzeum? Nuda! A ja powiem, wejdź, zobacz. Muzeum to nie tylko eksponaty w gablotach. Za nimi stoi historia o ludziach, o ich odwadze, o uporze w dążeniu do celu, o poświęceniach, łzach i sukcesach, którymi kiedyś żyła Polska. Był taki czas, że nie mieliśmy sukcesów w sporcie. Na olimpiady jechała garstka naszych najlepszych, którzy i tak nie osiągali tego, co mogliby przy bardziej sprzyjających warunkach. Pojedyncze nazwiska przewijały się tylko w niektórych dziedzinach sportu. A przecież dawniej te sukcesy były! I wcale nie było lepiej, wręcz odwrotnie. Co więc, takiego się zmieniło? Myślę, że sport był sportem i zawodnicy mimo ciężkiej pracy, mieli z tego dużą frajdę, a dziś… przelicza się wszystko na pieniądze. Tak, czy inaczej, Muzeum Sportu i Turystyki przenosi nas w tamte dni chwały, przy okazji dając fajną lekcję historii o rozwoju sprzętu turystycznego i samej turystyki w Sudetach. A dodatkowo jako bonus daje kilka smaczków w postaci wielkich nazwisk.


Budynek muzeum otoczony jest zielenią, a przy ładnej pogodzie widać z tyłu góry


Budynek muzeum został wzniesiony społecznie przez mieszkańców w latach 1932 – 36 od razu z przeznaczeniem na muzeum. We wnętrzu zaprezentowano ekspozycję o tematyce regionalnej, w głównej mierze dotyczącej tego terenu.
Dziś eksponaty zebrane w muzeum, przedstawiają spory przekrój czasowy. Od działalności Walonów, zielarzy i laborantów, potem pasterzy budujących osady (budy góralskie), wreszcie etap schronisk i pieszych wycieczek w góry, aż po opis początków przewodnictwa i ratownictwa górskiego.


Tryptyk z lat 30. XX w. przedstawia trzy sceny z życia laborantów: od lewej - zbieranie roślin leczniczych, w środku - kuchnia laborantów i zielarzy, po prawej - patron cechu laborantów - Duch Gór, czyli Karkonosz



Duch Gór, inaczej Karkonosz lub Liczyrzepa



Przepięknie malowane drzwi pomiędzy pomieszczeniami



Korzeń mandragory, która przypominała ludzką postać i podobno wydawała z siebie okropny jęk, kiedy się ją wyrywało z ziemi, taki, że zabijało śmiałka, który to czynił. Zielarze, czyli laboranci na przełomie XVII i XVIII w. rozwinęli w Karpaczu swoją działalność. W mieście powstał ich cech, a ziołowe leki, wyrabiane przez nich, znane były w wielu krajach Europy. Zielarze byli też świetnymi znawcami gór i trudzili się przewodnictwem górskim.



A tak dawniej wyglądał, opisywany już na blogu, budynek laboranta w Karpaczu



Turystka na początku XX w. przy Kaplicy św. Anny na Grabowcu, zapewne podążająca do Dobrego Źródła (patrz opis szlaku na blogu). Dziś podpierałaby się kijem trekkingowym, wtedy wystarczył... parasol :) 



Księga pamiątkowa schroniska na Śnieżce z lat 1800-1806 : "...wytrzymaliśmy wiatr..." - trudno odszyfrować takie charaktery pisma... ale z tym wiatrem to by się zgadzało i obecnie ;)



Makieta świątyni Wang, której oryginał stoi przy drodze na Śnieżkę, a został sprowadzony z dalekiej Norwegii



Historia w czystej postaci, od zwykłego saneczkarstwa, przez dyscypliny sportowe i olimpijskie osiągnięcia



Z cyklu - górskie schroniska. Kiedyś stało takie na Śnieżce. Nie ma też już śladu po schronisku Księcia Henryka stojącego na krawędzi Kotła Wielkiego Stawu w Karkonoszach



Nosiłki - takie dawne plecaki, w których noszono towar do schronisk (jeszcze dziś spotyka się tzw. nosiczy idących do schroniska pod Rysami)



Księga pamiątkowa z zamku Chojnik (zwany Chojniastym) z lat 1947 - 48.: "... Śmierć frajerom, którzy polskie Chojniasty ośmielają się jeszcze nazywać "Kynast"..." (taka nazwa funkcjonowała w Niemczech, przyp. mój). I jeszcze - "... najważniejsze, zakochałem się w pięknej szatynce bufetowej..." - cudowne :)



Eksponaty Muzeum Sportu i Turystyki to jak podróż w czasie...



Pamiętam z TV emocje związane z osiągnięciami Erwiny Ryś - Ferens, naszej olimpijskiej panczenistki



I kolejne nazwisko, pokazujące, że czas, nawet trudny może sprzyjać zapisaniu pięknej karty w dziejach sportu. Stanisław Marusarz (1913 - 1992), najlepszy narciarz międzywojnia, olimpijczyk i kurier tatrzański



I kolejne pięknie malowane drzwi, a nad nimi karple, czyli dawne rakiety śnieżne


W Muzeum jest też część poświęcona Tadeuszowi Różewiczowi. Polski poeta związał się z Karpaczem w latach 90. XX w. Na wystawie zaprezentowany jest jego rękopis „Gawędy o spóźnionej miłości”, będący pewnego rodzaju hołdem ku czci Wandy Rutkiewicz, której zresztą autor nigdy osobiście nie poznał. Można zobaczyć tu też pierwsze wieczne pióro poety i jego okulary, a także trzy nobilitacje do literackiej nagrody Nike oraz samą nagrodę Nike z 2000 r. Ponadto jest tu wiele innych pamiątek po Tadeuszu Różewiczu.


Pamiątki po Tadeuszu Różewiczu i sam poeta 



Ostatnia wola Różewicza. Jest tak, jak prosił za życia, spoczął obok świątyni Wang. Co do ostatniego zdania, że "Wszyscy ludzie będą braćmi", to chyba jeszcze musimy niestety zaczekać...



Złoty Wawrzyn Olimpijski z 2008 r. za zbiór wierszy poety


Skoro wywołało się tu nazwisko Wandy Rutkiewicz, to trzeba wspomnieć, że w 1979 r., w rok po zdobyciu przez nią Mount Everestu, na szczycie którego stanęła jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie 18.10.1978 r., Muzeum Sportu i Turystyki zorganizowało wystawę czasową „Polka na szczycie świata”. W ten sposób uhonorowano wielką himalaistkę, która swą przygodę z górami zaczynała w Sudetach, wspinając się w Sokolikach w Rudawach Janowickich. Jakby nie patrzeć była to kobieta, która miała odwagę marzyć i śmiało szła po swoje cele. Na pamiątkę zostawiła swój wpis w księdze pamiątkowej.


Pamiątki po Wandzie Rutkiewicz


Kolejne przedmioty, kolejne historie. Nie mogło też zabraknąć wspomnienia strasznej tragedii, jaka wydarzyła się w Białym Jarze. Lawina, która zeszła 20 marca 1968 r. zabrała 24 osoby, z czego tylko pięć przeżyło. Co za tym idzie, w ślad za tym pojawiła się ekspozycja dotycząca ratownictwa górskiego.


Gablotka poświęcona naszej olimpijce w strzelaniu (głównie z karabinku pneumatycznego) Renacie Mauer - Różańskiej i jej złoty medal z Sydney z 2000 r.



Panorama Karkonoszy



Księga wypraw ratunkowych: "...Odwieziony przez ratownika do lekarza, który stwierdził śmierć, nie mając gdzie zostawić TRUPA, zawiózł go do Milicji Obywatelskiej..." - poezja języka ;)



Przysięga ratowników "Dobrowolnie przyrzekam..."



Archiwalne zdjęcia z akcji ratunkowej po pamiętnej lawinie w Białym Jarze


I kiedy już myślałam, że to koniec przygody w tym budynku, nagle zobaczyłam drewnianą głowę, wieńczącą barierkę schodów. I okazało się, że to kolejna fascynująca historia. Wyrzeźbiona główka to podobizna najsłynniejszego listonosza karkonoskiego, Roberta Fleissa (1847 – 1937). Była to ciekawa postać. Był to pierwszy listonosz, który pieszo chodził 17 km przy różnicy wzniesień sięgającej do 1100 m. Bez względu na porę roku i warunki atmosferyczne, zanosił pocztę do schronisk położonych wysoko w górach, w tym także na Śnieżkę. Listonoszem został w 1873 r. po zakończeniu służby wojskowej w armii pruskiej. Był też górskim przewodnikiem, zatrudnił się także przy wyrębie lodu z Wielkiego Stawu w Karkonoszach. Najczęściej widywano go z fajką w ustach, jak codziennie przez 37 lat pokonywał trudną trasę na Śnieżkę, by donieść korespondencję, która często ważyła nawet 50 kg! Jego przyjaciele wyliczyli, że w czasie służby pocztowej Roberta Fleissa, przeszedł on trasę równą prawie trzykrotnemu okrążeniu ziemi! Zwolniono go z pracy w 1925 r. z powodu redukcji etatów. Choć był to dla niego cios, to dożył sędziwego wieku 90 lat, a w czasie pogrzebu oddano mu należne honory. Czyż nie jest to fajna historia?


Zwieńczenie schodów z podobizną Roberta Fleissa



Wspomnienie najsłynniejszego karkonoskiego listonosza


Drogi Gościu, jeśli będziesz kiedyś w Karpaczu, zajrzyj do Muzeum Sportu i Turystyki. To naprawdę fascynujące miejsce.


Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu



Budynek z lat 30. XX w. przywodzi na myśl starą, poczciwą, wiejską chatę...


A i przed budynkiem jest jedna mała atrakcja. Już w średniowieczu, pierwsi odkrywcy skarbów Karkonoszy oraz górnicy, napotykali na ślady działalności nie tylko władcy tych terenów, czyli Ducha Gór, ale też skrzatów. Lata i wieki mijały, aż w 2008 r. pani Maria Nienartowicz wydała Bajkowy Przewodnik po magicznych miejscach Karkonoszy, z myślą o najmłodszych. Zawarła w nim opowieści o przygodach skrzatów, ciekawostki ale też przydatne informacje. 1 czerwca 2009 r. uroczyście otwarto ulicę Skrzatów Karkonoskich. Jest to najmniejsza ulica w Polsce, jej długość wynosi 30 m, a szerokość 3 m. Czy uśmiech nie pojawi się Tobie na ustach? Gwarantuję, że tak.


I nie ma wątpliwości - taka ulica istnieje naprawdę



Gotowi na spotkanie ze skrzatami? ;)


A kiedy pogoda będzie odpowiednia, słońce będzie wysoko na bezchmurnym niebie, wyrusz na szlak, by samemu odkrywać skarby ziemi karkonoskiej. I nie bój się marzyć! Zawsze…
To tymczasem! 😊



wtorek, 14 stycznia 2020

Skarby Górnego Śląska - Zabrze


Toż to wongel gołąbecko!
Czyli o tym,
jak skoczyliśmy pod ziemię do… pubu 😊


Sierpniowy weekend z Sylwią i Darkiem był niezwykle magiczny, spontaniczny, szalony i obfitujący w poznawanie nowych miejsc na mapie naszego kraju. Jednym z nich było Zabrze i zabytkowa kopalnia Guido. Choć w Zabrzu byłam może trzeci raz w życiu, to przyznam, że po pierwsze – nie znam tego miasta, po drugie – nigdy nie dotarłam do turystycznych atrakcji, jaką jest wspomniana kopalnia oraz druga, Kopalnia Luiza. Przyszedł czas, by nadrobić przynajmniej jedną z zaległości. Dlatego, dziś zapraszam Was, Drodzy Goście do zabytkowej Kopalni Guido…


Szyb kolejowy Kopalni Guido


Śląsk obfituje w kopalnie, w końcu to tu wydobywa się węgiel kamienny. Niby to żadna nowość, niby żadna atrakcja, a jednak…
Kopalnia Guido została założona w 1855 r. przez hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka, pruskiego magnata oraz przemysłowca. Stąd sztolnia nosi jego imię. Dziś to jedna z największych atrakcji turystycznych na Śląsku.


Patronka górników - św. Barbara



Maszyna wyciągowa, obsługiwana na powierzchni przez jednego górnika z pomocą sygnałów dźwiękowych


Do podziemi zjeżdża się autentyczną klatką górniczą. Zjazd trwa kilka sekund, a na twarzy czuć powiew powietrza. Teraz czeka nas już 3,5 km odcinek trasy turystycznej w obowiązkowych kaskach na głowie. Tak, wiem, nie są twarzowe, ale wymagane dla bezpieczeństwa. 


Od tabliczek można dostać zawrotu głowy, a potem doprawić szybką jazdą w dół - i to bez trzymanki! :)



Wystawa z archiwalnymi zdjęciami, na których widać lepiej ubranych sztygarów, a także konia pracującego w kopalni



Kiedyś nie było kasków na głowach, kapelusze i zwykłe czapki raczej głów nie chroniły. Tu również widać konie, ustawione do wspólnej fotografii z ludźmi.



Zrozumiano? ;)



Sprawcy górniczego zamieszania ;) Sylwia, Darek i ja ;)



Pierwsze korytarze



Trasa turystyczna jest oświetlona



Mimo wszystko jest to nieco przerażająca perspektywa, tak codziennie zjeżdżać na szychtę


Wędrówka pod ziemią odbywa się na trzech poziomach. Pierwszy jest na 170 m. Znajduje się tu poziom Świętej Barbary. Można tu dowiedzieć się wszystkiego o patronce górników, jej życiu, śmierci, rozwoju kultu wokół świętej, legend, ale też ciężkiej pracy górników. Zwieńczeniem tego poziomu jest kaplica św. Barbary. Nie jest tak duża i spektakularna, jednak robi wrażenie. Na życzenie odbywają się tam msze święte dla grup zorganizowanych.


Podziemna wystawa przedmiotów związanych z górnictwem



W sali poświęconej patronce górników, jest wystawa różnych przedstawień św. Barbary



Św. Barbara często jest przedstawiana ze swoimi atrybutami - mieczem i kielichem z hostią



Górnicza czapka reprezentacyjna



Kaplica św. Barbary



Ołtarz w podziemnej kaplicy



Zwężający się chodnik



Wciąż na poziomie 170 m



Górnicy na przodku... a czasem na zadku ;)


Absolutną ciekawostką na tym poziomie są zachowane, oryginalne, podziemne stajnie z XIX w. Widzieliście kiedyś stajnie pod ziemią? Niestety wiąże się to ze smutną historią. Pamiętacie zapewne szkolną lekturę Gustawa Morcinka „Łysek z pokładu Idy”? No właśnie… W XIX i na początku XX wieku, konie w kopalni to była norma. Zwierzęta traktowane były jako siła pociągowa, gdyż elektryczności nie było a i dzisiejszych urządzeń jeszcze nie znano. Konie pracowały ciężko, ciągnąc wagoniki z urobkiem. Tak pomagały człowiekowi, choć ten sprawiał, że pozostawały kalekami. Pracując pod ziemią cały czas, bez dostępu do światła, konie po jakimś czasie ślepły. A co przeżywały te biedne stworzenia, kiedy spuszczano je na taśmach w czarną czeluść szybu? Wolę sobie tego nie wyobrażać. Dziś w sztolni zawieszony w powietrzu koń ma przypomnieć tę niestety smutną rzeczywistość zwierząt pracujących u schyłku wieku i początku następnego. Bo niestety, zostawały pod ziemią na zawsze…


Stajnie zabytkowe z końca XIX w.



Stajnie oryginalnie zachowane



Tak dawniej spuszczano zwierzę w otchłań szybu - na zwykłych pasach ciasno zawiązanych na ciele konia



Strach i przerażenie musiały być dla konia wielkie



Pojawiają się maszyny do urobku węgla



O, i jakiś górnik się objawił :)



Prezentacja maszyn, które współcześnie bardzo pomagają przy pracy



Szybkie selfie z górnikiem i lecę dalej, tzn. niżej ;)



Zdjęcie grupowe pod ziemią ;) Razem raźniej - Sylwia, Darek, ja i górnik ;)



I znów chodnik z widocznymi szynami, po których niegdyś sunęły wagoniki z węglem



Schodzimy na 320 m w głąb ziemi :)



A tam bliskie spotkania z czarnym skarbem tej ziemi


Kolejne piętro kopalni to poziom 320 m. To bardzo techniczny poziom. Tu można zapoznać się z urządzeniami górniczymi od końca XIX w. do czasów współczesnych. Można nawet na multimedialnym pokazie poczuć się jak górnik przy pracy, patrząc i słuchając odgłosów kopalni.


Nie, przez ten telefon pizzy nie zamówimy ;) 



Kolejna skomplikowana maszyna, a w zasadzie lokomotywka



Ciemno, pusto, wszystko jakby przed chwilą zostawione...



Kolejna ciekawostka w dawnej górniczej pracy... Na każdej zmianie górnicy brali ze sobą klatkę z kanarkiem. To kolejne zwierzę pracujące w kopalni, traktowane niestety niezbyt humanitarnie, choć z czasem w bardziej złagodzonej formie. Kanarki są delikatnymi ptakami. Obserwowano je. Kiedy ptaszek wyczuwał duże stężenie gazów poprzedzające wybuch stawał się nerwowy, stroszył piórka, aż wreszcie ze zdenerwowania potrafił omdleć lub... umierał z przerażenia. Był to znak, że trzeba uciekać z danego miejsca.



Zabezpieczony taśmociąg z urobkiem



Stemple w chodniku



Prezentacja kolejnych maszyn i człowiek w masce - pogadanka na temat BHP pod ziemią ;)



Wyrobisko



No wiecie, RODO itd... :) :) :)


To na tym poziomie znajduje się jedyna i niepowtarzalna okazja, by przejechać się elektryczną kolejką podwieszaną. Jest to jedyna na świecie  tego typu kolejka górnicza i to udostępniona turystom.


Lokomotywka elektrycznej kolejki podwieszanej



Wzdłuż kolejki...



Wagoniki elektrycznej kolejki podwieszanej



Jedyna na świecie taka kolejka



Razem z Sylwią w wagoniku


A same maszyny, dzięki którym mamy węgiel i ciepło w domach, również przywodzą na myśl niesamowitą myśl konstruktorów i wizjonerów.


Dość głośna maszyna, przesuwająca się wraz z wybieranym węglem


To jeszcze nie koniec atrakcji na tym poziomie. Powstała tu bowiem, Strefa K-8 – nowoczesna strefa kultury, miejsce spotkań, koncertów czy biznesowych eventów.


Sala koncertowa pod ziemią! :)



Hala Pomp - niby zwykłe lampy przemysłowe, a zrobiły klimat :)


No i oczywiście jest jeszcze podziemny pub! Zlokalizowany w dawnej Hali Pomp. Jest najgłębiej położonym pubem w Europie! Po kilku godzinach zwiedzania kopalni, miło jest na chwilę usiąść i wypić kawę, czy herbatę, raczyć się śląskim piwem czy zjeść żurek czy bigosik. Naprawdę jest to fajne miejsce, z którego o umówionych godzinach (z tego co pamiętam, co pół godziny) przewodnicy zabierają gości i wywożą bezpiecznie na górę.


Najgłębiej położony pub w Europie - na 320 m! 



I nasza ekipa tam była, zupkę zjadła i herbatę wypiła. No dobra i piwko tyż ;)


Wspomniałam, że kopalnia ma trzy poziomy. Ostatnim jest ten na 355 m. Ale ten jest już dla prawdziwych twardzieli. To wyprawa w rejon ostatniej, czynnej ściany wydobywczej, używanej w II połowie XX w. To fragment kopalni, zachowany w takim stanie, w jakim zostawili ją górnicy. Kulminacją wędrówki na tym poziomie jest ciasne przejście przez ponad 100 m ścianę węglową. My jednak nie zdecydowaliśmy się na ten krok 😉


Powoli kierujemy się ku wyjściu na powierzchnię...


Całość zwiedzania zabytkowej kopalni wynosi ok. 3h na 3,5 km odcinku trasy turystycznej. Okraszone jest to informacjami, ciekawymi opowiadaniami oraz śląską gwarą przewodników. Najmłodsi mogą poczuć trud ciężkiej pracy i samodzielnie z pomocą kilofa spróbować oderwać kawałek węgla ze ściany. Jednak kopalnia przeznaczona jest dla osób od 6 roku życia. Młodsze dzieci w towarzystwie rodziców czy opiekunów, są mile widziane w Kopalni Luiza (do której jeszcze nie dotarłam). Temperatura na dole jest stała i wynosi od 13°C do 16°C. Warto jest więc, wziąć ze sobą cieplejszy sweterek. Jak w każdej kopalni, tak i tu, przestrzega się przed zjazdem na dół, osoby ze schorzeniami typu nadciśnienie tętnicze czy cukrzyca. Także kobiety w ciąży powinny skonsultować się z lekarzem. Ważne jest również to, że obowiązuje wcześniejsza rezerwacja i zakup biletu online.
Czy warto jest wybrać się do Kopalni Guido? Ja mówię, że tak. A Wy, sprawdźcie sami!

No to Szczęść Boże!