BABY NA BABIEJ
CZYLI O PORACHUNKACH Z
DIABLAKIEM
Od prawie tygodnia jesteśmy z Martą w jednej z najdłuższych wsi w
Polsce, czyli w Zawoi. Tu maszerujemy przez Beskid Żywiecki, racząc się jego
urokami. Dziś przedstawię przewrotnie naszą ostatnią wędrówkę.
Poranek przywitał nas chmurkami. Nie zważając na to,
zebrałyśmy się z Tusią, by wyruszyć na spotkanie z najwyższą górą Beskidów –
Babią Górą.
Babia Góra
(słow. Babia Hora, węg. Babia-Gura, niem. Teufelspitze, czyli Góra Diabła) –
masyw górski w Paśmie Babiogórskim, należącym do Beskidu Żywieckiego.
Najwyższym szczytem jest Diablak (1725m np.p.m.) To najwyższy szczyt całych
Beskidów Zachodnich, a poza Tatrami, również najwyższy szczyt w Polsce i drugi
co do wybitności (po Śnieżce). Góra ta zaliczana jest do Korony Gór Polski.
Pochodzenie
nazwy Babia Góra związane jest z podaniami ludowymi. Według jednej, to wysypane
kamienie przez babę-olbrzymkę, według drugiej to kochanka zbójnika ( a tych
było tu sporo), która przemieniła się w kupkę kamieni z żalu, widząc swego
zabitego ukochanego. Inne legendy mówią, że w jaskiniach pod tą górą zbójnicy
ukrywali swoje branki. Tak, czy siak, góra związana jest z babami, a teraz dwie
z nich wybierają się właśnie na jej szczyt.
Uchwycona przyroda. Foto: Marta
Humory
dopisywały, nawet niebo stało się przychylniejsze, ukazując nam nieco
niebieskiego odcienia.
Swą wędrówkę
rozpoczęłyśmy na Przełęczy Lipnickiej, popularnie zwanej Krowiarkami. Krowiarki
znajdują się na 1012m n.p.m. Oddzielają masyw Babiej Góry od Pasma Policy.
Krowiarki dawniej oznaczały pasterki wypasające krowy.
Przełęcz Krowiarki
Wyruszyłyśmy
czerwonym szlakiem, tzw. Szlakiem Papieskim w kierunku Babiej Góry. Czemu to
Szlak Papieski? Nie dlatego, że Ojciec Święty ukochał sobie górskie ścieżki.
Dlatego, że w 1938r pracował tu jako student, przy budowie drogi na przełęcz.
Przypomina o tym obelisk przy wejściu na parking.
Obelisk poświęcony Karolowi Wojtyle na Krowiarkach
Pora wejść na
szlak. Zaczyna się on dość szeroko, stopniowo nabierając wysokości. Po
kamiennych schodkach wchodzi się bardzo łatwo, dlatego co i rusz wymijamy całe
rodziny z dziećmi.
Szlakowskaz na Przełęczy Lipnickiej
Początek szlaku na Babią Górę
Szlak jest
tu raczej mało widokowy, bowiem cały czas prowadzi przez las. Jest ciepło i
przyjemnie. Szlak przeradza się teraz w ubitą, kamienną drogę.
Szlak czerwony na Babią Górę przed pierwszym szczytem
Mosorny Groń w chmurach
Zbocze Mosornego Gronia
Marta na szlaku
Na
horyzoncie pojawiają się chmury. O, nie! Cały czas modlimy się, żeby sobie
poszły. Jeszcze śmiejemy się, że możemy
złapać chmurę do kieszeni. Idziemy coraz wyżej.
Okno w chmurach, w dole zabudowania Zawoi
Po jakiejś
godzinie osiągamy pierwszy szczyt leżący w babiogórskim paśmie – Sokolicę,
mającą 1367m n.p.m. Tu na tarasie widokowym, widzimy jedynie… chmury. I ludzi,
którzy zrobili tu sobie przerwę. Jest ich sporo. Robi się też chłodniej, więc
ubieramy cieplejsze ubrania.
Pierwszy szczyt masywu Babiej Góry - Sokolica
Na tarasie widokowym Sokolicy
Sokolica - dość stromo
Kapliczka na Sokolicy. Foto: Marta
Wchodzimy w
las, by podążyć na kolejne wzniesienie. Po drodze mijamy kopce z tyczkami w
kolorze czerwonym. Są one drogowskazami dla wędrujących tu zimową porą, kiedy
śnieg przykrywa szlaki, wymalowane na kamieniach. Również we mgle dają one
punkt odniesienia, w którą stronę należy się kierować.
Szlakowskaz za Sokolicą
Szlak na drodze do kolejnego wzniesienia - Kępy
Tyczki - dzięki nim nie zabłądzi się we mgle czy zimową porą
Miło
gawędząc, dochodzimy do kolejnej wypukłości. A jest nią Kępa (1521m n.p.m.). Tu
trochę widać zabudowania Zawoi w dole. Ale niewiele. Zaczyna się tu także
piętro kosodrzewiny. Wciąż chmury nachodzą i nie dają za wygraną. Zaczyna
nieźle wiać, więc by chronić uszy i gardła zakładamy czapki i szaliki.
Kolejny szczyt - Kępa
Widoki z Kępy - Orawa
Piętro kosodrzewiny na Kępie, widoki przesłaniają chmury
Chmury nad Zawoją
Za Kępą
Szlak jest
tu cały czas kamienny, ale dość szeroki i wygodny.
W drodze na Gówniak. Foto: Marta
W drodze na Gówniak
Gówniak majaczący we mgle
Orawa - za chmurami ukryte Tatry
Widok ze szlaku w kierunku Orawy
Przed Gówniakiem
Zbliżenie na Jezioro Orawskie. Z widoku Taterek, dzisiaj nici.
Przed Gówniakiem. Foto: Marta
Prowadzi wprost na kolejny
szczyt, czyli Gówniak (1617m n.p.m.). Dookoła jak okiem sięgnąć mgła. Żadnych
widoków. Przykro nam, ale idziemy dalej, do głównego celu. W końcu pogoda
zmienną jest i może stanie się cud i chmury się rozejdą?
Na Gówniaku, szczycie tuż przed Diablakiem
Skały Gówniaka z wszędobylską mgłą
Wchodzimy w
Wołowe Skałki (czyli inaczej Gówniak właśnie) i po wielkich głazach mozolnie
wspinamy się na Babią Górę.
Tak robią zwycięzcy :)
Skały na Gówniaku
W końcu,
walcząc z wiatrem chronimy się za wiatrochronem na samym szczycie Diablaka.
Jesteśmy na 1725m n.p.m. Nie jest to może jakaś spektakularna wysokość, ale
góra ta już nie raz pokazała swe drapieżne oblicze. Z łagodnej góry w piękny,
słoneczny dzień, przeradza się w niebezpieczną i nieobliczalną górę. Nie na darmo
zwie się Diablakiem. Iście diabelska góra. Nazywa się ją też Matką Niepogód lub
Kapryśnicą, właśnie ze względu na zmienną pogodę. Wysokość i wybitność masywu
Babiej Góry była przyczyną, że w XIXw. nadano jej nazwę Królowej Beskidów.
Szlakowskaz na Babiej Górze
Na samym szczycie przy wiatrochronie
Po drugiej stronie wiatrochronu - na zdjęciu nie widać wiatru, który o mało mnie nie zwiał ze szczytu ;)
I dziś
królowa ta – jakby nie było – baba – ma piekielnie zły humorek. Na jej czubku
wieje, lecz my schronione za kamiennym murkiem pijemy ciepłą herbatkę z termosu
i wcinamy kanapki.
Oto Tusia i
Dusia zdobyły najwyższy szczyt Beskidów. Dla Marty to podwójna radość. Właśnie
zdobyła (choć jeszcze nie oficjalnie) swoją pierwszą górską odznakę GOT. Jestem
z niej prawdziwie dumna! J
Na szczycie
znajdują się dwa obeliski. Jeden pochodzi z 1876r. Stoi w miejscu, w którym
dawniej stał schron z 1806r dla arcyksięcia Józefa Habsburga, palatyna Węgier.
Zniszczyła go wichura.
Obelisk z 1876r.
Drugi
poświęcony jest Papieżowi – Janowi Pawłowi II.
Ołtarz polowy i obelisk poświęcony Janowi Pawłowi II
Tablica pamiątkowa na obelisku po stronie polskiej
Tablica pamiątkowa na obelisku po stronie słowackiej
Widok na ołtarz polowy od strony Słowacji
Kiedy tak
siedzimy i odpoczywamy, Diablak znów ukazuje swe groźne oblicze. Tym razem
oprócz chmur i mgły, dorzuca deszcz i większy wiatr. Robimy szybko pamiątkową
fotkę i zmykamy w dół. Choć zmykamy to
ładnie powiedziane. Mamy tu prawdziwą szkołę przetrwania. Babia Góra tak łatwo
nie odpuszcza. Kiedy wychodzimy na otwartą przestrzeń atakuje niemiłosiernie
silnym wiatrem i deszczem, który siecze nam policzki. Ciężko schodzi się po
głazach, ale powoli opuszczamy szczyt i kierujemy się dalej, czerwonym szlakiem,
przez Pośredni Grzbiet. Mijamy Kościółki (1616m n.p.m.) i wchodzimy w piętro
kosodrzewiny. Jest już nieco lepiej, ale wciąż mocno wieje. Chyba Babia Góra ma
dziś diabelnie zły dzień. Cały czas pada deszcz. Szlak jest śliski, uważamy by
nie zjechać na czterech literach. Mijamy się z wędrowcami, którzy podejmują
ryzyko wejścia na górę.
Baby na Babiej Górze :)
Mniej
więcej, po jakiejś godzinie docieramy do Przełęczy Brona (1408m n.p.m.) Deszcz
wciąż pada, jest mokro wszędzie, nawet na nogawkach, choć mamy na sobie stuptuty.
W butach już nieźle nam chlupie, ale dziarsko maszerujemy dalej. Zagłębiamy się
w las, więc mamy nieco oddechu. Deszcz też jakby nieco zelżał. Z Przełęczy Brona
mamy ok. pół godziny do schroniska PTTK na Markowych Szczawinach.
Szlakowskaz na Przełęczy Brona
Przełęcz Brona - dookoła mgła
Na razie mgła
zasłania dalsze widoki. Skupiamy się więc, na drodze, którą mamy do pokonania.
Wreszcie z mgły wyłaniają się pierwsze zabudowania, wchodzące w skład
schroniska. Jest wreszcie i sam budynek, w którym chętnie zjemy ciepłą zupę.
Marta przed schroniskiem PTTK na Markowych Szczawinach
Wewnątrz
jest mnóstwo ludzi. Z trudem udaje się nam zdobyć stolik, przy którym spędzimy
kolejną godzinkę z okładem, by nieco się podsuszyć.
Schronisko
górskie na Markowych Szczawinach znajduje się na wysokości 1180 m n.p.m. Zostało wybudowane z inicjatywy
Hugo Zapałowicza, prezesa Oddziału Babiogórskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
Otwarcie nastąpiło 15 września 1906r. Było niejako odpowiedzią strony polskiej
na schronisko należące do Niemiec – Beskidenverein (obecnie już nie istniejące).
Wewnątrz
można zobaczyć na ścianach historię obiektu. Tu również zostały zamieszczone
fotografie kolejnych jej dyrektorów.
Wewnątrz schroniska
Tablice poświęcone Hugo Zapałowiczowi
Tablica poświęcona Hugo Zapałowiczowi
Kiedy
wychodzimy ze schroniska, dokonując oczywiście pamiątkowych pieczątek w
książeczkach GOT, mgła jest już nieco wyżej i dopiero teraz możemy zobaczyć
bryłę budynku.
Schronisko PTTK na Markowych Szczawinach
Teraz
wchodzimy na czarny szlak, by przez las, w ciągu jakiejś pół godziny, dojść do
niebieskiego szlaku przy Sulowej Cyhrli. Szlak czarny jest również szeroki,
częściowo kamienisty, częściowo z ubitej ziemi, teraz śliskiej i błotnistej po
opadach deszczu. Na szlaku pustka. Nikogo nie ma. Deszcz przestał padać.
Teraz to już z górki :)
Czarny szlak wiodący przez las
Na szlaku - widok na Mosorny Groń, na którym kłada się chmury oraz na Policę w tle
Dość śliski i stromy odcinek czarnego szlaku
Na czarnym szlaku
Dochodzimy
do szlaku niebieskiego i skręcamy na prawo. Lasem dochodzimy do drogi, którą
przemieszczają się raczej tylko pracownicy leśniczówki, ukrytej w głębi
Babiogórskiego Parku Narodowego. Zanim jednak do niej dochodzimy, musimy
sprostać kolejnemu zadaniu. Oto przed nami potok z mostkiem, którego … nie ma.
Ot i niespodzianka. Delikatnie przemieszczamy się po wystających kamieniach.
Mówię Marcie, by uważała, żeby nie spaść do wody, na co odpowiada mi, że i tak
ma mokro w butach. W sumie logiczne. Pokonujemy jednak potok bez większych
przygód i wkraczamy na szeroką drogę. Kawałek szlak prowadzi nas po niej, by
znów skręcić w lewo w Las Norczak.
Rozwidlenie szlaków, od teraz będzie nas wiódł szlak niebieski
Leśniczówka przy polanie - to się nazywa mieć święty spokój :)
Miejsce na odpoczynek - cała trasa opatrzona jest tablicami dotyczącymi Babiogórskiego Parku Narodowego, który jest obszarem ochrony ścisłej
Szlak prowadzi nas do potoku...
Tyle, co zostało z mostku...
Już tylko godzinka drogi
Szeroka szutrowa droga
Po zimie wezbrane wody potoku rzeźbią otaczające je ściany ziemi
Idziemy obok
łąki, przecinką lasu, by znów na chwilkę się w niego zagłębić. Słyszymy już
przejeżdżające drogą samochody. Znak to nieomylny, że zbliżamy się do końca
naszej wędrówki.
Skręt w Las Norczak
Przecinka lasu
Od rozwidlenia
szlaków czarnego z niebieskim, w jakąś godzinkę docieramy do potoku Jaworzyna,
przekraczamy mostek i… słyszymy grzmot. Acha, pogoda sobie przypomniała, że
dziś jeszcze nie zesłała nam burzy. Dobrze, że teraz, a nie jak byłyśmy na
szlaku.
Na mostku na koniec trasy - znów jesteśmy w Zawoi Policzne
Chwilę potem jesteśmy z Martą w Karczmie Zbójnickiej, by w nagrodę za
dzisiejsze trudy, zjeść ciepłą szarlotkę z lodami. Kiedy przekraczamy próg karczmy,
z nieba leje się porządna ulewa, a niebo co i rusz przecinają błyskawice. My
nad szarlotką wspominamy dzisiejsze wyjście w góry. Jest nam miło i dobrze.
Ulewa i burza nad Zawoją - my na szczęście już pod dachem karczmy
Ciociu, ta szarlotka jest pychaaaa!!! :)
Jednak
wychodzimy z karczmy, by przejść przez ulicę na jej drugą stronę, gdzie mamy
naszą kwaterę. Wpadamy do niej, bierzemy ciepłą kąpiel i wskakujemy w nasze
nowe koszulki, zakupione w schronisku, w nagrodę za zdobycie najwyższej góry
Beskidów. Mamy z Babią porachunki do wyrównania. Następnym razem…
Nasze nowe koszulki - interpretacja miny Miśki: one mają nowe, a ja znów w tej samej, z białym kołnierzem...
Już pod
kocem oglądamy kolejny odcinek „Wakacji z Duchami”. Emocje buzują, rodzą się
nowe plany. Ale to już na kolejne wypady górskie, bowiem to był nasz ostatni
dzień w Beskidzie. Ale przecież jest jeszcze „..tyle gór do zdobycia…” jak
śpiewał zespół Kombi.
No to „…słodkiego, miłego życia!...”
HEJ!