O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

niedziela, 10 stycznia 2021

Kraków - Kazimierz artystyczny

 

Weekend w Krakowie

Odsłona pierwsza,

czyli Kraków artystyczny

 

Koronawirus spowodował wakacje wymuszone w Polsce. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej mieliśmy szansę zwiedzenia różnych ciekawych zakamarków Polski, a tych przecież w naszym kraju nie brakuje. I ja także pomyślałam, że warto zatrzymać się, w drodze w moje ukochane Tatry, w mieście, które teoretycznie znam. No właśnie. Czy takie miasto, w którym byłam już chyba setki razy, może mnie czymś zaskoczyć? Otóż może! Pomysł na spontanie sprawdza się prawie za każdym razem. I teraz też tak było. 


Jak tu się nie uśmiechnąć na taki napis?



Urlop w dobie koronowirusa. Ale zawsze może być to przygoda ;)


W piątek rano zamknęłam drzwi na klucz, pociągnęłam walizkę do pracy i nerwowo przebierałam nóżkami i zaklinałam czas, by szybciej leciał. Potem szybkie „cześć” rzucone do szefa i pomknęłam na dworzec. Zaczynałam dwutygodniowy urlop. Pierwszym celem stał się Kraków. A konkretniej jedna jego dzielnica, w której miałam zabukowany hostel. Krakowski Kazimierz… Nie było mnie tam lata. Późnym wieczorem dotarłam do miejsca noclegu, odpoczęłam i kolejnego dnia wyruszyłam na nieśpieszne zwiedzanie dzielnicy. Właśnie tak, bez nerwówki, smakując, czując, obserwując ulice i ludzi. Jakaż miła odmiana w zalatanym ostatnio czasie. Jednak pandemia ma swoje plusy. A przynajmniej ja chcę takowe widzieć. 


Jakby ktoś zgłodniał...


Kazimierz jest niesamowity. Nie da się go opisać w dwóch słowach. Od jego powstania w XIV w. do XIX w. funkcjonował jako oddzielne miasto! Oczywiście zazwyczaj pierwsze skojarzenie wiąże się nam ze społecznością żydowską, która tu zamieszkiwała, ale dziś chce Wam pokazać Kazimierz jako mekkę artystów, grafików, malarzy, wolnych aniołów. Dlatego zapraszam na część Krakowa w ujęciu artystycznym. Niech tej dziwnej zimy zagości trochę koloru. Zresztą sami zobaczcie co zarejestrowały moje oczy i mój aparat… 


Laboratorium szotów - moja bolączka, bo knajpa gromadziła mi pod oknem rzesze młodzieży, która zachowywała się bardzo głośno, o spaniu w nocy można było pomarzyć


Mural pt. "The Lion of the Judah". Niestety frytki belgijskie zepsuły efekt...



Judah to teraz tzw. Food Market


Mural z cyklu "Kazimierskie murale historyczne". Przedstawiają twarze osób związanych z Kazimierzem.


Gdzieś na ulicy Józefa... w progu wita nas bocian z torbą na... dziecko? :)



A tu zupełnie nie wiem, co autor murala miał na myśli... Może, że jesteśmy w domach pozamykani a i tak nas śledzą ONI? Kimkolwiek są...



Na ulicy Józefa, lody dla ochłody



Mural Kazimierz przy ulicy Nowej, rany, czego tu nie ma...



Ulica Elstery. Normalnie knajpka byłaby otwarta, w pandemii niestety krata na wejściu ;(



A jak mnie różne rzeczy wnerwiają... Bo ja to spokojna jestem. Do czasu...



Nosił wilk razy kilka, poniosło i... Duśkę, po raz enty do Krakowa ;)



Wchodzę w bramę i taka sytuacja... :)



Jakaś taka artystyczna dekoracja, ale nie mam pojęcia co to...



I tu też nie wiem, ale daję lajka za wprowadzenie koloru wokół obskurnych okien ;)



Też tak macie, że patrząc na mural pt. "Singing on the rain" od razu słyszycie w głowie piosenkę?



Reklama sklepu, w którym odbywają się warsztaty terapii zajęciowej dla osób niepełnosprawnych



Np. można tu nabyć takie anioły :)



No i jak się powstrzymać? Ogródek w upale kusi, wódka mniej ;)



Bo wszystko to, to zwykła propaganda jest... Ale diabeł tkwi w szczegółach ;)



Adres zbędny. Każdy wie, gdzie na Kazimierzu jest słynna zupa rybna. A jak nie wie, to tutaj :)



Mural przy synagodze Poppera



Moja codzienna miejscówka na pyszne śniadanka...


Mówiąc o artystycznej stronie Kazimierza, warto także wspomnieć o Kładce Ojca Bernatka. Jest to kładka pieszo-rowerowa łącząca przez Wisłę Kazimierz z inną dzielnicą Krakowa, Podgórzem. Decyzją rady miasta ciąg ten nazwano imieniem ojca Laetusa Bernatka, zakonnika, który był inicjatorem budowy szpitala Bonifratów w Krakowie, na przełomie XIX i XX w. 


Tablica wmurowana w kładkę



Kładka Ojca Bernatka widziana od strony Bulwaru Kurlandzkiego



Bulwar Kurlandzki i Kładka Ojca Bernatka


Kładka projektu Autorskiej Pracowni Projektowo – Plastycznej prof. Andrzeja Gettera jest wygięta w łuk z podwieszonymi dwoma pomostami. Została oddana do użytku 30.09.2010r. Obecnie jest to kładka zakochanych, a liczne kłódki wiszące na moście czynią kładkę Mostem Miłości. Mniej chwalebne jest zanieczyszczanie rzeki metalowymi kluczykami, wrzucanymi w dowód nieskończonej miłości. 


Kłódki miłości na kładce


Kładka z jednej strony ma ciąg pieszy, z drugiej - rowerowy



Kładka Ojca Bernatka i kłódki miłości


Kładkę Bernatkę zdobi część rzeźb (z 10) autorstwa częstochowskiego artysty, Jerzego Kędziory. Rzeźby balansują jak na linie „Między wodą a niebem”, o czym wspomina sam autor. Figury, choć wyglądają jak z brązu, wykonane są z żywicy i pyłków metali. Artysta zamieszcza swoje rzeźby w różnych miastach m.in. w Bydgoszczy, o czym pisałam na blogu. 


Kładka rowerowa widziana z kładki pieszej



Figury na kładce



Balansujące nad rzeką postacie



Cześć tych figur to jak zastygli akrobaci...



Jedna z rzeźb kładkowych



Dziewczynka z szarfą ;)


I jak Wam się podoba Kraków w wydaniu artystycznym? O innych zabytkach Kazimierza i jego innych odsłonach, napiszę oddzielne posty, bo zarówno Kraków, jak i Kazimierz mają sporo magicznych miejsc i warto zatrzymać się na dłużej na poszczególnych jego aspektach. 


Jakże ważne przesłanie w obecnych czasach... Chcę w nie wierzyć...

Zatem do zobaczenia! I pamiętajcie… będzie dobrze!


I tego się trzymajmy!



niedziela, 3 stycznia 2021

Tatry - Na przełęczy...

 

Baby w górach,

czyli jak zdobyć Chłop(k)a…





Każdy, kto chociaż raz zapuścił się w teren nad Czarny Staw pod Rysami, wie, że stamtąd można iść w lewo na Rysy czerwonym szlakiem lub w prawo zielonym na Przełęcz pod Chłopkiem. O ile na Rysy walą tłumy, to w drugą stronę idą tylko ci, którzy chcą z bliska powąchać majestatyczne Mięgusze.
I całe szczęście, bo przynajmniej jest luźniej.
W pewien wrześniowy piątek postanowiłam przyjrzeć się tamtym rejonom. Do współudziału w skoku namówiła się Siostra mojego ówczesnego partnera, Asia, a właściwie to ja dołączyłam do Niej. W czasie wędrówki poznałyśmy też przebojową Agnieszkę, z którą, już we trzy, zaatakowałyśmy Chłopka. I to właśnie tym dwóm Kobietom poświęcę dzisiejszy post. A także wszystkim kobietom, które po górach chodzą same i tym samym udowadniają, że mężczyzna nie jest do tego niezbędny. (Choć chwilami nawet bardzo przydatny.) 


Widok na Mięguszowiecką Grań z Włosienicy


- Asia: To umawiamy się na 7.00 na Palenicy.
- Ja: Ok. Postaram się jakoś dotrzeć.

***

- Asia: Mała obsuwa, będę o 7.30. (Asia jedzie z Krakowa)
- Ja: Jak dobrze, bo mi grawitacja działa najsilniej rano 😉

I rano, na Palenicy, kiedy wszystkie ciuchy poszły na siebie, bo zimno było przeokrutnie, poznałyśmy się z Asią. Poznałyśmy się od razu. A w drodze nad Morskie Oko, miałam wrażenie, że znamy się od lat. Bardzo szybko wyszło na to, ile rzeczy nas łączy, co robimy tak samo, czego nie lubimy itp. I co wspaniałe, połączyła nas czekolada! Niezawodne źródło endorfin 😉 Po raz pierwszy chyba, nudna droga po asfalcie tak szybko mi minęła.
I oto stoimy i patrzymy na moją ulubioną górę – Mnicha. Kiedyś się na niego wdrapię. W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałam, że chwilę potem, Asia go zdobędzie z koleżanką i przewodnikiem. I tym samym da mi większy powód do myśli o nim. (Brawo Asia!) Tymczasem do schroniska dochodzą coraz liczniejsi turyści. Nic dziwnego, bo przecież widok sprzed budynku, to jeden z najładniejszych w polskich Tatrach. 


Jeden z najpiękniejszych widoków w polskich Tatrach - widok na Mięguszowieckie Szczyty i sterczącego z prawej strony Mnicha znad tafli Morskiego Oka


Szybkie siku i przemy przed siebie. W końcu jest już nieco późno. Przed nami dość strome podejście pod Czarny Staw pod Rysami. Nie przepadam za nim, ale potem widok z progu jest nagrodą samą w sobie. Oczywiście najpierw obchodzimy kawałek Morskiego Oka, po szlaku bardzo miłym i przyjemnym. A potem, po lekkim wysiłku, delektujemy się nad Czarnym Stawem, na wysokości 1580 m n.p.m.


Obejście Morskiego Oka. Schronisko PTTK im. Stanisława Staszica ledwie widoczne na tle zbocza Opalonego


Jest granit - jest zabawa. A ponieważ urwiste ściany robią wrażenie, w tej zabawie należy zachować rozsądek.


Morskie Oko z poziomu progu Czarnego Stawu pod Rysami. W dole schronisko, po lewej ściany Opalonego i Miedzianego. Za nimi widoczna grań Wołoszyna


Tafla Czarnego Stawu pod Rysami


Już samo dotarcie nad staw i posiedzenie nad nim, w otoczeniu ciekawych szczytów, może być zadowalającym celem. I my na chwilę siadamy, żeby odpocząć. Trochę ludzi się kręci, ale większość, albo zostaje tu i zaraz schodzi, albo idzie dalej na Rysy. Pogoda wyśmienita. 
Łapiemy oddech, rozmawiamy z przypadkowymi turystami, wdychamy górskie powietrze. 


Jest radość nad stawem...


... jest i refleksja, że schody to się dopiero zaczną...


Patrząc od lewej mamy całą grań Apostołów, potem Żabią Grań z Żabią Lalką, wreszcie Rysy z dobrze widoczną rysą, potem całą grań Mięguszowieckich Szczytów, które swoją majestatycznością przebijają chyba same Rysy. A może to pionowa ściana Kazalnicy robi takie wrażenie… A po prawej widoczna Ceprostrada wiodąca na Szpiglasową Przełęcz, szczyty grani Miedzianego… W dole Morskie Oko i przycupnięte przy nim schronisko. 


Gdzieś za zakrętem jakby Rysy ;) A w dole zieleni się Czarny Staw pod Rysami ;)


Rysy w przybliżeniu - widok od strony podejścia na Chłopka



Morskie Oko z każdym krokiem do góry, maleje...



Mięguszowiecki Kocioł po środku, z lewej Kazalnica na tle Czarnego Mięguszowieckiego Szczytu, dalej Przełęcz pod Chłopkiem, Pośredni Mięguszowiecki Szczyt, po prawej Mięguszowiecki Szczyt


Urwista ściana Kazalnicy 2159 m n.p.m.


Morskie Oko


Albo w prawo, albo w lewo - tego dnia decyzja, że gramy w zielone, czyli w prawo ;)


Pora ruszać dalej, więc mozolnie zaczynamy się wspinać. Noga za nogą, czasem przerwa na zdjęcia i złapanie oddechu. Ale jak tu nie stawać jak dookoła takie widoki! Niby wciąż widać to samo, ale jakby inaczej… Z każdym metrem w górę, otwiera się inna panorama, choć z tymi samymi szczytami w roli głównej. I to jest w górach niesamowite. Właśnie podczas takiego postoju i w trakcie jakiejś rozmowy, poznajemy Agę. Pierwsza wymiana zdań i czuję, że i Agnieszkę znam od dawna. A to zaledwie kilka chwil temu, jak się poznałyśmy. To kolejny namacalny dowód na magię gór. Teraz na górę wspinamy się już we trzy. Przy czym Dziewczęta zasuwają do przodu, a ja oglądam się za moją kondycją, która zdecydowanie została z tyłu. Po kolejnych przystankach mam wrażenie, że chyba jednak rozstałyśmy się nad Stawem i poszła na Rysy… Na szczęście uprzedziłam moje towarzyszki wędrówki, że ja to już nie kozica i nie dam rady tak szybko. Także Dziewczęta zatrzymują się co chwila i zerkają, czy jeszcze dycham 😉 


Czarny Staw pod Rysami


Największy szczyt z tej perspektywy to Niżne Rysy, za nimi Rysy z widoczną "rysą" i poniżej ściana Buli pod Rysami


Apostoły a w dole próg Czarnego Stawu pod Rysami


Dwie, wcale nie takie święte na tle Apostołów ;)


Morskie Oko coraz mniejsze, za to fantastycznie widać całą Dolinę Rybiego Potoku


Z lewej: Morskie Oko, z prawej: Czarny Staw pod Rysami. Nad nimi Żabia Grań


Jest ok. Idziemy we dwie, a za moment już we trzy :)

I tak, noga za nogą dochodzimy do sporego wypłaszczenia, czyli czubka Kazalnicy 2159 m n.p.m. Słynie ze swojej urwistej, niemalże pionowej ściany, która spada 500 m w dół do brzegów Czarnego Stawu pod Rysami. To kultowe już miejsce, które zapisało się w annałach taternictwa. Przez wspinaczy Kazalnica zwana jest też Zerwą lub Amboną. I co tu dużo mówić, drogi taternickie poprowadzone na nią, należą do najtrudniejszych w Tatrach. Również przez Kazalnicę poprowadzony jest zielony szlak turystyczny, będący także jednym z najtrudniejszych w naszych górach, na którym właśnie znajdowałam się i mimo zadyszki, nie poddawałam się w zamierzeniu osiągnięcia celu. 


Kazalnica, a za nią Morskie Oko


Tu następuje wymiana doświadczeń z tymi, co już schodzą (o matko, ale mieli tempo) i wspólne sapanie z tymi, co też wchodzą. Droga na Przełęcz pod Chłopkiem jest ciągle pod górę, prawie nie ma płaskich kawałków. Szlak wiedzie po kamieniach, wąskich ścieżynach i ma otwarte ekspozycje. Jeśli więc, ktoś ma lęk przestrzeni lub wysokości, zdecydowanie nie powinien tam iść. Oczywiście niektóre fragmenty ubezpieczone są łańcuchami, więc jeśli kogoś one paraliżują, zdecydowanie nie powinien zapuszczać się w ten teren. Teoretycznie bez kondycji też nie powinno się tam iść, ale skąd miałam wiedzieć, że ta moja franca skręci na Rysy? Tak, więc skoro powiedziało się A… trzeba powiedzieć B. I iść dalej. 


Im wyżej, tym bardziej człowiek osaczony jest przez potężne skały, a sam niczym mała szpilka, jest zaledwie kolorową kropką na tle skalistych szarości... (na wprost Mięguszowiecki Szczyt 2438 m n.p.m.)


Żabia Grań i Apostoły. Z prawej widoczna turniczka o nazwie Żabia Lalka


Żabia Grań nad Morskim Okiem. Widoczny kawałek Czarnego Stawu pod Rysami.


Fragment zielonego szlaku na przełęcz


Pionowe ściany Pośredniego Mięguszowieckiego Szczytu - jestem w Mięguszowieckim Kotle


- Wandzia choć szybko! Patrz za mnie, dają radę Siostrzyczki! A to młode kozy są! :) 
Siostry zakonne dawały radę, a okazały się przesympatyczne i wszystkie roześmiane.


No dobra, teraz będzie ostro pod górkę! Dobra mina do... dobrej gry ;)


Aga siedzi i na nas czeka, a my pogrążone w rozmowie z Siostrzyczkami ;)


Biżuteria na szlaku ;)


Granatowa tafla Morskiego Oka i niebezpieczny fragment szlaku

Jest granit pod ręką i stopą – jest zabawa 😉 Idąc i mając przed sobą wysokie i strome ściany, zastanawiam się, gdzie u licha jest tam przejście. Dostrzegam ludzi powyżej… O matulu, ależ droga przede mną… Nic to, idę. Moje Kobiety już są wyżej, już prawie witają się z gąską, to znaczy z Chłopkiem. A ja lezę… A przede mną wąski i stromy komin, który właśnie forsuje Asia. Cykam jej fotkę, Aga już na górze krzyczy, że to koniec… Przepuszczam jakiegoś gościa, niech po klamrach zejdzie spokojnie. Potem pora na moje wdrapywanie. I oto trzymam Chłopka za… za coś go tam trzymam 😉 


Tak smakuje Mięguszowiecki Szczyt (2438n m n.p.m.) z bliska


Pośredni Mięguszowiecki Szczyt i Mięguszowiecki Szczyt



Tatry Wysokie. Mniej więcej po środku widoczne Rysy z "rysą", po prawej majestatyczna Vysoká (2547 m n.p.m.). Na ostatnim planie Hawrań, czyli już Tatry Bielskie, a na pierwszym planie zielony szlak od Kazalnicy.


Zbliżenie na oblicze Rysów


Na końcu Hawrań i wystający czubek Płaczliwej Skały. Na pierwszym planie Żabia Grań.


Pięknie widoczna Ceprostrada biegnąca ku Szpiglasowej Przełęczy. Z lewej Szpiglasowy Wierch, z prawej stoki Miedzianego. Najwyżej wystający to Kozi Wierch.


Szczyty Grani Wołoszynów widoczne ponad stokami Miedzianego i Opalonego



Morskie Oko. Na ostatnim planie widoczna grań Wołoszynów i Orla Perć.


Ścieżka prowadząca na Przełęcz pod Chłopkiem chwilami jest ekspozycją bez zabezpieczeń


Gdzie ta droga prowadzi???



Agnieszka (pierwsza) i Asia (jako druga) pokonują kolejne przeszkody na drodze. Duśka (ta, trzecia ;) ) uwiecznia ich wyczyny dla potomności...


Jeszcze chwilka i już koniec? Nie... Byłoby za łatwo. Przed nami wąski i stromy komin.


Coraz większy cień rzucany przez Mięguszowiecki Szczyt


Widok na ostre szczyty Tatr. Nie na darmo porównuje się je do stylu gotyku... Z tej perspektywy Rysy wcale nie są takie duże...


Widok na Dolinę Rybiego Potoku


Powąchać Mięgusze... :)


Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem - ostatnia prosta


Wąski komin przed przełęczą. Joanna wchodzi, Agnieszka już świętuje koniec wspinaczki. Duśka się sposobi do pokonania komina ;)


Radość ze zdobycia przełęczy, której barwny opis dał Stanisław Witkiewicz w swoim dziele pt. „Na Przełęczy. Wrażenia i obrazy z Tatr” w 1888 r., jest wielka. Choć to zaledwie przełęcz a nie szczyt Mięguszowieckiego Szczytu, na którego zresztą nie ma poprowadzonego szlaku i wejście na niego jest raczej nielegalne. Ale i tak czuję się, jakbym była w niebie. Co prawda nie wiem, jak tam jest i się nie wybieram zbyt szybko, ale jest pięknie. Widoczność bardzo dobra, zadyszka mija szybko, zaczyna się upajanie małym sukcesem. Siadam obok Dziewcząt i przybijamy sobie piątki, całe w uśmiechach, że dałyśmy radę. 


Zielona kropka oznacza, że to jest koniec - jesteśmy na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem


Mam w garści Chłopka! A w tle - Mięguszowiecki Szczyt - z tej strony nie wygląda już tak majestatycznie


Taki zestaw przygotowały dla Asi, Jej dzieci na Dzień Matki ;) Teraz wiem, czemu ja tak w tyle zostawałam...


Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem (słow. Mengusovské sedlo) znajduje się na wysokości 2307 m n.p.m. w głównej grani Tatr. Uplasowała się pomiędzy Pośrednim Mięguszowieckim Szczytem (2393 m n.p.m.) a Czarnym Mięguszowieckim Szczytem (2410 m n.p.m.) Nazwa jej pochodzi od charakterystycznej samotnej turniczki o wysokości 15 m, zwanej Chłopkiem. Zresztą takie samotne turniczki, przypominające z daleka postać ludzką, zwane są w gwarze podhalańskiej Chłopkami właśnie. Na sam czubek naszego Chłopka nie prowadzi żaden szlak turystyczny, więc z tym trzymaniem go w garści to tak do końca nie jest 😊 Tak, czy owak, miejsce, na którym obecnie siedzę razem z Asią i Agą, jest najwyżej położoną polską przełęczą, na którą prowadzi szlak turystyczny. Piszę polską, ale to także słowacka przełęcz, bo przecież przez grań Mięguszy prowadzi granica państwa. 


Trzy wojowniczki na tle wierzchołka Czarnego Mięguszowieckiego Szczytu 2410 m n.p.m.


Na przełęczy. Tam jest prześlicznie!


Od lewej: Aśka, Duśka i Aguśka na tle Rysów :)


Z samej przełęczy widoki są bajeczne! Wzrok przyciąga Koprowski Szczyt (Kôprovský štít 2363 m.n.p.m.) i cały Grzebień Baszt z Szatanem w roli głównej (Hrebeň bášt i Satan 2422 m n.p.m.)
W dole lśni Vel’ké Hincovo pleso i dalej Malé Hincovo pleso. Między nimi Hincove oká i Satanie pleska. W dali widać szlaki, którymi aż dusza się wyrywa, żeby iść przed siebie. Można by było tak siedzieć bez końca, ale czas nagli. 


Grzebień Baszt z Szatanem w roli głównej (Hrebeň bášt i Satan 2422 m n.p.m.) W dole lśni Vel’ké Hincovo pleso i dalej Malé Hincovo pleso. Między nimi Hincove oká i Satanie pleska.


Strzelistość szczytów po słowackiej stronie przyciąga wzrok, można by się tak gapić bez końca...


Spojrzenie znad przepaści na stoki Miedzianego, Opalonego a dalej za nimi na grań Wołoszynów i Orlą Perć


Koprowski Szczyt (Kôprovský štít 2363 m.n.p.m.) z lewej, Mięguszowiecki Szczyt (2438 m n.p.m.) z prawej


Czarny Mięguszowiecki Szczyt 2410 m n.p.m.


Kolejne moje tatrzańskie wyzwanie - Koprowski Szczyt (Kôprovský štít 2363 m.n.p.m.) leżący nad taflą Wielkiego Hińczowego Stawu


Relaks na przełęczy u stóp Czarnego Mięguszowieckiego Szczytu - jakby się tak przypatrzyć, to on naprawdę jest czarny... :)


Mogłabym tak siedzieć bez końca...

Zdobycie szczytu czy upragnionego celu to tak naprawdę dopiero połowa sukcesu. Cały można odtrąbić dopiero jak zejdzie się na niziny i bezpiecznie dotrze do domu. Postanawiamy wracać…
Znów ta samą drogą, więc jej przebieg nie jest już dla nas niespodzianką. Zastanawiam się, jak ja zejdę tym stromym kominem, bo po klamrach łatwiej wejść, niż zejść. Uff, udaje się. Czasem przodem, czasem tyłem, a więc jakby mało kobieco i elegancko, a czasem tak zwanym dupoślizgiem, który jednakowoż stosowany jest przez wszystkich wspinających się nieco wyżej, niż tylko Czarny Staw. A ten daleko… 


I znów tym szlakiem w dół... Nadciągają chmury...


Najdalej Hawrań i Płaczliwa Skała, ale najpierw wąska ścieżynka, ale jakże urocza...


Morskie Oko i ledwie widoczne schronisko


Zbliżenie na schronisko im. Stanisława Staszica nad Morskim Okiem


Widoki te same, ale teraz jak nie ma ludzi, to można i jakąś sesyjkę w trudnym terenie zaliczyć. No dobra, umówmy się, przerwa na foty to tylko pretekst, żeby czasem kolana mogły odpocząć, bo bardzo są obciążane przy schodzeniu. 


Techniki schodzenia na szlaku są różne, czasem jest to rozkrok ;) 


Najbardziej niebezpieczny odcinek zielonego szlaku


Nie ma mowy, dalej się nie wychylę :)


Aga w tym miejscu preferuje technikę przytulania skały ;)


Krok za krokiem i jesteśmy znów na Kazalnicy. Odwracam się i widzę… kozicę! Stoi jak strażniczka Mięguszy. Wygląda bosko na tle zachodzącego pomału słońca. Wszystkie trzy stoimy jak zaczarowane, wpatrując się w nią. I potem schodzimy dalej. Jakoś nie dociera do mnie, że jestem cały czas na jednym z najtrudniejszych szlaków, który w sumie pochłonął już około 30 osób. Myślę o strategii małych kroczków i bliskich celów. Najpierw zejść do Czarnego Stawu pod Rysami, potem do Morskiego Oka, a potem iść już, na względnym luzie, asfaltem do Palenicy. 


Schodzimy. Obie z Agnieszką jesteśmy ledwo widoczne. Tu zdecydowanie rządzi twarda skała.


Agnieszka na Kazalnicy


Dzień chyli się ku końcowi, ale szlaki trzeba pilnować, stójkowy na posterunku już gotowy...


Tak, tak, tędy wiedzie jeden z najtrudniejszych szlaków w polskich Tatrach


Pomału wyłania się znów Czarny Staw pod Rysami


I choć widok ten sam przy schodzeniu, zawsze cieszy. Z każdym krokiem coraz niżej.


Tymczasem pokonując kolejne zakrętasy i ścieżki docieramy wreszcie do pierwszego stawu. Robimy krótki postój. Ludzi jeszcze trochę się kręci, ale nic dziwnego, z Rysów też schodzą ludziki. Wcinamy czekoladę z łykiem herbaty, kiedy czuję małe kropelki na sobie. Patrzę w górę, a na niebie nie widać już błękitu, jedynie szare chmury, które obsiadły pobliskie szczyty. Myślę, że jednak miałyśmy szczęście do dzisiejszej pogody. Deszcz jednak nie wie, czy się rozpadać, czy nie, ale ponieważ, mam wrażenie, zaniechuje swojej decyzji o zmoczeniu wędrowców, postanawiamy ruszać dalej. 


Już widać wyraźnie próg nad Czarnym Stawem pod Rysami


Stąd najlepiej widać, że podejście od MOKA do Czarnego Stawu jest dość strome


Chmury obsiadają szczyty, więc teraz widoki byłyby słabe. Miałyśmy szczęście...


Jeszcze tylko przedarcie się przez kosówkę i można będzie chwilę odsapnąć


Gdzieś po drodze do Morskiego Oka poznajemy parę turystów, którzy schodzą z Rysów. Idziemy razem do schroniska, w którym zaliczamy ponownie toaletę. Niestety pan, obsługujący WC nie miał chyba poczucia humoru i na nasze żarty, że dziś to już drugi raz, to prosimy o zniżkę, spojrzał jedynie ponuro. Cóż, szybkie siku, jeszcze szybsze wyjście.
Po małym odpoczynku ruszamy razem z nowo poznaną dwójką zdobywców Rysów. Idziemy już takim nieco szybszym krokiem, bowiem muszę zdążyć na ostatniego busa z Palenicy. A droga do Moka zawsze się tak dłuży. Na szczęście idziemy rozmawiając. Do tej pory nie wiem, czy ta para to była znana sobie para, czy też poznana „przed chwilą”. Nieważne. Ważne, że każdy z nas ma w tym momencie swoje osiągniecie na koncie i radość w sercu. I w czasie tego naszego przemarszu słyszymy, jak nieco zawstydzony kolega przyznaje się, że rano miał wątpliwości idąc asfaltem, ale Aga szła przed nim i jej – uwaga – pośladki były dla niego motywacją, żeby iść dalej! Bo okazuje się, że kolega szedł za Agą rano i poznał ją potem na szlaku. Nawet nie Agę, a jej spodenki 😉 Mamy kupę śmiechu, a Aga stwierdza tylko, że gdyby była tego świadoma, to podkręciłaby jeszcze tempo 😊.
A potem śmieję się, że już chyba czwarty raz przejeżdża w te i we wte terenówka TPN. I chyba Asia wpadła w oko jakiemuś leśnikowi, strażnikowi albo ratownikowi. I jak przejedzie kolejny raz, to już będzie pewność. I wiecie co? Minęła nas! Znowu mamy masę śmiechu.
Mijamy Wodogrzmoty Mickiewicza i jeszcze mamy nieco do pokonania. Ale to już niewiele w porównaniu z tym, co dziś przeszłyśmy. Rozglądam się za moją kondycją, ale myślę, że ona już dawno jest na kwaterze i jak do niej dotrę, to będzie miała ze mnie polewkę. Czuję się zmęczona, ale szczęśliwa. 


Zmęczone, ale szczęśliwe :)


Na Palenicę docieramy koło 20.00. Ściemnia się błyskawicznie. Pocieszeniem jest fakt, że stoi busik, do którego wskakuję zaraz po tym, jak żegnam się z Dziewczętami. Jeszcze nie wiem, że po dojechaniu do dolnych Krupówek, zwieje mi autobus do domu i będę musiała spory kawał iść z buta. Teraz to nieważne. Siedzę w busie mega szczęśliwa i wdzięczna Asi i Adze, że dzięki Nim, mogłam spełnić swoje marzenie o Chłopku. Trasa była trudna, ale dałam radę. W całym organizmie czułam pozytywne zmęczenie, ale na wspomnienie tamtej wędrówki do dziś uśmiecham się sama do siebie.
Dziewczęta! W tym miejscu jeszcze raz bardzo Wam dziękuję! Przepełnia mnie ogrom ciepłych uczuć za wspólne wędrowanie i mam nadzieję, że jeszcze nie jednego Chłopka złapiemy za… a to już do naszego ustalenia 😉
Tymczasem wszystkim życzę w Nowym Roku, byście na swoich drogach spotykali tak pozytywnie zakręconych ludzi, którzy żyją swoją pasją. I sami w sobie te pasje odkrywali. Bywajcie!

Z górskim pozdrowieniem… HEJ!