O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 31 stycznia 2017

Odeszła...

Moi Drodzy,

Myszka już nic do Was nie napisze. W niedzielę, wieczorem, po dramatycznej walce o Jej życie, moje małe futrzaste Słoneczko odeszło za Tęczowy Most.
W czerwcu miał być tort z wątróbki na 18 urodziny, miały być kolejne plany wakacyjne, tymczasem została wielka wyrwa w sercu. Ja rozpadłam się na milion kawałeczków. Pozostał wielki smutek i strasznie pusty dom.




Przeżyłam z Mychą 17 lat i 4 miesiące. Trafiła do mnie jako kolorowa kulka, mająca trzy miesiące. Wiem, że była mi przeznaczona. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że z całego miotu nikt nie chciał wziąć tak ślicznej koci? Ona czekała na mnie. Jestem wdzięczna za czas, który był nam dany.
Nie mogę nic więcej napisać, bo łzy zalewają mi oczy.
Ale proszę, wypełnijcie cichą prośbę Myszki: jeśli macie w domu Przyjaciela na czterech łapkach, wróćcie dziś do domu i mocno Go przytulcie. I za każdym razem powtarzajcie Mu jak bardzo Go kochacie...





wtorek, 24 stycznia 2017

Kocie życie


Rok z życia kota

Dzień dobry, tu ja, Mycha. Na pewno niektórzy z Was są ciekawi co też ciekawego ostatnio się u mnie działo. A działo się... Nie wiadomo kiedy minął rok. Moja Pani twierdzi, że cieszy się z faktu, iż okropny poprzedni rok dobiegł końca. A mówi tak, bo w ostatnich godzinach starego roku, przecięła sobie żyłę na palcu i strasznie krwawiła.
No i tak się złożyło, że mamy nowy rok. A ja wspominam... Rok temu w styczniu rozbierałyśmy choinkę. Jak zawsze musiałam pomóc, bo przecież beze mnie, bombki wylądowałyby w kosmosie a nie w pudełkach. Za każdym razem mówię mojej Pani, że bombki powinny być poukładane kompletami i gdyby nie ja, to pewnie każde pudełko byłoby inne.


Wszystkie bombki tu się nie zmieszczą. Co innego ja...


Wszystko zdjęte, zapakowane i wreszcie nastanie porządek jaki znam.

Potem w marcu trochę się narobiło, bo miałam tego nowego twora, ale o tym to już wiecie. 
Cierpiałam, płakałam, Pani ze mną, ale w końcu zdjęto mi opatrunek, moja mysia łapka zaczęła pokrywać się włoskami a o braku jednego paluszka nawet nie myślałam. No i zbliżyły się kolejne święta. Jakieś z jajkami. Ale trzeba było umyć okna. Ponieważ moja Pani biegała z tymi jajkami po całej chałupie, to ja wzięłam się za mycie okien.


No nie wiem, czy ta woda nie jest za gorąca...


Jak tu myć okno w kuchni, jak gołąb siedzi na dachu i tak sobie grucha...



O, listek wpadł...


To bardzo wyczerpujące zajęcie, ale w końcu dałam radę. Potem wzięłam się za gotowanie. Zaczęłam od wyboru garnka, bo postanowiłam ugotować warzywa na sałatkę. Warzywka są ok, ale tylko wtedy, gdy są surowe i mają fajny zapach. Ugotowane są już takie nieinteresujące... A moja Pani, nie wiem czemu, zajada się potem taką sałatką. No cóż, do garów marsz!



Ten to chyba będzie za mały... Poszukam większego!



No i super. Warzywa umyte i teraz do wody i na gaz!


Potem siedziałyśmy i relaksowałyśmy się w święta. Pani coś tam sobie dłubała przy koralikach. No to jej pomogłam. Nie rozumiem, czemu wciąż powtarzała: przestań mi plątać żyłkę! Przecież ja ją tylko trzymałam...


Poczekaj, przytrzymam ci żyłkę...



No to nie ja, to ty puściłaś żyłkę...

W maju Pani moja pojechała sobie na jeden dzień na Litwę. No po prostu zostawia mnie na cały dzień, każe pilnować domu i na koniec pyta mnie jak mi minął dzień... Jak minął? Miałam mnóstwo rzeczy do zrobienia, bo TY pojechałaś sobie zwiedzać, a JA zasuwałam cały dzień. Nie lubię tego. Na znak protestu zazwyczaj kładę się na plecak, żeby Pani nie mogła pojechać. Bo bez tego plecaka ani rusz.



Nie, nie jedziesz i już!



Albo mnie bierzesz, albo zostajesz!

Kiedy właśnie Pani postanawia popracować przy komputerze, muszę jej koniecznie pomagać. Na klawiaturze trochę się znam. W czerwcu Pani pisała i pisała, bo potem miał się zacząć u nas remont. 



No i co cwaniaczku?



Teraz moja kolej przy kompie!



Ależ pracuj sobie, ja sobie tylko poleżę, pochrapię, poprzeciągam się

I z początkiem lipca zaczął się armagedon w domu. Kurz, pot i łzy. Krztusiłam się, kasłałam i miałam dość. Tych typów co chodzili po mieszkaniu (zajmowali mi kanapę!!!), tego bałaganu (gdzie moja miska???), kaszlu, który wywracał mi płuca do góry nogami i wszystkiego dookoła.



Nadzór budowlany. Że niby nie będzie już wanny??



Koniec, nie dam rady, mam dość remontu



Dlaczego kupiłaś taką małą umywalkę?? No jak ja będę w niej leżeć? 

Stanowczo protestowałam, aż moja Pani stwierdziła, że wyjeżdżamy. Zapakowałyśmy się w walizkę i pędem na dworzec. Znów ten potworny hałas, ale się go już wcale nie bałam, bo wiedziałam, co się święci. O święty Franciszku, jechałyśmy strasznie długo! I to nocą! Ale rano dojechałyśmy do Szklarskiej Poręby. 


Jedziemy w góry - w pierwszej klasie! :)



To już Wrocław? Dopiero Poznań? No gdzie ja jestem?



Patrz, machają mi! Jestem celebrytką!


Pierwszy raz tam byłam, ale było fajnie. Trochę sobie poleniuchowałam, siedząc na oknie i obserwując parking.


Panienka z okienka



O, moja Pani, a jak ty się tam znalazłaś za tą szybą?



Widzicie go? Siedzi na samochodzie!

Moja Pani razem z Martą chodziły na cały dzień na wycieczki w góry i po mieście. A ja jak zawsze na nie czekałam. No ale ile można siedzieć na oknie. Postanowiłam popracować. Jak one wychodziły, to ja pędem do pracy. Dogadałam się z właścicielką naszej kwatery, że będę obsługiwać zainteresowanych gości. Szło mi nieźle. Nie zarobiłam wprawdzie fortuny, ale wypełniłam sobie czas.


Czekam na rozmowę wstępną



Pierwszy dzień w pracy, rozeznaję teren i obowiązki



Może jakiś folderek? Nocleg, wycieczka, proszę bardzo, służę pomocą...

Potem znów wróciłyśmy i znów miałam kaszel. Moja Pani też. Dawałyśmy koncert na dwa gardła. A ten remont się ciągnął i ciągnął... I w dodatku były upały. Zazwyczaj w upały robię to:


Spadaj, balkon jest mój!



Uuuu, mój jest kawałek podłogi...

Prace są takie ciężkie, zwykle właśnie wtedy chce mi się spać tak bardzo, że wytrzymać nie mogę...



Moja absolutnie ulubiona miejscówka



Walczę z powiekami...



Zasypiam prawie wszędzie, nawet na papierze xero



Nowa miejscówka, Pani się zlitowała i dała mi poduchę


Jak się wyśpię, to i bawić się chce, ale wiek mi trochę nie pozwala. Wypada mi się jeszcze bawić? Bo wiecie, mam już 17 lat z kawałkiem, co na moje daje jakieś prawie 90... 



Najlepsza zabawka - pudełko po ziołowych tabletkach



Ups, poleciało...



Ja i mój szeleszczący tunel

No dobra. Nastał przełom sierpnia i września. I znów pojechałam do Zakopanego. Tam, gdzie zawsze. Bo lubię. Ok, moja Pani też pojechała, powiedziała, że samej mnie nie puści. A tam, słodkie lenistwo... I nowy kot właścicieli. No nie był zbyt miły. Heh, śpiewał... jakby.



Moje ulubione jabłuszka



I co z tego, że obok jest drugie łóżko. Twoje wygodniejsze.



Pierwsze spotkanie z Rutkiem: ja do niego wyciągam nosek, a ten się zjeża i śpiewa


Kolejne miesiące upłynęły szybko i na porządkach po remoncie. A ja znów oczekiwałam na choinkę i na te pudła z bombkami. I na Mikołaja. Ech, ciężki to był rok. Wasz był lepszy? Ściskam Was nie za mocno, bo znów trochę słabiej się czuję. Płyn zalewa mi przestrzeń w płuckach i bardzo się duszę. Taka karma..



Czekam na kolejny rok, oby był lepszy

No to do następnego MIAU!

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Podlasie - Z kopyta kulig rwie

I have a dream,
czyli o tym,
że każdy ma jakieś marzenie

Ja też miałam. Odkąd zobaczyłam teledysk Skaldów „ Z kopyta kulig rwie” a potem oglądając „Potop” i pamiętną scenę kuligu. Zapragnęłam być jak Oleńka Bilewiczówna, otulona w futrze i otoczona ramieniem Kmicica. No cóż… Taka ta moja romantyczność, zawsze się gdzieś wydostanie na zewnątrz… Ale cóż począć, kiedy nie ma już takich zim przez kolejne lata, żeby można było gdzieś dorwać te sanie (o Kmicicach czy Janosikach przy pannach nie wspomnę). Ale marzyć zawsze można, bo to nic nie kosztuje. I tak sobie marzyłam od małej dziewczynki o tym kuligu, marzyłam, tymczasem pozostawało mi tylko zadowalać się saneczkami ciągniętymi przez samochód lub traktor. Teraz to surowo zabronione pod karą mandatu. Po latach dorosłam, ale marzenie wciąż pozostało. Czekało w uśpieniu. Aż tu nagle, w tym roku pojawiła się taka możliwość, by marzenie stało się realne.
W sobotę 14 stycznia 2017r. rozpoczęłam swoje tegoroczne podróże od spełnienia dziecięcego marzenia na… Podlasiu oczywiście J.


Przejazd przez Puszczę Knyszyńską


Choineczki w zimowej szacie



Gdzieś w Puszczy Knyszyńskiej



Tego dnia niebo było pochmurne i była śnieżyca, ale przez to puszcza była jeszcze bardziej magiczna



I znów białe sukienki na choinkach



Tam, gdzie ślady dzikich zwierząt odnaleźć można



Jak "Trzy Siostry" A. Czechowa...



Wieś Bobrowa



Wieś Bobrowa i atak śnieżycy



Mieszkańcy szykują sanie na kulig...



A w tym miejscu odbył się kulig a po nim ognisko



Ośrodek konferencyjny w Bobrowej Dolinie



Czekając na kulig...

Były konie, były pochodnie, były sanie (no dobra, wozy z płozami), był zapaszek, śpiewny język miejscowych i magiczna, biała Puszcza Knyszyńska. Uśmiech nie schodził mi z buzi, czekałam na ten moment tak długo! Cieszyłam się jak dziecko. To nic, że Kmicica nie spotkałam, to nic, że trochę było nas za dużo na tych saniach, ale i tak było radośnie, były śpiewy i dużo śmiechu. Padał śnieg, szybko robiło się ciemno, konie rżały a pochodnie rzucały magiczne refleksy. Magia…


Formowanie się kuligu



Kto jedzie jako pierwszy? Ogier!



Na imię mi Bryza, ale generalnie to mam was w...



Wszyscy się zmieścili? To ruszamy!



Tia, tia... Kulig... a mnie tu śnieg w oczy wieje...



Goń mnie!



Z kopyta kulig rwie...



Pa, pa, pa, pa, pa,pa, pa, pa, pa...



Tak wygląda szczęście na twarzy :)



Mała przerwa w kuligu - jest moc!



Konie łapią oddech, a uczestnicy powietrze :)



Dziś prawdziwych furmanów już nie ma... lalalalalala :)



Jadą w saniach panny, przy nich Janosiki

Po kuligu czekało ognisko. Ogień ma w sobie jakąś moc, że zawsze każdy w nie się wpatruje. I przychodzi taki spokój. Były kiełbaski, bigos, pieczony chleb i gorąca herbata, a dla koneserów grzaniec. I znów śpiewy przy ognisku. Taka impreza łączy ludzi sobie nie znanych. Było cudownie, wracać się nie chciało.


Sypie śnieg (zdjęcie z fleszem)



To samo miejsce, ale bez flesza (też sypie śnieg)



Ups... Obok była impreza integracyjna... tia...



Wiata na nas czeka



Ognicho!



Płonie ognisko w lesie, wiatr smętną piosnkę niesie. Przy ogniu zaś drużyna, gawędę rozpoczyna...



Kiełbaski skwierczą, skry lecą do nieba, jest dobrze

Ale wieczorem, po powrocie do domu, zasypiałam z poczuciem dobrze naładowanych akumulatorów. Kulig to moc, kulig to energia, kulig to radość. Przed uczestniczeniem w nim nie trzeba czytać ulotki ani konsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Działa jak najlepsze lekarstwo. Polecam!