Spokojny dzień,
czyli coś o zmysłach
Podczas naszego pobytu, mojego i Tuśki w Krynicy Górskiej w 2020 r., któregoś dnia wybrałyśmy się koleją na jeden dzień do Muszyny. I to był naprawdę fantastyczny dzień. Zważywszy na deszczową aurę naszego wyjazdu, to akurat w Muszynie zaświeciło ładnie słońce.
O jednej z atrakcji miasta pisałam już na stronie bloga. Wówczas opisałam Ogrody Biblijne. Teraz pora na inne ciekawostki. Zapraszam na spacer po Muszynie...
To urokliwe miasto o statusie uzdrowiska leży sobie w dolinie rzeki Poprad i dwóch jej dopływów: Muszynki i Szczawnika. Jest malowniczo położone i otoczone wzgórzami. Znajduje się jakieś 11 km od Krynicy Górskiej i 5 km od granicy ze Słowacją. Dostać się tu można łatwo pociągiem. W samym mieście znajdują się sanatoria i pijalnie wód mineralnych. Nie wiem jak Wam, ale mi lekko mineralizowana Muszynianka wchodzi dobrze ;) Dlatego Muszyna jest też uzdrowiskiem. Taki status ma już od lat 20. XX w. staraniem ówczesnego burmistrza Antoniego Jurczaka a także znanego w okolicy doktora Seweryna Mściwujewskiego (znanego także z działań w Szczawnicy). Pierwsze odwierty wód mineralnych zostały wykonane w 1932 r. a ich nazwy Antoni i Wanda, pochodziły od imienia burmistrza i imienia żony doktora. Oczywiście rozwój miasta jako uzdrowiska został zahamowany w 1939 r. wraz z wybuchem wojny i dewastacją wszystkich urządzeń. Swoją działalność miasto wznowiło dopiero pod koniec lat 50. XX w. Dziś w Muszynie leczy się choroby układu oddechowego oraz pokarmowego.
Kawiarnia Dwór Starostów. Budynek pochodzi z przełomu XVIII/XIX w. Tu urzędowali starości muszyńscy, którzy władali "państwem muszyńskim" w imieniu biskupów krakowskich.
Zanim jednak powstało uzdrowisko, wcześniej istniało tu tzw. Państwo Muszyńskie. (od XIII do XVIII w.) Tereny te należały do biskupów krakowskich. Państwo Muszyńskie skupione wokół Muszyny i Tylicza, miało własne sądownictwo, wojsko i administrację. Późniejsze dzieje historyczne spowodowały przechodzenie terenów pod jurysdykcję władz austriackich, węgierskich i galicyjskich. Ponieważ granice przesuwały się raz w tę raz w inną stronę, utrzymanie porządku w takim państwie było rzeczą nadrzędną. Wobec tego wszyscy męscy obywatele mieli obowiązek posiadania wojskowego rynsztunku i uczestniczenia w comiesięcznych musztrach. W ten sposób wszyscy byli przygotowani na ewentualne wojny. Na co dzień jednak walczono z karpackimi rozbójnikami, zwanymi beskidnikami.
Nazwa Muszyny prawdopodobnie pochodzi od potoków, w dorzeczach których położone jest miasto. Wiązało się to z wilgocią, od której kamienie w potokach i koryta ich pokryte były mchem. Po łacinie będzie to "musci"- "mchy", a w języku wołoskim "muschi". Być może to nadało początek w nazwie miejscowości. A być może przydomek biskupa krakowskiego Jana Muskaty.
Na jednym ze wzgórz okalających Muszynę znajdują się średniowieczne ruiny zamku starostów muszyńskich. Szczątkowe fragmenty zamku, pozostałości po murach i wieży, znajdują się na stromym wzniesieniu na wysokości 527 m n.p.m. I żeby je obejrzeć, trzeba się tam wdrapać. Górę tę nazywa się Basztą lub Zamczyskiem. Datę powstania zamku skrywają mroki historii. Przyjmuje się, że albo powstał w 1301 r. z fundacji królewskiej, albo na przełomie XV i XVI w. po zburzeniu starszej istniejącej tam warowni. Zawsze jednak należał do biskupów krakowskich i starostów muszyńskich. Zadaniem warowni była ochrona granic Polski z Węgrami i strzeżenie bezpieczeństwa na szlaku handlowym. Jeszcze w XVII w. za panowania Jana Kazimierza, zamek pełnił funkcje obronne, a opuszczony w połowie XVIII w. popadł w ruinę.
Każdy zamek ma swojego ducha, swoją legendę, w której być może jakieś ziarnko prawdy jest. I zamek w Muszynie też ma swoje podania. Mówi się, że jeden ze starostów muszyńskich w czasie potopu szwedzkiego kazał wydrążyć podziemne lochy, w których zdeponował skarb. Owych dóbr miały pilnować skamieniałe dzieci, dziewczynka i chłopiec. Inna legenda głosi, że w lochach tych jest duża sala, w której śpią zaczarowani rycerze, budzący się na chwilę, raz w roku na Niedzielę Palmową. Rycerze ożyją i połączą się ze śpiącymi rycerzami pod Giewontem w Tatrach i staną do walki z wrogami Rzeczpospolitej. Mam nadzieję, że jeśli już do tego dojdzie, to ktoś ich szybko przeszkoli z nowoczesnych technologii.
Ale kiedy jest ciepło, miło i przyjemnie, nie czas myśleć o wojnach i bitwach. Do głosu dochodzą wszystkie zmysły. A te najlepiej wyostrzyć w kolejnej atrakcji Muszyny, czyli w Ogrodzie Zmysłów.
Ogrody sensoryczne, działające na wszystkie zmysły, mają za zadanie wpieranie osób z niepełnosprawnościami. Posiadają funkcje terapeutyczne a także edukacyjne. Oczywiście osoby pełnosprawne jak najbardziej mogą się tu także dokształcać i spędzać urokliwe chwile.
Park zdrojowy znajduje się w uzdrowiskowej części Muszyny o nazwie Zapopradzie. Park jest ogólnodostępny. Na jego terenie wytyczono alejki, które skręcają w bardzo ładne zakątki. Można przysiąść na ławeczkach i delektować się widokami czy to w poszczególnych częściach parku czy też np. nad sztucznym stawem. Na szczycie wzgórza znajduje się wieża wysoka na 11,5 m, z której podziwiać można panoramę miasta.
Sam Ogród Zmysłów podzielony jest na obszary. I tak mamy Ogród Zdrowia, będący czymś w rodzaju plenerowej siłowni. Urządzenia do ćwiczeń są dostępne, w chwili obecnej taka forma ruchu jest coraz bardziej popularna. Dalej mamy Ogród Zapachu - tu rosną rośliny wydzielające intensywne zapachy. W połączeniu z kolorami jest po prostu cudownie. Potem jest Ogród Dźwięku - tu można doświadczyć odgłosów przyrody, dźwięków traw na wietrze, wody, śpiewu ptaków. Wreszcie Ogród Wzroku - czyli wszystko co ogarniają nasze oczy. Kojąca zieleń i feeria barw roślin. Jest też Ogród Dotyku - możemy dotknąć cudowności tego zakątka. I na koniec Ogród Smaku - tam znajdują się drzewa owocowe.
Oczywiście nie są to ogrody tematycznie podzielone, lecz wszystkie się przenikają, tak, jak na co dzień przenikają się nasze zmysły, których używamy.
W Ogrodzie Afrodyty, bogini miłości. Pary Młode sadzą tu własne drzewka. Myślę, że lepsze to, niż zardzewiałe kłódki na moście.
W galerii rzeźb, nawiązujących do miejscowej legendy o rozbójniku i studni. Kiedy zbudowano zamek muszyński zastanawiano się, jak zaopatrzyć go w wodę. Wówczas postanowiono wykopać studnię. Zadanie przydzielono pojmanemu zbójnikowi. Ksiądz wstawił się za nim i orzekł, że gdy dokopie się do wody, odejdzie z życiem, przysiągłszy, że więcej zbójować nie będzie. I tak się stało...
Spacer po Zapopradziu jest wspaniałą chwilą, którą jeszcze przyjemniej z kimś dzielić. My z Martą bawiłyśmy się świetnie. Nasz humor zwiększyła jeszcze zabawna sytuacja. Otóż Marcie rozpadła się walizka. Szukałyśmy jakiejś w Krynicy, ale bez skutku. Udało się zakupić dużą walizkę w Muszynie. I z tą walizką zwiedzałyśmy miasto. Ludzie patrzyli na nas dziwnie, zwłaszcza jak ciągnęłyśmy ją na górę do ruin zamku. Ale grunt to mieć dobry humor. I ten się nas trzymał przez cały dzień.
Wróciłyśmy pociągiem do Krynicy zadowolone, choć tego dnia nie chodziłyśmy po górach. Można i tak! Polecam :)