TURCJA CZ. I:
ALANYA
Osiem lat
temu postawiłam sprawę na ostrzu noża. Albo Turcja, albo nigdzie. Ponieważ nie
wiem, gdzie na mapie leży „nigdzie”, wybór był prosty. Turcja od dawna była
moim podróżniczym marzeniem. I choć odwiedziłam ją już dwukrotnie, to wciąż
marzę o tej wschodniej jej części.
Cel: Turcja :)
Cel: Turcja :)
Akurat wtedy
straciłam pracę i zdrowie, a gdzie najlepiej koić nerwy, jak nie w ciepłym i
przyjemnym miejscu? Sprawa była przesądzona. We wrześniu 2005r, po raz pierwszy
w życiu, weszłam na pokład samolotu. Strach mieszał się z podnieceniem. Oto
właśnie miałam spełnić kolejne podróżnicze marzenie. Zatem zapraszam w
orientalne klimaty.
Pierwszy raz w samolocie. Mieszanka wybuchowa: strach i podniecenie :)
Gdzieś nad Polską...
Pierwszy raz w samolocie. Mieszanka wybuchowa: strach i podniecenie :)
Gdzieś nad Polską...
TURCJA – dawniej
Anatolia, która była świadkiem rozkwitu i upadku wielu cywilizacji: Hetytów
(XVIII-XIII w p.n.e.), Frygów, Lidów. Grecy i Persowie zakładali tu swoje
kolonie. Wyprawy Aleksandra Wielkiego w drugiej połowie IV e p.n.e. dały
początek rozkwitowi wielu miast – państw. Od połowy XI w. coraz większe wpływy
zaczęły zdobywać koczownicze ludy tureckie wywodzące się z terenów dzisiejszej
Mongolii.
Turcja, dawna Anatolia
Turcja, dawna Anatolia
Ekspansja
plemion tureckich, wśród których na czoło wysunęli się Seldżucy, zapoczątkowała
nową erę w dziejach Anatolii pod względem politycznym, kulturalnym i
religijnym. Powstałe w XVw. imperium osmańskie uległo rozpadowi dopiero w XIX
w. Naród turecki uwikłany był w liczne konflikty o skali międzynarodowej i
bywał też pod okupacją. Dopiero proklamowanie republiki przez Kemala Atatürka
położyło kres obcemu panowaniu i dało początek współczesnemu państwu
tureckiemu.
O tym
wszystkim, jaki o panujących dynastiach, zwyczajach, kuchni i całej reszcie
miałam się wkrótce przekonać. Leciałam właśnie samolotem i rozkoszowałam się
widokami z okna.
Gdzieś nad Turcją...
To zdecydowanie już Turcja
Gdzieś nad Turcją...
To zdecydowanie już Turcja
Pobieżnie
można powiedzieć, że Turcja to państwo o powierzchni niecałych 800km². Graniczy
od północy z Morzem Czarnym a od południa z Morzem Śródziemnym, zwanym przez
Turków Morzem Białym. Dominującą religią jest islam (98%). Aby poznać lepiej
ten kraj, trzeba postawić na nim swoją stopę. I za moment miałam to zrobić.
Lotnisko w
Antalyi. Właśnie lądujemy. Samolot kołuje po płycie, a w mojej głowie
przewijają się dwie myśli: leciałam samolotem, wylądowałam i żyję oraz hurra!,
jestem w Turcji! I tak na zmianę. Czekam podniecona na moment, kiedy otworzą
się drzwi i po schodkach zejdę na turecką ziemię. I kiedy przychodzi moja kolej
wysiadki, rzeczywistość boleśnie mnie dotyka. Czuję się, jakby ktoś dał mi
obuchem przez głowę. Poraża mnie temperatura. Jestem przekonana, że umarłam i
nie trafiłam do nieba. Schodzę jednak po schodkach i mam wrażenie, że płyta
lotniska faluje. Zaraz – to nie wrażenie. To fakt! Jest gorąco, jak w piekle.
Na szczęście za moment znajduję się w klimatyzowanym terminalu. Odbieram bagaż,
wykupuję wizę turystyczną i idę do stanowisk autobusowych. Czeka mnie jeszcze
kilka godzin jazdy, zanim trafię do swojego hotelu. Kierunek – Alanya. Cel –
boski odpoczynek. Potrzebne rzeczy: ręcznik, kostium kąpielowy i krem z
filtrem. Witaj urlopie!
ALANYA – miasto
to założono w II w.p.n.e. jako Korakesjon. W czasach rzymskich była sławną
siedzibą piratów. Potem sułtan Alâeddin Keykubad uczynił z Alanyi bazę morską i
swą zimową rezydencję. Tu trzeba powiedzieć, że miasto to w czasie zimy rzadko
miewa śnieg. Temperatura w styczniu schodzi do jakiś 18°C. Pobliskie góry
Taurus, skutecznie zatrzymują fronty. Teraz w lecie, woda w Morzu Śródziemnym
wynosiła 28°C, natomiast powietrze miało około 32°C. W takich warunkach najrozkoszniej było oddać się słonecznym
kąpielom w słonej zupie J.
Alanya jest
turystycznym ośrodkiem, który oferuje liczne atrakcje. Można tu polatać na
spadochronie lub odbyć rejs stateczkiem po morzu. O szybkich zachodach słońca
nie wspomnę… Resztę atrakcji poznawać będę w czasie tygodniowego lenistwa.
Lot ze spadochronem za motorówką
Rejsy łodziami na otwarte morze
Hotelowe leżaki pod koniec dnia już puste, za dnia przeżywają prawdziwe oblężenie
Zachód słońca w Alanyi jest dość szybki
Ale zdążyłam złapać słoneczko między palcami :)
Lot ze spadochronem za motorówką
Rejsy łodziami na otwarte morze
Hotelowe leżaki pod koniec dnia już puste, za dnia przeżywają prawdziwe oblężenie
Zachód słońca w Alanyi jest dość szybki
Ale zdążyłam złapać słoneczko między palcami :)
Alanya
złożona jest z dwóch części. Jedna to część portowa, druga to część ze sławetną
sztuczną plażą Kleopatry, na którą to zwożono piach. Ale umówmy się – piasek na
plażach, to mamy my, nad Bałtykiem. Tu króluje żwirek, który rozpalony słońcem,
parzy w stopy. Codziennie więc, można chodzić np. przez park na naturalny peeling
stóp.
Park w Alanyi
Kiedyś palma była dla mnie synonimem luksusu, ktoś kto miał zdjęcia z palmą w tle, musiał być bogaty - ot, dziecięca wyobraźnia :)
Park w Alanyi
Kiedyś palma była dla mnie synonimem luksusu, ktoś kto miał zdjęcia z palmą w tle, musiał być bogaty - ot, dziecięca wyobraźnia :)
Alanya ma
swoją główną ulicę – Atatürk Bulvari, czyli bulwar imienia pierwszego
prezydenta Turcji. O nim jeszcze wspomnę, nieco później. Ulicą tą można dojść
do części portowej miasta, pełnej głośnych, kolorowych dyskotek i jeszcze
bardziej gwarnych knajpek. Życie tu tętni do późna w noc. Naród turecki do
rannych ptaszków nie należy, ale co tu się dziwić, skoro już od samego rana żar
leje się z nieba. Dopiero człowiek odradza się wieczorem, kiedy słońce już
zajdzie.
Na Bulwarze Atatürka - za mną wielki fikus
Alanya nocą - część portowa
Bary w części portowej, rano wyjątkowo ciche i puste, wieczorem tętniące życiem
Na Bulwarze Atatürka - za mną wielki fikus
Alanya nocą - część portowa
Bary w części portowej, rano wyjątkowo ciche i puste, wieczorem tętniące życiem
Charakterystyczne szklaneczki do herbaty jabłkowej lub mięty
Uliczny czyściciel butów ze swoim warsztatem pracy
Symbolem
Alanyi jest Czerwona Wieża – Kizil Kule, wybudowana w 1225r. Służyła ona jako
wieża – strażnica. Obecnie została odrestaurowana i składa się z czterech
pięter. Dwa dolne są wykonane z czerwonych bloków skalnych, a dwie górne z
cegieł. W środku wieży mieści się małe muzeum. Sama wieża liczy sobie 29m
wysokości. Kizil Kule miała bronić portu i arsenału. Otwory spustowe służyły do
wylewania wrzącego oleju lub smoły na nieprzyjaciela.
Kizil Kule
We wnętrzu Czerwonej Wieży
Widok z wieży na kawałek portu
W okienku strzelniczym Kizil Kule
Kizil Kule
We wnętrzu Czerwonej Wieży
Widok z wieży na kawałek portu
W okienku strzelniczym Kizil Kule
Pod wieżą
został postawiony pomnik Mustafa Kemala, jeden z kilku pomników w mieście. Mustafa
Kemal (1881-1938) w 1923r przyjął nazwisko Atatürk, czyli Ojciec Turków.
Stworzył Republikę Turcji i został jej pierwszym prezydentem. To nie koniec
jego wyczynów. Przeniósł on stolicę ze Stambułu do Ankary, porwał naród
załamany rozpadem imperium po I wojnie światowej i zepchnął wojska najeźdźców
do morza, odzyskując w ten sposób ojczyznę dla Turków. Za jego rządów
wprowadzono obowiązkową edukację kobiet oraz promowano europejski styl
ubierania.
Pod pomnikiem Mustafa Kemala
Pod pomnikiem Mustafa Kemala
Był dość
zdyscyplinowanym człowiekiem i patrzącym w przyszłość w sposób
niekonwencjonalny. Być może dziś, Turcja, choć leży głównie w Azji, ma
europejski kierunek myślenia. I to możliwe, że jest to zasługą Atatürka.
Zresztą adoptowana córka prezydenta – Sabiha Gökçen - również nie wykonywała
zawodu typowo kobiecego, a mianowicie była wojskowym pilotem, pierwszą kobietą
lotnikiem.
Z Czerwonej
Wieży wychodzi się na mury obronne bizantyjskiej fortecy, które były budowane
przez 12 lat. Liczą one sobie 8 km długości. Aż się proszą, by nimi podążyć,
zagłębiając się w nich, niczym w labiryntach, wijących się po stoku wzgórza.
Mury obronne
Ja jednak patrzę w innym kierunku. Wzrok mój pada na arsenał. Ta stocznia pochodzi z XIIw. i składa się z pięciu, wydrążonych w skale pomieszczeń i toru do wodowania. Po lewej stronie jest wartownia, po prawej zaś meczet. Z cedrów, zwożonych z Taurusu, budowano tam okręty.
Arsenał w zatoczce
Mury obronne
Ja jednak patrzę w innym kierunku. Wzrok mój pada na arsenał. Ta stocznia pochodzi z XIIw. i składa się z pięciu, wydrążonych w skale pomieszczeń i toru do wodowania. Po lewej stronie jest wartownia, po prawej zaś meczet. Z cedrów, zwożonych z Taurusu, budowano tam okręty.
Arsenał w zatoczce
Jak na
zawołanie pojawiają się turystyczne stateczki, które przypominają dawne statki
pirackie. Te cumowały w pobliskich jaskiniach a były dostępne jedynie od strony
morza. Powiadają, że tam właśnie piraci przetrzymywali porwane kobiety.
Fantazja zatacza taneczne kółka w mojej głowie. Może to wina upału? Czas
zmierzyć się z seldżucką twierdzą na wzgórzu.
Ruiny
zimowej rezydencji sułtana Keykubada bardzo ładnie prezentują się od strony
plaży Kleopatry. Dawną nazwę Alanyi – Korakesjon – sułtan zmienił na Alâya i z
tego wzięła się obecna nazwa.
Kalé, czyli zimowa rezydencja sułtana Keykubada. Widok od strony plaży Kleopatry
Kalé, czyli zimowa rezydencja sułtana Keykubada. Widok od strony plaży Kleopatry
Wczesnym
rankiem, po śniadanku, ruszam do Kalé, czyli do ruin zamku. Uprzedzona o
naciągaczach, którzy proponując skrót, potem okradają turystów, trzymam się
drogi, prowadzącej z dolnej części miasta. Rezygnuję też z taksówek, dzięki
temu mogę rozkoszować się widokami po drodze.
Widok na Alanyę
Na tle miasta zielenią się góry Taurus
Widok na Alanyę
Na tle miasta zielenią się góry Taurus
Z każdym
krokiem ukazuje się nowy pejzaż. Najładniejsza
panorama rozciąga się na wschodnią Alanyę z widocznym portem i Czerwoną
Wieżą.
Czerwona Wieża, port, morze i góry...
Woda przybiera różne odcienie od szmaragdowego po ciemny granat
Mury seldżuckiej twierdzy
Przystanek na podziwianie widoków
W tle dominują szczyty Taurusu. Port w Alanyi jest jednym z najbardziej ruchliwych portów turystycznych oraz najlepiej wyposażonych.
Panorama z drogi do ruin zamku, na pierwszym planie - symbol Alanyi
Alanya - w dużej mierze to hotele
Do portu przybijają również duże statki pasażerskie
Czerwona Wieża, port, morze i góry...
Woda przybiera różne odcienie od szmaragdowego po ciemny granat
Mury seldżuckiej twierdzy
Przystanek na podziwianie widoków
W tle dominują szczyty Taurusu. Port w Alanyi jest jednym z najbardziej ruchliwych portów turystycznych oraz najlepiej wyposażonych.
Panorama z drogi do ruin zamku, na pierwszym planie - symbol Alanyi
Alanya - w dużej mierze to hotele
Do portu przybijają również duże statki pasażerskie
Mury obronne
seldżuckiej twierdzy to ok. 8km z 50 wieżami, z których największą i najlepiej
zachowaną jest właśnie Czerwona Wieża. Wiją się one wokół półwyspu, który
wrzyna się w morze.
Mury obronne
Malownicze położenie Alanyi, usytuowanej na południowym wybrzeżu Anatolii, najlepiej jest widoczne właśnie z góry. Dookoła mnie pięknie kwitną bugenwille i inne kwiaty.
Pachnące bugenwille
Mury obronne
Malownicze położenie Alanyi, usytuowanej na południowym wybrzeżu Anatolii, najlepiej jest widoczne właśnie z góry. Dookoła mnie pięknie kwitną bugenwille i inne kwiaty.
Pachnące bugenwille
Patrzę teraz
na część zachodnią miasta z plażą Kleopatry. Według legendy, to w tym miejscu
kąpała się w morzu Kleopatra i stąd nazwa tej plaży.
Plaża Kleopatry
Plaża Kleopatry
Wreszcie
pokonując niesamowity gorąc, jestem na samym szczycie wzgórza. Wkraczam do
cytadeli, w której oprócz przebywających tam turystów, jedynymi mieszkańcami są
cykady, których gra zagłusza wszystko.
Urwiste zbocze półwyspu, od strony morza, czyniło zamek niedostępnym
Widok spod zamku w stronę plaży Kleopatry
Małe zatoczki wokół cypla
Urwiste zbocze półwyspu, od strony morza, czyniło zamek niedostępnym
Widok spod zamku w stronę plaży Kleopatry
Małe zatoczki wokół cypla
Podziwiam tu
wysoko sklepione pomieszczenie z kopułą. Czemu służyło? To najprawdopodobniej
jedna z najstarszych budowli w cytadeli. To pozostałości po chrześcijańskim
kościele z X w, wybudowanym za czasów Bizancjum.
bizantyjski kościół z Xw
To jedyna budowla w miarę dobrze zachowana na terenie wewnątrz cytadeli. Reszta to niestety ruina. Po środku rosną drzewa i trawa. Oj, chciałoby się tu zobaczyć jakieś pomieszczenie, komnaty, usłyszeć niesamowite historie, ale nie… tylko cykady słychać.
Ruiny zamku na wzgórzu widziane z lotu ptaka
Wobec tego zaczynam wędrówkę w dół. Widoki te same, tylko słońce inaczej oświetla miasto.
W murach cytadeli
Widoki piękne...
Alanya od strony plaży Kleopatry
bizantyjski kościół z Xw
To jedyna budowla w miarę dobrze zachowana na terenie wewnątrz cytadeli. Reszta to niestety ruina. Po środku rosną drzewa i trawa. Oj, chciałoby się tu zobaczyć jakieś pomieszczenie, komnaty, usłyszeć niesamowite historie, ale nie… tylko cykady słychać.
Ruiny zamku na wzgórzu widziane z lotu ptaka
Wobec tego zaczynam wędrówkę w dół. Widoki te same, tylko słońce inaczej oświetla miasto.
W murach cytadeli
Widoki piękne...
Alanya od strony plaży Kleopatry
Kolejny
dzień przyniesie relaks na wodzie.
Przypadkowo
poznany w sklepie Omar, proponuje rejs stateczkiem. Na otwarte morze boję się
wypływać, ale daję się namówić i niczym porwana do haremu kobieta, przekraczam
rano trap mojego stateczku.
Jeden z napotkanych statków
Toros, bo tak się on nazywa, okazuje się wyśmienitym miejscem na cudowny odpoczynek. W głównej mierze sprzyja temu załoga statku i jego gospodarz – Omar. Z głośników leci muzyczka, przerywana od czasu do czasu opowieścią kapitana o rzeczach i miejscach, które właśnie mijamy. Żeby poczuć się bardziej w raju, dostajemy lunch, w postaci talerza pełnego owoców. Obserwuję jak Omar szybko ze zwykłej gruszki nacina ją i robi jednym ruchem listek. Potem w domu próbuję to samo, w końcu pobrałam naukę od Omara. Palec grzęźnie mi w owocu.. Może nie tak ją nacinam?
Omar przygotowujący lunch
Jedzonko :)
Jeden z napotkanych statków
Toros, bo tak się on nazywa, okazuje się wyśmienitym miejscem na cudowny odpoczynek. W głównej mierze sprzyja temu załoga statku i jego gospodarz – Omar. Z głośników leci muzyczka, przerywana od czasu do czasu opowieścią kapitana o rzeczach i miejscach, które właśnie mijamy. Żeby poczuć się bardziej w raju, dostajemy lunch, w postaci talerza pełnego owoców. Obserwuję jak Omar szybko ze zwykłej gruszki nacina ją i robi jednym ruchem listek. Potem w domu próbuję to samo, w końcu pobrałam naukę od Omara. Palec grzęźnie mi w owocu.. Może nie tak ją nacinam?
Omar przygotowujący lunch
Jedzonko :)
Podczas
rejsu można skakać z ok.10m skały. By się do niej dostać, trzeba przejść przez
jaskinię, a z której jedyną drogą wyjścia jest skok do wody. Wielu śmiałków,
którzy zdecydowali się na to, ma nietęgie miny. Ci, co zostali na pokładzie
statku, głośno kibicują skaczącym. Część osób kąpie się w otwartym morzu.
Skoki ze skały, próba odwagi
Stateczek przy skale
Skoki ze skały, próba odwagi
Stateczek przy skale
Wreszcie
dopływamy do małej zatoczki, w której cumujemy, by zatrzymać się na obiad.
Świeże, grillowane ryby, mięso i warzywa smakują wybornie.
Na pokładzie naszego statku
Skały przy zatoczce, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad
Na pokładzie naszego statku
Skały przy zatoczce, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad
Z pokładu
statku Omara oglądamy Alanyię i jej skrajne dzielnice. Podpływamy pod jaskinie,
przy których ponoć gromadzą się delfiny. Niestety dziś umówiły się na
zgromadzenie gdzie indziej.
Jaskinie
Półwysep w Alanyi od strony morza
Twierdza widziana od strony morza
Blisko twierdzy
Nowe umocnienia wzgórz, być może to nowa stocznia?
Jaskinie
Półwysep w Alanyi od strony morza
Twierdza widziana od strony morza
Blisko twierdzy
Nowe umocnienia wzgórz, być może to nowa stocznia?
Cały dzień
mija na wodzie. Wieczorem dokonuję w sklepie Omara wpisu w księgę gości. Przy
herbatce poznaję też jego uroczą żonę o przepięknych niebieskich oczach.
Skoro
obejrzałam Alanyę z wody, dobrze by teraz było zobaczyć ją z gór. W tym celu
wybrałam się w góry Taurusu. I tym samym zaliczyłam kolejną atrakcję, jaką
oferuje Alanya.
Poranek
niczym nie wyróżnia się od innych. Już o 7.00 rano jest skwar. Pod mój hotel
podjeżdża samochód, wskakuję do środka i kilka chwil później jestem na miejscu
zbiórki. Tasujemy się i każdy dostaje przydział do jeepa. Zaczynamy Jeep
Safari. Jeszcze nie wiem, że będzie mnie po tym dniu boleć twarz od śmiechu.
Początek, jeszcze czysta :)
Podczas tej
szalonej wyprawy robimy małe przystanki, by napełnić butelki wodą. Chwilami
ktoś zza muru polewa nas wodą. Aaa…. To po to ta ciecz. Zaczynamy bitwę na
krople. Ciekawe, że zawsze wcześniej nasz opiekun – Super Mario, krzyczy
„Mama!”. To chyba sygnał dla tych co leją zza muru. Czasem, gdy jeepy się
mijają, również dochodzi do wodnej bitwy.
Chwila przerwy na załadowanie wodnej amunicji :)
Chwila przerwy na załadowanie wodnej amunicji :)
Jednym
słowem Jeep Safari to kurz, pot i … ciągły śmiech. Ale też niezły masaż na
górskich wertepach.
Ale jazda! :)
Ale jazda! :)
Po drodze
zatrzymujemy się przy górskim meczecie. Tu, po raz pierwszy obcuję z religią,
jaką jest islam i ze zwyczajami, jakie towarzyszą wizycie w świątyni
muzułmańskiej. Po pierwsze mam zdjąć
buty. Stoi ich mnóstwo przed wejściem. Trochę się obawiam, a jak zabiorą? Ale
na co komu takie małe sandałki? Dobra, zostawiam. Pora wyłączyć to warszawskie
myślenie.
Tuż za
drzwiami kolejna restrykcyjnie przestrzegana przez Turków reguła – każda
kobieta ma założyć długie spódnice i nakryć głowę chustą. No to już wiem, by
przy kolejnych odwiedzinach w meczetach mieć ze sobą swoją chustę i swoją
spódnicę. Wchodzimy do małego kościółka, siedząc „po turecku” na dywanach
słuchamy małego wykładu.
To ja :) Wizyta w meczecie górskim
To ja :) Wizyta w meczecie górskim
Po wyjściu
chwilę spędzamy przy straganach z pamiątkami. Mnie jednak bardziej interesuje
zwierzątko, które stoi nieopodal. To osiołek. A ja uwielbiam osiołki. Po
turecku osioł brzmi „eszek”. Eszki są do dziś wykorzystywane w górach, jako
zwierzęta pociągowe. Ten jednak „pracuje” dla turystów. Nie chcę go
wykorzystywać, dla tzw. sweet foci, ale nie mogę się oprzeć, by go nie
pogłaskać. Chyba ta pieszczota mu się podoba. Chwilkę sobie „gadamy” i muszę
odejść. Odprowadzają mnie smutne oczęta osiołka…
Spotkanie z osiołkiem
Spotkanie z osiołkiem
Kolejny
przystanek na Jeep Safari to wioska Nomadów. To lud prowadzący koczowniczy tryb
życia. Żyją z hodowli i handlu. Wyplatanie dywanów jest częścią ich tradycji.
Tym razem trafiamy na poczęstunek – świeże naleśniki z farszem, smażone na
wypukłej patelni. Turcy słyną ze swej gościnności. Spędzamy tu troszkę więcej
czasu, zbierając siły na kolejny odcinek safari i kolejną bitwę wodną.
Kuchnia u Nomadów
Kuchnia u Nomadów
Siadam na
ławce i delektuję swoje oczy widokiem gór. Taurus – to góry w południowej
Turcji o długości 1500km i szerokości do około 200km. Zbudowane są głównie z
wapieni. Ich cisza i piękno dają wytchnienie dla moich zmęczonych oczu, a tym
samym radują duszę.
W górach Taurus
Widok na Taurus z wioski Nomadów
Chwila relaksu w górach
W górach Taurus
Widok na Taurus z wioski Nomadów
Chwila relaksu w górach
Pora się
zbierać w drogę powrotną. Znów wszyscy jesteśmy „wstrząśnięci, nie zmieszani” J.
Czas więc, zatrzymać się na mały lunch. Knajpka na wodzie nadaje się do tego
idealnie. Górski strumień ma lodowatą wodę. Można do niej skakać z kładki. Ja
jednak kieruję się prosto na poduchy. Jagnięcina smakuje wybornie…
Kładka, z której można skakać do wody, w tym miejscu nieco głębszej
Na poduchach nad rzeką
Kładka, z której można skakać do wody, w tym miejscu nieco głębszej
Na poduchach nad rzeką
Z pełnymi
żołądkami wracamy do miasta. Po drodze mamy ostatni postój. To Ali Baba i jego
wielbłądy. Czysto turystyczna zagrywka. Choć troszkę boję się tych zwierząt,
uśmiecham się na ich widok, bowiem wielbłądy mają taki wyraz pyska, jakby się
ciągle uśmiechały J.
A trudno tego uśmiechu nie odwzajemnić. Tylko te kolorowe pompony i kapelusz na
głowie zwierzęcia, strasznie mnie zniesmaczają.
Jegomość w kapeluszu
To, co wielbłąd ma pięknego, to niewątpliwie swoje oczy. Śliczne rzęsy chronią oko przed piaskiem pustyni. Akurat teraz chronią od spojrzeń całego stada turystów.
Jegomość w kapeluszu
To, co wielbłąd ma pięknego, to niewątpliwie swoje oczy. Śliczne rzęsy chronią oko przed piaskiem pustyni. Akurat teraz chronią od spojrzeń całego stada turystów.
Oko w oko z wielbłądem
Wracamy do
Alanyi szczęśliwi i radośni. W pamięci zostają wspaniałe obrazy.
Kończy się
też pobyt w Alanyi. Moja skóra przybrała brązowy odcień. Jeszcze tyle można by
zobaczyć w okolicach miasta, ale nie tym razem. Coś musi zostać na następny raz.
Owocujące kaktusy
Owocujące kaktusy
Pakuję
walizkę, bo przez następny tydzień będę się przemieszczać po Turcji. Cieszę
się, że będę mogła zobaczyć kawałek tego państwa. Rytm dnia będzie mi wyznaczał głos muezina, nawołującego Turków na modlitwę pięć razy w ciągu doby. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić i nawet z czasem nauczyłam się tego nie słyszeć.
Typowe tureckie obuwie domowe
Choć
opowieść ta pisana jest w 1 os. l.p. to muszę zaznaczyć, że uczestniczyli w
niej również moja Ciocia z Wujkiem oraz mój ówczesny Mąż. Wszystkich serdecznie
pozdrawiam! J
Zapraszam do
kolejnego spotkania z orientalnymi rarytasami, jakimi raczy nas Turcja.
Do zobaczenia!
Interesująca relacja z pięknego kraju. Twój pobyt obfitował w wiele atrakcji. Bardzo ciekawie to wszystko opisałaś i pokazałaś. Masz wspaniałe wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję :) To prawda, ten kraj mnie zachwycił, choć zdarzył się jednen moment, który... ale nie będę uprzedzać faktów. O tym w części trzeciej i ostatniej :) Zapraszam do dalszej wędrówki po tym pięknym zakątku świata. Pozdrawiam :)
UsuńTaki dłuuugi post, a przebrnęłam raz-dwa :) Piękne miejsca, piękne zdjęcia... Turcja potrafi zauroczyć :) Egzotyka, ciepłe morze, obok wzgórza... Ech :) Z pewnością miło było powspominać podczas pisania? :) Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńOj bardzo... Wracają wspomnienia, a te były bardzo miłe. Ogólnie powróciłam w to miejsce drugi raz przy okazji wyprawy do Syrii, ale pierwsze wrażenia są najważniejsze i niezapomniane.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Oj Turcja to zdecydowanie więcej niż Alanya i warto odwiedzić też wschodnią Anatolię! Choćby dla zabytków i wspaniałej kuchni, tak różnej od tej serwowanej turystom w Antalii. A te poduchy do siedzenia to serdivan, typowe anatolijskie siedziska domowe. W Turcji nadal chętnie siedzi się wspólnie na niskich poduchach lub podłodze, podobnie jest ze wspólnym jedzeniem posiłków :)
OdpowiedzUsuńWitam w moich skromnych progach :) Zgadzam się. Turcja to nie tylko Alanya. W kolejnych postach przedstawię to wszystko, co udało mi się zobaczyć. Będąc drugi raz w Turcji pojechałam nieco na wschód, ale wciąż myślę o okolicach jeziora Van oraz tej wschodnio północnej części, gdzie góra Ararat. Ale wszystko przede mną :) Dziękuję za podpowiedź, jak nazywają się te poduchy, nie wiedziałam :) A co do jedzenia... jeśli jest taka możliwość, to jem, gdzie tubylcy. I żyję :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Opis bardzo fajny a zdjęcie przed meczetem fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńMadziu Droga, rozumiem, że chodzi Ci o cudnego osiołka? :) :) :)
UsuńBuziaki!
Ϝollowing this, Ι'm sude you'ѵe earnerd your-self a substantial following.
OdpowiedzUsuńMake sure it stays սp!
Feel fгee to surf tߋ my blοg pоst - e liquid іngredients meaniոg ()
Thank you, but without it I feel free;)
UsuńBest.
Chyba jednak nie o osiołka mi chodziło :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTurcja niestety jest mi nieznana. Mam kolegę, który jeździ do Turcji na handel. Namawia mnie czasem na podróż. Może kiedyś się zdecyduję na wyjazd jeżeli czas pozwoli. Jak zwykle piękne zdjęcia i wspaniały opis. Pozdrawiam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTomku, jeśli będziesz miał okazję pojechać, to nie zastanawiaj się. Stereotypy o Turkach i Turcji to właśnie... stereotypy. Jak każdy kraj ma do zaoferowania dużo, choć pewna odmienność może wydawać się nam dziwna. Zamieściłam już opis z drugiej części mojej podróży po tym kraju, w przygotowaniu jeszcze jedna. Ale najlepiej przekonać się samemu :)
UsuńPozdrawiam cieplutko:)
Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i zapraszam do lektury pozostałych opisów ;) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńZauroczyłem się w Turcji, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńAlso visit my webpage ... locomotiva
Turcja potrafi zauroczyć :) Pozdrawiam :)
UsuńŻycie bez możliwości przemieszczania jest jakieś inne, pozdro :)
OdpowiedzUsuńFeel free to surf to my weblog - bestwestern
Jeśli się ma taką możliwość, to należy się przemieszczać, dzięki temu poznajemy nasz Cudowny Świat :) Pozdrawiam, choć nie wiem kogo :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń