CO KRYJE SIĘ 600M
POD STOPAMI,
CZYLI WYPRAWA DO WNĘTRZA ZIEMI
Drugi
miesiąc nowego roku to już dobra pora, by zaczęło mnie nosić. Dlatego kilka dni
temu wybrałam się w miejsce bardzo ciekawe, mające coś „naj” w Polsce. Celem
stała się Kłodawa, a właściwie kopalnia soli w Kłodawie. O ile kopalnia w
najbardziej znanej Wieliczce, którą miałam okazję zwiedzić parę lat temu, jest
już podziemnym muzeum, o tyle kopalnia w Kłodawie jest wciąż placówką
pracującą.
Kopalnia
Soli Kłodawa S.A. to polska spółka akcyjna Skarbu Państwa, znajdująca się w
powiecie kolskim, w województwie wielkopolskim. Tak zwanym „rzutem na taśmę” do
mojego wyjazdu dołączyła moja mała podróżniczka Tusia, która miała teraz ferie
zimowe. Ona także chciała zobaczyć, co kryje się w głębi ziemi. A kryje się
sporo. Zapraszam więc, na podróż do wnętrza ziemi…
Wyjazd
zaplanowany był o 7.00 rano, co wiązało się z wczesnym wstaniem. Obu nam
przyszło to zaskakująco dobrze. Bez zbędnego marudzenia, szybka toaleta,
herbata w termos, kanapki do plecaka i już klucz w drzwiach. Potem spacer do
autobusu, przejazd i już stanęłyśmy na miejscu zbiórki.
Ruszyliśmy z
pełną obsadą w autokarze, bardzo punktualnie. Po drodze nadrabiałyśmy z Tusią
zaległości w czytaniu, gadaniu, Tuśka obejrzała sobie nawet film. Palacze mieli
przerwy na dymka, reszta miała czas na „sikundę”. I tak o 10.00 z minutami dojechaliśmy do
celu.
Tu powitali
nas przewodnicy, którzy mieli nas oprowadzić po obiekcie. Warto tu zaznaczyć,
że przewodnikami w kopalni są tylko jej byli pracownicy, zazwyczaj emerytowani
górnicy, którzy jednak wciąż są związani z kopalnią. Dostaliśmy jednego
przewodnika na „przodek” i jednego, zamykającego grupę i pilnującego, aby nikt
się nie zgubił po drodze.
Punkt
obowiązkowy dla każdego odwiedzającego kopalnię to zejście do szatni, gdzie
dostaje się kask na głowę. To zdecydowanie najsłabszy punkt wycieczki według
Tusi, choć grzecznie nosiła go, jak każdy ze względów bezpieczeństwa.
Tak oto,
uzbrojone w żółte hełmy, wkroczyłyśmy do Kłodawskiej Podziemnej Trasy Turystycznej.
Na terenach
tych odkryto złoże wysokogatunkowej soli, więc powstał tu pierwszy szyb, który
dziś nosi imię Michał. Szybem tym dostałyśmy się do wnętrza całego podziemnego
kompleksu.
Badania
przeprowadzone w latach 1937-1939 przez profesora Edwarda Janczewskiego
przyniosły odkrycie złoża soli o długości 63km i szerokości 4km. Decyzja o
budowie kopalni zapadła jesienią 1949r. Tak powstał wspomniany szyb Michał, na
cześć głównego budowniczego Michała Białego, potem drugi – Barbara.
Eksploatację soli rozpoczęto w 1956r. Jako siła pociągowa, pracowało wówczas
pod ziemią 40 koni. Kto z Was pamięta lekturę Gustawa Morcinka „Łysek z pokładu
Idy”? Zwiedzając takie obiekty zawsze mam Łyska przed oczami. Zwierzęta w
kłodawskiej kopalni pracowały pod ziemią 10 lat. Dopiero w 1966r uruchomiono
trakcję elektryczną i można było wykorzystywać sprzęty przydatne w wydobywaniu
soli.
Wiadomo, że
sól to bardzo cenna rzecz, dawniej stanowiła też coś w rodzaju gotówki. Jej
wartości w różnych dziedzinach trudno odmówić. Każdy zna jej zadanie w gałęzi
spożywczej: dodaje się ją do potraw w celach smakowych i konserwowych. Sól w
roli przemysłowej trochę bardziej załazi nam za skórę, a można powiedzieć, że
wychodzi nam na buty. Zimą posypuje się nią drogi. Sól posiada też wartość
leczniczą. Stosowana jest w różnych inhalacjach. Doceniają ją osoby, których
męczy uporczywy katar. Powstają tzw. groty solne, które oprócz relaksu,
spełniają też funkcje inhalacyjne. Sól
przydatna jest też hodowcom. Zwłaszcza zimą podaje się mikroelementy zawarte w
soli, zwierzętom. Także leśnicy wykładają sól zwierzętom leśnym, dzikim (tzw.
solne lizawki).
Kłodawska
sól wykorzystywana jest w każdej dziedzinie życia. W kopalni wciąż wydobywa się
ten pierwiastek na 600m i 750m pod powierzchnią ziemi. Sól kamienna tu
wydobywana ma barwę białą oraz niespotykaną nigdzie indziej – różową.
O tym, jak
ważna jest sól, dowiedziałyśmy się ze wstępnej prelekcji w sali tzw. Cechowni. To
sala, gdzie odbywają się wszystkie uroczystości, takie jak dawanie odznaczeń,
świętowanie barbórki itp.
Bardzo mądre słowa...
W Cechowni
Potem
zaczęła się już fascynująca podróż w głąb ziemi.
Kolejka do windy
Dokonaliśmy tego windą, którą
zjechaliśmy z prędkością 6m/s. Już sam zjazd windą dostarczył niesamowitych
emocji. Najpierw ściśnięto nas jak sardynki w puszcze na dwupoziomowej windzie.
Potem usłyszeliśmy dźwięk dzwonka i poczuliśmy powiew powietrza. Spadaliśmy w
ciągu 20 sekund, czując adrenalinę, która zatykała nam uszy. Czuliśmy
przysłowiowy żołądek w gardle. Wreszcie winda zatrzymała się i znaleźliśmy się
600m pod ziemią. Przywitali nas na dole górnicy, którzy czekali na wyjazd na
powierzchnię.
Górnicy na dole, czyli "Szczęść Boże"
Ponieważ dawniej, pracując
na dole, górnicy nie wiedzieli, czy jest dzień, czy noc, nie witali się słowami
„dzień dobry”, lecz „Szczęść Boże”. To powitanie funkcjonuje do dziś.
Pierwszy
korytarz to sznur wagoników wypełnionych bryłkami soli.
Chodnik
Kolejny korytarz
My jednak szybciutko
podążyliśmy do pierwszego naszego przystanku, jakim była malutka podziemna
kaplica św. Kingi. Górnicy oprócz św. Barbary mają jeszcze jedną patronkę, św.
Kingę. Legenda o tym, że żona króla Bolesława Wstydliwego wrzuciła swój
pierścień do szybu, by odnaleźć go w pierwszej wykopanej bryle soli, nie jest
legendą, z którą związana jest Kłodawa. Św. Kinga jest patronką górników
solnych. Toteż i w kłodawskiej kopalni soli, która powstała wieki po śmierci
św. Kingi, górnicy modlą się do swojej patronki. Kapliczka jest bardzo mała,
wykonana oczywiście z soli, łącznie ze słupkami ogrodzeniowymi.
To, co
przywraca do smutnej rzeczywistości to pamiątkowa czarna tablica z nazwiskami
górników, którzy stracili życie pod ziemią. To przy kaplicy dowiadujemy się, że
w kopalni nie było większych katastrof, w których zawiniła natura. Większość
ofiar śmiertelnych to błąd ludzki. Ginęli młodzi, niedoświadczeni, ale też i
tacy, którzy całe życie poświęcili dla kopalni.
Tuż przy
kapliczce zadziwił nas strop pokryty w małych stalaktytach. To wilgoć
spływająca z solnych stropów skrapla się i zastyga, tworząc małe sopelki.
Wygląda uroczo, ale mamy wyjątkowe szczęście, że zadzierając głowy do góry,
żadnym stalaktytem nie dostaliśmy w oko.
Ciągłe
dźwięki z pracujących sąsiednich korytarzy robiły piorunujące wrażenie. Gdzieś
czaił się wewnętrzny strach, że może się coś stać i … pójdźmy więc, dalej.
Solny sufit
Zatrzymaliśmy
się przy korytarzu, który był zasłonięty gumowymi wstęgami, niczym kotara. Tu
padło słów kilka o wentylacji kopalni, która jest dzięki szybowi wentylacyjnemu
o imieniu Chrobry. W niektórych miejscach czuliśmy przeciągi. Mogliśmy też
zajrzeć za kotarę, ale tam zobaczyliśmy jedynie ciemność. To uświadomiło nam,
że my na turystycznej trasie mieliśmy oświetlenie, ale cała kopalnia nie tonie
w światłach, więc górnicy często pracują przy lampkach. To jeszcze bardziej
skłania do szacunku dla ciężkiej pracy górników. I jeszcze bardziej nakazuje
nam szacunek do soli, którą posypujemy frytki. Bo teraz wiemy w jakich
warunkach górnicy ją pozyskują.
Iskrobezpieczny aparat telefoniczny górniczy miejscowej baterii. Brzmi dziwnie, a jest to apart łączności lokalnej.
I kolejny chodnik
Tak, tak, to ja...i kask :)
Kolejnym
naszym przystankiem na trasie był tzw. przodek, czyli miejsce gdzie przedłuża
się korytarz, by następnie go uprzątnąć i przygotować do wydobycia sól. Tu dowiedzieliśmy
się, że do rozkruszenia skał używa się dynamitu ekologicznego, bowiem użycie
zwykłego, mogłoby spowodować zanieczyszczenie soli.
Wybuchy dzisiaj są robione
po zakończonej zmianie, czy też jak mówią górnicy – szychcie, kiedy wszyscy
wyjadą na górę. Ładunki odpalane są zdalnie z powierzchni ziemi. Niebezpieczna
praca. Kolejna zmiana zjeżdża na dół, by uprzątnąć rumowisko i przygotować
kolejne chodniki.
Wraz ze
spacerem podziemnymi korytarzami, zauważyliśmy, że zmienił się kolor tych
korytarzy. Już nie były takie szare, lecz przybrały czystszą formę. Dało się
zauważyć fantastyczne formy na sufitach, a wszystko to oczywiście z soli.
Doszliśmy do punktu, w którym można było zdjąć kurtki, bowiem dalej była trasa,
gdzie było w miarę ciepło. Taka podziemna szatnia. Tym samym weszliśmy w
miejsce, gdzie dominowała sól różowa.
Wspomniałam wcześniej, że Kłodawa to
miejsce unikatowe, jeśli chodzi o występowanie soli o takim zabarwieniu. Jest
jeszcze sól błękitna, ale tej jest zdecydowanie najmniej. Każdemu z nas sól
kojarzy się z kolorem białym, tym czasem ta nasza biała sól wcale nie jest
biała, lecz… szara. Wtedy jest najzdrowsza. I potem w procesie obróbki wygląda
jak ta, która znamy z naszych solniczek.
Kopalnia w
Kłodawie ma swoją legendę. Związana jest ona właśnie z solą o zabarwieniu
niebieskim. Posłuchajcie…
„Dawno temu, na tych terenach szumiały
bory, w których schronienie miały
zwierzęta takie jak łosie czy żubry. Nad rzeką, w małej osadzie Kłodawa, żyli
ludzie spokojni i wobec siebie zgodni. Odnosili się do siebie z szacunkiem,
jako, że znali się tu wszyscy. Uprawiali tu swoje ziemie, od rzeczki trzymając
się z daleka. Bano się jej, bo nurt miała wartki i bywała groźna. Pewnego razu
porwała bawiące się nad jej brzegiem dziecko. Zrozpaczona matka przeklinała
wodę, ale ta jakby uspokoiła swój nurt.
Po jakimś czasie nad brzegiem pojawił się
młodzieniec o imieniu Lastek. Był spragniony, więc zaczął pić wodę. I wtedy
zobaczył chłopca o niebieskich oczach. W nim rozpoznał Lastek zaginionego syna
sąsiadów. Dziecko powiedziało mu, że jest strażnikiem tej wody i powierzy mu
sekret tej rzeki. Kto bowiem napije się wody z rzeki, stanie się nieśmiertelny,
ale tylko pod tym warunkiem, że nie zdradzi tego sekretu. Wyjawienie tej
tajemnicy spowodowałoby, że ludzie wypiliby całą rzekę, a miasto bez niej
przestałoby istnieć.
Lastek dochował tajemnicy aż do momentu,
kiedy spotkał piękną kobietę, z którą się ożenił. Powiedział jej co go spotkało
na brzegu. Sala, bo tak miała na imię kobieta, również napiła się wody z rzeki.
Mijały lata, młodym ludziom żyło się
szczęśliwie. Aż przyszły złe czasy. Ludzie zaczęli się zastanawiać, dlaczego
tych dwoje wcale się nie starzeje. Ktoś posądził ich o czary, więc zaczęli
uciekać. Trafili na tunel, który wił się w głąb ziemi. Schronili się tam, a Sala
zaczęła rzewnie płakać, tak, że utworzył się nurt, który z hukiem wtoczył się w
głąb i tam zastygł w twardą bryłę solną, bo jak wiadomo łzy są słone. Gdzie
podziali się młodzi, nie wiadomo.
Po latach zaczęto wydobywać w tym miejscu
sól. Górnicy powiadają, że jeszcze dziś słychać szloch Sali, której łzy
zamieniają się w błękitne kryształki soli.”*
Ogrodzenie z soli
Przy domostwie Lastka i Sali
Jest też i
inna opowieść. Przy schodach, po których potem ochoczo wchodziliśmy na nieco
wyższy poziom, siedzi zamieniony w słup soli górnik. Za to, że przyszedł do
pracy „z syndromem dnia poprzedniego”, Skarbnik w obawie o jego życie i zdrowie
zamienił go w sól.
Minęliśmy
więc, górnika, który do tej pory siedzi z kuflem piwa i czeka na zdjęcie
klątwy, a że ciągle go widać z piwem… pewnie jeszcze długo posiedzi.
Po wejściu
na schody, dostaliśmy się do korytarza, gdzie już na samym początku przywitał
nas solny skrzat, z którym również związana jest legenda, jakoby właśnie gnom
mieszkający w skalnej grocie pod ziemią, pokazał górnikom pokłady soli. Dziś
należy skrzata, dobrego ducha tych sztolni albo pocałować w usta ( w przypadku
kobiet) albo pogłaskać po ramieniu (w przypadku mężczyzn) i oczywiście
wypowiedzieć życzenie. My jednak z Martą ze względów higienicznych wolałyśmy
skrzata nie całować i ograniczyłyśmy się jedynie do pogłaskania go.
W korytarzu
tym można było zobaczyć wykute w ścianach herby miast, związanych z
wydobywaniem soli.
Bochnia
Inowrocław
Wieliczka
Także w wiszących gablotach oglądaliśmy stare archiwalne
fotografie, na których również widoczne były pracujące w kopalni konie.
Podświetlonym
na różowo korytarzu doszliśmy do atrakcji przewidzianej dla dzieci.
Zostaliśmy
przed wejściem pouczeni, by zachowywać się spokojnie i nie drażnić mieszkańca
tej groty. Doszliśmy bowiem do Groty Drakuli.
Pan ciemności zachował spokój,
widać był już po śniadaniu. Nawet olbrzymi pająk przy wejściu, ani zwisające z
sufitu nietoperze, nic nie robiły sobie z turystów.
W grocie Drakuli
Znów
zeszliśmy kilka stopni po schodkach w dół, by dojść do wielkiej komory. Zrobiła
ona na nas olbrzymie wrażenie. Akurat wtedy pracowało w niej dwóch górników,
którzy raz po raz, musieli mówić „szczęść Boże”. W tej wielkiej komorze
zobaczyliśmy jakimi metodami wydobywano sól. Kolejną atrakcją były rozrzucone
bryłki soli, które można było ze sobą zabrać. Każdy wyszedł więc, ze swoimi
solnymi łupami. Tuśka też znalazła piękne okazy, które teraz zdobią półkę.
Korytarzem podążamy dalej
Podświetlane na zielono schody prowadzące do wielkiej komory
Wielka komora, robi wrażenie
Sól różowa
Poprzez
zabezpieczony tunel przeszliśmy do kolejnej wielkiej komory, która zwana jest
salą widowiskową albo koncertową. Ta wielka wykuta w soli komora zawiera scenę,
na której w 2007r odbył się najniżej odbywający się koncert. I to w skali
świata! To, że ściany i sufit są w tej hali z soli, to wiadomo, ale dużym
zaskoczeniem okazała się dla nas podłoga, bowiem została ona zrobiona
z…brykietów solnych. A ja myślałam, że to kafelki… Bardzo się nam to spodobało.
Sala koncertowa
Scena, na której odbył się koncert
Sufit sali koncertowej
Podłoga :)
Brykiet solny, właśnie z czegoś takiego ułożona jest podłoga w podziemnej sali widowiskowej
Po drugiej
stronie hali, pod ścianą można było zobaczyć sprzęty, głównie maszyny
ułatwiające życie na kopalni i służące wydobyciu soli. Po drugiej stronie
zobaczyliśmy obrazki solne oraz dwa obrazy przedstawiające naszego Ojca
Świętego Jana Pawła II oraz patronkę górników św. Barbarę.
Dalej znajdowała się
makieta kopalni oraz wagonik zrobiony z soli.
To właśnie tu, w tej ogromnej
komorze czaiła się jeszcze jedna niespodzianka. Otóż na ścianie chciał się
zamaskować gad kopalniany. Ale w porę go dostrzegłyśmy i okazało się, że jest
kompletnie niegroźny.
Kolejnym
korytarzem przeszliśmy do groty, gdzie przedstawiono resztę większych sprzętów
potrzebnych do wydobycia soli. To raczej były małe wagoniki i lokomotywki. Cały
czas byłyśmy pod ogromnym wrażeniem wielkości otaczających nas solnych ścian.
Wysokość ścian solnych robi wrażenie
Pomoc górnikom nie zaszkodzi :)
Zsypka - urządzenie pneumatyczne służące do załadunku solą dużych i małych wozów
Wreszcie
przyszła pora pożegnać się ze skrzatem, który na nas czekał przy wyjściu z
dużej komory. Mimo, że skrzaty są bardzo stare, to jednak idą z duchem czasu.
Tym razem na do widzenia skrzatowi przybijało się „żółwika”.
Znów
znaleźliśmy się w szatni, gdzie ubraliśmy z powrotem kurtki, bowiem ponownie
szliśmy drogą ku windzie. I znów zostaliśmy stłoczeni niczym rybki w puszce, a
raczej czymś w rodzaju klatki. Adrenalina znów dała o sobie znać, bowiem
przeżyliśmy ponowne wystrzelenie windą tym razem ku górze. Kiedy znaleźliśmy
się na powierzchni, każdy odetchnął z ulgą, choć szkoda było rozstawać się z
tak fantastycznym miejscem.
Każda latarka jest sprawdzana przez panie, dzięki temu nie zgaśnie górnikom na dole przy pracy
Posłusznie
udaliśmy się do górniczej szatni, by oddać kaski i wyszliśmy na teren kopalni.
Piękna pogoda, zupełnie nie jak w lutym, skłoniła nas do powolnego spacerku w
kierunku sklepiku z pamiątkami. Poszłyśmy z Martą popatrzeć co w nim jest.
Oprócz małych drobiazgów, jak długopis, dzwoneczek czy zwykły pamiątkowy
bibelocik, można nabyć w nim lampy solne. My jednak tradycyjnie kupiłyśmy
jedynie magnes na lodówkę.
Po wyjściu
ze sklepiku każdy uczestnik wycieczki otrzymał kilogram soli kłodawskiej,
gotowej do użycia.
Tuż po
skończonych zakupach, podjechaliśmy jeszcze na górnicze osiedle, gdzie w Domu
Górnika zjedliśmy zamówiony obiad.
Górnicze osiedle
Po nim pilot i kierowca zrobili nam
niespodziankę i przejechali wolno przez centrum Kłodawy, byśmy z okien autokaru
mogli zobaczyć to niewielkie miasto oraz pięknie odrestaurowany kościół
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny wybudowany w II połowie XVIIIw, do
którego przylega dawny barokowy klasztor Karmelitów Trzewiczkowych z 1623r.
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Potem już
czekała nas jedynie droga powrotna, z przerwami na kolejne „sikundy” i „dymki”,
przeplatana filmem „Poszukiwany, poszukiwana” oraz szybkim rzutem oka za okno,
gdzie akurat odpoczywało stado saren. I tak około 17.30 dotarliśmy znów do
Warszawy pełni nowej wiedzy, zadowoleni i niosący w plecakach lub torbach
torebkę soli.
Warto tu
jeszcze dodać słów kilka o samej organizacji zwiedzania kopalni.
Trasa
dostępna jest turystycznie, ale trzeba mieć ukończone minimum 7 lat. Niestety
nie jest ona przystosowana dla turystów niepełnosprawnych, zwłaszcza tych,
którzy nie mają pełnej sprawności fizycznej. Nie ma tam żadnych platform, czy
wind, ani kładek, które umożliwiałyby przejazd grupie na wózkach. Trasa jest
oświetlona elektrycznie, więc nie wymaga dodatkowego źródła światła. Każdy
bezwzględnie dostaje hełm ochronny, zwany kaskiem i absolutnie zwiedza kopalnię
wyłącznie z przewodnikiem o ściśle określonych porach, pamiętając, że jest to
nadal zakład pracy czynnej. Czas zwiedzania to ok. 2,5h, których nie czuje się
przy tylu atrakcjach pod ziemią.
Niestety z
takiej atrakcji muszą zrezygnować osoby, które:
- są
niewydolne krążeniowo i oddechowo
- mają nadciśnienie
tętnicze
- cierpią na
klaustrofobię i epilepsję
- są
niepełnosprawni ruchowo
- mają tzw.
niewyrównaną cukrzycę
- są po
udarach mózgu
- mają
kłopoty ze wzrokiem i słuchem
- posiadają
inne choroby, których objawy mogą się nasilić przy nagłej zmianie ciśnienia
atmosferycznego, związanego z szybkim zjazdem windą.
Jak widać
przeciwskazań jest tu sporo, ale nie można ryzykować. Również ta informacja
została nam przeczytana w regulaminie, który nasz pilot podpisał zbiorowo.
Jak widać
znów znalazłyśmy z Tusią w Polsce coś „naj”.
Podsumowując, Kopalnia Soli w
Kłodawie, jest „naj”, bo:
- Jest największą czynną kopalnią soli kamiennej w Polsce.
- Ma najgłębszą na świecie podziemną trasę turystyczną na poziomie 600m pod ziemią. Dla porównania trasa w Wieliczce ulokowana jest na poziomie 64-135m.
- Jest najmłodszą kopalnią soli, bo powstała dopiero w latach 50. XXw.
- W jej wnętrzu odbył się najniżej odbywający się koncert muzyczny na świecie. Miało to miejsce w 2007r na poziomie 600m pod ziemią i tym samym pobito rekord Guinessa.
Czy potrzeba
coś jeszcze dodawać? Sprawdźcie sami! Polecam.
KONIEC
Bardzo interesująca i ciekawie opisana relacja z wycieczki do Kłodawy. Zapraszam do Zabrza, tutaj można spotkać podobne klimaty w kopalni węgla kamiennego. Są dwie takie kopalnie udostępnione do zwiedzania. Jedną opisałem na blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję :) Jeśli będę miała taką okazję, by być w Zabrzu, chętnie skorzystam. W samym mieście byłam tylko raz i niewiele pamiętam :( Ale jest powód, by znów tam zawitać przy okazji.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
I find almost all paǥes lifeless and tiresome, but your site
OdpowiedzUsuńhas lіveliness and personality. You're indeed blessed!
Look into my blog post; cheap e cig liquid uk ()
Thank You for Your kind words. Unfortunately, electronic cigarettes are "not my way." I'm an enemy of smoking :) But I invite You to further explore the corners of my blog.
UsuńRegards :)
Bardzo ciekawa relacja. Niestety nie byłem nigdy w Kłodawie ale widzę, że warto się tu wybrać. Byłem kiedyś w kopalni soli w Wieliczce ale to było tak dawno, że aż strach.
OdpowiedzUsuńPolecam odwiedzić kopalnię krzemienia pasiastego w Krzemionkach, którą opisałem na swoim blogu.
Pozdrawiam,
Jacek
Dziękuję :) Wieliczka jest zupełnie inna, choć równie interesująca. W Kłodawie bawiłam się fajnie, a to już oznacza, że obiekt polecę. A Krzemionki wpisałam sobie na listę ;)
UsuńPozdrawiam cieplutko :)
WITAM DZIĘKUJĘ ZA PIĘKNĄ RELACJE JAKO PRACOWNIK TEJ KOPALNI. SZKODA, ŻE NIE MOŻECIE ZWIEDZAĆ INNYCH CZĘŚCI KOPALNI,NP POZIOMU 750, GDZIE IDZIE WSZYSTKO PEŁNĄ PARĄ.WASZE WRAŻENIA ZWIĘKSZYŁY BY SIĘ KILKUKROTNIE. NIE PORÓWNUJCIE TEŻ WIELICZKI - 800LAT TRADYCJI, DO KŁODAWY 70LAT, TO SĄ DWIE ROŻNE HISTORIE, RÓŻNE KOPALNIE, KTÓRE POLECAM ZWIEDZIĆ. O KŁODAWIE BĘDZIE JESZCZE GŁOŚNO OBIECUJĘ WAM TO! ZAPRASZAM I POLECAM! POZDRAWIAM!
OdpowiedzUsuńDzień dobry :) Kopalnia i to, co tam zobaczyłam wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Do pracy górnika żywię duży szacunek i dlatego polecam odbycie takiej wycieczki do czynnego zakładu pracy jakim jest kopalnia w Kłodawie. Jeśli porównuję tę kopalnię do Wieliczki, to tylko w kontekście tego, że jednak Kłodawa pod wieloma względami przewyższa tę pod Krakowem, choć tamta jest bardziej znana w świecie, być może dlatego, że ma swoje lata ;) Jedna i druga jest atrakcją turystyczną, ale jak dotąd jeszcze nie opisałam tej w Wieliczce. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńKeep it up..
OdpowiedzUsuńThank You! :-)
UsuńI was able to find gkod infco from your content.
OdpowiedzUsuńI'm so glad :)
Usuń