O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 4 marca 2014

Turcja cz. I - Alanya


TURCJA CZ. I:

ALANYA

 

Osiem lat temu postawiłam sprawę na ostrzu noża. Albo Turcja, albo nigdzie. Ponieważ nie wiem, gdzie na mapie leży „nigdzie”, wybór był prosty. Turcja od dawna była moim podróżniczym marzeniem. I choć odwiedziłam ją już dwukrotnie, to wciąż marzę o tej wschodniej jej części.


Cel: Turcja :)
 

Akurat wtedy straciłam pracę i zdrowie, a gdzie najlepiej koić nerwy, jak nie w ciepłym i przyjemnym miejscu? Sprawa była przesądzona. We wrześniu 2005r, po raz pierwszy w życiu, weszłam na pokład samolotu. Strach mieszał się z podnieceniem. Oto właśnie miałam spełnić kolejne podróżnicze marzenie. Zatem zapraszam w orientalne klimaty.


Pierwszy raz w samolocie. Mieszanka wybuchowa: strach i podniecenie :)



 Gdzieś nad Polską...
 


 
 

TURCJA – dawniej Anatolia, która była świadkiem rozkwitu i upadku wielu cywilizacji: Hetytów (XVIII-XIII w p.n.e.), Frygów, Lidów. Grecy i Persowie zakładali tu swoje kolonie. Wyprawy Aleksandra Wielkiego w drugiej połowie IV e p.n.e. dały początek rozkwitowi wielu miast – państw. Od połowy XI w. coraz większe wpływy zaczęły zdobywać koczownicze ludy tureckie wywodzące się z terenów dzisiejszej Mongolii.


Turcja, dawna Anatolia
 

Ekspansja plemion tureckich, wśród których na czoło wysunęli się Seldżucy, zapoczątkowała nową erę w dziejach Anatolii pod względem politycznym, kulturalnym i religijnym. Powstałe w XVw. imperium osmańskie uległo rozpadowi dopiero w XIX w. Naród turecki uwikłany był w liczne konflikty o skali międzynarodowej i bywał też pod okupacją. Dopiero proklamowanie republiki przez Kemala Atatürka położyło kres obcemu panowaniu i dało początek współczesnemu państwu tureckiemu.

O tym wszystkim, jaki o panujących dynastiach, zwyczajach, kuchni i całej reszcie miałam się wkrótce przekonać. Leciałam właśnie samolotem i rozkoszowałam się widokami z okna.


Gdzieś nad Turcją...



 To zdecydowanie już Turcja
 

Pobieżnie można powiedzieć, że Turcja to państwo o powierzchni niecałych 800km². Graniczy od północy z Morzem Czarnym a od południa z Morzem Śródziemnym, zwanym przez Turków Morzem Białym. Dominującą religią jest islam (98%). Aby poznać lepiej ten kraj, trzeba postawić na nim swoją stopę. I za moment miałam to zrobić.

 

 

Lotnisko w Antalyi. Właśnie lądujemy. Samolot kołuje po płycie, a w mojej głowie przewijają się dwie myśli: leciałam samolotem, wylądowałam i żyję oraz hurra!, jestem w Turcji! I tak na zmianę. Czekam podniecona na moment, kiedy otworzą się drzwi i po schodkach zejdę na turecką ziemię. I kiedy przychodzi moja kolej wysiadki, rzeczywistość boleśnie mnie dotyka. Czuję się, jakby ktoś dał mi obuchem przez głowę. Poraża mnie temperatura. Jestem przekonana, że umarłam i nie trafiłam do nieba. Schodzę jednak po schodkach i mam wrażenie, że płyta lotniska faluje. Zaraz – to nie wrażenie. To fakt! Jest gorąco, jak w piekle. Na szczęście za moment znajduję się w klimatyzowanym terminalu. Odbieram bagaż, wykupuję wizę turystyczną i idę do stanowisk autobusowych. Czeka mnie jeszcze kilka godzin jazdy, zanim trafię do swojego hotelu. Kierunek – Alanya. Cel – boski odpoczynek. Potrzebne rzeczy: ręcznik, kostium kąpielowy i krem z filtrem. Witaj urlopie!
 

 Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba...
 


 

ALANYA – miasto to założono w II w.p.n.e. jako Korakesjon. W czasach rzymskich była sławną siedzibą piratów. Potem sułtan Alâeddin Keykubad uczynił z Alanyi bazę morską i swą zimową rezydencję. Tu trzeba powiedzieć, że miasto to w czasie zimy rzadko miewa śnieg. Temperatura w styczniu schodzi do jakiś 18°C. Pobliskie góry Taurus, skutecznie zatrzymują fronty. Teraz w lecie, woda w Morzu Śródziemnym wynosiła 28°C, natomiast powietrze miało około 32°C. W takich warunkach  najrozkoszniej było oddać się słonecznym kąpielom w słonej zupie J.

Alanya jest turystycznym ośrodkiem, który oferuje liczne atrakcje. Można tu polatać na spadochronie lub odbyć rejs stateczkiem po morzu. O szybkich zachodach słońca nie wspomnę… Resztę atrakcji poznawać będę w czasie tygodniowego lenistwa.


Lot ze spadochronem za motorówką



Rejsy łodziami na otwarte morze




 Hotelowe leżaki pod koniec dnia już puste, za dnia przeżywają prawdziwe oblężenie



 Zachód słońca w Alanyi jest dość szybki



 Ale zdążyłam złapać słoneczko między palcami :)


 
 Słodkie lenistwo :)


 

 

Alanya złożona jest z dwóch części. Jedna to część portowa, druga to część ze sławetną sztuczną plażą Kleopatry, na którą to zwożono piach. Ale umówmy się – piasek na plażach, to mamy my, nad Bałtykiem. Tu króluje żwirek, który rozpalony słońcem, parzy w stopy. Codziennie więc, można chodzić np. przez park na naturalny peeling stóp.


Park w Alanyi



 Kiedyś palma była dla mnie synonimem luksusu, ktoś kto miał zdjęcia z palmą w tle, musiał być bogaty - ot, dziecięca wyobraźnia :)
 

Alanya ma swoją główną ulicę – Atatürk Bulvari, czyli bulwar imienia pierwszego prezydenta Turcji. O nim jeszcze wspomnę, nieco później. Ulicą tą można dojść do części portowej miasta, pełnej głośnych, kolorowych dyskotek i jeszcze bardziej gwarnych knajpek. Życie tu tętni do późna w noc. Naród turecki do rannych ptaszków nie należy, ale co tu się dziwić, skoro już od samego rana żar leje się z nieba. Dopiero człowiek odradza się wieczorem, kiedy słońce już zajdzie.



Na Bulwarze Atatürka - za mną wielki fikus



Alanya nocą - część portowa



 Bary w części portowej, rano wyjątkowo ciche i puste, wieczorem tętniące życiem

 
 Jedna z fontann na Bulwarze Atatürka



 Charakterystyczne szklaneczki do herbaty jabłkowej lub mięty



 Uliczny czyściciel butów ze swoim warsztatem pracy



 
 

Symbolem Alanyi jest Czerwona Wieża – Kizil Kule, wybudowana w 1225r. Służyła ona jako wieża – strażnica. Obecnie została odrestaurowana i składa się z czterech pięter. Dwa dolne są wykonane z czerwonych bloków skalnych, a dwie górne z cegieł. W środku wieży mieści się małe muzeum. Sama wieża liczy sobie 29m wysokości. Kizil Kule miała bronić portu i arsenału. Otwory spustowe służyły do wylewania wrzącego oleju lub smoły na nieprzyjaciela.


Kizil Kule



 We wnętrzu Czerwonej Wieży



 Widok z wieży na kawałek portu



 W okienku strzelniczym Kizil Kule
 

Pod wieżą został postawiony pomnik Mustafa Kemala, jeden z kilku pomników w mieście. Mustafa Kemal (1881-1938) w 1923r przyjął nazwisko Atatürk, czyli Ojciec Turków. Stworzył Republikę Turcji i został jej pierwszym prezydentem. To nie koniec jego wyczynów. Przeniósł on stolicę ze Stambułu do Ankary, porwał naród załamany rozpadem imperium po I wojnie światowej i zepchnął wojska najeźdźców do morza, odzyskując w ten sposób ojczyznę dla Turków. Za jego rządów wprowadzono obowiązkową edukację kobiet oraz promowano europejski styl ubierania.


Pod pomnikiem Mustafa Kemala
 

Był dość zdyscyplinowanym człowiekiem i patrzącym w przyszłość w sposób niekonwencjonalny. Być może dziś, Turcja, choć leży głównie w Azji, ma europejski kierunek myślenia. I to możliwe, że jest to zasługą Atatürka. Zresztą adoptowana córka prezydenta – Sabiha Gökçen - również nie wykonywała zawodu typowo kobiecego, a mianowicie była wojskowym pilotem, pierwszą kobietą lotnikiem.

Z Czerwonej Wieży wychodzi się na mury obronne bizantyjskiej fortecy, które były budowane przez 12 lat. Liczą one sobie 8 km długości. Aż się proszą, by nimi podążyć, zagłębiając się w nich, niczym w labiryntach, wijących się po stoku wzgórza.


Mury obronne


Ja jednak patrzę w innym kierunku. Wzrok mój pada na arsenał. Ta stocznia pochodzi z XIIw. i składa się z pięciu, wydrążonych w skale pomieszczeń i toru do wodowania. Po lewej stronie jest wartownia, po prawej zaś meczet. Z cedrów, zwożonych z Taurusu, budowano tam okręty.


Arsenał w zatoczce
 

Jak na zawołanie pojawiają się turystyczne stateczki, które przypominają dawne statki pirackie. Te cumowały w pobliskich jaskiniach a były dostępne jedynie od strony morza. Powiadają, że tam właśnie piraci przetrzymywali porwane kobiety. Fantazja zatacza taneczne kółka w mojej głowie. Może to wina upału? Czas zmierzyć się z seldżucką twierdzą na wzgórzu.
 

 

Ruiny zimowej rezydencji sułtana Keykubada bardzo ładnie prezentują się od strony plaży Kleopatry. Dawną nazwę Alanyi – Korakesjon – sułtan zmienił na Alâya i z tego wzięła się obecna nazwa.


Kalé, czyli zimowa rezydencja sułtana Keykubada. Widok od strony plaży Kleopatry
 

Wczesnym rankiem, po śniadanku, ruszam do Kalé, czyli do ruin zamku. Uprzedzona o naciągaczach, którzy proponując skrót, potem okradają turystów, trzymam się drogi, prowadzącej z dolnej części miasta. Rezygnuję też z taksówek, dzięki temu mogę rozkoszować się widokami po drodze.


Widok na Alanyę



 Na tle miasta zielenią się góry Taurus
 

Z każdym krokiem ukazuje się nowy pejzaż. Najładniejsza  panorama rozciąga się na wschodnią Alanyę z widocznym portem i Czerwoną Wieżą.


Czerwona Wieża, port, morze i góry...



 Woda przybiera różne odcienie od szmaragdowego po ciemny granat



 Mury seldżuckiej twierdzy



 Przystanek na podziwianie widoków


W tle dominują szczyty Taurusu. Port w Alanyi jest jednym z najbardziej ruchliwych portów turystycznych oraz najlepiej wyposażonych.



Panorama z drogi do ruin zamku, na pierwszym planie - symbol Alanyi



 Alanya - w dużej mierze to hotele



Do portu przybijają również duże statki pasażerskie
 

Mury obronne seldżuckiej twierdzy to ok. 8km z 50 wieżami, z których największą i najlepiej zachowaną jest właśnie Czerwona Wieża. Wiją się one wokół półwyspu, który wrzyna się w morze.


Mury obronne


Malownicze położenie Alanyi, usytuowanej na południowym wybrzeżu Anatolii, najlepiej jest widoczne właśnie z góry. Dookoła mnie pięknie kwitną bugenwille i inne kwiaty.


Pachnące bugenwille
 

Patrzę teraz na część zachodnią miasta z plażą Kleopatry. Według legendy, to w tym miejscu kąpała się w morzu Kleopatra i stąd nazwa tej plaży.


Plaża Kleopatry
 

Wreszcie pokonując niesamowity gorąc, jestem na samym szczycie wzgórza. Wkraczam do cytadeli, w której oprócz przebywających tam turystów, jedynymi mieszkańcami są cykady, których gra zagłusza wszystko.


Urwiste zbocze półwyspu, od strony morza, czyniło zamek niedostępnym



 Widok spod zamku w stronę plaży Kleopatry



 Małe zatoczki wokół cypla
 

Podziwiam tu wysoko sklepione pomieszczenie z kopułą. Czemu służyło? To najprawdopodobniej jedna z najstarszych budowli w cytadeli. To pozostałości po chrześcijańskim kościele z X w, wybudowanym za czasów Bizancjum.


bizantyjski kościół z Xw


To jedyna budowla w miarę dobrze zachowana na terenie wewnątrz cytadeli. Reszta to niestety ruina. Po środku rosną drzewa i trawa. Oj, chciałoby się tu zobaczyć jakieś pomieszczenie, komnaty, usłyszeć niesamowite historie, ale nie… tylko cykady słychać.


Ruiny zamku na wzgórzu widziane z lotu ptaka


Wobec tego zaczynam wędrówkę w dół. Widoki te same, tylko słońce inaczej oświetla miasto.


W murach cytadeli



 Widoki piękne...



 Alanya od strony plaży Kleopatry
 

Kolejny dzień przyniesie relaks na wodzie.


 


Przypadkowo poznany w sklepie Omar, proponuje rejs stateczkiem. Na otwarte morze boję się wypływać, ale daję się namówić i niczym porwana do haremu kobieta, przekraczam rano trap mojego stateczku.


Jeden z napotkanych statków


Toros, bo tak się on nazywa, okazuje się wyśmienitym miejscem na cudowny odpoczynek. W głównej mierze sprzyja temu załoga statku i jego gospodarz – Omar. Z głośników leci muzyczka, przerywana od czasu do czasu opowieścią kapitana o rzeczach i miejscach, które właśnie mijamy. Żeby poczuć się bardziej w raju, dostajemy lunch, w postaci talerza pełnego owoców. Obserwuję jak Omar szybko ze zwykłej gruszki nacina ją i robi jednym ruchem listek. Potem w domu próbuję to samo, w końcu pobrałam naukę od Omara. Palec grzęźnie mi w owocu.. Może nie tak ją nacinam?


Omar przygotowujący lunch



 Jedzonko :)
 

Podczas rejsu można skakać z ok.10m skały. By się do niej dostać, trzeba przejść przez jaskinię, a z której jedyną drogą wyjścia jest skok do wody. Wielu śmiałków, którzy zdecydowali się na to, ma nietęgie miny. Ci, co zostali na pokładzie statku, głośno kibicują skaczącym. Część osób kąpie się w otwartym morzu.


Skoki ze skały, próba odwagi



 Stateczek przy skale
 

Wreszcie dopływamy do małej zatoczki, w której cumujemy, by zatrzymać się na obiad. Świeże, grillowane ryby, mięso i warzywa smakują wybornie.


Na pokładzie naszego statku



Skały przy zatoczce, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad

 

Z pokładu statku Omara oglądamy Alanyię i jej skrajne dzielnice. Podpływamy pod jaskinie, przy których ponoć gromadzą się delfiny. Niestety dziś umówiły się na zgromadzenie gdzie indziej.


Jaskinie




 Półwysep w Alanyi od strony morza



 Twierdza widziana od strony morza



 Blisko twierdzy



 Nowe umocnienia wzgórz, być może to nowa stocznia?
 

Cały dzień mija na wodzie. Wieczorem dokonuję w sklepie Omara wpisu w księgę gości. Przy herbatce poznaję też jego uroczą żonę o przepięknych niebieskich oczach.

Skoro obejrzałam Alanyę z wody, dobrze by teraz było zobaczyć ją z gór. W tym celu wybrałam się w góry Taurusu. I tym samym zaliczyłam kolejną atrakcję, jaką oferuje Alanya.

 
 

Poranek niczym nie wyróżnia się od innych. Już o 7.00 rano jest skwar. Pod mój hotel podjeżdża samochód, wskakuję do środka i kilka chwil później jestem na miejscu zbiórki. Tasujemy się i każdy dostaje przydział do jeepa. Zaczynamy Jeep Safari. Jeszcze nie wiem, że będzie mnie po tym dniu boleć twarz od śmiechu.

 
Początek, jeszcze czysta :)


Podczas tej szalonej wyprawy robimy małe przystanki, by napełnić butelki wodą. Chwilami ktoś zza muru polewa nas wodą. Aaa…. To po to ta ciecz. Zaczynamy bitwę na krople. Ciekawe, że zawsze wcześniej nasz opiekun – Super Mario, krzyczy „Mama!”. To chyba sygnał dla tych co leją zza muru. Czasem, gdy jeepy się mijają, również dochodzi do wodnej bitwy.


Chwila przerwy na załadowanie wodnej amunicji :)
 

Jednym słowem Jeep Safari to kurz, pot i … ciągły śmiech. Ale też niezły masaż na górskich wertepach.


Ale jazda! :)
 

Po drodze zatrzymujemy się przy górskim meczecie. Tu, po raz pierwszy obcuję z religią, jaką jest islam i ze zwyczajami, jakie towarzyszą wizycie w świątyni muzułmańskiej.  Po pierwsze mam zdjąć buty. Stoi ich mnóstwo przed wejściem. Trochę się obawiam, a jak zabiorą? Ale na co komu takie małe sandałki? Dobra, zostawiam. Pora wyłączyć to warszawskie myślenie.

Tuż za drzwiami kolejna restrykcyjnie przestrzegana przez Turków reguła – każda kobieta ma założyć długie spódnice i nakryć głowę chustą. No to już wiem, by przy kolejnych odwiedzinach w meczetach mieć ze sobą swoją chustę i swoją spódnicę. Wchodzimy do małego kościółka, siedząc „po turecku” na dywanach słuchamy małego wykładu.


To ja :) Wizyta w meczecie górskim
 

Po wyjściu chwilę spędzamy przy straganach z pamiątkami. Mnie jednak bardziej interesuje zwierzątko, które stoi nieopodal. To osiołek. A ja uwielbiam osiołki. Po turecku osioł brzmi „eszek”. Eszki są do dziś wykorzystywane w górach, jako zwierzęta pociągowe. Ten jednak „pracuje” dla turystów. Nie chcę go wykorzystywać, dla tzw. sweet foci, ale nie mogę się oprzeć, by go nie pogłaskać. Chyba ta pieszczota mu się podoba. Chwilkę sobie „gadamy” i muszę odejść. Odprowadzają mnie smutne oczęta osiołka…


Spotkanie z osiołkiem
 

Kolejny przystanek na Jeep Safari to wioska Nomadów. To lud prowadzący koczowniczy tryb życia. Żyją z hodowli i handlu. Wyplatanie dywanów jest częścią ich tradycji. Tym razem trafiamy na poczęstunek – świeże naleśniki z farszem, smażone na wypukłej patelni. Turcy słyną ze swej gościnności. Spędzamy tu troszkę więcej czasu, zbierając siły na kolejny odcinek safari i kolejną bitwę wodną.


Kuchnia u Nomadów
 

Siadam na ławce i delektuję swoje oczy widokiem gór. Taurus – to góry w południowej Turcji o długości 1500km i szerokości do około 200km. Zbudowane są głównie z wapieni. Ich cisza i piękno dają wytchnienie dla moich zmęczonych oczu, a tym samym radują duszę.


W górach Taurus



 Widok na Taurus z wioski Nomadów



 Chwila relaksu w górach
 

Pora się zbierać w drogę powrotną. Znów wszyscy jesteśmy „wstrząśnięci, nie zmieszani” J. Czas więc, zatrzymać się na mały lunch. Knajpka na wodzie nadaje się do tego idealnie. Górski strumień ma lodowatą wodę. Można do niej skakać z kładki. Ja jednak kieruję się prosto na poduchy. Jagnięcina smakuje wybornie…


Kładka, z której można skakać do wody, w tym miejscu nieco głębszej



 Na poduchach nad rzeką
 

Z pełnymi żołądkami wracamy do miasta. Po drodze mamy ostatni postój. To Ali Baba i jego wielbłądy. Czysto turystyczna zagrywka. Choć troszkę boję się tych zwierząt, uśmiecham się na ich widok, bowiem wielbłądy mają taki wyraz pyska, jakby się ciągle uśmiechały J. A trudno tego uśmiechu nie odwzajemnić. Tylko te kolorowe pompony i kapelusz na głowie zwierzęcia, strasznie mnie zniesmaczają.


Jegomość w kapeluszu


To, co wielbłąd ma pięknego, to niewątpliwie swoje oczy. Śliczne rzęsy chronią oko przed piaskiem pustyni. Akurat teraz chronią od spojrzeń całego stada turystów.
 

Oko w oko z wielbłądem



Wracamy do Alanyi szczęśliwi i radośni. W pamięci zostają wspaniałe obrazy.
 

 

Kończy się też pobyt w Alanyi. Moja skóra przybrała brązowy odcień. Jeszcze tyle można by zobaczyć w okolicach miasta, ale nie tym razem. Coś musi zostać na następny raz.


Owocujące kaktusy
 

Pakuję walizkę, bo przez następny tydzień będę się przemieszczać po Turcji. Cieszę się, że będę mogła zobaczyć kawałek tego państwa. Rytm dnia będzie mi wyznaczał głos muezina, nawołującego Turków na modlitwę pięć razy w ciągu doby. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić i nawet z czasem nauczyłam się tego nie słyszeć.

 
Typowe tureckie obuwie domowe

 
 

 


Choć opowieść ta pisana jest w 1 os. l.p. to muszę zaznaczyć, że uczestniczyli w niej również moja Ciocia z Wujkiem oraz mój ówczesny Mąż. Wszystkich serdecznie pozdrawiam! J

Zapraszam do kolejnego spotkania z orientalnymi rarytasami, jakimi raczy nas Turcja.


 

Do zobaczenia!

21 komentarzy:

  1. Interesująca relacja z pięknego kraju. Twój pobyt obfitował w wiele atrakcji. Bardzo ciekawie to wszystko opisałaś i pokazałaś. Masz wspaniałe wspomnienia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) To prawda, ten kraj mnie zachwycił, choć zdarzył się jednen moment, który... ale nie będę uprzedzać faktów. O tym w części trzeciej i ostatniej :) Zapraszam do dalszej wędrówki po tym pięknym zakątku świata. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Taki dłuuugi post, a przebrnęłam raz-dwa :) Piękne miejsca, piękne zdjęcia... Turcja potrafi zauroczyć :) Egzotyka, ciepłe morze, obok wzgórza... Ech :) Z pewnością miło było powspominać podczas pisania? :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bardzo... Wracają wspomnienia, a te były bardzo miłe. Ogólnie powróciłam w to miejsce drugi raz przy okazji wyprawy do Syrii, ale pierwsze wrażenia są najważniejsze i niezapomniane.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Oj Turcja to zdecydowanie więcej niż Alanya i warto odwiedzić też wschodnią Anatolię! Choćby dla zabytków i wspaniałej kuchni, tak różnej od tej serwowanej turystom w Antalii. A te poduchy do siedzenia to serdivan, typowe anatolijskie siedziska domowe. W Turcji nadal chętnie siedzi się wspólnie na niskich poduchach lub podłodze, podobnie jest ze wspólnym jedzeniem posiłków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moich skromnych progach :) Zgadzam się. Turcja to nie tylko Alanya. W kolejnych postach przedstawię to wszystko, co udało mi się zobaczyć. Będąc drugi raz w Turcji pojechałam nieco na wschód, ale wciąż myślę o okolicach jeziora Van oraz tej wschodnio północnej części, gdzie góra Ararat. Ale wszystko przede mną :) Dziękuję za podpowiedź, jak nazywają się te poduchy, nie wiedziałam :) A co do jedzenia... jeśli jest taka możliwość, to jem, gdzie tubylcy. I żyję :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Opis bardzo fajny a zdjęcie przed meczetem fantastyczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu Droga, rozumiem, że chodzi Ci o cudnego osiołka? :) :) :)
      Buziaki!

      Usuń
  5. Ϝollowing this, Ι'm sude you'ѵe earnerd your-self a substantial following.
    Make sure it stays սp!

    Feel fгee to surf tߋ my blοg pоst - e liquid іngredients meaniոg ()

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba jednak nie o osiołka mi chodziło :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Turcja niestety jest mi nieznana. Mam kolegę, który jeździ do Turcji na handel. Namawia mnie czasem na podróż. Może kiedyś się zdecyduję na wyjazd jeżeli czas pozwoli. Jak zwykle piękne zdjęcia i wspaniały opis. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomku, jeśli będziesz miał okazję pojechać, to nie zastanawiaj się. Stereotypy o Turkach i Turcji to właśnie... stereotypy. Jak każdy kraj ma do zaoferowania dużo, choć pewna odmienność może wydawać się nam dziwna. Zamieściłam już opis z drugiej części mojej podróży po tym kraju, w przygotowaniu jeszcze jedna. Ale najlepiej przekonać się samemu :)
      Pozdrawiam cieplutko:)

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i zapraszam do lektury pozostałych opisów ;) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  9. Zauroczyłem się w Turcji, pozdrawiam ;)

    Also visit my webpage ... locomotiva

    OdpowiedzUsuń
  10. Życie bez możliwości przemieszczania jest jakieś inne, pozdro :)

    Feel free to surf to my weblog - bestwestern

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się ma taką możliwość, to należy się przemieszczać, dzięki temu poznajemy nasz Cudowny Świat :) Pozdrawiam, choć nie wiem kogo :)

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń