O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi.Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

piątek, 13 września 2013

Niemcy - Bawaria cz 2.: Zugspitze, Garmisch-Partenkirchen, Linderhof



B A W A R S K I E   O P O W I E Ś C I,

CZYLI O SZUKANIU FIOLETOWEJ KRÓWKI

13.07.- 19.07. 2013r

 
P  A  R  Ę   S  Ł  Ó  W   N A     W  S  T  Ę  P  I  E…

 
W zeszłym roku nie udał się wyjazd do Bawarii, była za to wspaniała wyprawa na Ukrainę. W tym roku uparłam się, a raczej byłam konsekwentna, że zrealizuję zeszłoroczne postanowienie i obejrzę sobie pomysły króla Ludwika II Bawarskiego. Król ten nazywany był „Szalonym” z racji swoich wizji, które wcielał w życie. W pewnym sensie jestem do niego podobna. Bo czy wyjazd z gorączką, bolącym gardłem i wyrywającym kaszlem można nazwać normalnym? Albo jazda do kraju, którego land słynie z piwa, kiedy się go nie lubi i nie pija? Nie, to zupełne szaleństwo. I co gorsza zamierzałam go właśnie urzeczywistnić. I poszukać milusiej fioletowej krówki na alpejskiej łące. Zatem witaj Bawario!
DZIEŃ 3:


Ranek wita nas słoneczkiem. Zapada więc, decyzja, że zmieniamy nieco program i jedziemy dziś na Zugspitze. Jestem podniecona niczym dziecko przed Gwiazdką. Super! To lepsze niż jajko z niespodzianką.

Po śniadanku grupa grzecznie pakuje się do autokaru. Wszyscy roześmiani, najedzeni i pełni optymizmu. Dość długi przejazd umilam sobie rozmową z Renatką, moją sąsiadką z autokaru oraz jej mężem i synem. Mam wrażenie, jakbym ich znała od dawna.


Rzeka Lech, niebywale... miętowa :)


Co jakiś czas przysypiam. Czuję się już lepiej, ale zmęczenie z ostatnich tygodni wychodzi.


 Alpejska łąka



 Góry i łąka - sielski widok



 Alpy w drodze na Zugspitze



 Alpy
 

Kiedy dojeżdżamy do Gapy, czyli Garmisch-Partenkirchen i z oddali widzimy już szczyt, miny nieco tężeją.W końcu to prawie 3000 m n.p.m.


 Zugspitze - widok od strony austriackiej



 Zugspitze - widok od strony bawarskiej
 

Wychodzimy na parking i okazuje się, że jednak kilka osób rezygnuje. Ale zdecydowana większość chce zmierzyć się z tą górą. Wśród nich oczywiście ja J. Na dole +28˚C. Na górze jakieś +5˚C. Różnica temperatur spora, ale w końcu mamy do czynienia z lodowcem.


Szczyty Alp na pocztówce



 Przed wejściem do kolejki



 Moje podekscytowanie rośnie...
 

Kolejka linowa, jak na Kasprowy Wierch, wywozi nas w 10 minut na szczyt. Po drodze tylko dwa przęsła, które oczywiście powodują bujanie kolejki, czego nie znoszę.


 Wagonik kolejki linowej



Zugspitze - widok spod kolejki



Ale widoki po drodze super. Jezioro Eibsee, które jest pod szczytem, jest wręcz szmaragdowe.


 Jezioro Eibsee zaraz po wyruszeniu wagonika



 Jezioro Eibsee z połowy drogi



 Jezioro Eibsee prawie pod koniec jazdy kolejką



Z drugiej strony skały, o które zdaje się, że za moment się kolejka roztrzaska. Ale spokojnie, wszystko jest zautomatyzowane.


Widok na szczyty



 Alpejskie górzyste widoki :)



Garmisch - Partenkirchen i jezioro Eibsee -  widok z kolejki



Wychodzę z wagonika i od razu, jak cała reszta, ubieram na sweterek polar i kurtkę. Czuć,że powiało chłodem. Z jednej kolejki przesiadam się do drugiej, która zjeżdża nieco poniżej na lodowiec.


Podjazd we mgle, co chwila zmiana pogody



Pierwsze zabudowania na szczycie



Wysiadam z niej i czuję wielką radość.



 Witamy na lodowcu!


W środku lata jestem na lodowcu. Hurra! Co za miłe doświadczenie. Spędzam tam chwilę, bawiąc się jak dziecko na śniegu. Ktoś ulepił mini bałwana. Heh, chyba też czuł dziecięcą radochę.


 Na śniegu w środku lipca...



 Radość nie do opisania :)


Chłonę widoki, wokół mnie Alpy, góry wyższe, niż moje kochane Tatry. Słońce jest dość ostre, odbija się od śniegu. Każdy z nas, kto wylądował na lodowcu, robi całą sesję fotograficzną.


 Alpy z lodowca



 Alpejskie klimaty


 W krainie wiecznych śniegów



 Góry, góry, góry... Wcale nie nudna monotonia :)



 Widok z Zugspitze na lodowiec


Póki co czujemy się dobrze. Ja nie mam zawrotów głowy, ani ciśnienia w uszach. Przed wyjazdem bałam się, że ze względu na katar i zatkane zatoki, mogę mieć na górze problem. Ale póki co czuję się świetnie. Odwiedzam mały kościółek na lodowcu. Jest cicho, kilkoro ludzi modli się w skupieniu.
 
 
 Kościółek na lodowcu



 Wnętrze malutkiej świątyni


Potem schodzę niżej do wielkiego słupa, które zwie się drzewkiem majowym. Drzewka te stawiane są raz na 5 lat. Są symbolem nowego życia, dumą lokalnych społeczności. Mają chronić przed gradobiciem, deszczem i innymi nieszczęściami. W okresie świątecznym wiesza się na nich nagrody i wspina się po nie. Również tradycją jest wykradanie takich drzewek przez sąsiednie wioski i odzyskiwanie ich z pomocą beczki piwa.


 Drzewko majowe
 

Chodzę po lodowcu i nie mogę nasycić oczu widokami. Jestem podekscytowana. Jest tak pięknie!


 Zabawa na lodowcu



 Stacja kolejki na lodowcu

 
W końcu idę z powrotem do kolejki, która wwiezie mnie wyżej na Zugspitze.


U wylotu kolejki



 Zugspitze - widok z lodowca


Chcę iść na sam czubek, pod ustawiony na nim krzyż. Jest dość ślisko, ale mam na nogach trapery. Krzyże na wierzchołkach ustawiano w przekonaniu, że tak wysoko może być tylko Bóg, więc skoro człowiek wchodzi na taką wysokość, to jest to sprawa boskiej roboty.


 Szczyt szczytu :)
 

Na szczyt Zugspitze, dokładnie na grań z krzyżem, idzie się po klamrach i pionowej drabince. Niestety zatrzymują mnie ludzie, którzy schodzą z wierzchołka z poręczówkami. Przez chwilę stoję i patrzę na nich, jak powoli przepinają liny. Trwa to bardzo długo. Trochę mi szkoda, ale rezygnuję z wspinaczki. Chcę jeszcze coś zobaczyć wokół, a czas jest ograniczony. 


Wejście na sam wierzchołek Zugspitze


Wracam na większy teren. Ludzi jest bardzo dużo, na górze funkcjonuje kilka knajpek, sklepów i restauracji.


 Zaplecze gospodarcze Zugspitze


Baterie słoneczne




 Ja i najwyższy szczyt Niemiec



 GaPa widziana ze szczytu



 Jezioro Eibsee ze szczytu
 

Na Zugspitze łączą się dwa państwa: Austria i Niemcy. I widoki są przepiękne zarówno na jedną jak i na drugą stronę. Tu styka się Bawaria, która chciałaby być niezależnym landem oraz austriacki Tirol. Oba tarasy widokowe są oblegane przez turystów. 


Witamy w Tyrolu :)


Widok na stronę bawarską


 Widok na stronę tyrolską


Krzyż po stronie tyrolskiej


 Alpy z bliska


 Alpejskie szczyty



Widoki, jak to w górach, stale się zmieniają. Patrzę przed siebie i widzę mleko. Chwilę później mam w tym samym miejscu widok na jezioro i miasteczko w dole.


 Widok na stronę tyrolską w jednej chwili



 Ten sam widok chwilę później



Moje pierwsze na koncie widmo Brockenu - no to status mam teraz mało ciekawy :)




 Widok z tarasu tyrolskiego na stronę bawarską. Oszklony tunel jest przejściem łączącym oba landy.



Dwie kozice :)
 

Wieje wiatr, jest nieco chłodno, ale jestem cała szczęśliwa. Chodzę, robię zdjęcia a na koniec funduję sobie precla.

Schodzę wreszcie do poczekalni, by tam zaczekać na kolejkę w dół. Do miasteczka można dostać się w dwojaki sposób: albo znów kolejką gondolową w 10 minut, albo kolejką zębatą, która jedzie ok. 50 minut, z czego 4 km w tunelu i 4 km przez las.


 Kolejka wywożąca na górę tych, co wolą poruszać się po terenie



 Tory kolejki zębatej


Zdecydowanie ładniejsza widokowo jest trasa kolejki gondolowej, więc czekam na nią. Jeszcze tylko pamiątkowa pieczątka i już siedzę a raczej stoję w wagoniku.



Skały Zugspitze



Coraz niżej


Chwilę później jestem przy dolnej stacji kolejki. Wszyscy z niedowierzaniem patrzą na masyw Zugspitze i każdy głośno mówi, że to niemożliwe, że przed chwilą tam byliśmy. Ale to prawda. Najprawdziwsza. Patrzę i ja tęsknie za szczytem. Szkoda, że nie znalazłam się pod samym krzyżem, ale lepiej nie ryzykować. W planie jeszcze tyle do zobaczenia. 


Dolna stacja kolejki gondolowej
 

Idziemy jeszcze nad jezioro Eibsee. Ładne, przyjemne jeziorko, które było widoczne z kolejki. Chciałoby się tak siedzieć bez końca, ale słońce mocno grzeje, wracam więc do autokaru, żeby się przebrać.


 Jezioro Eibsee z bliska



 Szmaragdowe jezioro Eibsee



Odpoczynek nad jeziorem, banan wciąż na ustach ;)


Chwilę później podążamy do GaPy. Wysiadamy przy deptaku.


Garmisch - Partenkirchen



 Witamy w Garmisch - Partenkirchen


Mamy chwilę, aby zrobić zakupy i rozejrzeć się po zabytkowej lub tej współczesnej architekturze miasta, które zmienia się nie do poznania w czasie Turnieju Czterech Skoczni. Domy w GaPie są pięknie dekorowane malunkami. Trudno powiedzieć, który jest najpiękniejszy.


 Budynek apteki



 Dom i restauracja



 Pięknie malowany dom



 Jeden z wielu domów w GaPie



 Dekoracje nie tylko okienne ale i naścienne



 Pięknie dekorowany drewnem wykusz, malunki wokół okien - typowe elementy zdobnicze



 Budynek w miasteczku


Te malunki dawniej służyły za numery. Chwilę spaceruję sobie po deptaku.


 Dziczek z brązu na ulicy miasteczka



Figura narożna na budynku należącym do rodziny od 100 lat



 Na ulicy GaPy



 Na głównym deptaku



 Zegar kwiatowy w parku


Podoba mi się. Szkoda, że tu jesteśmy tak króciutko, bowiem za moment znów wsiadamy do autokaru, by podjechać pod skocznie.


Pod obiektem olimpijskim



 To tu rozgrywane są turnieje Czterech Skoczni

Obiekt olimpijski gościł też naszego skoczka Adama Małysza, który póki co jest niekwestionowanym rekordzistą tych skoczni. Potwierdza to tablica pamiątkowa, na której wymienieni są rekordziści.


Rekordziści skoczni. W górnej części ostatnie nazwisko należy do Adama Małysza
 

Skocznie, jak to skocznie. Obiekt sportowy, przy którym zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że z takiej wysokości narciarze skaczą i jeszcze są w stanie wylądować na swoich nogach i wyhamować przed tłumem gawiedzi. Rzecz dla mnie niepojęta. 


Cztery Wielkie Skocznie i ja malutka...



 Wejście i wyjście z obiektu
 

To jeszcze nie koniec atrakcji tego dnia. Jedziemy zobaczyć najmniejszy i ukończony zamek króla Ludwika II Bawarskiego w Linderhof.


Żegnamy Garmisch-Partenkirchen



Kościółek mijany po drodze



Drogowskaz

 

Po drodze przejeżdżamy koło opactwa Benedyktynów w Ettal. To barokowy kompleks klasztorny, jakieś 10 km od Gapy. Opactwo powstało w 1330r. Od 1920r kościół klasztorny ma status bazyliki mniejszej. Na terenie klasztoru znajduje się browar, dom gościnny oraz gimnazjum. My jednak nie zwiedzamy go, choć nieco szkoda. Nasi kierowcy przejeżdżają bardzo powoli i dzięki temu mogę zrobić zdjęcia przez szybę.


Kopuła bazyliki klasztornej



 Klasztor w Ettal



Przejazd przez małą miejscowość Ettal. Na drugim planie zabudowania klasztorne
 
Dojeżdżamy wreszcie do Linderhof, gdzie jest ulubiony zamek króla. Tu najbardziej lubił separować się od świata. Zbudowano go w latach 1874-1879. I jest kompletnie urządzony i umeblowany.

 
Linderhof-zabudowania


Jesteśmy już pod zamkiem, który bardziej przypomina pałac.

Zamek królewski od frontu


Zamek w Linderhof


Jest malutki, więc dzielimy się na dwie grupy. Wchodzę z pierwszą grupą. Oczywiście znów nie można robić zdjęć. I znów plecaki do przodu. Spróbuję więc, króciutko opisać zameczek. Resztę zostawiam pocztówkom i wyobraźni czytelnika.

W westybulu oczywiście wita nas król Ludwik XIV, król Słońce, siedzący na koniu. Na suficie wielkie złote słońce z napisem „Nec pluribus impare” co ponoć znaczy „jesteśmy ponad wszystkim”, choć nie wiem, czy to z łaciny.

Wchodzimy klatką schodową po marmurowych schodach. Tylko schody są marmurowe, ściany wyłożono okładziną, która marmur imituje.


Pocztówka z zamku - pierwsze górne zdjęcie to sypialnia, środkowe lewe to pokój w stylu mauretańskim, dolne środkowe zdjęcie to hol wejściowy, środkowe prawe to pokój muzyczny
 

Wchodzimy do komnaty muzycznej. Tu można zobaczyć pianino połączone z harmonią. W oczy rzuca się też wielki paw z porcelany serwskiej. Dwa pawie wystawiane przed zamek sygnalizowały obecność króla na zamku, a co za tym idzie jasny był przekaz, by nie zakłócać jego spokoju. Obrazy w tym pokoju ilustrują życie na prowincji francuskiej. Namalowane są na płótnie.


Środkowe zdjęcie po lewej stronie to pokój muzyczny z pianinem i pawiem
 

Kolejne pomieszczenie to Żółty Pokój. Był to gabinet, służył jako przejście z jednej komnaty do drugiej lub jako poczekalnia.

I już jesteśmy w Sali Tronowej. Tu główne miejsce zajmuje oczywiście tron pod zielonym baldachimem z herbem bawarskim monarchii. Mimo marmurowych kominków, w których zapewne przyjemnie trzaskało drewno, zimą zamek był ogrzewany systemem ciepłego powietrza z pomieszczeń gospodarczych.

 
Sala Tronowa, czy też Pokój Audiencyjny


Poprzez Gabinet Liliowy przechodzi się do sypialni. W gabinecie tym znajduje się portret hrabiny Pompadour, metresy króla Francji Ludwika XV.
Sypialnia jest przestronna, ma 100m² i 7m wysokości. Malowidła sufitowe to gloryfikacja życia monarchicznego. Łoże króla jest oczywiście w ulubionym jego kolorze, czyli niebieskim. Ma 2m 40cm długości, bowiem Ludwik II miał 1,90m wzrostu. Komnatę oświetla kryształowy żyrandol, który waży pół tony. Przezornie przechodzę na bok.


Dolne zdjęcie przedstawia sypialnię króla Ludwika II Bawarskiego


Z okna sypialni, która wychodzi na góry, widać założenie ogrodowe z piętrowym tarasem, z którego spływa strumieniami woda.


Piętrowy taras z szumiącą wodą - widok jaki miał król z okna sypialni. Zdjęcie zrobione z poziomu ogrodu.
 

Przez garderobę króla idzie się do jadalni, utrzymanej w złoto-czerwonej tonacji. Tu również jest mechanizm „stoliczku nakryj się”, który opisałam przy okazji wizyty na zamku „Wersal”, dzień wcześniej. Nad stołem również wisi żyrandol z miśnieńskiej porcelany. Tu zachwyca malarstwo sufitowe, które daje trójwymiarowe wrażenie, np. nogi postaci wychodzą poza ramę obrazu. Jedynym towarzyszem króla podczas posiłków było jego własne odbicie w kryształowych lustrach. Myślę sobie, że jednak był to bardzo nieszczęśliwy człowiek.


Jadalnia na zamku Linderhof
 

Przechodzimy dalej do Sali Lustrzanej. Była ona używana jako gabinet. W nocy król tu śnił i fantazjował. Lustra dają optyczne powiększenie, powodując nieskończone odbicie a złoto odbijało światło świec. Niebieskie kominki zostały wykonane ze skały o niebieskim zabarwieniu, czyli lapis lazuli. Podłoga jest inkrustowana ciemnym palisandrem.


Sala Lustrzana
 

Sam zamek to przesada ze złoceniami jak dla mnie. W takich wnętrzach szybko bym dostała obłędu. Nic dziwnego, że król zwany był szalonym. Ale też takie były wymogi baroku.

Po wyjściu z zamku mamy czas, by obejść ogrody dookoła.


Fontanna przed wejściem



 Założenia ogrodowe



W ogrodzie



 Bok pałacu




 Bok pałacu



 Bok pałacu i założenia ogrodowe w stylu francuskim



Posąg króla Francji Ludwika XIV - czczonego przez Ludwika II Bawarskiego



 Jedna z ozdobnych waz w ogrodach


Wdrapuję się po schodach na samą górę tarasu widokowego, skąd mogę podziwiać pałacyk z góry. Wydaje się taki malutki. Równo przycięte żywopłoty, w których mienią się kolorami różne kwiaty, wszystko na modłę francuską.



Początek schodów



 Założenia ogrodowe od frontu pałacu



 Zwieńczenie założenia na samej górze



 Kwiatowo-trawiaste obrazy



 Zamek Linderhof - widok na początku schodów



 Zamek - widok z drugiego tarasu



 Zamek - widok z kolejnego tarasu



 Zamek - widok z samej góry



Z tej perspektywy zamek wygląda jak na makiecie :)


Co jakiś czas fontanna tryska na 35 m. Wokół otacza mnie mnóstwo zieleni. Spaceruję między alejkami, przechodzę pod zieloną pergolą. 


Fontanna przed pałacem



Zielony tunel


Po drodze robię trochę zdjęć. Czuję się dobrze w tym miejscu. Jest ciepło i cicho. Nic dziwnego, że w takim otoczeniu można się oderwać od problemów tego świata. Zaczynam trochę rozumieć Ludwika II.

Koło 18.00 idziemy razem do groty.


Wejście do groty


To kolejna ekstrawagancja króla. Otóż grota jest całkowicie sztuczna.

Wnętrze groty


Zawiera stalagmity i stalaktyty zrobione m.in. z drewnianych wałków.


Sztuczne stalagmity, stalaktyty i stalagnaty


W największej grocie jest sztuczne jeziorko, z łodzią króla, który tu oddawał się medytacjom i zanurzał się w swój własny świat. Był samotnikiem. Myślę sobie po raz kolejny, że był bardzo nieszczęśliwy, niezrozumiany przez otoczenie.


Grota z łodzią



 Obraz na ścianie przedstawia scenę z Longrinem, bohaterem wagnerowskim
 

Grota była podświetlana (co było swego rodzaju nowością), miała sztuczny wodospad i można też było wytworzyć sztuczne fale, co wówczas było nowinką technologiczną. Tu Ludwik II słuchał muzyki Wagnera i uciekał w świat baśni.


Sztuczny wodospad w grocie
 

W grocie, w czasie zwiedzania towarzyszy nam muzyka żywcem wyjęta z opery „Upiór w operze”, a mnie nie opuszcza myśl, że tu nabawiłabym się depresji.

Wyjście z groty na świeże powietrze, zieleń drzew wokół i śpiew ptaków na koniec dnia, jednak działają na mnie kojąco.


W ogrodzie zamku Linderhof



 Otoczenie zamku
 

Pełni wrażeń, żartując sobie i komentując to, co przed chwilą widzieliśmy, wracamy do autokaru. Jedziemy już do naszej kwatery. Trochę godzin jazdy przed nami. Znów przysypiam, albo rozmawiam, bowiem pomału odzyskuję swój głos.


Powrót do Oberreute



 Wakacyjny nastrój



 Nasz pensjonat
 

Kolacja szybko mija i pora kierować się do pokoju. Jutro w planie dwa kolejne zamki. Znów będziemy obracać się wokół życia Ludwika Szalonego.


I ponownie mój widok z okna o zmierzchu


 
C.d.n....

 

4 komentarze:

  1. Ale tam przepięknie! Granaty w tym roku z tego co pisałaś nie wypaliły, ale za to Alpy super! :) Pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, widoki były super. Choć większa satysfakcja byłaby, gdybym się tam wspięła na nogach...Widziałam po drodze jak ludzie mozolnie idą pod górę. I tak mi się też zachciało. Może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja. Tymczasem pomarzę sobie o Granatach :)
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękną miałaś pogodę na Zugspitze, nie to co u mnie, całe stado chmur :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo się udała, choć chmur też co chwila mnóstwo napływało. Ale to chyba dodało całości uroku. Czasem pogoda jak drut byłaby zbyt oczywista :) Pozdrawiam.

      Usuń