Tam,
gdzie kwiaty kwitną
przez
okrągły rok,
czyli
z wizytą w
malowanej wsi
Parę ładnych lat temu odwiedziłam te strony po raz pierwszy. Pamiętam, że wtedy przeprawialiśmy się samochodem przez rzekę, dzięki tratwie… Bo tak nas pokierował GPS. Tym razem pojechałam autokarem, w czerwcu tego roku, zachowując oczywiście bezpieczeństwo w dobie koronawirusa. Bo przecież jakiś Covid-19 (dlaczego właśnie 19?) nie mógł mnie powstrzymać przed odkrywaniem nowego lub przypominaniem tego, co już kiedyś widziałam. I tak, po latach zawitałam znów do Zalipia, wsi, która znana jest przede wszystkim ze zwyczaju malowania chat w kwiatowe wzory. I to nie tylko w kraju, również znana jest poza granicami.

Zwyczaj przyozdabiania najpierw wnętrz izb, a potem stopniowo wszystkiego, co się da, wywodzi się z końca XIX w. Oczywiście wcześniej dekorowano chałupy kwiatkami z bibułki, wycinankami z papieru, czy znanymi i w innych regionach, słomianymi pająkami u sufitu. Ale czarne od dymu i sadzy wnętrza, trzeba było bielić wapnem. I pewnego dnia, z niewinnej paćki wapna, wyszedł kwiatek. I tak się zaczęło… I choć malowanie wnętrz uchodziło za zupełnie zbyteczne, to zaradne kobiety wpadły na pomysł, by pociemniałe ściany dekorować nieregularnymi plamkami. Farbą było wapno, a pędzlem brzozowe witki. Mówiło się na tą czynność „packowanie”, gdyż ślady przypominały zwykłe „packi” na ścianie. I początkowo były to tylko białe „kwiatki”. Potem dochodziły brązowe i beżowe, których kolor uzyskiwano z gliny. Kiedy kolorowe farby stały się powszechnie dostępne, również zalipiańskie kwiaty nabrały barw. Dziś najczęściej używa się farb akrylowych.
Obecnie kwiatami przyozdabiane są nie tylko wnętrza izb, piece, kołyski czy meble, ale i budynki na zewnątrz – studnie, żurawie, kapliczki a nawet budy dla psów czy kwietniki na rozstaju dróg. Motywami tymi dekoruje się też sprzęty domowego użytku, jak kubki, łyżki czy talerze. Kolorowy, kwiatowy zawrót głowy.
W Zalipiu jest około 20 malowanych domów. Bo nie wszyscy chcą mieć aż tak pstrokate obejścia. Niektórym starczy jedynie mały motyw np. na okiennicach. Kto jak chce.
Co roku, po święcie Bożego Ciała, organizowany jest konkurs na najładniejszą zagrodę.
Co roku, po święcie Bożego Ciała, organizowany jest konkurs na najładniejszą zagrodę.

Sztuka zdobienia tego rodzaju występowała także w innych wsiach tzw. Powiśla Dąbrowskiego, między Wisłą a Dunajcem. Ale w Zalipiu przetrwała, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Obecnie zalipiańskie artystki malarki, skupiają swe prace w utworzonym w 1978 r. Gminnym Ośrodku Kultury „Domu Malarek”. Budynek ten to nie tylko wystawa obrazów czy malunków. To także warsztaty plastyczne, ceramiczne, drewniane itp.
Jako pierwszy, napisał o wsi i jej nietypowym zwyczaju Władysław Hickel, który zamieścił artykuł w czasopiśmie „Lud” w grudniu 1905 r. Malowane kwiaty zobaczył u chłopskiego syna, który wyruszając za chlebem, zabrał ze sobą kawałek rodzinnych stron, czyli kolorową makatkę, którą powiesił nad łóżkiem. Zaintrygowały go kwiaty, które i dziś, na pierwszy rzut oka są takie same, a jednak, po bliższym przyjrzeniu się, każde się różnią. Bo każdy malujący ma swój styl.
Zabytkiem we wsi jest przede wszystkim drewniana chata w Zagrodzie Felicji Curyłowej. Znajduje się ona na Szlaku Architektury Drewnianej w województwie małopolskim. I jest filią Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Felicja Curyło, z domu Wojtyto, urodziła się w 1903 r. w Zalipiu i tam tez zmarła w 1974 r. Była ludową artystką, malarką. Jeszcze za jej życia, budynki z jej zagrody były sporą atrakcją, licznie odwiedzaną przez turystów. Po śmierci Felicji Curyłowej, zagrodę odkupiła „Cepelia”, która w 1978 r. przekazała ją Muzeum Okręgowemu w Tarnowie.
Felicję Curyłową uważa się za propagatorkę tej sztuki zdobniczej. Malarka była również zaproszona do dekorowania wnętrza statku „Batory”, a także restauracji „Wierzynek” w Krakowie, co uznać można za spore wyróżnienie i docenienie jej talentu.
Zagrodę jej miałam okazję zwiedzić od środka, w czasie mojej pierwszej bytności w Zalipiu. Niestety w czerwcu tego roku, Muzeum nie zgodziło się otworzyć podwoi tej najbardziej odwiedzanej zagrody.
Felicja Curyło, z domu Wojtyto, urodziła się w 1903 r. w Zalipiu i tam tez zmarła w 1974 r. Była ludową artystką, malarką. Jeszcze za jej życia, budynki z jej zagrody były sporą atrakcją, licznie odwiedzaną przez turystów. Po śmierci Felicji Curyłowej, zagrodę odkupiła „Cepelia”, która w 1978 r. przekazała ją Muzeum Okręgowemu w Tarnowie.
Felicję Curyłową uważa się za propagatorkę tej sztuki zdobniczej. Malarka była również zaproszona do dekorowania wnętrza statku „Batory”, a także restauracji „Wierzynek” w Krakowie, co uznać można za spore wyróżnienie i docenienie jej talentu.
Zagrodę jej miałam okazję zwiedzić od środka, w czasie mojej pierwszej bytności w Zalipiu. Niestety w czerwcu tego roku, Muzeum nie zgodziło się otworzyć podwoi tej najbardziej odwiedzanej zagrody.
A pogoda była nieco niepewna. W zamian za to, odwiedziłam Zagrodę Edukacyjną, z bardzo miłą właścicielką, która co nieco opowiedziała o zgromadzonych sprzętach. I pozwoliła pobujać się na huśtawce. Niestety szybko należało schować się pod dach, bo niebo zgotowało niezły prysznic. Muszę przyznać, że z pomocą przyszedł kierowca autobusu, który podjechał po grupę i zdążyliśmy wszyscy schować się do autokaru.




Nawet kościół we wsi, z pozoru zwyczajny, jakich wiele w polskich wsiach, jest niezwykły w środku. Parafia pod wezwaniem św. Józefa, poświęcona w 1949 r. jest także wymalowana w kwiaty. Zrobiły to w 1966 r. malarki pod kierunkiem Felicji Curyłowej. Zaprojektował je tarnowski malarz J. Szuszkiewicz. A w 2008 r. ponownie wymalowano kościół.
Wewnątrz na specjalną uwagę zasługuje Kaplica pod wezwaniem św. Błażeja. Cała w stylu zalipiańskim. Ołtarz złożony jest z trzech obrazów z okresu sprzed I wojny światowej. Skrzynię malowała sama Felicja Curyłowa. Zjawiskiem unikatowym jest zbiór szat liturgicznych, wyhaftowanych w motywy regionalne. I choć w wielu regionach na szatach pojawiają się elementy folkowe, to zalipiańskie kwiaty są wyjątkowe.
Choć Zalipie wygląda na skansen, to nim nie jest. Żyją tam ludzie, którzy na co dzień mają te same radości i smutki, co my, żyjący w betonowym bloku.
Malunki robione są z serca, więc czasem będzie ich cała masa, „na bogato”, a czasem będą to drobne motywy.
Przyjeżdżając z wizytą do Zalipia, należy wyposażyć się w wygodne buty, gdyż wieś jest dość rozległa. Pojawiły się mapki i kierunkowskazy do najbardziej „turystycznych” miejsc. Ale warto samemu i nieśpiesznie odkrywać kwiatowe wzory w mało oczywistych miejscach. I najlepiej zrobić to zaraz po Bożym Ciele, kiedy malunki są świeże i dzień długi. I pamiętać, że wciąż mieszkają tam ludzie, którzy czasami, jak wszyscy, chcieliby mieć nieco spokoju.
Malunki robione są z serca, więc czasem będzie ich cała masa, „na bogato”, a czasem będą to drobne motywy.
Przyjeżdżając z wizytą do Zalipia, należy wyposażyć się w wygodne buty, gdyż wieś jest dość rozległa. Pojawiły się mapki i kierunkowskazy do najbardziej „turystycznych” miejsc. Ale warto samemu i nieśpiesznie odkrywać kwiatowe wzory w mało oczywistych miejscach. I najlepiej zrobić to zaraz po Bożym Ciele, kiedy malunki są świeże i dzień długi. I pamiętać, że wciąż mieszkają tam ludzie, którzy czasami, jak wszyscy, chcieliby mieć nieco spokoju.
Mimo wszystko polecam Zalipie jako miejsce warte zobaczenia, zwłaszcza, że zachowany zwyczaj, może kiedyś po prostu zniknąć. Wówczas wieś nie będzie się niczym różnić od innych w Polsce. Tym bardziej warto zobaczyć ją, kiedy jest najbardziej kolorowa. Choć pewnie nawet zimą, barw jej nie brakuje, bowiem wymalowane kwiaty nigdy nie zwiędną.
Zatem do zobaczenia!