Śladami Wandy Rutkiewicz,
czyli droga ze skałek na wysokie szczyty
Trwa rok Wandy Rutkiewicz. 16 października 1978 r. nasza rodaczka weszła na najwyższy szczyt świata - Mount Everest, stając się tym samym pierwszą Polką, która tego dokonała i trzecią kobietą na świecie. Nasz kardynał, Karol Wojtyła, w tym samym dniu został wybrany na papieża i przyjął imię Jana Pawła II. Kiedy tych dwoje spotkało się na audiencji, Wanda Rutkiewicz podarowała Ojcu Św. kamień z Everestu, a wówczas papież wypowiedział swoje słynne słowa: "...dobry los sprawił, iż nam obojgu tego samego dnia udało się wejść tak wysoko..." Droga do sukcesów obojga tych wielkich ludzi, którzy zapisali się na kartach historii, nie była łatwa.
Początki kariery naszej himalaistki zaczęły się m.in. w słynnych w środowisku skałkach, czyli w Sokolikach. I dziś zapraszam na wędrówkę śladami Wandy Rutkiewicz...
Sokolik (z niem. Forst Berg lub Forsberg) to góra, która ma na sobie całą masę skałek. Najwyższa z nich mierzy 642 m n.p.m. i nazwana jest Filarem Zachodnim. Tam też znajduje się punkt widokowy, ogrodzony barierkami, do którego prowadzą metalowe schody. Co do ich powstania to funkcjonują dwie prawdy: albo zostały wykute w 1885 r. z inicjatywy niemieckiej organizacji turystycznej Riesengebirgsverein albo powstały dzięki właścicielowi dóbr w Maciejowej (dziś części miasta Jelenia Góra), Carlowi Emilowi Beckerowi rok wcześniej. Która prawda jest prawdziwsza, nie wiadomo. Jedno jest pewne. Sokolik to drugi co do wysokości szczyt w Górach Sokolich, położonych w paśmie Rudaw Janowickich.
Ponieważ góra nie jest bardzo wysoka, ani trudna technicznie, jest celem pieszych wycieczek z pobliskiego schroniska Szwajcarka. Dlatego na platformie widokowej może spotkać się wiele osób. Nie przeszkadza to jednak w kontemplacji widoków, a te są całkiem przyjemne. Z Filara Zachodniego można obejrzeć panoramę 360˚. Przy dobrej widoczności można zobaczyć najwyższe pasmo Sudetów, czyli Karkonosze, dolinę Bobru, kawałek Rudaw Janowickich oraz Góry Kaczawskie. Moja wizyta wypadała w październiku 2021 r., więc panoramy oglądałam w jesiennych barwach.
Sokolik, ze względu na swoje pionowe ściany skalne, jest wykorzystywany jako naturalna ścianka wspinaczkowa. To właśnie tu większość naszych himalaistów stawiała swoje pierwsze kroki w tej dziedzinie. Tu też ćwiczyła się Wanda Rutkiewicz, która wówczas nie przypuszczała, że tak ją to pochłonie, że dla gór porzuci dobrze zapowiadającą się karierę siatkarki. Los bywa przewrotny.
Również w czasie mojej bytności na wierzchołku, na ścianie ćwiczyli się adepci sztuki wspinaczkowej.
Do swojego hobby przygotowywali się także wspinacze na sąsiedniej górze, zwanej Krzyżną Górą.
Krzyżna Góra (z niem. Kreuzberg) ma 654 m n.p.m. Również na niej zgromadziło się wiele skałek, które dają możliwości treningu w granitowej ścianie. Swoją nazwę zawdzięcza dużemu metalowemu krzyżowi, który ufundowała księżna Maria Anna Amalie von Hessen- Homburg na urodziny swego męża Wilhelma Hochenzollerna. Krzyż odlano w gliwickiej hucie w 1830 r.
Na zboczach góry można odnaleźć pozostałości zamku Sokolec z XIV - XV w. Trzeba jednak mocno wytężyć wzrok, by pośród zielonych roślin odkryć jedynie przyziemne murki. Bo tylko tyle zostało z dawnej warowni.
Za to po drugiej stronie szlaku w drodze do/z Sokolika, warto przejść się kawałeczek do Husyckich Skał. To bardzo ładny punkt widokowy. A skąd ta nazwa? Ni mniej ni więcej wzięła się od Husytów.
Ma to związek z wypadkiem, jaki tu miał miejsce. Otóż nocą z 11/12 sierpnia 1434 r. z pobliskiego zamku Sokolec, który trawił pożar, uciekali Husyci. Zmylili w nocy drogę i skierowali swe konie prosto w przepaść. Generalnie ruch husycki zapoczątkował Jan Hus, który widział potrzebę zreformowania kościoła rzymskokatolickiego. Miał on poglądy bliskie Marcinowi Lutrowi. Początkowo ruch husycki miał znaczenie tylko religijne, ale po spaleniu na stosie reformatora w 1415 r. stał się już dużym wydarzeniem o zabarwieniu politycznym. Stał się powodem rewolty w Czechach, a następnie wojen husyckich. Myślę, że teraz też Jan Hus nie miałby lekko, jako, że walczył o prawo do wolnego wygłaszania Słowa Bożego oraz co bardziej drażliwe, do pozbawienia kościoła dóbr majątkowych.
Ciekawostką tych skał jest także jedna, która stoi po środku platformy widokowej. Kiedyś stał tu orzeł, a właściwie jego figura odlana z żeliwa. Wtedy skałę nazywano Kamieniem Blüchera od nazwiska feldmarszałka Gebharda Leberechta von Blüchera (1742-1819), dowódcy armii pruskiej, który zwyciężył Napoleona w bitwie pod Lipskiem. Oczywiście teraz orzeł odleciał, zapewne dzięki pomocy uczynnych ludzi, którzy z pewnością sprzedali figurę lub przetopili na coś bardziej praktycznego. No cóż...
Na zakończenie wycieczki warto zatrzymać się w urokliwym schronisku PTTK "Szwajcarka", położonym na wysokości 520 m n.p.m.
Malutki, drewniany budynek wzniesiono w 1823 r. w stylu tyrolskim. Początkowo służył jako domek myśliwski właścicielowi pobliskich Karpnik, Wilhelmowi von Hochenzollernowi (temu samemu, któremu żona zafundowała w prezencie krzyż na Krzyżnej Górze). Wzorem dla schronienia miał być budynek z Wyżyny Berneńskiej w Szwajcarii, skąd pochodziła żona księcia. Wówczas na parterze znajdowały się pomieszczenia dla leśniczego, a na piętrze gabinet księcia (dziś to wielka sala z dobrze zachowanym kominkiem). Ponieważ miejsce stało się popularnym celem wycieczek, wkrótce na parterze budynku urządzono gospodę. W pewnym sensie do teraz tak jest.
Funkcję schroniska domek myśliwski zaczął pełnić dopiero w okresie międzywojennym. W czasie II wojny światowej rzadko kto myślał o wycieczkach i kontemplowaniu widoków, a po wojnie budynek zaczął niszczeć bez odpowiedniej opieki. Dopiero w 1950 roku zajęło się nim Polskie Towarzystwo Turystyczno - Krajoznawcze, które na powrót urządziło w "Szwajcarce" schronisko. Tym samym jest to najstarszy w Polsce budynek użytkowany jako schronisko turystyczne.

W zabytkowym budynku gościło wielu naszych wspaniałych górołazów. Tu nawiązywały się przyjaźnie, wymiana opinii o sprzęcie, którego Polacy nigdy nie mieli, za to potrafili skombinować, wreszcie doskonalili swój warsztat wspinaczkowy. Na strychu "Szwajcarki" spała m.in. Wanda Rutkiewicz.

Takimi śladami kroczyłam... A herbata w towarzystwie, na świeżym powietrzu pod schroniskiem, smakuje wybornie. I tylko szkoda, że nie było obok samej Wandy, która potrafiła pięknie opowiadać o górach.
Tereny te obfitują w ciekawe formy skalne, a także bogatą historię dawnych właścicieli ziemskich, ale o tym napiszę kiedy indziej. Tymczasem cudownej jesieni Kochani!
P.s. Dziś właśnie mijają 44 lata od zdobycia przez Wandę Rutkiewicz Everestu. Cudnie złożył mi się post wspomnieniowy :)