Ordnung
muss sein,
czyli
jak zostałam rezerwistą pruskiej armii
Ordnung muss sein. Całkiem jak w wojsku, pod linijkę, równo i z entuzjazmem. Ale, żeby tak było, musi się odbyć wojskowa musztra. I to nie byle jaka, bo pod rządami Prusaków! Dziś zapraszam do miejsca, gdzie taką musztrę przeszłam i na koniec zostałam rezerwistą pruskiego wojska :) Służba, nie drużba, zaczynamy przygodę.
O miejscu tym przeczytałam kiedyś w podróżniczej gazecie. Z Warszawy, skąd pochodzę i gdzie żyję na co dzień, miejsce to jawiło mi się jako dalekie i całkiem nie po drodze. Bo ja to raczej góralka niskopienna, a nie foka nadmorska. Ale do czasu... Minęło parę ładnych lat, kiedy nadarzył mi się wyjazd zorganizowany do Międzywodzia, skąd miały się odbywać różne wycieczki. W tym właśnie do Fortu Gerharda. Świnoujście, bywaj zatem i czekaj, bo przybywam!
Fort Gerharda to nadmorska twierdza usytuowana na wyspie Wolin, która powstała w połowie XIX w. i obecnie jest jedną z najlepiej zachowanych pruskich fortów, położonych nad morzem. Twierdza Świnoujście, bo tak też brzmi jej druga nazwa, powstała na bazie istniejących tu wcześniej fortyfikacji strzegących ujścia Świny. Ale dopiero w połowie XIX w. otrzymała nowoczesne, jak na tamte lata, wyposażenie. Każdy jej zakamarek był przemyślany dokładnie, tak, by spełniał swoje zadania.
Najstarszym i najciekawszym obiektem twierdzy jest Fort Gerharda. Jego nazwa wzięła się od XVII w. genialnego projektanta twierdz, Gerharda Corneliusa de Walrawe. Osoba ta była także współtwórcą planów twierdzy świnoujskiej, na bazie których wybudowano obecny obiekt. Fort zbudowano w latach 1848 - 1859 i miał on za zadanie pilnować wejścia do portu.
Już w latach 70. XIX w. zmieniono znaczenie fortu i przebudowano go, wyposażając w stanowiska artyleryjskie i armaty. Dodano prochownie, koszary wojskowe, magazyny amunicji. Całość wałów wzmocniono nowym materiałem o nazwie... beton. W przeddzień I Wojny Światowej do fortu podciągnięto prąd oraz telegraf. Tym samym obiekt był w pełni przygotowany na działania wojenne. Również w czasie II Wojny Światowej, Fort Gerharda pełnił swe zadania jako jednostka pomocnicza niemieckiej armii. Po wojnie przeszedł w ręce Armii Czerwonej, a gdy Rosjanie opuścili go, właścicielem stało się miasto Świnoujście.
I jak to zwykle bywało z takimi obiektami, po wojnie służył jako magazyny, a potem stał opustoszały. Dziś pewnie byłby ruiną, gdyby nie pasjonaci, którzy udaremnili nielegalne rozbiórki. W 2001 roku, z inicjatywy Piotra Piwowarczyka, fortem rządzą ludzie z pasją, którzy na nowo pokazują historię tego miejsca, ale robią to w sposób inny, niż wszystkie do tej pory znane mi jednostki.


Turysta trafia przed bramę fortu jako zwykły ciekawski człowiek, po jej przekroczeniu staje się kadetem do pruskiej armii. Jeśli chce obejrzeć najciekawsze zakamarki twierdzy, musi odbyć przyśpieszone szkolenie wojskowe. A wiecie jak to jest. W wojsku błędów nie można popełnić, więc trzeba umieć szybko reagować na polecenia przełożonego żołdaka. A ten, który tam wprowadza, potrafi dać popalić... No cóż... Skoro chciało się w okopy... Przynajmniej na koniec szkolenia strzelą z armaty. Oj, uszy się kulą :)
Od roku 2004 w forcie stacjonuje grupa rekonstrukcyjna 34 Pułku Fizylierów im. Królowej Szwedzkiej Victorii. Fizylierzy (czyli piechota wyposażona w karabiny) od 1918 roku służyli w świnoujskich fortach. Od rekonstruktorów można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. W czasie rzekomego zwiedzania, Prusacy poddają niczemu nieświadomych kadetów próbom, by zobaczyć kto może zasilić ich szeregi. To ekscytująca i jednocześnie trudna droga przez mękę. Ale w sumie przyjemna to męka ;)
Wreszcie na koniec następuje ta chwila, w której wszyscy przeszkoleni padają na jedno kolano i składają przysięgę wojskową. Zostają rezerwistami wojska pruskiego. I ja tam byłam i na kolano padłam ;)
A potem wszyscy mogą iść obejrzeć sobie różne fajne żołnierskie atrybuty.
W 2010 r. w forcie ma swoją siedzibę Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Placówka zgromadziła około trzech tysięcy eksponatów (a może i więcej), na które składają się różne armaty i militaria, mundury wojskowe, dokumenty, pamiątki, użytkowe drobiazgi. Naprawdę warto tu zajrzeć.
Kiedy już okaże się, że szkolący Cię Prusak spudłował i nie trafił z armaty w pobliską latarnię, to warto się na nią wybrać. Jest to najwyższa latarnia morska nie tylko nad Bałtykiem, ale także jedna z najwyższych, zbudowanych z cegły, na całym świecie.
Na jej szczyt prowadzi 308 schodów.
Jeszcze w XVIII w. Świnoujście nie miało żadnej latarni. Funkcje ostrzegawcze pełniło rozpalane ognisko. Dopiero w 1805 r. powstał pierwszy tego typu obiekt złożony z desek i luster. W 1828 r. powstała w tym miejscu nowa latarnia, tym razem stalowa. Budowę obecnej zaczęto w 1857 roku. Obłożono ją żółtą cegłą i początkowo miała wygląd ośmioboku. Po przebudowie otrzymała cegłę klinkierową okrągłą i tak jest do dnia dzisiejszego. Od 1958 roku latarnia pełni funkcję radiolatarni.
Całość obiektu tworzą też przylegające do latarni budynki, w których mieszczą się urządzenia wspomagające pracę latarni oraz pomieszczenia dla obsługi. W dawnych czasach mieszkali tam latarnicy z rodzinami. A z samej latarni rozciąga się widok na ujście Świny, Fort Gerharda, Fort Anioła, wyspę Uznam, Międzyzdroje i miasto Świnoujście. Ale żeby to zobaczyć, trzeba pokonać ponad trzysta schodów. Czy warto? Ja mówię, że oczywiście tak!
Warto też z Wyspy Wolin przepłynąć promem na Wyspę Uznam, na której mieści się symbol Świnoujścia, czyli słynny biały wiatrak, często mylony z latarnią.
To Stawa Młyny. Dziwna nazwa wzięła się od słowa "stawa", która jest nazwą znaku nawigacyjnego lub sygnalizacyjnego, umieszczonego na brzegu lub na wodzie, ale w sposób stały, bez użycia kotwicy. A że ten ma kształt wiatraka, to i z młynami się kojarzy.
Zresztą z wiatrakiem wiąże się legenda.
Kiedy Świnoujście stało się prężnym portem, na długie rejsy wypływali marynarze. Żony czekały, aż ich mężowie powrócą. I wracali wyczerpani i postarzali. Jedna z kobiet o imieniu Alicja, załamana wyglądem swego ukochanego męża Krzysztofa, długo płakała na brzegu morza. Wtedy tajemniczy głos kazał jej szukać ratunku w wiatraku. Z budowli wyszedł młynarz i kazał przyprowadzić jej męża. Zalecił okładać go błotem, zażywać kąpieli morskich i spacerować, a po tygodniu zabrał go do wiatraka, skąd po pewnym czasie wyszedł odmłodniały. Kiedy inne kobiety się o tym dowiedziały, zaczęły przyprowadzać swych mężczyzn. Po jakimś czasie stary młynarz umarł, a wiatrak się zatrzymał. Nikt nie wiedział jakie receptury stosował młynarz, by przywrócić marynarzom młody wygląd. Pomimo tego nadal ludzie przybywali i nadal to robią. Po cichu liczą na lepszy wygląd ;)
Obecnie miejsce to jest wizytówką miasta, obiektem, które uwieczniane jest na wielu fotografiach, folderach i przewodnikach. Malowniczo położony na falochronie, przyciąga uwagę i licznych spacerowiczów.
Stawa liczy sobie 10 m i świeci białym światłem, naprowadzając jednostki pływające do portu w Świnoujściu. Stawa Młyny został zbudowany w latach 1873-1874. Do dziś służy ludziom, nie tylko "służbowo", ale i turystycznie, jako miejsce zaczarowanych kadrów nadmorskich.
A kiedy jest się nad morzem w tym miejscu, to co można zrobić? Przejść się brzegiem morza do granicy Polski z Niemcami. I postawić jedną nogę w jednym kraju, a drugą w drugim. Ale serce zostawić w Polsce! Koniecznie! :)
W naszym kraju jest wiele fantastycznych miejsc do odkrywania. Wakacje są na to najlepszą porą. Bo oprócz zwiedzania, poznawania historii, obcujemy z przyrodą i nieśpiesznie odkrywamy piękno naszej Ojczyzny. To taki nasz "Cudowny Świat". Pamiętajcie o tym. Do zobaczenia!