Tam, gdzie skończyły się
marzenia i nawet życie,
a zaczęło piekło…
Dziś mija 70
lat od wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. To kawałek naszej
tragicznej historii, którą przez lata zapominano, wypaczano, a dziś dla
następnego pokolenia jest historią zamierzchłą, zupełnie nierozumianą, choć
trzeba przyznać, że na nowo odkrywaną.
Dziś
chciałabym zabrać Was tam, gdzie miało być spokojnie, a miejsce to stało się piekłem
dla ludzi. Chcę podzielić się z Wami podróżą osobistą niejako, bowiem Oświęcim,
to miejsce, które mocno wdarło się w moją głowę. Wdarło się z powodu mojego biologicznego
Tatusia, który trafił tam jako młody chłopiec i miał to szczęście, że udało mu
się przeżyć. Oto miejsce, do którego 4
września 1944r transportem z Warszawy, trafił
numer 192783 – mój Tatuś…
Trudno jest
dziś patrzeć na niespełna 12 letnie dziecko, oznaczone w dokumentach jako
uczeń, a zaraz w kolejnej kolumnie jako więzień polityczny. Kłóci się pojęcie
ucznia i więźnia politycznego.
Przykładowe oznaczenie więźnia politycznego, zwykle był to czerwony trójkąt z oznaczeniem pochodzenia oraz numerem. Źródło: www.pamiec.pl
Jest dla mnie jak zgrzyt w historii, którą nie tylko
tworzył mój Tatuś. Takich dzieci, które musiały szybko wydorośleć, zapominając
o dzieciństwie, radościach dnia codziennego, było przecież mnóstwo. I pewnie
każdy z Was może się taką historią podzielić. Moi prawdziwi Rodzice nie żyją
już od ponad 30 lat… Szkoda, bo teraz chciałabym zadać im mnóstwo pytań. Może
gdyby nie ta wojna, dziś może jeszcze by żyli.
Kiedyś
postanowiłyśmy z moją drugą Mamą, która była jednocześnie moją straszą o 19 lat
Siostrą (tak, tak, ja późno pojawiłam się na świecie, nie było mnie nawet w
planie 5-letnim), że odwiedzimy Oświęcim, by zobaczyć to miejsce, które z
dziecka stworzyło dorosłego… Niestety
los bywa okrutny i zabrakło mojej drugiej Mamy. Dlatego zebrałam się na odwagę
i pojechałam tam sama, bez Niej.

Stałam przed
bramą z ironicznym napisem „Arbeit macht frei” – „Praca czyni wolnym”… Tak, mnóstwo ludzi odzyskało tam wolność…
Jedni w komorach gazowych, inni rzucając się na druty pod napięciem, jeszcze
inni z głodu i skutków eksperymentów medycznych. Tak, oni mieli już swoją
wolność…

I oto stałam
pod tą bramą i wręcz czułam kroki tych, co codziennie pod tym napisem
przechodzili. Wierzcie mi, nie potrafię nie płakać, kiedy widzę ten cyniczny
napis. Wtedy patrzyłam na ten napis i myślałam, > Oto jestem tu Tato<.
Tego dnia padał deszcz... Zastanawiałam się, czy kiedy w tym miejscy był mój Tatuś, było równie mokro...
Całą
moją wizytę tam odchorowałam. Ale chcę Wam pokazać miejsce, które budzi emocje
nie tylko u ludzi starszych, którzy to przeżyli, ale także u młodych ludzi,
którzy odwiedzają obóz w ramach wycieczek. Tu nikt nie wstydzi się łez… Obrazy,
jakie się tu widzi, na długo zapadają w pamięć i niech będą ku przestrodze, by
nigdy więcej ludzie ludziom nie zgotowali takiego losu. Konzentrationslager Auschwitz, KL Auschwitz - obóz koncentracyjny, którzy założyli Niemcy na terenie Polski, choć administracyjnie Oświęcim był wcielony do III Rzeszy z rozkazu Hitlera. Powstał już w 1940r. Przez prawie pięć lat działalności pochłonął wiele istnień różnych narodowości. Oprócz Polaków, ginęli tu Ormianie, Jugosłowianie, Żydzi różnego pochodzenia, Romowie, Czesi, Węgrzy, jeńcy radzieccy i inni.
Prycze w bloku kobiecym, na lichych siennikach wyłożonych sianem lub słomą leżało po kilka ściśniętych ze sobą kobiet, które ogrzewały się ciepłem własnych ciał. To nawet trudno nazwać spaniem. To trudno nazwać miejscem do spania...
Ściana Straceń w Auschwitz, przed nią plac, na którym odbywały się apele
W obozie
koncentracyjnym nie mówiono po imieniu, tam obowiązywały numery tatuowane na
przedramionach. Ci pierwsi je mieli, tak zwani „milionowcy” już nie, oni prawie
od razu tracili życie…
Codzienne
życie wyznaczały apele, często w chłodzie, deszczu, gdzie jedynym okryciem była
bielizna i cienkie „pasiaki”.
Druty pod napięciem były podwójne. Między nimi przechadzali się wartownicy z psami.
Selekcja odbywała się często w sposób naturalny.
Ludzie padali z wychłodzenia, wycieńczenia oraz chorób. Innym sposobem na
eliminację „numerów” było gazowanie Cyklonem B, który początkowo służył jedynie
do dezynfekcji. Tu w komorach gazowych ofiarą padło najwięcej Żydów, którym
wmawiano, że idą na kąpiel i odwszenie. Najpierw zabierano im wszelkie dobra, z
jakimi przyjechali, kosztowności, walizki, ubrania. A potem nagich,
upokorzonych stłaczano w komorze z natryskami, co dawało im nadzieję na prawdziwy
prysznic. I czasem z natrysków leciała woda. Ale w przeważającej części z
otworów leciał gaz…
Krematorium na terenie obozu - Niemcy ewakuując obóz, wysadzali krematoria w powietrze, palili dokumenty, słowem zacierali ślady swej zbrodniczej działalności
Osobne
miejsce zajmują w historii obozu eksperymenty medyczne, których dokonywano w
przerażających warunkach. Kobiety były poddawane sterylizacji, zdrowych ludzi
zarażano tyfusem i durem brzusznym, na bliźniętach wykonywano doświadczenia z
zakresu genetyki. Siłą rzeczy tylko najbardziej odporni ludzie mogli to
przeżyć, co oczywiście odbiło się echem w ich późniejszym życiu. Płacili
zdrowiem i życiem.
Wystawa w dawnym bloku więziennym, zwanym Blokiem Śmierci, patrzy się w oczy tych, co odeszli...
Kiedy się
słyszy o takich rzeczach, człowiek chwyta się za serce i łzy same lecą z oczu.
Dlatego początkowo świat nie chciał w to uwierzyć. Przecież to było nienormalne…
A co w czasie wojny było normalne? Oczywiście bunt i opór. Zaczynano przenosić
wiadomości za druty. Organizowano samopomoc więźniarską i ucieczki pojmanych.
Część przeżyła i przenosiła tragiczne wiadomości, choć okupant odpłacał
masowymi rozstrzelaniami. Świat się dowiedział…
Na terenie obozu - świat zza drutów nie był cudowny, ale przynajmniej żył...
Budka wartownicza, jedna z wielu
Dziś wiemy
co się stało, możemy obchodzić kolejne rocznice, choć w tym przypadku nie można
chyba mówić o świętowaniu. Bo słowo to niesie za sobą radość, a pamięć o
Auschwitz, czyli Oświęcimiu właśnie, przywodzi na myśl ból, cierpienie i rozpacz. No chyba, że mówimy o radości
życia. Z tego, że się przeżyło. Numerowi 192783
się udało. 16 lutego 1945r został osadzony w kolejnym obozie koncentracyjnym,
tym razem w Mauthausen, gdzie dostał kolejny numer i gdzie zastało go
wyzwolenie. Dziś też jest wolny, a ja zostałam bez odpowiedzi na moje pytania…
Szubienica, na której po procesie norymberskim oprawców, powieszono pokazowo pierwszego komendanta obozu Rudolfa Hößa. Szubienica jest oryginalna. Znajduje się tuż obok krematorium, gdzie stracono mnóstwo ludzi z polecenia komendanta.
Pamiętajmy o
ludziach, którzy w Oświęcimiu stracili swe marzenia, nadzieje, w końcu życie,
gdzie trafili jako dzieci, a jeśli wyszli to jako mali dorośli – nie ważne kim byli i
jakiego byli pochodzenia. To przecież byli ludzie, tacy jak my dzisiaj…