Nie
tylko dla orłów,
czyli
wędrówka pierwszym odcinkiem Orlej Perci
27.08.2016r.
cz. II
Przede mną
wypiętrzył się Mały Kozi Wierch (2228 m n.p.m.). Jeśli jednak ktoś myśli, że
będąc na Zawracie, skoczy sobie na pobliską górkę i wróci, jest w błędzie.
Szlak od Zawratu, aż do Koziego Wierchu, jest JEDNOKIERUNKOWY! I może to
lepiej, mniej strachu przy mijankach. Dlatego od teraz, nie ma zmiłuj, można
iść tylko w jedną stronę.
Wspinam się
więc, przy pomocy pierwszych łańcuchów. Po chwili jestem już na szczycie Małego
Koziego Wierchu. Kilka osób zebrało się i łapie pierwszy oddech. Pierwsza sesja
foto, wymiana zdań, ogólna radość.
To tu
poznaję fantastyczną osobę, dzięki której cała Orla Perć była nie tyle
wysiłkiem, co wielką przyjemnością. Beatka okazała się mega pozytywnie
zakręconą osobą. Mam nadzieję, że będziemy utrzymywać kontakt, bowiem miałam
wrażenie, jakbyśmy się znały od lat. Bardzo się cieszę, że stanęłaś na mojej
drodze, pozdrawiam Cię w tym miejscu bardzo serdecznie ;)
No więc, od
tej chwili, stanowimy z Beatą zespół wspinaczy. Co szerszy fragment, zakładamy
bazy. Co prawda nie rozbijamy namiotów, nie okopujemy się, ale stajemy, by
troszkę pofocić. A jest co.
Urwiste
ściany Orlej Perci robią wrażenie. Do tego widok za nami, przed nami i po obu
stronach powoduje skręty szyi. Z naszych zdjęć można wywnioskować, że to taki
przyjemny spacerek granią. Otóż, nie do końca. Muszę przyznać, że Orla Perć
jest doskonałym narzędziem fitness. I nie chodzi tu o zadzieranie nóg do góry.
Idzie się po Orlej, a to ujędrnia pośladki. Otóż cały czas spina się je, bo
maksymalna uwaga na tym szlaku jest konieczna. Chwilami przerywamy żarty, by
skupić się na danym fragmencie. Czasem nie ma jak postawić nogi, czasem but
ślizga się na skale. Ręce bolą od napiętych mięśni na łańcuchu. Nie na darmo
mówią, że to najtrudniejszy szlak w Tatrach. Wyznaczył go ksiądz Walenty
Gadowski w latach 1903-1906.
Teraz ja
przemierzam mały fragment tego szlaku.
Jest pięknie. Woda w Zadnim Stawie Polskim skrzy się w słońcu. Góry wydają się bielsze, niż są. A niebo ma fantastyczny kolor. Po jakimś czasie, szlak przechodzi bardziej na stronę Doliny Gąsienicowej. Pojawiają się majestatyczne Granaty. No i Kozi Wierch – najwyższy szczyt, leżący w całości w Polsce. Widać na nim ludzi, niczym małe mróweczki. W taki dzień, jak dzisiejszy, to prawdziwa satysfakcja stanąć na jego szczycie. Ja jednak mam plan zejścia poniżej jego ściany. Czas wymaga ode mnie zejścia wcześniej, czyli do Koziej Przełęczy. Okazuje się, że również Beatka będzie schodzić, tyle, że do Piątki. Póki co, idziemy razem.
Jest pięknie. Woda w Zadnim Stawie Polskim skrzy się w słońcu. Góry wydają się bielsze, niż są. A niebo ma fantastyczny kolor. Po jakimś czasie, szlak przechodzi bardziej na stronę Doliny Gąsienicowej. Pojawiają się majestatyczne Granaty. No i Kozi Wierch – najwyższy szczyt, leżący w całości w Polsce. Widać na nim ludzi, niczym małe mróweczki. W taki dzień, jak dzisiejszy, to prawdziwa satysfakcja stanąć na jego szczycie. Ja jednak mam plan zejścia poniżej jego ściany. Czas wymaga ode mnie zejścia wcześniej, czyli do Koziej Przełęczy. Okazuje się, że również Beatka będzie schodzić, tyle, że do Piątki. Póki co, idziemy razem.
Znów
skupienie, pojawiają się klamry, trzeba wciąż uważać. Lekki strach pokrywamy
obie śmiechem i rozmowami o życiu. Gdybym szła całkiem sama, byłoby mi smutno,
a tak przynajmniej mi raźniej.
I tym
sposobem dochodzę do Zmarzłej Przełęczy (2126 m n.p.m.), na której po środku śmiesznie
sterczy skała. To 3 m skałka w kształcie maczugi, którą popularnie nazywa się
„Chłopkiem”. Poprzednio turyści podpierali skałkę patyczkami, zapałkami i
kamieniami, bo wygląda, jakby miała się za moment wywrócić. Takie fajne
urozmaicenie trasy.
Wreszcie pojawia się wisienka na torcie. Dochodzę do końca mojej trasy po Orlej Perci. Na deserek mam pionową drabinkę. Pojawia się lekki dreszczyk emocji. Wraz z napotkaną parą żartujemy, sypiąc cytaty ze Shreka: „… nie patrz w dół…”, „… jak zobaczysz światełko w tunelu, nie idź za nim…”, „…niebieskie kwiatuszki…”, „…ale ja jestem daltonistą!...” i takie tam. Trzeba zmierzyć się z ośmiometrową drabinką, prowadzącą w dół przepaści. Wejście na nieco chybotliwą i skrzypiącą maszynerię, nie napawa entuzjazmem. Beata siada i mówi, że zaczeka na tramwaj. Para chce metro, a ja zastanawiam się, czy nadjedzie mój dyliżans. W oczekiwaniu na transport, który jakoś nie chce przybyć, każdy nabiera natchnienie na przerzucenie nóg nad przepaść, by znaleźć się na stopniach drabinki. W końcu, stopniowo, po kolei, każdy z nas schodzi. Nie na zawał co prawda, lecz po tym sztucznym ułatwieniu.
Zbliżenie na południową ścianę Zamarłęj Turni, która długo była postrzegana jako najtrudniejsza droga, właściwie nie do przejścia. Na niej straciło życie wielu taterników. Obecnie prowadzi po niej około 20 dróg wspinaczkowych o różnej skali trudności
Wreszcie pojawia się wisienka na torcie. Dochodzę do końca mojej trasy po Orlej Perci. Na deserek mam pionową drabinkę. Pojawia się lekki dreszczyk emocji. Wraz z napotkaną parą żartujemy, sypiąc cytaty ze Shreka: „… nie patrz w dół…”, „… jak zobaczysz światełko w tunelu, nie idź za nim…”, „…niebieskie kwiatuszki…”, „…ale ja jestem daltonistą!...” i takie tam. Trzeba zmierzyć się z ośmiometrową drabinką, prowadzącą w dół przepaści. Wejście na nieco chybotliwą i skrzypiącą maszynerię, nie napawa entuzjazmem. Beata siada i mówi, że zaczeka na tramwaj. Para chce metro, a ja zastanawiam się, czy nadjedzie mój dyliżans. W oczekiwaniu na transport, który jakoś nie chce przybyć, każdy nabiera natchnienie na przerzucenie nóg nad przepaść, by znaleźć się na stopniach drabinki. W końcu, stopniowo, po kolei, każdy z nas schodzi. Nie na zawał co prawda, lecz po tym sztucznym ułatwieniu.
A dalej mam
wąską i stromą Kozią Przełęcz. Para gna dalej Orlą na Kozi Wierch, a my żegnamy
się z Beatką i każda z nas schodzi na swoją stronę przełęczy.
Znajduję się
w ciasnym kominie, z mokrymi skałami i bez możliwości oparcia nogi. Cóż,
zdecydowanie tu można sobie wydłużyć kończyny dolne. Łapię za łańcuch, odchylam
się do tyłu, jednocześnie opierając stopy płasko o skałę. Nie jest to najlepszy
sposób schodzenia, ale w tej chwili jedyny możliwy.
Wreszcie docieram do podstawy komina. Robi się szerzej, ale za to piarżyście. Nie znoszę tego pod stopami, bo można na tym łatwo pojechać. Nie wyjmuję z plecaka Bolka i Lolka, czyli moich kijków, bo jeszcze czekają mnie łańcuchy. Gdzie nie gdzie przydałyby się na trasie, bo pokonywanie skalnych, płaskich bloków, nie jest łatwe.
Wreszcie docieram do podstawy komina. Robi się szerzej, ale za to piarżyście. Nie znoszę tego pod stopami, bo można na tym łatwo pojechać. Nie wyjmuję z plecaka Bolka i Lolka, czyli moich kijków, bo jeszcze czekają mnie łańcuchy. Gdzie nie gdzie przydałyby się na trasie, bo pokonywanie skalnych, płaskich bloków, nie jest łatwe.
U podstawy Koziej Przełęczy - z prawej strony schodzi jakiś turysta po drabince. Z lewej ułożenie skał i światła sprawiło, że zobaczyłam głowę lwa :)
Po jakiejś
niecałej godzinie, wreszcie docieram do Zmarzłego Stawu, a wcześniej do
połączenia szlaków wiodących na Granaty. Trasę tę już opisywałam. Dodam tylko,
że mnóstwo wspinaczy, taterników, tego dnia ćwiczyło w rejonie Orlej Perci.
Kiedy jestem jeszcze na drabince, słyszę wyraźnie helikopter. „Śmigło” lata
ciągle, jeszcze nie wiem, że będzie towarzyszyć mi do końca wędrówki. Chcę
wierzyć, że załoga została wezwana do prawdziwej potrzeby, a nie z powodu
bolących nóg. Choć oczywiście wolałabym, żeby ratownicy mieli luz, a turyści
miło spędzony w górach czas.
Schodzę
powoli nad Czarny Staw Gąsienicowy. Słońce kładzie się cieniem na tafli stawu,
oświetla jeszcze stoki Granatów i Żółtej Turni. Pomału też zaczynają się
pojawiać ludzie, którzy wybrali się na spacer nad staw.
Docieram
wreszcie do schroniska Murowaniec. Myślę o jakimś żurku. Jakież jest moje
zdziwienie, kiedy okazuje się, że zupy w schronisku kosztują 15 zł !! Ja
rozumiem, że to schronisko, trudniejsze warunki, transport itp., ale tyle pieniędzy
za zupę, do której, nie czarujmy się, dolewa się wody, żeby było więcej? Ceny
za obiad przewyższają te w knajpach na dole. Jestem rozczarowana, że dawne
schroniska, które swego czasu dawały schron dla turystów i ciepły posiłek za
małe pieniądze (zwłaszcza kiedy samemu było się studentem i nie miało nigdy
forsy), teraz zrobiły się górskimi hotelami. Ceny z kosmosu, na podłodze nie
można już spać... Odechciewa mi się zupy, biorę naleśniki. Zjadam czym prędzej
i wychodzę na powietrze. Wymijam tłum ludzi i kieruję się na Przełęcz między
Kopami.
Po drodze
góry różowieją, na niebo wkraczają teraz różowości i fiolety.
Ponad Giewontem lśni czerwona tarcza zachodzącego słońca. Chwilę patrzę na ten spektakl, choć wiem, że zaraz, jak słońce zniknie za horyzontem, szybko zrobi się ciemno.
Ponad Doliną Gąsienicową, od lewej: Mała Koszysta, Koszysta, Waksmundzki Wierch, Żółta Turnia i Granaty
Ponad Giewontem lśni czerwona tarcza zachodzącego słońca. Chwilę patrzę na ten spektakl, choć wiem, że zaraz, jak słońce zniknie za horyzontem, szybko zrobi się ciemno.
Wchodzę na
żółty szlak wiodący do Doliny Jaworzynki. Robi się w lesie nieco mroczno,
przyśpieszam kroku. Końcowy odcinek doliny pokonuję już w ciemnościach, idąc
niemal na pamięć. Moja latarka odmawia współpracy.
Wpadam na
parking w Kuźnicach i cudem załapuję się na busik do centrum miasta. Cudem też
jest fakt, że nie skręciłam nogi, idąc po ciemku po kamieniach. Przesiadam się
na kolejny busik, który wiezie mnie w okolice mojej kwatery. Idę do siebie,
zadowolona z całego dnia.
Powróciłam
na szlak przebyty dawno temu, przezwyciężyłam lęk przed trudną trasą, pokonałam
siebie. A jutro niedziela. Odpocznę sobie. A może zrobię to na szlaku? Zobaczę,
co na to powie moje ciało, które po całym dniu jest nieco zmęczone. Jeśli
prawdą jest, że tylko wariaci chodzą po górach, to ja jestem taki wariat i
dobrze mi z tym. Zatem do zobaczenia na szlaku!
Hej!
Super! Ja przeszłam tylko fragmenty Orlej Perci. Słynna drabinka wciąż na mnie czeka. Fajnie, że miałaś towarzystwo na tym trudnym szlaku :)
OdpowiedzUsuńJa Orlą też mam fragmentarycznie zrobioną. Ale chcę przejść ją całą od początku do końca. Oby zawsze towarzyszyła mi pogoda, co w przypadku Granatów nie jest już takie oczywiste. Chyba tu tez działa klątwa jak w przypadku chęci wejścia na Rysy :) A tym Mnichem mi zrobiłaś ogromną przyjemność, wcześniej Gerlachem... Ach...
UsuńDusia, gapię się na te zdjęcia i strasznie chciałabym tam znowu być. Dokładnie tam :-) Dziękuję kochana :-)
OdpowiedzUsuńJa też! Ja też! Teraz, natychmiast... Kiedy ktoś wymyśli tę machinę do teleportacji, ja się pytam? :) Ściski :)
UsuńA my jeszcze nie byliśmy na Orlej. Chlip :( Zawsze coś te plany zmienia.
OdpowiedzUsuńŁadnieś astrzaskała fot. I pomyśleć, że to tylko fragment Orlej. :) No ale w takich okolicznościach przyrody i aury pogodowej aparat powinien mieć funkcję synchronizacji ze wzrokiem, żeby nie trzeba było go co chwilę łapać w ręce.
Fajnie by było. Orla jest wymagająca ale za to serwuje widoki. Skręt szyi gwarantowany😜 Wszystko jeszcze przed Wami.
UsuńMurowaniec i Morskie to takie "wyjątkowe" schroniska... nie lubię ich.
OdpowiedzUsuńSzlak piękny i ciekawy pogodę miałaś świetną. Wiesz że "chłopek" to kaganiec, czyli skały wokoło nieo stosowały miliony lat nim on się pojawił taki jakim go widziałaś? Niesamowite. A jeszcze bardziej się niesamowicie tam robi jak sobie człowiek pomyśli że na każde 10 mm wypiętrzania się Tatr, 8 mm "pożerała" erozja.
Twarde prawa natury :) Ale dobrze, że się nam co nieco wypiętrzyło ;) Fakt, pogoda była super, szło się bardzo przyjemnie, choć pod koniec dnia czułam biodro, które na początku urlopu niefortunnie sobie nadwyrężyłam. I teraz będzie mi mówiło "dzień dobry" :) Pozdrawiam serdecznie.
Usuńtam miało być "ostaniec" ale idiota android mi "poprawił"...
Usuń:) :) :) Najśmieszniejsze w tym jest to, że mój mózg tak to odczytał :) No bo na co "Chłopkowi" kaganiec :) No może niektórym by się przydał... :P
UsuńWitaj Duśka, taternico Ty moja!!!! Ktoś kiedyś zapytał po co ludzie chodzą po górach? Ci co chodzą, to wiedzą a ci co nie chodzą to tej tajemnicy nie poznają nigdy. Jest jak mówisz. Na trudnej trasie przezwycięża się lęk i pokonuje samą siebie. A widoki i ta wolność tam na górze, tego nie zrozumie ten, kto tam nie był. To po prostu trzeba przeżyć!! Zdjęcia jak zawsze super ale i miejsce niesamowite. Jestem pełna podziwu dla Ciebie. Ściskam Cię mocno i pozdrawiam jak zawsze serdecznie i do zobaczenia na jakimś szlaku może.... Bietka
OdpowiedzUsuń:) :) :) To prawda, czasem coś nas gna w te góry, a nie potrafimy powiedzieć co :) A że pogoda dopisuje to i łatwiej przeszkody pokonywać. I samego siebie. Kto wie, może za jakiś czas wybiorę się w Pieniny, w końcu ta Szczawnica woła :)
UsuńOj woła woła, szczególnie góral na Kotuńce przy wjeździe do miasteczka na kamieniu w środku Dunajca.... Teraz zmieniono już górala na zbójnika z ciupagą. Jeszcze go na własne oczy nie widziałam, ale myślę że też czeka na nas i powita jak należy. Oczywiście w tym roku też będę, choć tydzień - jak co roku po 15 sierpnia. Pieniny są cudowne.Do miłego zatem. Buziaki. Bietka
UsuńGratuluję przejścia tego odcinka Orlej Perci. Pięknie opisałaś, prawie krok po kroku swoje poczynania. Tak, tylko wariat może chodzić po takich trasach. Można by się tym przejąć, gdyby nie fakt, że co chwila spotykasz podobnego wariata. Pięknymi zdjęciami narobiłaś mi smaku na taką wycieczkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dzięki :) Nienormalne jak jest w nadmiarze i dłuższy czas to staje się normalne. Czyli idąc dalej tym tropem normalny wariat nie jest zły ;) Serdeczności i dobrego weekendu :)
UsuńFajna wycieczka :) Ja mam tylko fragment Orlej odwiedzony - Zawrat - Skrajny Granat, ale może kiedyś uda się i przejść resztę. Dwa razy próbowałem, dwa razy schodziłem z powodu burzy - a startowałem na prawdę wcześnie.
OdpowiedzUsuńJa mam tak z Granatami. Co podejście to burza, albo inna cholera :) Nagle, znikąd i nikomu nie potrzebne. Ale grańka do przejścia zacna i dająca niezłego kopa energii na potem. Przejdę ją w odcinkach, żeby było weselej ;)
Usuń