Nie
tylko dla orłów,
czyli
wędrówka pierwszym odcinkiem Orlej Perci
27.08.2016r.
cz. I
Jeśli w
górach jest piękna pogoda, trzeba z niej korzystać, wychodząc na szlak.
Prognozy zapowiadały „żyletę” do końca tygodnia, więc postanowiłam działać. To
nic, że założenie tego urlopu było zgoła inne. Przecież znów jestem w górach.
Pobudka o 5
rano jest ciężka, ale mimo to podnoszę się z łóżka i idę zrobić śniadanie na
drogę. Ciepła herbata w termos to jest to.
Pierwszym
autobusem dojeżdżam w rejon dworców, by tam przesiąść się w busik jadący do
Morskiego Oka. Resztki snu z oczu przegania mi widok sznura samochodów. Stoimy
w korku. Rany Julek, przecież jest koniec wakacji, czemu ci ludzie nie jadą
kupować wyprawek szkolnych dzieciom? Busik jedzie pod prąd (ach ci górale).
Notuję w pamięci, żeby w tym roku nie wybierać już żadnej trasy, która wiodłaby
z Drogi Oswalda Balzera.
Po siódmej
wchodzę na sławetny asfalt i wśród tłumu ludzi podążam, na szczęście, tylko do
Wodogrzmotów Mickiewicza. W głowie ciągle siedzi mi tekst: „… i choćbym podążał
cienistą doliną…” Zakładam czapkę, szalik i rękawiczki. Z ust idzie para. Tu
zawsze jest zimno. Oby wyjść wyżej i będzie cieplej.
Pędem
przemierzam urokliwą, choć dla mnie zwykle męczącą Dolinę Roztoki. Opisywałam
ją już niejednokrotnie, więc nawet nie silę się na robienie zdjęć. Oczywiście
przy Starej Roztoce jem pierwszą kanapkę.
Kolejnym
przystankiem na złapanie oddechu jest przepiękna Wielka Siklawa. Nie sposób
przejść obok niej obojętnie. Powoli rozbieram się z kolejnej warstwy ubrań.
Przede mną
otwiera się Dolina Pięciu Stawów Polskich. Nad Wielkim Stawem Polskim robię
krótką przerwę. Przysiadam na kamieniu i wcinam herbatniki z czekoladą. Jest
pięknie. Pogoda to tzw. „lampa”. Majestatyczne Wołoszyny, Kozi Wierch, po
drugiej stronie Szpiglasowy Wierch i masyw Miedzianego, doskonale odcinają się
na tle niebieskiego nieba. Żadnej chmurki, żadnego gromu, żadnego deszczu. To
jest to. Żal byłoby nie wychodzić z domu, choć temperatura ma dziś sięgać 30°C.
Oczywiście w górach jest ciut chłodniej, ale i tak, jak na wędrówkę,
temperatura jest wysoka.
Wchodzę na
niebieski szlak, prowadzący na Zawrat. Podążałam nim tylko do odbicia na Kozi
Wierch i kawałek dalej, gdzie łączy się z odbiciem na Szpiglasową Przełęcz. To,
co jest dalej, jest dziś dla mnie zagadką. Kiedy rok wcześniej siedziałam sobie
na Zawracie, szlak wydawał się łatwy. Teraz mozolnie pięłam się do góry.
Minęłam
zejście na Szpiglasową Przełęcz z lewej, potem wejście w Dolinkę Pustą. Kamień
po kamieniu, wchodzę coraz wyżej. Za plecami mam całą Dolinę Pięciu Stawów, a
przed sobą coraz bardziej widoczny Zadni Staw Polski, który spod schroniska w
Piątce, jest niewidoczny. Okazuje się, że szlak, mimo ciągłego wchodzenia pod
górkę, jest bardzo malowniczy i w sumie łatwy.
Dolinka Pusta: od lewej: Świnica, Mały Kozi Wierch, Zamarła Przełęcz ze skałą "Chłopek", Zamarła Turnia i Kozi Wierch
Po drodze przystaję
i rozmawiam z tymi, co schodzą tym szlakiem. Wszyscy zgodnie twierdzą, że na
Zawracie tłum ludzi, którzy przyszli od strony Świnicy. Nijak ma się to do
pustego szlaku w Tomanowej Dolinie… No cóż, trudno. Idę tam z nadzieją, że nie
wszyscy będą potem podążać Orlą Percią.
Za kolejnym
zakrętem kamienistej dróżki, widzę mój mały cel – Przełęcz Zawrat. Rzeczywiście
jakoś tam gęsto. Ale, choć wydaje się do niej blisko, muszę jeszcze pokonać
kawał drogi. Gdzieś w głazowisku Dolinki pod Kołem, słyszę świsty. Zastanawiam
się, czy to świstaki czy płochacze. Tych małych, sympatycznych zwierzaczków nie
jestem w stanie wypatrzeć między kamieniami. Wszystko zlewa się w jedno. Za to,
co i rusz, zrywają się do lotu ptaszki, więc wciąż nie wiem, kto wydaje te świsty.
W końcu
staję po raz kolejny, chyba trzeci raz w życiu, na Zawracie. Znajduję wolne
miejsce i siadam na mały popas. Ze zdziwieniem stwierdzam, że mam zasięg, więc
melduję się, żem jeszcze żywa. O tym, co widać z przełęczy pisałam TUTAJ, przy
okazji wyprawy na Zawrat i potem dalej na Świnicę. Dziś widoczki są równie
piękne. Nawet Krywań nieśmiało wygląda spoza gór. Bardzo dobrze widać rysę na
Rysach. Stąd szczyt nie wydaje się taki wielki.
Tatry Wysokie z nad masywu Miedzianego, w centrum zdjęcia Rysy z widoczną rysą, Ganek i z prawej Mięgusze
Można by
siedzieć tu i upajać się widokami. Słyszę zdyszane głosy turystów, którzy
nadchodzą od strony Świnicy, że miało być lekko i przyjemnie, a to porządny
wycisk jest. Potwierdzam, że szlak od Świnicy jest bardzo wymagający. A jeszcze
cięższy jest od Doliny Gąsienicowej.
Łańcuchy często blokują ludzi. Wzmagają strach, tymczasem w wielu
miejscach są ułatwieniem. Są po to, by bezpiecznie przedostać się dalej. Ale z
drugiej strony ma się wrażenie, że życie zależy w pewnej mierze od tego
krowiego łańcucha, który kiedyś, ktoś umocował. No i właśnie na mnie teraz czekają łańcuchy.
Zbliża się pora zmierzenia się z trasą, którą pokonało się prawie 20 lat temu.
Cóż, wtedy doszło do załamania pogody, nic nie było widać. Sama satysfakcja, że
się było na kawałku Orlej Perci, nie wystarczała. Dziś mogę się zmierzyć z tym,
czego moje oczy nie widziały wtedy.
Koniec cz. I
c.d.n. … Hej!
Brawo!
OdpowiedzUsuńDzięki 😀 Miłego weekendu.
UsuńNo to czekam na dalszą relację, bo przy takiej pogodzie zapowiada się miodnie.
OdpowiedzUsuńNa Zawracie zebrał się prawdziwy tłumek. :O
Oj było miodnie😄 Na szczęście zostawiłam tłum na Zawracie i dalej było idealnie. Udanego weekendu!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPiękny początek trasy, pewnie dalej będzie tylko ładniej. Kiedyś bardzo chciałem przejść tę trasę, teraz to już raczej niemożliwe, coraz bardziej dokucza mi kolano podczas schodzenia z dół. Tak więc cieszę się na Twoje kolejne zdjęcia, bo jak zawsze są świetnej jakości i szczegółowo pokazują kolejne etapy wędrówki.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Muszę przyznać, że owszem, było ładniej :) Na pewno weselej, ale o tym w następnym odcinku trasy po grani :) A z kolanami to i ja mam problemy, więc doskonale rozumiem co czujesz. W tym roku załatwiłam sobie dodatkowo biodro, co zapewne z kolejnymi latami i zmianą pogody będę odczuwać. Ale trzeba się z tym pogodzić. Ściskam weekendowo :)
UsuńFajnie się zapowiada resztą wędrówki.
OdpowiedzUsuńJa bym wolał na Zawrat podchodzić od Murowańcam jakoś nie lubię tego odcinka do Piątki.
Od Murowańca szłam na Zawrat rok wcześniej. Moim zdaniem chyba bardziej płasko jest od Piątki, więc wiecej osób może dotrzeć na przełęcz. Od Gąsienicowej jest więcej podejść no i łańcuchy na koniec, co blokuje niektórych. Ale tak czy owak jest pięknie :) Już niedługo ciąg dalszy. Pozdrawiam :)
Usuń