Nie na wszystkie szczyty kolejką…
nawet jak jest!
Czyli o tym, gdzie spółka Duśka i Tuśka
buszowała na przełomie czerwca i lipca 2020r.
Ten rok jest wyjątkowy pod
względem wariactwa w planowaniu urlopów. Plany były, owszem, ale ktoś
postanowił popsuć świat i co chwila trzeba było weryfikować i zmieniać te
plany. Koronawirus chyba zdecydowanie stał się znienawidzonym słowem dla wielu
osób, działających nie tylko w branży turystycznej. Mimo tego, udało się
wyskoczyć na tydzień w Beskid Sądecki, co cieszyło mnie ogromnie. Wybór padł na
Krynicę Zdrój, a w wyjeździe towarzyszyła mi moja Siostrzenica Marta.
Kupić bilety, zaplanować trasy,
nawet przetrwać czas oczekiwania na wyjazd… Wszystko to jest mało ważne, jak
już dojeżdżasz na miejsce i okazuje się, że poprzedni cały tydzień lał deszcz,
najbliższe dni mogą być różne pogodowo a na dokładkę pod oknem kładą ci nowe
wodociągi…. Wymarzony urlop, nie ma co!
Kiedy więc, pojawiła się nadzieja,
na dzień pogodny i suchy, wyruszyłyśmy na górską wędrówkę. Nasz wybór padł na Jaworzynę
Krynicką (1114 m n.p.m.). Ale dodam, że oczywiście na piechotkę a nie w
wygodnej kolejce. Obrałyśmy szlak czerwony, który początkowo wiódł nas po drodze
wyłożonej płytami, wijącej się wśród prywatnych domów. Potem weszłyśmy już w
leśne ścieżki.
Chwilami było ostro pod górę, a chwilami błotniście. W pewnym
czasie szlak się nieco gubił, nie było szlakowskazu w miejscu, gdzie drogi się
rozwidlały. Udało się jednak odnaleźć właściwy szlak i mogłyśmy kontynuować
wędrówkę.
W pewnym momencie połączyły się
nam szlaki czerwony z zielonym. Po kilku krokach, wyłoniła się nam mała
atrakcja na szlaku, w postaci Diabelskiego Kamienia. Jest to pomnik przyrody
nieożywionej, ostaniec w kształcie dużego grzyba o wysokości ok. 5m, będący
wynikiem erozji różnego typu.
A z takim miejscem muszą się
kojarzyć legendy. Mieszkańcy Krynicy mówią o dwóch. Pierwsza jest krótka i mówi
o tym, że kamień upuścił w tym miejscu diabeł , który niósł go, by zniszczyć
życiodajne zdroje krynickie. Ale wówczas w Krynicy zapiał kogut i diabeł
wystraszywszy się, kamień upuścił. Druga legenda w zasadzie jest bardziej rozbudowana,
ale przez to bardziej romantyczna. Mówi o tym, że pewien rycerz z pobliskiej
Muszyny zakochał się w ubogiej pasterce. Ponieważ była ona niskiego stanu, ojciec
rycerza nie wyraził zgody na ślub zakochanych. By ich rozdzielić, posłał syna
na wojnę. Ten jednak nie odniósł żadnych ran i powrócił w rodzinne strony.
Jednak na Górze Parkowej napadli go zbóje i ciężko ranili. W takim stanie
odnalazła go pasterka, pasąca niedaleko owce. Rozpoznała w rycerzu swego
ukochanego, klęknęła i zaczęła się modlić do Matki Bożej, prosząc o uratowanie
rycerza. Źródło, które wypłynęło spod stóp Matki Bożej miało cudowną moc i po
obmyciu młodzieniec ozdrowiał. Usłyszawszy o cudownym ocaleniu syna, ojciec w
końcu zgodził się na ślub, po czym zakochani żyli długi i szczęśliwie. Ale
piekielne moce, kiedy dowiedziały się o istnieniu cudownego źródła, postanowiły
go zniszczyć. W tym celu diabeł porwał wielki kamień z Tatr i niósł go, aby
zrzucić na źródło. I kiedy był już nad stokami Jaworzyny, zapiał kur i diabeł
upuścił kamień. Tkwi on tam po dzień dzisiejszy.
I spółka Duśka i Tuśka go
podziwiały, będąc o jakąś godzinę od pierwszego celu swej wędrówki.
A potem było już tylko pod górkę, dość
ostro i błotniście chwilami i wnet wyszłyśmy na drogę prowadzącą na kopułę
Jaworzyny Krynickiej, gdzie zlokalizowana jest górna stacja kolejki.
Jaworzyna Krynicka ma 1114 m
n.p.m. Położona jest w Beskidzie Sądeckim. Jest najwyższym szczytem w Paśmie Jaworzyny.
Z Doliny Czarnego Potoku na szczyt
kursuje kolej gondolowa. Dlatego, w sezonie jest to wierzchołek gęsto zaludniony,
bo też stanowi dobry punkt widokowy. Zimą odwiedzają ją liczni narciarze,
bowiem istnieje tu sporo tras zjazdowych, obsługiwanych przez kilka wyciągów.
Na samym szczycie Jaworzyny znajduje się maszt radiowo-telewizyjny oraz kilka
punktów gastronomicznych. I my także usiadłyśmy, by zjeść jakieś lody i chwilkę
odpocząć.
Z tarasu jednej z karczm,
rozciągał się przepiękny widok na Góry Leluchowskie i Beskid Niski.
Podziwiałyśmy go zauroczone. Pogoda była wymarzona.
Wreszcie zebrałyśmy się dalej i
czerwonym szlakiem poszłyśmy w kierunku góry o wdzięcznej nazwie Runek. Po
drodze sporo błota, deszcze odcisnęły tu swoje piętno. Stoki Jaworzyny są w
głównej mierze zalesione, więc i widoków tu brak. Godzinę później stałyśmy już
na Runku (1079 m n.p.m.).
Tu obrałyśmy już niebieski szlak, prosto do
schroniska. Po mniej więcej 40 minutach dotarłyśmy do Bacówki PTTK nad
Wierchomlą. Powitały nas cisza i spokój. Tylko kilkoro ludzi odpoczywało przed
budynkiem i zaledwie kilka osób wewnątrz schroniska. Postanowiłyśmy zjeść tu
naleśniki. Ale tych nie było, więc na stół wjechały pierogi z jagodami.
Pałaszowanie ich poszło nam gładko 😉
Boże Narodzenie na szlaku trwa cały rok. Kto powiedział, że uboga stajenka nie może być w pniu drzewa?
A w nagrodę dostałyśmy jeden z
najładniejszych widoków tych terenów – widok na Tatry! Serce mocniej zabiło,
ciepełko się w nim rozlało… Oczywiście sesja zdjęciowa być musiała.
"Patrz Tuśka, tam są Tatry! Jak tak mówisz ciociu, to ja ci wierzę na słowo" - oto co usłyszałam na mój entuzjazm :)
Po odpoczynku ruszyłyśmy w drogę
powrotną obierając znów niebieski szlak na Runek i dalej kontynuowałyśmy go w
kierunku Przysłopu (935 m n.p.m.). Byłam tak pochłonięta myślami, że dopiero
Tuśka przywołała mnie do rzeczywistości, mówiąc: Ciociu, jesteśmy już na
Przysłopie. Przeszłabym i go nawet nie zauważyła…
Idąc tak noga za nogą,
przedzierając się przez błoto na szlaku i czując pomału nogi, doszłyśmy do
górnej stacji wyciągu narciarskiego na Słotwinach. Obecnie jest to także
atrakcyjne miejsce latem, ponieważ znajduje się tu Wieża Widokowa w Krynicy –
Zdroju. My jednak nie miałyśmy już siły wdrapywać się na wieżę. Chciałyśmy już
dojść na kwaterę i bachnąć się na łóżko. Ale przed nami był jeszcze kawał
drogi.
Mimo, że szlak łączył się już z żółtym, a na Przełęczy Krzyżowej
przecinał go szlak zielony, to my trzymałyśmy się wciąż niebieskiego. Ostatnie kilka metrów przed zejściem do
cywilizacji, to było bardzo strome zejście, gdzie bardzo mocno musiałyśmy uważać,
żeby nie ześlizgnąć się na mokrym podłożu. Zmęczenie dawało się we znaki.
Koniec naszego szlaku nastąpił z
chwilą zejścia do głównej ulicy miasta, gdzieś na wysokości słynnego pawia, a
więc początku zabytkowej części Krynicy. Do przejścia został nam jeszcze
kawałek główną ulicą, w kierunku kwatery. Tym samym zatoczyłyśmy pętlę,
ponieważ minęłyśmy wejście na czerwony szlak, którym rano mozolnie wspinałyśmy
się na Jaworzynę.
Dzień chylił się ku końcowi, a my
zadowolone choć nieco wymięte wróciłyśmy odpocząć i snuć plany na kolejną wyrypkę.
A to nie byle jaka miała być wyprawa. Ale o tym kiedy indziej… Zatem do
zobaczenia!
Hej!
Piękna wycieczka. W górach piękne są takie powroty resztkami sił :-) A na pogodę raczej nie mogłyście narzekać. Chyba, że było za gorąco...
OdpowiedzUsuńWitaj! Właśnie przed chwilą buszowałam po Twojej stronie i polubiłam Twój FB :) :) :)
UsuńPogoda była wspaniała, jedyne na co mogłyśmy narzekać, to błoto na szlaku, ale ograniczałyśmy narzekanie ;) Pięknie było... Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Witaj! Dziękuję bardzo! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZawsze chętnie tam wracam, to bardzo ciekawe tereny i nawet jak się już przejdzie wszystkie szlaki, to... zawsze jest coś co zadziwi, ucieszy lub zaskoczy.
OdpowiedzUsuńMaćku, to chyba działa wszędzie. Ja mam tak w Tatrach. Niby znam teren, a jednak... I to chyba powoduje, że tak chętnie wracamy w te nasze małe miejsca na ziemi... Pozdrawiam ;)
UsuńTeż kiedyś pewien wakacyjny tydzień spędzałem w Krynicy, nawet taką samą trasę robiłem :) Widok na Tatry, zawsze poprawia jakość wycieczki ;)
OdpowiedzUsuńJak ja byłem, to ścieżki w koronach drzew jeszcze nie było, a obecnie one są modne. Będę musiał w końcu na jakąś się wybrać.
O tak, Tatry z każdej strony są najlepsze ;) I taki widok rekompensuje zaklęcia rzucane pod nosem po drodze. Generalnie byłyśmy zaraz po obfitych opadach deszczu, więc było sporo błota, ale wspomnienia zostają z nami na zawsze, błoto się już wykruszyło z butów i spodni ;) Pozdrawiam serdecznie, aktualnie z Zakopanego! :)
Usuń