Magiczne
Podlasie,
czyli
są bunkry i jest zaje…fajnie!
Rok temu, w czerwcu. Ciepło, przyjemnie. Możliwość wyjazdu na moje ukochane Podlasie, w nieznane mi rejony. Nie mogłam przejść koło tego obojętnie. Na dźwięk słowa „Podlasie” stawiam uszy jak każdy pies na słowo „spacerek”. Postanowione, jadę do… i tu zagwozdka, dokąd ja jadę? Tego nie ma na mapie Google! No to niemożliwe przecież… chyba… Usilnie szukam miejsca o nazwie Hamulak. No nie ma takiego. W dodatku w ofercie był wpis, że jest to w gminie Sokółka, więc niby mam zawężone pole szukania. No nie ma… Dobra, jadę. Nieważne gdzie, ważne z kim, a jadę z fantastycznymi ludźmi. Na miejscu okazało się, że w opisie był błąd, bo dotarliśmy do miejscowości o nazwie Hamulka (heh, czeski błąd, zwykła literówka, a ile było szukania) i to nie w gminie a w powiecie sokólskim, więc większy obszar do przeszukiwania. Ale, żeby nie szukać, powiem w skrócie: to miejsce na końcu świata. I takie miejsca właśnie lubię. Ciche, spokojne, jednocześnie pełne życia i radości. Ale bez tłumu turystów i pamiątek rodem z piekła.
Wyjazd o 5.00. Na śpiocha niemalże dojechałam na miejsce zbiórki. Chwila spraw organizacyjnych i każdy dosypiał w autokarze.
Przejechaliśmy przez Tykocin. Lubię to miasteczko. Ma swój urok. Po raz kolejny patrzyłam na miejsca, po których chodziłam i uśmiechałam się do własnych wspomnień.
Z zamyślenia wyrwała mnie informacja, że już na nas czekają gospodarze z ciepłą, świeżą drożdżówką. Wówczas myślałam, że po prostu dostaniemy bułeczkę drożdżową i tyle. Rzeczywistość okazała się lepsza od wyobrażeń. Ale o tym za chwilę.
Dojechaliśmy do Hamulki. Zobaczyłam pierwsze bunkry. Potem dowiem się, że to nie bunkry a schrony. A to różnica.
Dojechaliśmy do Hamulki. Zobaczyłam pierwsze bunkry. Potem dowiem się, że to nie bunkry a schrony. A to różnica.
Póki co, byłam oczarowana polami falującego zboża. Matko, jak pięknie! Byliśmy w agroturystyce „Chata za Wsią”. I to dosłownie…
Rozglądaliśmy się po obejściu, a już Gospodarze nas witali i zapraszali pod zadaszoną wiatę, gdzie przygotowano dla nas poczęstunek – kawę, herbatę i… ciepłe, prosto z formy ciasto drożdżowe z truskawkową konfiturą. Wstyd się przyznać, ale grzech łakomstwa mnie wtedy dopadł. Poprosiłam o dokładkę. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie ja jedna 😊
Szkoda, że przez ekran nie da się przekazać smaku i zapachu drożdżowego ciasta z domowej roboty konfiturą... Było pyszne!
Siedzieliśmy i zajadaliśmy się ze smakiem. Było upalnie. Gdyby nie zaplanowany dla nas czas, to pewnie byśmy się rozleniwili. Na szczęście padło hasło, wstaliśmy i formowaliśmy się do wędrówki po okolicy. Czekając na wszystkich robiłam parę zdjęć. Byłam po prostu zachwycona.
Lubię drzwi. Nigdy nie wiem, co się za nimi kryje. A tu proszę, stały sobie po środku, w dodatku mogłam za nie spojrzeć ;)
Wielka stodoła Gospodarzy, w której odbywają się przyjęcia okolicznościowe, jak wesela, chrzciny, zabawy
Drogę w Hamulce obsadził brzozami nasz Gospodarz. Symbolizowały partyzantów i żołnierzy poległych w okolicy.
Generalnie celem wyjazdu było zapoznanie się z historią tych ziem, a dokładniej z poznaniem schronów dawnej Linii Mołotowa. Był to pas radzieckich umocnień granicznych, które zostały wybudowane w latach 1940-41 w celu ochrony zachodniej granicy ZSRR przed inwazją III Rzeszy. Nasz Gospodarz, członek Grupy Badawczej „Kriepost”, w ciekawy i przystępny sposób opowiadał historię budowanych schronów w okolicznych wsiach. Między innymi dowiedzieliśmy się, że po wojnie, ludzie, na których ziemiach wybudowano schrony, stawali się właścicielami budowli, a często po prostu po części wysadzonych ruin. Obecnie jeden z nich, należący do naszego Gospodarza, jest restaurowany i będzie udostępniony szerszemu gronu do zwiedzania.
Jako kobiecie, zupełnie nie wchodziły mi do głowy techniczne opisy każdego oglądanego obiektu. Delektowałam się chwilą na Podlasiu, a do świadomości mojej docierały jedynie myśli o tym, jak ludzie mogli tu funkcjonować w czasie wojny, jak przeżywali ostrzały i czy nie głuchli od tego.
Na murach, w otworze strzelniczym zakwitły żółte kwiatki, jakby chciały powiedzieć, okno to okno i my je upiększymy
Czym zatem jest schron, a czym bunkier?
Schron to budowla obronna lub ochronna. Obronna o przeznaczeniu wojskowym, ochronna dla ludności cywilnej. Choć błędnie mówi się o nich „bunkry”, to schrony służą do obserwacji, prowadzenia ognia, ochrony żołnierzy i ich sprzętu. W przypadku schronów cywilnych, do obrony ludności przed np. atakiem jądrowym. Zazwyczaj budowane były z żelbetu i innych materiałów trwałych na siłę rażenia przeciwnika.
Bunkier to potoczna nazwa zakrytego obiektu fortyfikacyjnego, służącego do schronienia, ukrywania się, jak np. piwnica. Z bunkrów nie prowadziło się działań militarnych, ostrzałów czy choćby obserwacji frontu.
Schron to budowla obronna lub ochronna. Obronna o przeznaczeniu wojskowym, ochronna dla ludności cywilnej. Choć błędnie mówi się o nich „bunkry”, to schrony służą do obserwacji, prowadzenia ognia, ochrony żołnierzy i ich sprzętu. W przypadku schronów cywilnych, do obrony ludności przed np. atakiem jądrowym. Zazwyczaj budowane były z żelbetu i innych materiałów trwałych na siłę rażenia przeciwnika.
Bunkier to potoczna nazwa zakrytego obiektu fortyfikacyjnego, służącego do schronienia, ukrywania się, jak np. piwnica. Z bunkrów nie prowadziło się działań militarnych, ostrzałów czy choćby obserwacji frontu.
Całkowicie współczesny wychodek, ale nie mogłam się powstrzymać, to czerwone serduszko mnie ujęło :) :) :)
Choć militaria czy temat II wojny światowej, mogą być fascynujące, ja jednak w upalny dzień, skupiłam się na fantastycznych kadrach okolicy. Pomagały mi w tym bociany, które latały nad polami lub siedziały w gniazdach z młodymi.
Lądowanie na chacie ;) A ona to się prawie pod boki wzięła... Czyżby szykowała się mała awanturka? :)
Po wycieczce po schronach, wróciliśmy do siedliska. Usiedliśmy w wiacie. Zrobiło się parno, burza wisiała w powietrzu.
Na stół wjechał obiad, syte kartacze. Po spacerze wszyscy zajadaliśmy się ze smakiem.
Na stół wjechał obiad, syte kartacze. Po spacerze wszyscy zajadaliśmy się ze smakiem.
Nasz Gospodarz, polewał nam, na spróbowanie, nalewki własnej produkcji. Było ich kilka, każda smakowała inaczej.
Córka Gospodarza pokazała jak robić sękacza, typowo podlaski przysmak cukierniczy.
A że sękacz robi się długo, bo trzeba go dobrze wypiec, nalewki zaczęły szumieć w głowach, więc padła komenda – idziemy na spacer do Biebrzańskiego Parku Narodowego! Ci co chcą, zostają i leżą na hamakach, kocach i ręcznikach. Jak wrócimy będzie zmiana 😉
Nadzieja, że w lesie będzie nam nieco chłodniej, prysła szybciuchno wobec walki z komarami i meszkami. Mimo wszystko zrobiliśmy kółeczko po leśnych duktach i wróciliśmy do siedliska.
A tam co chwila dyżur przy ogniu i kręcenie sękaczem. Chwila odpoczynku...
Ekipa siedziała już przy stole, zwarta i gotowa na jedzenie ciepłego ciasta. Uwierzcie, ślinianki działały wszystkim prawidłowo. I wreszcie jest. Chwila dla fotoreporterów i sękacz został pokrojony. Zanim się człowiek obejrzał, zniknął co do okruszka. Herbata na trawienie wszystkich dobroci i wieczornych Polaków rozmowy. Ciche pomruki burzy zwiastowały zmianę pogody. Było coraz głośniej i w końcu przeszła ulewa, która jednak szybko się skończyła. My siedzieliśmy na szczęście w wiacie. Kończył się też nam czas, w gościnnych progach „Chaty za Wsią”. Ale wciąż siedzieliśmy za stołem i planowaliśmy kolejne wyjazdy. Jakoś nikomu nie chciało się wracać do rzeczywistości. Zdecydowanie czas na Podlasiu powinien w magiczny sposób się wydłużać.
Wreszcie musieliśmy się podnieść i podziękować za gościnę. Wszyscy się ociągaliśmy. A może zostać tu jeszcze? Bardzo by się chciało…
Wracaliśmy do domu gnani przez burzowe chmury. Zrobiło się ciemno, a nas otulało zmęczenie. To był piękny, radosny dzień. Wypełniony pozytywnymi wibracjami. Żałuję, że był to tylko jeden dzień. Ale jak zawsze – jeden dzień na Podlasiu, to dla mnie jak cały tydzień gdziekolwiek indziej. Kto jeszcze nie był w tym magicznym zakątku Polski, powinien to nadrobić. Tam jest Cudowny Świat! I niebawem znów powrócę na Podlasie. Ale o tym, psyt, ciiii…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz