Post bardzo militarny,
czyli załoga do wozu!
Nie mniej jednak dziś zapraszam Was w ciekawy kąt Polski.
Co to takiego MRU? Pewnie niektórzy z Was słyszeli ten skrót. Ja też, ale dotąd nie interesowałam się tym zbytnio. A błąd, bo oprócz historii, to całkiem fajne miejsce na spędzenie czasu razem z dziećmi. Albo bez nich. Bo dorośli to też dzieci, tylko trochę bardziej wyrośnięci i poważni. Teoretycznie.
MRU. Międzyrzecki Rejon Umocniony, po niemiecku Ostwall lub Festungsfront im Oder-Warthe Bogen, co można przetłumaczyć jako Umocniony Łuk Odry i Warty lub Front Ufortyfikowany Łuku Odry-Warty.
Jest to system umocnień, które stworzyli Niemcy po I wojnie światowej, dokładnie w latach 1934 - 1944. Ich celem była ochrona wschodnich granic Rzeszy. Stało się to wbrew Traktatowi Wersalskiemu, który kończył wojnę i zabraniał jakichkolwiek działań fortyfikacyjnych przygranicznych. Już w 1927 r. rozpoczęto prace nad umocnieniami granicy. Plany, działalność etapowa, wszystko to zostało utajnione, co by nie niepokoić sił alianckich. I właśnie podążałam, by zobaczyć to, co pozostało z tamtych czasów.
W latach 1934 - 1935 wzniesiono w ramach tzw. linii Nischlitz - Obra (Niesłysz - Obra) pierwsze, lekkie umocnienia, czyli schrony dla karabinów maszynowych z ukryciem armaty przeciwpancernej, tzw. Hindenburg-stand. Jednocześnie budowano zaplecze hydrotechniczne w postaci zapór, jazów na rzece, jako, że teren otoczony jeziorami i rzekami temu sprzyjał. Stanowił niejako naturalną barierę.
Pomysł frontu ufortyfikowanego zaczęto realizować w 1936 r. Największe skupisko ciężkich fortyfikacji zaplanowano w środkowym odcinku Łuku Odry-Warty, które pozbawione jest przeszkód wodnych. Tu planowano wznieść 107 ciężkich schronów bojowych, tzw. Panzerwerke. Oczywiście zamierzano wyposażyć je w broń masowego rażenia a także tę przeciwpancerną. Wszystkie obiekty w centralnej części miały być ze sobą połączone drogami podziemnymi. Na szczęście tak wielkie założenie nie zostało zrealizowane w całości. Dziś w tym odcinku można zobaczyć ciągłą zaporę przeciwpancerną, tzw. zęby smoka.
W maju 1938 r. budowę umocnień przerwano na rozkaz Hitlera, ze względu na zmianę planów działań na wschodzie. Siły i uwaga zostały skierowane w tamtym kierunku. Mimo tego, to, co powstało, stanowiło potężne zabezpieczenie na granicy, jednak największym mankamentem był brak broni przeciwpancernej oraz artylerii.
Od 1943 r. podziemne korytarze wykorzystywane były jako fabryka, w której montowano silniki lotnicze firmy Daimler. Pracę wykonywali robotnicy przymusowi z terenów okupowanych przez Niemcy, głównie byli to Polacy i radzieccy jeńcy wojenni.

W połowie 1944 r. wybudowano lekkie schrony typu Ringstand 58C, zwane potocznie Tobrukami, gdyż konstrukcja ich oparta była na projekcie włoskiego schronu, wykorzystywanego podczas walk o Tobruk. Schrony te wkopywano w ziemię. Ciekawostką jest, że rodzaj takiego schronu odkryto w 2011 r., podczas remontu torowiska na Pl. Zbawiciela w Warszawie. Ze względu na czas i koszty, pozostał on tam do dnia dzisiejszego. I pewnie mało kto o tym wie. Warszawa rozsiana była Tobrukami w celu wzmocnienia Twierdzy Warszawa. Z ogólnej liczby 60 sztuk, pozostało ich ok. 30. Powróćmy jednak do MRU...
W styczniu 1945 r. umocnienia były obsadzone przez nieliczne załogi, w dodatku słabo skomunikowane ze sobą, przez co po natarciu ofensywy wojsk radzieckich, zostały zdobyte, choć po trzech dniach walk.
Po wojnie jedne obiekty wysadzano w powietrze w celu pozyskania stali pancernej, inne stały opuszczone i ograbione.
W latach 80. XX w. powstał pomysł umieszczenia w podziemiach magazynu odpadów radioaktywnych. Na szczęście zamiast tego, centralny odcinek MRU jest teraz rezerwatem nietoperzy ("Rezerwat przyrody "Nietoperek"), których zimuje tu ponad 30 tys. z 12 gatunków. Osobiście lubię patrzeć na te demoniczne stworzenia, które są dla mnie skrzyżowaniem myszy i smoka, ale kiedy grzecznie siedzą lub wiszą głowami w dół. Jak latają koło mnie, to już nieco mniej :)
MRU to jedne z największych podziemi fortyfikacyjnych świata. Łączna ich długość wynosi około 32 - 35 km. Zwiedzanie ich możliwe jest tylko z przewodnikiem. (Od 15 października do 15 kwietnia, ze względu na nietoperze, obowiązuje zakaz wstępu na dane fragmenty tras.)
Jeden z odcinków, udostępnionych turystom, znajduje się w Pniewie, w gminie Międzyrzecz. I właśnie tam byłam i oglądałam te śmiałe plany niemieckie. Tu, oprócz trzech tras do wyboru, dłuższej 3 km, krótszej 1,5 km i ekstremalnej 1 km, znajduje się także skansen sprzętu wojskowego.
Temperatura w podziemiach jest stała i wynosi 10⁰ C. Warto zabrać ze sobą coś cieplejszego na grzbiet i wygodne buty (część trasy jest po schodach). Na krótszej trasie, podziemia są oświetlone, jeśli jednak wybierze się trasę dłuższą (lub nowopowstałą trasę ekstremalną) warto zabrać ze sobą latarki i nieprzemakalne obuwie.
Na koniec padła komenda: załoga do wozu! Tym razem miałam przyjemność przejechać się transporterem opancerzonym BTR-152. Pierwszy raz w życiu! Mówię Wam, trzęsło mną niesamowicie, wiatr rozwiewał włosy a na każdej nierówności podskakiwałam całą sobą. Dodatkowo miałam ubaw, że wóz był z klimatyzacją, o czym świadczyła stosowna tabliczka :)
Z mojej wizyty w MRU zapamiętam też upadek mojego całkiem nowego telefonu, który od tego momentu uległ brzydocie przez popękaną szybkę. Niestety w ciemnym tunelu wypadł mi z ręki podczas próby zrobienia zdjęcia. Cóż... jak na wojnie, jakieś straty muszą być.
Co można powiedzieć o tej wycieczce? Że bunkry są i jest zaje...fajnie. Polecam więc, doświadczyć tego na własnej skórze.